Wstęp
Kiedyś wśród przyjaciół poproszono Tony'ego de Mello, by
powiedział parę słów o swojej pracy. Wstał i opowiedział historyjkę, która później
powtórzył w trakcie rekolekcji i którą odnaleźć można w jego: “Śpiewie ptaka”.
Ku memu zmieszaniu opowieść tę adresował do mnie.
Pewien człowiek znalazł jajko orła.
Zabrał je i włożył do gniazda kurzego w zagrodzie.
Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt i wyrósł wraz z nimi.
Orzeł przez całe życie zachowywał się jak kury z podwórka, myśląc,
że jest podwórkowym kogutem.
Drapał w ziemi szukając glist i robaków.
Piał i gdakał. Potrafił nawet trzepotać skrzydłami i fruwać kilka
metrów w powietrzu.
No bo przecież, czyż nie tak właśnie fruwają koguty?
Minęły lata i orzeł zestarzał się.
Pewnego dnia zauważył wysoko nad sobą, na czystym niebie
wspaniałego ptaka.
Płynął elegancko i majestatycznie wśród prądów powietrza, ledwo
poruszając potężnymi, złocistymi skrzydłami.
Stary orzeł patrzył w górę oszołomiony.
- Co to jest? - zapytał kurę stojącą obok.
- To jest orzeł, król ptaków - odrzekła kura.
- Ale nie myśl o tym Ty i ja jesteśmy inni niż on.
Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał. I umarł, wierząc, że
jest kogutem w zagrodzie.
Poczułem zmieszanie? Nie, wręcz zniewagę! Publicznie porównany do
kury. Ale przecież w pewnym sensie miał racje, ale i nie miał. Znieważony? Ależ nie!
Nie o to chodziło Tony'emu. Ale przecież przypowieść ta była adresowana do mnie i
pozostałych słuchaczy. W jego oczach byłem orłem, nieświadomym, jak wysoko mogą go
ponieść jego skrzydła. Opowiadanie to pozwoliło mi pojąc wielkość Tony'ego, jego
miłość i szacunek dla innych. Ujmowało to niezwykle trafnie istotę jego pracy, sens
działań zmierzających do przebudzenia. To był Tony w swej najlepszej formie,
głoszący znaczenie przebudzenia, znaczenie nas samych dla siebie i innych, wskazując na
fakt, iż jesteśmy lepsi niż sami wiemy o tym.
W niniejszej książce wypowiedzi Tony'ego mają formę dialogu,
rozmowy - ujawnia on wszystkie swoje zalety w polemice, walce. Porusza te wszystkie
tematy, które tkwią głęboko w sercach słuchaczy.
Zachowanie siły jego słów, spontaniczności i umiejętności
prowadzenia dialogu było dla mnie w tej książce głównym zadaniem po jego śmierci.
Dziękuję bardzo za pomoc, jaką otrzymałem od George'a McCauleya S.J., Joan Brady,
Johna Culkina i innych - zbyt wielu, by ich tu wymienić.
Raduj się tą książką, niech myśli w niej zawarte przenikną do
twej duszy, słuchaj ich - tak jak sugeruje Tony - sercem. Słuchając Tony'ego,
usłyszysz też siebie. Pozostawiam Cię z Tonym - duchowym przewodnikiem, przyjacielem na
całe życie.
J.Francis Stroud S.J.
De Mello Spirituality Center
Fordham University
Bronx, New York
Przebudzenie
Przebudzenie to duchowość. Ludzie najczęściej śpią, nie zdając
sobie z tego sprawy. Rodzą się pogrążeni we śnie. Żyją śniąc. Nie budząc się
zawierają małżeństwa. Płodzą dzieci we śnie i umierają, nie budząc się ani razu.
Pozbawiają się tym samym możliwości zrozumienia niezwykłości i piękna ludzkiej
egzystencji. Mistycy, niezależnie od wyznawanej przez siebie doktryny, zgodni są co do
tego, że wszystko, co nas otacza, jest takie, jakie być powinno. Wszystko. Cóż za
przedziwny paradoks. Najtragiczniejsze jest jednak to, że większość ludzi nigdy tego
nie jest w stanie zrozumieć. Nie są w stanie tego pojąć, gdyż pogrążeni są we
śnie. Śnią sen prawdziwie koszmarny.
W ubiegłym roku oglądałem w hiszpańskiej telewizji pewna
historyjkę o mężczyźnie, który pukając do drzwi pokoju swego syna wolał:
- Jaime, obudź się!
Syn w odpowiedzi:
- Nie chcę wstawać, tato.
Poirytowany ojciec:
- Wstawaj, musisz iść do szkoły!
Jaime na to:
- Nie chcę iść do szkoły.
- Dlaczego? - pyta ojciec.
- Są trzy powody ku temu - stwierdził Jaime. - Po pierwsze, bo tam
jest potwornie nudno; po drugie, bo mi dzieciaki dokuczają, a wreszcie po trzecie, bo
nienawidzę szkoły.
Na to ojciec:
- To ja ci podam trzy powody, dla których powinieneś pójść do
szkoły. Po pierwsze, bo to jest twój obowiązek; po drugie, bo masz czterdzieści piec
lat; i po trzecie, ponieważ jesteś dyrektorem szkoły.
Obudź się! Przebudź się wreszcie! Jesteś dorosły. Nie jesteś
niemowlakiem, by cały czas spać. Obudź się! Porzuć swe zabawki. Pora wydorośleć.
Większość ludzi twierdzi, iż pragnie jak najszybciej opuścić
przedszkole. Ale nie wierz im. Nie mówią prawdy. Jedyne, czego naprawdę chcą, to by
naprawić im popsute zabawki. “Oddaj mi moja żonę”. “Przyjmij mnie znowu do pracy”.
“Oddaj mi moje pieniądze”. “Zwróć mi moją wcześniejszą reputację”. Tego
właśnie naprawdę chcą. Pragną, aby zwrócono im dotychczasowe zabawki. Tylko tego,
niczego więcej. Psychologowie twierdza, że ludzie chorzy w istocie rzeczy nie chcą
naprawdę wyzdrowieć. W chorobie jest im dobrze. Oczekują ulgi, ale nie powrotu do
zdrowia. Leczenie bowiem jest bolesne i wymaga wyrzeczeń.
Przebudzenie, jak wiadomo, nie jest rzeczą najbardziej przyjemna. W łóżku
jest ciepło i wygodnie, budzenie nas irytuje. I to jest powód, dla którego prawdziwy
guru nigdy nie usiłuje ludzi budzić. Mam nadzieje, że okażę się na tyle mądry, by
nie podejmować próby budzenia tych, którzy śpią. Naprawdę, nie moja to sprawa, że
spisz. I jeśli nawet będę niekiedy mówił “obudź się”, to bynajmniej nie po to,
by przerwać twój sen. Moja sprawa jest robić jedynie to, co powinienem. Tańczyć swój
taniec. Jeśli potraficie uzyskać coś dla siebie z tych moich rozważań, to bardzo
dobrze; jeśli nie, tym gorzej dla was! Jak powiadają Arabowie: “Natura deszczu jest
zawsze taka sama, pozwala rosnąc cierniom na bagnach, jak i kwiatom w ogrodach”.
Czy Pomogę Wam Podczas Tych Rekolekcji
Myślicie, że zamierzam Wam dopomóc? Nie. Po stokroć nie. Nie
spodziewajcie się, aby to, co mówię, pomogło komukolwiek. Mam jednak nadzieje, że
tym, co powiem, również nikomu nie zaszkodzę. Jeśli moje rozważania miałyby
wyrządzić ci jakąś szkodę - to przyczyna tej szkody tkwi w tobie. Jeśli udałoby
się w czymś tobie dopomóc - to sam tego dokonałeś. Naprawdę, to ty sam sobie
pomogłeś. Nie ja. Czy uważasz, że ludzie są w stanie ci pomoc? Jeśli tak myślisz,
to jesteś w błędzie. Czy sądzisz, że ludzie dadzą ci oparcie? Wierz mi, nie mogą ci
tego dostarczyć.
Pamiętam pewną kobietę biorącą udział w prowadzonej przeze mnie
grupie psychoterapeutycznej. Była to bardzo religijna siostra zakonna. W trakcie
posiedzenia powiedziała mi:
- Nie czuje wsparcia ze strony przełożonej.
Zapytałem ja zatem:
- Co przez to rozumiesz?
A ona na to:
- Moja przełożona, stojąca na czele prowincji, nigdy nie pojawia
się wśród nowicjuszek, które mi podlegają. Nigdy. Z jej ust nigdy też nie padły
słowa uznania.
Odpowiedziałem jej na to:
- Dobrze, odegrajmy małą scenkę. Załóżmy, że znam
przełożona prowincji. Przypuśćmy, że wiem, co ona myśli na twój temat. A więc mówię
ci (jako osoba grająca role przełożonej prowincji): “Wiesz, Mary, nie pojawiam się
nigdy u ciebie, gdyż jest to jedyne miejsce w prowincji, które nie przysparza mi kłopotów.
Wiem, że podlega ono tobie, a więc wszystko musi być w porządku”. Jak się teraz
czujesz? - zapytałem.
- Wspaniale - odpowiedziała.
Wówczas jej powiedziałem:
- Czy zgodzisz się na chwile opuścić ten pokój? Będzie to
część zadania.
Wyszła. Podczas jej nieobecności powiedziałem do reszty
uczestników sesji:
- Nadal jestem przełożona prowincji. Mary jest jak dotąd
najgorsza ze wszystkich podległych mi mistrzyń nowicjatu. Nie pojawiam się u niej,
gdyż nie mogę znieść widoku tego, co ona tam u siebie wyprawia. To jest po prostu
straszne. Jeśli jednak powiem jej prawdę, biedne nowicjuszki jeszcze bardziej na tym
ucierpią. Za rok, dwa zamierzam zastąpić ja kimś innym. Przygotowuje już kogoś na
jej miejsce. Na razie pomyślałam, że powiem jej kilka miłych słów, aby jej pomoc
przetrwać. Co o tym sądzicie? -
Odpowiedzieli:
- No, tak. To jedyne, co mogłaś w tej sytuacji zrobić.
Zawołałem Mary i zapytałem ja, czy nadal czuje się wspaniale.
- O tak - odpowiedziała.
Biedna Mary! Sądziła, że otrzymuje wsparcie od przełożonej, a w
rzeczywistości było to zupełnie coś innego. Jest bowiem tak, iż to, co czujemy i
myślimy, stanowi zazwyczaj iluzje wyprodukowana przez nasze głowy, łącznie z tym
wszystkim, co dotyczy pomocy udzielanej nam przez innych ludzi.
Myślisz, że pomagasz ludziom, bo ich kochasz. Jeśli tak, to
chciałbym cię powiadomić, że w nikim nie jesteś zakochany. Kochasz jedynie swą z góry
przyjętą i pełną nadziei wizję tej osoby. Pomyśl o tym przez chwile. Nigdy nie
byłeś zakochany w rzeczywistej osobie, byłeś natomiast zakochany w swojej a priori przyjętej
wizji tej osoby. I czy to nie jest właśnie powód, dla którego się odkochujesz? Twoja
wizja uległa zmianie, prawda? “Jak mogłeś mnie do tego stopnia zawieść, skoro ja
tobie tak ufałem?” - mówisz komuś. Czy rzeczywiście ufałeś mu? Nigdy nikomu nie
ufałeś! Przestań w to wierzyć! To część prania mózgu, ufundowanego ci przez społeczeństwo.
Przecież nigdy nikomu nie ufasz. Za jednym wyjątkiem: ufasz jedynie swemu sadowi na
temat danej osoby. Na co więc się żalisz? Prawda jest taka, że nie lubisz przyznawać
się do tego, że “mój sąd był nieprawdziwy”. To cię zbytnio nie zachwyca. Wolisz
powiedzieć: “Jak mogłeś sprawić mi taki zawód”.
A więc podsumujmy. Ludzie tak naprawdę nie chcą dojrzeć, nie chcą
się zmienić, nie chcą być szczęśliwi. Jak to mi kiedyś ktoś mądrze powiedział:
“Nie staraj się ich uszczęśliwiać na sile, bo narobisz sobie kłopotów. Nie próbuj
uczyć świni śpiewu. Stracisz swój czas, a i świnię zdenerwujesz”. Przypomina mi
się tu jeszcze inna historia o biznesmenie, który wszedł do baru, usiadł i zobaczył
faceta z bananem w uchu. Wyobraź sobie, z bananem w uchu! I myśli sobie: “Czy ja
czasem nie powinienem mu jakoś o tym powiedzieć? Nie, przecież to nie moja sprawa”.
Ale myśl ta nie daje mu spokoju. Po jednym czy dwóch drinkach zwraca się do faceta:
- Przepraszam, hmm, ma pan banana w uchu.
Facet na to:
- Przykro mi, ale nie wiem, o co panu chodzi.
Biznesmen powtarza:
- Ma pan banana w uchu!
Na co indagowany:
- Głośniej, proszę, bo mam banana w uchu!
Takie działanie nie ma sensu. “Przestań, przestań i jeszcze raz
przestań” - mówię do siebie. Powiedz swoje i zmykaj stad. Jeśli skorzystają z tego,
to dobrze. Jeśli nie, to trudno!
O Właściwym Rodzaju Egoizmu
Jeśli naprawdę pragniesz swego przebudzenia, to chciałbym, abyś
najpierw zrozumiał, że w gruncie rzeczy nie chcesz się przebudzić. Pierwszym krokiem
do przebudzenia jest uczciwe przyznanie się, że to ci się nie podoba. Nie chcesz być
szczęśliwy. Chcesz przeprowadzić mały test? No to spróbujmy. Zajmie ci to dokładnie
minutę. Możesz zamknąć oczy lub pozostawić je otwarte. To nie ma znaczenia. Pomyśl o
kimś, kogo bardzo kochasz, z kim jesteś bardzo blisko, o kimś, kto jest ci bardzo drogi
i powiedz do niego w myślach: “Bardziej pragnę być szczęśliwy, niż mieć ciebie”.
Zobacz, co się dzieje. “Wolę być szczęśliwy, niż mieć ciebie. Gdybym miał
możliwość wyboru, bez wahania wybrałbym szczęście”. Ilu z was podczas wypowiadania
tych słów czuło się egoistami? Sądzę, że wielu. Widzicie, co z nami zrobiono?
Zobaczcie, jak w was wdrukowano myślenie: “Jak mogę być takim egoista”. Ale spójrzcie,
kto tu jest egoistą. Wyobraź sobie osobę, która mówi do ciebie: “Jak możesz być
takim egoista, że wybierasz szczęście zamiast mnie?” Czy nie miałbyś ochoty wówczas
jej odpowiedzieć: “Wybacz, ale jak możesz być takim egoista, żeby wymagać ode mnie,
bym wyżej cenił ciebie od szczęścia?”
Pewna kobieta opowiadała mi, że kiedy była dzieckiem, jej
kuzyn-jezuita głosił rekolekcje w kościele jezuitów w Milwaukee. Każdą konferencje
rozpoczynał słowami:
- “Spełnieniem miłości jest poświęcenie, jej miara brak
egoizmu”. - Wspaniale stwierdzenie. Zapytałem ja:
- Czy chciałabyś, abym cię kochał kosztem mego szczęścia?
- Tak - odparła.
Jakież to urzekające! Czyż to nie cudowne? Kochałaby mnie kosztem
swego szczęścia, a ja kochałbym ja kosztem mego szczęścia. I tak mielibyśmy w
konsekwencji dwie nieszczęśliwe istoty. Ale to nieważne, niech żyje miłość.
O Pragnieniu Szczęścia
Mówiłem już, że nie chcemy być szczęśliwi. Pragniemy czegoś
innego. Ściśle rzecz biorąc, nie chcemy być bezwarunkowo szczęśliwi. Gotów jestem
być szczęśliwy, jednak pod warunkiem, że będę miał to, tamto i jeszcze coś innego.
Ale w gruncie rzeczy to tak samo, jakby powiedzieć do przyjaciela lub Boga, albo do
kogokolwiek innego:
- Ty jesteś moim szczęściem. Jeśli nie posiądę ciebie, to nie
będę szczęśliwy.
Jest to bardzo ważne stwierdzenie i musimy je w pełni zrozumieć. Nie
potrafimy być szczęśliwi tak sobie, po prostu dla samego faktu; zadamy spełnienia
jakichś tam warunków. Mówiąc dosadnie - nie potrafimy wyobrazić sobie, że można
być szczęśliwym bez spełnienia tych warunków. Nauczono nas wiązać szczęście z ich
występowaniem.
Zatem pierwsza rzecz, jaka musimy uczynić, jeśli chcemy się
przebudzić, to uświadomić sobie ten fakt. Jeśli pragniemy kochać, jeśli chcemy być
wolni, jeśli tęsknimy za radością, pokojem i duchowością, to musimy to zrozumieć.
To właśnie dlatego duchowość jest czymś jak najbardziej praktycznym na świecie.
Wymyślcie cokolwiek bardziej praktycznego niż duchowość, taka, o jakiej mówię. Nie mówię
ani o pobożności, ani o dewocji, ani o religii, ani o oddawaniu czci, ale o duchowości
- a więc o przebudzeniu, i tylko o przebudzeniu! Spójrzcie na ludzi o zranionych
sercach, na samotnych, spójrzcie na przerażonych, zagubionych, spójrzcie na konflikty
uczuć w sercach ludzi, konflikty wewnętrzne i zewnętrzne. Przypuśćmy, że
poszukaliście kogoś, kto znalazł sposób na pozbycie się tego wszystkiego.
Załóżmy, że osoba ta podała sposób uniknięcia tego olbrzymiego
drenażu energii, zdrowia, emocji spowodowanego tymi konfliktami i uwikłaniami.
Czy chcielibyście tego? Przypuśćmy, że ktoś pokazał nam sposób,
dzięki któremu moglibyśmy prawdziwie nawzajem kochać się, żyć w pokoju i w
miłości. Czy można wymyślić coś bardziej praktycznego? A jednak ludzie sadza, że
wielki biznes jest czymś bardziej praktycznym i ze praca jest czymś bardziej
praktycznym, i ze nauka jest czymś bardziej praktycznym. Ciekaw jestem, jakie to
korzyści mamy z lądowania człowieka na Księżycu, jeśli my sami nie potrafimy żyć
tu, na tej ziemi?
Czy Podczas Naszych Rozważań O Duchowości Mówimy
O Psychologii
A może psychologia jest czymś bardziej praktycznym niż duchowość?
Nie. Nic nie jest bardziej praktyczne niż duchowość. W czym może człowiekowi pomoc
biedny psycholog? Może rozładować napięcie skumulowane w człowieku. Sam jestem
psychologiem, czynnym psychoterapeuta i staje wobec wielkiego konfliktu wewnętrznego,
ilekroć muszę wybierać pomiędzy psychologia a duchowością. Zastanawiam się, czy
pojmujecie, o czym tu teraz myślę. Ja sam przez wiele lat nie potrafiłem zrozumieć
sensu tych pojęć.
Wyjaśnię to. Nie pojmowałem tego aż do chwili, gdy nagle odkryłem,
ile ludzie musza się nacierpieć w jakimś związku, by zrozumieć iluzoryczność
wszelkich związków. Czy to nie straszne? Musza cierpieć w jakimś związku, zanim się
nie obudzą i nie stwierdza: “Mam tego dość! Musi istnieć jakiś lepszy sposób na
życie niż uzależnianie się od innych”. A co ja uczyniłem jako psychoterapeuta?
Przychodzili do mnie ludzie ze swymi problemami dotyczącymi kłopotów w związkach z
innymi, z nieumiejętnościami komunikowania się z nimi itp., i czasami im pomagałem.
Jednakże często, przykro mi jest to przyznać, nie była to pomoc
właściwa, gdyż ugruntowywałem ich w uśpieniu. Być może powinni jeszcze więcej
pocierpieć. Być może powinni osiągnąć dno, by potem moc powiedzieć: “Mam tego
wszystkiego dość”. Tylko wtedy, gdy ma się dość własnej choroby, można się z
niej wyzwolić. Zazwyczaj idzie się do psychiatry lub psychologa, aby uzyskać ulgę.
Powtarzam - ulgę, a nie po to, aby się wyleczyć. Jest taka opowiastka o Johnnym, który
- jak utrzymywano - był trochę niedorozwinięty umysłowo. Jednakże, jak się to potem
okaże, wcale tak nie było. Johnny brał udział w zajęciach plastycznych w szkole
specjalnej, gdzie dano mu do zabawy plastelinę. Wziął kawałek plasteliny, poszedł w
kąt i zaczął się nią bawić. Podchodzi do niego nauczyciel i mówi:
- Cześć, Johnny.
Na co chłopiec odpowiada:
- Cześć.
Z kolei nauczyciel:
- Co trzymasz w ręku?
Johnny odpowiada:
- To jest kawałek krowiego łajna.
- Co z niego zrobisz? - kontynuuje rozmowę nauczyciel.
- Nauczyciela - odpowiada chłopiec.
“No cóż, Johnny znów cofnął się w rozwoju” - pomyślał
nauczyciel. Wola więc dyrektora, który akurat obok przechodził i oświadcza:
- U Johnny'ego obserwuje regres.
Dyrektor podchodzi więc do Johnny'ego i mówi:
- Hej, synu.
Na co Johnny:
- Hej.
Dyrektor pyta następnie:
- Co tam masz w ręku?
A on odpowiada:
- Kawałek krowiego łajna.
- Co z tego zrobisz? - pyta dalej.
- Dyrektora.
Dyrektor dochodzi do wniosku, że Johnnym powinien zając się szkolny
psycholog. Polecił, by posłano po niego. Psycholog jest mądrym gościem. Przychodzi i mówi:
- Cześć, Johnny.
Na co chłopiec odpowiada:
- Cześć.
Psycholog mówi dalej:
- Wiem, co masz w ręku...
- Co? - pyta chłopiec.
- Kawałek krowiego łajna.
- To prawda - odpowiada Johnny.
- I wiem, co z niego robisz.
- Co? - pyta chłopiec.
- Robisz psychologa.
- Nieprawda. Nie mam wystarczającej ilości krowiego łajna!
I taki to ma być chłopiec umysłowo upośledzony. Biedni
psychologowie. Jakże są pożyteczni. Naprawdę są sytuacje, gdy pomoc psychoterapeuty
jest nieodzowna, gdy pacjent znajduje się na krawędzi szaleństwa, obłędu. Z tego
miejsca równie jest blisko do przeżycia mistycznego, jak i do psychozy. Mistyk jest
przeciwieństwem lunatyka. Czy wiecie, jaka jest jedna z oznak przebudzenia? Jest nią
pojawienie się pytania, które człowiek sam sobie stawia: “Czy to ja zwariowałem, czy
też oni wszyscy?” Naprawdę tak jest. Bo wszyscy jesteśmy stuknięci. Cały świat
zwariował. Obłąkani lunatycy! Jedynym powodem, dla którego nie zamyka się nas w
Wariatkowie, może być to, że jest nas tak wielu. Jesteśmy więc stuknięci. Kierujemy
się stukniętymi poglądami na miłość, związki międzyludzkie, szczęście, radość,
na wszystko. Jesteśmy do tego stopnia stuknięci, że kiedy wszyscy są co do czegoś
zgodni, to z cala pewnością możesz być pewien, że się mylą! Każda nowa idea,
każda wielka idea na samym początku wyznawana była przez jedna jedyna osobę. Przez
najmniejsza z mniejszości. Ów człowiek zwany Jezusem Chrystusem to jednoosobowa
mniejszość. Wszyscy mówili co innego niż on. Budda - też jednoosobowa mniejszość.
Wszyscy myśleli inaczej. Chyba to Bernard Russell powiedział: “Każda wielka idea na
początku jest bluźnierstwem”. Dobrze powiedziane. W tej książce usłyszycie jeszcze
niejedno bluźnierstwo. “Bluźni!” - powiedzą. A przecież ludzie są stuknięci, są
pogrążeni we śnie i im prędzej to stwierdzisz, tym lepiej wpłynie to na twoja
psychikę. Nie ufaj im. Nie ufaj najlepszym przyjaciołom. Zerwij ze swymi najlepszymi
przyjaciółmi. Są bardzo sprytni. Tak samo jak i ty w stosunku do innych, choć pewnie o
tym nie wiesz. O, jakże jesteś przebiegły, subtelny i sprytny. Czujesz się bohaterem!
Nie rozpieszczam cię, nie sypie komplementami, prawda? Ale powtarzam.
Musisz pragnąc przebudzenia. Jesteś stworzony do wielkich czynów. I nawet o tym nie
wiesz. Sądzisz, że przepełnia cię miłość. Ha ha, a kogo to niby tak kochasz? Czyż
nawet samopoświęcenie nie ugruntowuje w tobie dobrego samopoczucia? “Poświęcam się!
Żyje zgodnie ze swymi ideałami”. Ale coś z tego masz, prawda? Zawsze masz coś z tego
wszystkiego, co robisz. Tak jest, dopóki się nie obudzisz.
A więc, krok pierwszy. Uświadom sobie, że nie chcesz się tak
naprawdę obudzić. Bardzo trudno się obudzić, kiedy się jest zahipnotyzowanym tak, aby
w skrawku starej gazety widzieć czek na milion dolarów. Jak trudno jest oderwać się od
tego skrawka starej gazety.
Ilekroć usiłujesz się czegoś wyrzec, ulegasz złudzeniu. Co ty na
to? Naprawdę ulegasz złudzeniu. Czego się wyrzekasz? Ilekroć wyrzekasz się czegoś,
wiążesz się z tym na zawsze. Pewien guru z Indii twierdzi, że kiedy przychodzi do
niego prostytutka, mówi wyłącznie o Bogu.
- Mam dość życia, które wiodę - mówi. - Chcę Boga.
I zawsze, kiedy odwiedza go ksiądz, mówi jedynie o seksie. Widzisz więc,
że jeśli wyrzekasz się czegoś, to zrastasz się z tym na zawsze. Kiedy coś zwalczasz,
wiążesz się z tym na wieki. Tak długo, jak z tym walczysz, tak też długo dajesz temu
moc. Dokładnie taka moc, jak tę, która wkładasz w tę walkę. Dotyczy to komunizmu i
wszystkiego innego. Tak więc musisz “przyjąć” swoje demony, bo kiedy z nimi
walczysz, to dajesz im sile. Czy nikt ci dotąd tego nie mówił?
Kiedy się czegoś wyrzekasz, stajesz się z tym związany. Jedynym
sposobem, aby się z tego wyzwolić, jest poddać się temu. Nie wyrzekaj się niczego,
poddaj się temu. Pojmij prawdziwa wartość takiego czy innego obiektu, a już nie
będziesz musiał się go wyrzekać. Po prostu odpadnie to od ciebie. Ale oczywiście,
jeśli tego nie dostrzegasz, jeśli nadal jesteś zahipnotyzowany, to uważasz, że nie
będziesz szczęśliwy bez tego czy tamtego. Jednym słowem - ugrzązłeś. Czego ci
natomiast potrzeba? Bynajmniej nie tego, czego zada tak zwana “duchowość”, a
mianowicie skłonienia cię do podejmowania ofiar i wyrzeczeń. To nic nie da. Ciągle
pogrążony jesteś we śnie. Potrzeba ci nade wszystko rozumienia, rozumienia i jeszcze
raz rozumienia. Jeśli zrozumiesz, pożądanie po prostu zniknie. Innymi słowy: jeśli
się obudzisz, to pragnienie przestanie ci dokuczać.
Wysłuchaj I Oducz Się
Niektórych z nas budzą bardzo twarde doświadczenia życiowe.
Cierpimy tak bardzo, że się budzimy. Ale ludzie wciąż na nowo zderzają się z
życiem. I kontynuują swój lunatyczny marsz. Nie budzą się nigdy. Nawet nie
podejrzewają, że może być jakąś inna droga. Do głowy im nie przyjdzie, że może
istnieć coś lepszego. A jednak, jeśli nawet nie zderzyłeś się wystarczająco z
życiem i nie nacierpiałeś się dostatecznie, masz jeszcze jedna drogę prowadzącą do
przebudzenia. Po prostu naucz się słuchać. Nie znaczy to, że musisz się ze mną
zgadzać. To nie byłoby słuchanie. Wierz mi, tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia to,
czy zgadzasz się ze mną czy nie. A to dlatego, że zgoda i niezgoda odnoszą się do słów,
koncepcji, teorii. Nie mają nic wspólnego z prawda. Prawdy nie da się wyrazić
słowami. Prawdę dostrzega się nagle, jako skutek przyjęcia określonej postawy. A
więc możesz się nie zgadzać ze mną, a jednak dostrzec prawdę. Konieczna jest tu
tylko otwartość, chęć odkrywania czegoś nowego. I to tylko jest ważne, a nie to, czy
zgadzasz się ze mną lub nie. W końcu to, co tu przekazuje, to - nie da się ukryć -
teorie. Żadna teoria nie pokrywa się całkowicie z rzeczywistością. A więc mogę ci mówić
nie o samej prawdzie, ale o przeszkodach dotarcia do niej. Potrafię to opisać. Nie mogę
natomiast opisać prawdy. Nikt nie może tego dokonać. Jedyne, co mogę opisać, to
błąd - abyś mógł go porzucić. Jedyne, co mogę dla ciebie zrobić, to rzucić
wyzwanie twej wierze i systemowi wierzeń, które cię unieszczęśliwiają. Jedyne, co
mogę dla ciebie zrobić, to pomoc ci oduczyć się. Oto na czym polega uczenie się
duchowości; oduczanie się prawie wszystkiego, czego cię nauczono. Jest to chęć
oduczania się, umiejętność słuchania.
Czy słuchasz w taki sposób, jak czyni to większość ludzi, którzy
słuchają jedynie po to, aby się utwierdzić w tym, co i tak wcześniej wiedza?
Poobserwuj siebie wtedy, gdy do ciebie mówię. Często będziesz wstrząśnięty, może
zszokowany, zbulwersowany, zirytowany, sfrustrowany.
A może powiesz: “Świetnie!”
Czy słuchasz jedynie po to, by potwierdzić swe dotychczasowe
przekonania? A może słuchasz, by odkryć coś nowego? To bardzo ważne, po co słuchasz.
I jakże trudno śpiącym to odróżnić. Jezus głosił DOBRA nowinę, a jednak odrzucono
ja. Nie dlatego, że nie była dobra, ale dlatego, że była nowa. Nie cierpimy rzeczy
nowych. Nienawidzimy ich. Im szybciej to sobie uświadomisz, tym lepiej. Nie chcemy
wiedzieć rzeczy nowych, jeśli nas niepokoją. Zwłaszcza, jeśli wymagają od nas zmiany
nas samych. A najbardziej nie chcemy ich, gdy wymagają od nas stwierdzenia: “Myliłem
się”. Pamiętam spotkanie z pewnym osiemdziesięciosiedmioletnim jezuita z Hiszpanii.
Był moim profesorem i rektorem w Indiach trzydzieści czy czterdzieści lat wcześniej.
- Powinienem ciebie usłyszeć sześćdziesiąt lat temu -
powiedział. - Coś ci powiem. Przez całe życie myliłem się.
Boże, usłyszeć coś podobnego! To jakby ujrzeć jeden z cudów
świata. Panie i panowie, to jest wiara! Otwartość na prawdę, bez względu na
konsekwencje, bez względu na to, dokąd ona prowadzi, i nawet jeśli nie wiadomo, dokąd
cię zaprowadzi. To jest wiara! Nie tyle zbiór przekonań, co zawierzenie. Wiara daje nam
olbrzymie poczucie bezpieczeństwa, zawierzenie natomiast jest niepewnością. Porzuć
taka zadufana wiarę. Przygotuj się na to, by iść, i bądź otwarty. Szeroko otwarty!
Jesteś gotów, by słuchać? Pamiętaj jednak: być otwartym nie oznacza bynajmniej, byś
był naiwny; nie jest to równoznaczne z połykaniem wszystkiego, co mówią do ciebie. O
nie! Musisz rzucić wyzwanie wszystkiemu, co mówię. Ale taki sprzeciw ma wypływać z
twojej otwartości, a nie uporu. Sprzeciwiaj się wszystkiemu. Przypomnij sobie wspaniale
słowa Buddy, kiedy powiedział:
“Mnichom i uczonym nie wolno akceptować moich poglądów - z
szacunku. Musza je analizować tak, jak złotnik sprawdza jakość kruszca. Trąc,
skrobiąc, pocierając i topiąc”.
Jeśli tak czynisz, słuchasz prawdziwie. Zrobiłeś następny wielki
krok ku przebudzeniu. Pierwszym krokiem była gotowość przyznania się do tego, że nie
chcesz się obudzić, że nie chcesz być szczęśliwy. Wiele w tobie opiera się czemuś
takiemu. Drugim krokiem jest gotowość rozumienia i słuchania, kwestionowania całego
twojego systemu wierzeń. Nie tylko wierzeń religijnych, tylko politycznych, tylko
społecznych, tylko psychologicznych, ale ich wszystkich razem. Gotowość do przebadania
ich na nowo, jak w opowieści Buddy.
A ja dam wam mnóstwo okazji ku temu.
Maskarada Dobroczynności
Dobroczynność jest prawdziwa maskarada interesowności przebranej za
altruizm. Mówicie, że trudno się z tym zgodzić, bowiem jesteście uczciwi usiłując
kochać i spełniać pokładane w was zaufanie. Postaram się to wyrazić prościej.
Zacznijmy od przykładu ekstremalnego. Istnieją dwa rodzaje samolubstwa. Pierwszy polega
na tym, że mam przyjemność w sprawianiu sobie przyjemności. Nazywamy to po prostu
egocentryzmem. Z drugim mamy do czynienia wówczas, gdy odnajduje przyjemność w
sprawianiu przyjemności innym. Jest to nieco bardziej wyrafinowany rodzaj egocentryzmu.
Pierwszy typ samolubstwa sam narzuca się ludzkim oczom, drugi
natomiast jest ukryty, głęboko ukryty, dlatego też nader niebezpieczny. Powoduje on
bowiem, iż zaczynamy wierzyć, że jesteśmy naprawdę wspaniali. Protestujesz przeciwko
temu, co mówię. Świetnie!
Mówi pani, że jest pani osobą samotną i wiele czasu poświęca pani
pracy na probostwie. Ale proszę przyznać, że robi to pani także z egocentrycznych
pobudek. Chcę pani być potrzebna - i wie jednocześnie o tym, że ta potrzeba wynika z
pragnienia bliższego kontaktu ze światem. Ale utrzymuje pani, że ponieważ inni
potrzebują pani pracy, to mamy tu do czynienia z wymiana dwustronna. Jest pani osobą
mądrą. Powinniśmy się od pani uczyć. To prawda:
Racja. Pomagam, daje, ale i w zamian dostaje. Pięknie. Prawdziwe to i
uczciwe. Ale to nie jest dobroczynność, to po prostu oświecona interesowność.
A pan? Twierdzi pan, że w takim razie Ewangelia Jezusa jest także - w
ostatecznym rozrachunku - nauką głoszącą chwałę interesowności. Przecież osiągamy
życie wieczne poprzez dobre uczynki. “Chodźcie błogosławieni mojego Ojca, gdy
byłem głodny, nakarmiliście mnie”, i tak dalej... A więc mówi pan, że takie
stwierdzenie idealnie przystaje do tego, co powiedziałem wcześniej. Patrząc na Jezusa,
mówi pan, widzimy, że jego dobre uczynki w końcowym rozrachunku są interesowne, gdyż
nastawione są na wygranie duszy dla życia wiecznego. I to wydaje się panu głównym
motorem i znaczeniem życia; dbałość o własne interesy poprzez działania dobroczynne.
No dobrze. Ale widzi pan, jest w tym trochę oszustwa, bowiem miesza pan w to religie. To,
co pan mówi, jest uzasadnione. Jest prawdziwe. Ale o Ewangelii, Biblii i Jezusie będziemy
jeszcze mówić pod koniec tych rekolekcji. Teraz powiem jedynie coś, co jeszcze bardziej
skomplikuje cala sprawę.
“Byłem głodny, a nakarmiliście mnie, byłem spragniony, a
napoiliście mnie”.
I jaka jest odpowiedz? -
Nie byli tego świadomi! Czasem nawiedza mnie wstrząsająca wizja, w
której władca mówi: “Byłem głodny, a nakarmiliście mnie”, zaś ludzie po jego
prawicy odpowiadają: “To prawda, Panie, wiemy o tym”. “Nie mówiłem do was -
rzecze król. - To niezgodne z pismem, nie powinniście o tym wiedzieć”..
Czy to nie interesujące? Ale wy wiecie. Wy znacie uczucie głębokiej
przyjemności płynącej z robienia dobrych uczynków. Aha! To prawda! To dokładne
przeciwieństwo sytuacji, w której ktoś stwierdza: “I cóż jest takiego wspaniałego
w tym, co zrobiłem? Coś zrobiłem i coś otrzymałem. Nie miałem pojęcia, że
uczyniłem coś dobrego. Nie wiedziała lewica, co czyni prawica”. Wiecie, że dobro ma
znaczenie wówczas, gdy czynione jest bezwiednie. Nigdy nie będziecie lepsi niż wtedy,
gdy nie wiecie, jak jesteście dobrzy. Albo jak powiedziałby wielki sufi: “Świętym
jest się tak długo, dopóki się o tym nie wie”. Nieświadomość siebie! Tak,
nieświadomość siebie!
Niektórzy z was z tym się nie zgadzają. Mówicie: “Czyż
przyjemność płynąca z dawania nie jest życiem wiecznym tu i teraz?” Nie wiem. Po
prostu nazywam przyjemność przyjemnością i niczym więcej. Przynajmniej na razie, dopóki
nie zajmiemy się religia. Chciałbym jednak, abyście już na początku coś zrozumieli:
religia nie jest - powtarzam - nie jest koniecznie związana z duchowością. A więc na
razie pozostawmy religie na boku. Zapytacie tu może, jaka jest sytuacja żołnierza, który
padł na granat, aby nie zranił innych. Albo mężczyzny, który w ciężarówce pełnej
dynamitu wjechał do amerykańskiego obozu w Bejrucie? Nikt z nas nie może wykazać się
miłością większa niż ta. Tyle, że Amerykanie są innego zdania. Postąpił
umyślnie. Zrobił coś strasznego. Prawda. Ale zapewniam was, że wcale tak nie myślał.
Sądził, że idzie do nieba. To prawda. Zupełnie tak, jak żołnierz zakrywający swym
ciałem granat.
Usiłuje zarysować wizerunek czynu, w którym brak jest ego. Czynu,
którego dokonujesz już jako przebudzony. Wówczas właśnie ten czyn jest przez nas
dokonywany. Twój czyn w takim przypadku staje się zdarzeniem.
“Niech mi się to zdarzy”. Nie wykluczam tego. Ale kiedy ty to
czynisz, doszukuje się egoizmu. Nawet wówczas, gdy są to tylko zapewnienia typu: “Pozostanie
po mnie pamięć jako o bohaterze” albo: “Nie mógłbym żyć, gdybym tego nie
zrobił, nie byłbym w stanie żyć ze świadomością, że stchórzyłem”. Pamiętaj,
iż nie wykluczam jednak innych możliwości. Nie twierdze, że nie istnieją czyny
pozbawione egoizmu. Być może są. Matka ratująca dziecko - swoje dziecko na przykład.
Ale jak to się dzieje, że nie ratuje dziecka sąsiadów? Bowiem pojawia się tu owo “moje”.
Oto żołnierz umierający za swoja ojczyznę. Zaniepokojony jestem wieloma takimi
śmierciami. Pytam wówczas samego siebie: “Czy przypadkiem nie są one wynikiem prania
mózgu?” Również rozmaici męczennicy wzbudza ja we mnie przeróżne podejrzenia.
Sądzę bowiem, że nierzadko są oni ofiarami prania mózgu. Męczennicy mahometańscy,
hinduscy, buddyjscy, chrześcijańscy są ofiarami prania mózgu!
Oto wbili sobie do głowy, że musza umrzeć, gdyż śmierć jest
czymś wspaniałym. Nie są w stanie pojąć, w czym rzecz, więc idą na to. Ale uwaga,
nie wszyscy są tacy. Nie twierdze bynajmniej, że wszyscy - choć nie wykluczam i takiej
możliwości.
Wielu komunistów, to również ofiary prania mózgu. No cóż, w to
jest wam łatwiej uwierzyć, prawda? Ich mózgi były do tego stopnia wyprane, że gotowi
byli na śmierć. Myślę sobie czasem, że za pomocą tych samych procesów stworzyć
można na przykład św. Franciszka Ksawerego i terrorystę.
Można odbyć trzydziestodniowe rekolekcje i wyjść z nich z
miłością ku Chrystusowi, ale bez śladu jakiejkolwiek samoświadomości. Bez żadnego
śladu. Przynieść to może wiele bólu. Osoba taka uważa się bowiem za wielkiego
świętego. Nie chcę tu zniesławiać Franciszka Ksawerego, który prawdopodobnie był
wielkim świętym, ale i był też człowiekiem o trudnym charakterze. Był bardzo
kiepskim przełożonym. Naprawdę. Spójrzcie na historyczne fakty, a przyznacie mi racje.
Gdy tylko coś w nadgorliwości swej zdziałał Ksawery, wszystko musiał prostować
Ignacy (Loyola - przyp.red.). Łagodził szkody, jakie ten dobry człowiek wyrządził w
swej nietolerancji. Trzeba naprawdę być bardzo nietolerancyjnym, by osiągnąć to, co
on zdołał osiągnąć. Naprzód, naprzód i jeszcze dalej - niezależnie od tego, ilu
jeszcze polegnie po obu stronach drogi. Zwykł wykluczać uczestników swej wspólnoty,
którzy później odwoływali się do Ignacego. A ten miał w zwyczaju mawiać: “Przyjedź
do Rzymu, to porozmawiamy o tym”. Ignacy w tajemnicy, cichaczem, przyjmował ich
ponownie do wspólnoty. Jaka role w postępowaniu Ksawerego odgrywała samoświadomość?
Jakie mamy prawo, by osadzać innych? Nie wiem.
Nie twierdze, że nie istnieje coś takiego, jak czysta motywacja. Mówię
tylko, że zazwyczaj wszystko, co robimy, przynosi nam jakieś korzyści. Wszystko. Kiedy
robisz coś, by zyskać miłość Chrystusa, czy to samolubność? Tak. Gdy podejmujesz
zabiegi, by zdobyć czyjakolwiek miłość, zabiegasz o własne korzyści. Widzę, że
będę ci musiał jeszcze przejrzyściej to wyjaśnić.
Załóżmy, że mieszkasz w Phoenix (stolica Arizony, de Mello
nawiązuje do Mormonów - przyp. tłum.) i musisz wykarmić ponad pięćset dzieci
dziennie. Czy z tego powodu czujesz się dobrze? Jasne, że tak. Jakże mógłbyś czuć
się źle, czyniąc tak dobrze. Ale czasami nie jest ci najlepiej. A to dlatego, że są
ludzie, którzy robią wszystko, by nie mieć złego samopoczucia. Swe zachowanie
nazywają dobroczynnością. Jednak u podstaw ich działania leży poczucie winy. Nie
czynią tego z miłości, lecz z poczucia winy. Ale dzięki Bogu, ty robisz to z miłości
do ludzi. Odczuwasz przy tym radość. Cudownie! Jesteś zdrowa jednostka, kierujesz się
bowiem własnym interesem. I to jest zdrowe.
Pozwólcie, że podsumuje to, co mówiłem o dobroczynności
bezinteresownej. Powiedziałem, iż istnieją dwa rodzaje interesowności. Myślę, że
powinienem wymienić trzy. Pierwsza, kiedy czynie coś, co sprawia mi przyjemność albo
raczej - gdy pozwalam sobie na doznawanie przyjemności. Druga, kiedy pozwalam sobie na
przyjemność sprawiania przyjemności innym. Nie powinniście być z tego dumni. Nie
sądźcie, że z tego powodu jesteście wspaniali. Jesteście po prostu przeciętnymi
osobami, tyle ze o bardziej wyrafinowanym guście. Macie dobry smak, ale nie świadczy to
bynajmniej o stanie waszego ducha. Jako dziecko lubiłeś coca-cole, teraz jesteś
dorosły i cenisz smak chłodnego piwa w upalny dzien. Masz wyrobiony smak. Jako dziecko
uwielbiałeś czekoladę, teraz jesteś starszy i lubisz słuchać symfonii i czytać
poezje. Masz tylko bardziej wyrafinowane gusta. Ale ciągle lubisz przyjemności, choć
teraz jest to przyjemność płynąca ze sprawiania innym przyjemności. W końcu mamy
trzeci typ (najgorszy), kiedy robisz coś dobrego tylko po to, by uniknąć złego
samopoczucia. Jednak spełnianie dobra nie daje ci przyjemności, wręcz przeciwnie,
wywołuje w tobie negatywne uczucia. Nie cierpisz tego. Poświęcasz się w imię
miłości, ale to ci się nie podoba. No widzisz, jak mało o sobie wiesz, jeśli
sądzisz, że znasz prawdziwe motywy swojego postępowania.
O, gdybym mógł dostać choćby jednego dolara za każdy dobry
uczynek, który wywołał we mnie negatywne uczucia, byłbym dziś milionerem. Bywa
przecież i tak:
- Czy mógłbym wpaść do ciebie dziś wieczorem, ojcze?
- Ależ tak, bardzo proszę.
Tymczasem nie chcę się z nim spotkać i nie cierpię tych spotkań.
Chcę oglądać telewizje, ale jakże śmiałbym mu odmówić? Nie umiem powiedzieć -
nie. Mówię: “Ależ tak, oczywiście”, choć w duchu myślę: “O Boże,
muszę to zrobić”. Spotkanie z nim jest dla mnie nieprzyjemne, ale i powiedzenie mu
o tym jest także nieprzyjemne - tak więc wybieram mniejsze zło i mówię:
I kiedy będzie już po wszystkim, kiedy wyjdzie, będę szczęśliwy.
Wreszcie przestanę się fałszywie uśmiechać. Ale właśnie wchodzi.
- Cudownie -
odpowiada i mówi, jak to lubi ze mną pracować, a ja
myślę: “O Boże, kiedy wreszcie przejdzie do rzeczy”. W końcu mówi, o co mu
chodzi, a ja metaforycznie wyrzucam go z mieszkania, mówiąc:
- Każdy głupek rozwiązałby ten problem samodzielnie - i odsyłam go
do literatury przedmiotu. “No, wreszcie się od niego uwolniłem” - myślę.
Następnego ranka przy śniadaniu (ponieważ nie czuje się wobec niego w porządku)
podchodzę doń i mówię:
I dodaje:
- Wie ojciec, to, co wczoraj ojciec mi powiedział, bardzo mi
pomogło. Czy moglibyśmy spotkać się jeszcze dziś po lunchu?
“O Boże!” - westchnąłem w duchu.
Taki sposób spełniania dobrych uczynków jest najgorszy z możliwych.
Robisz coś, by uniknąć złego samopoczucia. Nie masz serca, by komuś powiedzieć, że
chcesz być sam. Pragniesz, by mówiono o tobie, że jesteś dobrym księdzem! Kiedy mówisz:
“Nie lubię nikogo ranić”, podpowiem ci, byś skończył z tym tłumaczeniem. Nie
wierze ci! Nie wierze nikomu, kto wyznaje, że nie lubi ranić innych. Uwielbiamy to
robić, szczególnie ranić niektórych. Kochamy to. A kiedy robi to ktoś inny, cieszymy
się niepomiernie. Nie chcemy tak postępować sami, bo mogłoby się to obrócić
przeciwko nam. Aha, a więc o to chodzi. Jeśli kogoś ranimy, zyskujemy złą opinie. Nie
będą nas lubić, będą źle gadać o nas, a tego przecież nie chcemy!
O Co Tak Naprawdę Ci Chodzi
Życie jest bankietem. Tragedia tego świata jest, że większość
umiera na nim z głodu. Naprawdę tak uważam. Jest taka historyjka o ludziach płynących
na tratwie z wybrzeży Brazylii i umierających z pragnienia. Nie mieli pojęcia, że
płynęli po wodzie zdatnej do picia. Rzeka wpływała do morza z taka siłą, że jeszcze
kilka mil w głąb oceanu można było pić słodką wodę. Nie wiedzieli o tym. W taki
sam sposób my płyniemy po oceanie pełnym radości, szczęścia i miłości.
Większość ludzi nie ma o tym zielonego pojęcia. Przyczyna takiego stanu rzeczy: pranie
mózgu. Dlaczego ma to miejsce? Ludzie są zahipnotyzowani, śpią. Wyobraźcie sobie
sztukmistrza, który hipnotyzuje widza tak, że widzi on coś, czego nie ma, natomiast nie
dostrzega tego, co jest. Tak właśnie dzieje się z nami. Okażcie skruchę i przyjmijcie
dobra nowinę. Okażcie skruchę! Obudźcie się! Nie łkajcie nad waszymi grzechami. Po cóż
szlochać nad grzechami, które popełniliście we śnie? Czy chcecie opłakiwać to, co
robiliście, gdy byliście zahipnotyzowani? Dlaczego chcecie być właśnie takimi?
Porzućcie sny! Obudźcie się! Okażcie skruchę! Oczyśćcie umysł ze starego. Spójrzcie
na wszystko w nowy sposób!
Bo
Rzadko który chrześcijanin słowa te traktuje poważnie. Mówiłem ci
już, że pierwsza rzeczą, która powinieneś uczynić, to przebudzić się, ale
uświadomić sobie musisz, że tak naprawdę to nie chcesz być przebudzony. Wolałbyś po
stokroć bardziej mieć to wszystko, co zgodnie z hipnotyczna sugestia, która ci
zaaplikowano, jest ci tak drogie, tak ważne w twoim życiu i konieczne do przetrwania.
Drugą ważną rzeczą, którą musisz uczynić, to zrozumieć, że być może oparłeś
swe życie na fałszywych ideach. I że te poglądy mają taki wpływ na twoje życie, iż
wprowadzają do niego straszny bałagan, utrzymują cię w stanie uśpienia. Są to
poglądy dotyczące miłości, wolności, szczęścia i wielu innych spraw. A nie jest
rzeczą łatwą słuchać kogoś, kto podważa te poglądy i idee, które uznałeś za
własne i które są tobie tak bliskie.
Znane są psychologiczne prace dotyczące prania mózgu. Wykazano w
nich, że ma ono miejsce wówczas, kiedy następuje przyjęcie albo “introjekcja”
idei, nie własnej, ale czyjejś. Zabawne jest to, że gotowi jesteśmy za tę obca idee
umrzeć. Dziwne, prawda? Pierwszym testem na to, czy mózg twój został wyprany i
przyjął obce przekonania oraz poglądy, jest moment, kiedy zostają one zakwestionowane.
Czujesz się zszokowany. Twe reakcje pełne są emocji. To bardzo ważny znak. I choć nie
jest on niezawodny, to mimo wszystko uznać go można za całkiem dobry wskaźnik prania mózgu.
Jesteś gotów umrzeć za idee, która nigdy tak naprawdę nie była twoja. Terroryści i
święci (tak zwani “święci”) przyjmują jakąś ideę, połykają ją w całości,
i są gotowi za nią umrzeć. Nie jest łatwą rzeczą słuchać o jakiejś idei, szczególnie
jeśli angażuje się w to emocje. A jeśli nawet w trakcie słuchania nie angażujesz
swych emocji, to i tak słuchać ci nie jest łatwo. Słuchasz bowiem z pozycji swego
zaprogramowanego umysłu, uwarunkowanego, hipnotycznego stanu. Co więcej, często
wszystko to, co zostało powiedziane, interpretujesz właśnie w kategoriach swego
zahipnotyzowanego umysłu. W kategoriach umysłu zaprogramowanego i uwarunkowanego.
Zupełnie jak pewna dziewczyna, która słuchając wykładu o rolnictwie mówi: - Ma pan
racje. Najlepszym nawozem jest stary koński obornik. Czy mógłby pan jeszcze mi tylko
powiedzieć, ile lat powinien mieć koń, by uzyskać najlepszy efekt?
Widzicie, z jakiego wyszła założenia. Wszyscy mamy takie własne
założenia, prawda? I właśnie z tych pozycji słuchamy.
- Henry, jak się zmieniłeś! Byłeś kiedyś taki wysoki, a teraz
jesteś taki niski. Byłeś tak dobrze zbudowany, a stałeś się taki szczupły. Byłeś
blondynem, a teraz włosy ci ściemniały. Co się stało, Henry?
A Henry odpowiada:
- Nie jestem Henry, jestem John.
- Och, i do tego zmieniłeś imię.
Co zrobić, by tacy zaprogramowani ludzie potrafili słuchać?
Słuchać i widzieć, to najtrudniejsze rzeczy na świecie. Nie chcemy widzieć. A jak
sądzicie, czy kapitalista chcę widzieć, co jest dobre w systemie komunistycznym? Czy
uważacie, że komunista kwapi się, by zobaczyć, co jest dobre i zdrowe w systemie
kapitalistycznym? Czy myślicie, że bogaty człowiek potrafi patrzeć na biednych? Nie
chcemy patrzeć, ponieważ grozi nam odrzucenie wcześniejszych poglądów. Grozi nam
zmiana. Nie chcemy patrzeć. Kiedy patrzysz, możesz stracić kontrole nad życiem, która
z takim trudem utrzymujesz. I tak oto, tym czego najbardziej potrzebujesz, aby się
obudzić, jest nie moc lub siła, młodość czy nawet wielka energia. Jedyna rzeczą, której
tak naprawdę ci potrzeba, to otwartość, gotowość do nauczenia się czegoś nowego.
Prawdopodobieństwo, że się obudzisz, jest wprost proporcjonalne do tego, ile prawdy
jesteś w stanie znieść nie ratując się ucieczka. Jak wiele jesteś w stanie
przyjąć? Jak wiele z tego, co było ci tak bliskie, potrafisz zakwestionować nie
szukając ratunku w ucieczce? Na ile jesteś gotów do myślenia o nieznanym?
Pierwsza reakcja będzie strach. Nie idzie o to, że boimy się
nieznanego. Nie możesz bać się czegoś, czego nie znasz. Nikt nie boi się nieznanego.
To, czego się obawiamy, to utrata znanego. Tego właśnie się obawiasz.
Posłużyłem się wcześniej przykładem, z którego wynika, że to
wszystko, co robimy, jest skażone egoizmem. Nie brzmi to mile dla ucha. Ale zastanówmy
się nad tym stwierdzeniem przez chwile, wejdźmy głębiej w jego sens. Jeśli wszystko,
co robisz, ma swe źródło w interesowności - oświeconej czy też nie - co dzieje się
z działaniami na rzecz innych, z twoimi dobrymi uczynkami? Co się z nimi dzieje? Oto
małe ćwiczenie. Pomyśl o wszystkich dobrych uczynkach, jakie spełniłeś, albo o kilku
z nich (bo masz na to zaledwie kilka sekund). Teraz przyjmij, że wszystkie one w istocie
swojej były interesowne, bez względu na to, czy o tym wiedziałeś czy nie. Co dzieje
się z twoja duma? Co dzieje się z twoja próżnością? Co dzieje się z twoim dobrym
samopoczuciem, którego dostarczałeś sobie wtedy, gdy robiłeś coś, co - jak
sądziłeś - było takie miłosierne? Staja się dość płaskie, prawda? Co się dzieje
z twoim patrzeniem z góry na sąsiada, który wydawał ci się taki egoistyczny. Tak
jest, wszystko już się zmienia. “No dobrze - mówisz - mój sąsiad miał bardziej
pospolite upodobania niż ja.”
Wierz mi, że w tym momencie jesteś bardziej niebezpieczny niż on.
Jezus Chrystus miał -jak się zdaje - znacznie mniej kłopotów z takimi osobami, jak
twój sąsiad, niż z takimi, jak ty. O wiele więcej kłopotów przysparzali mu dopiero
ludzie, którzy byli prawdziwie przekonani, że są dobrzy. Pozostali nie byli groźni, ci
którzy byli otwarcie egoistyczni i wiedzieli o tym. Czy rozumiesz, jakie to wyzwolenie?
Hej, obudź się! To wyzwolenie. Jest cudownie! Czy czujesz się przygnębiony? Być może
tak. Czy nie jest wspaniale zdać sobie sprawę z tego, że nie jesteś lepszy od reszty
świata? Czy to nie cudowne? Jesteś rozczarowany? Spójrz, co odkryliśmy! Co stało się
z twoja próżnością? Chciałeś pozwolić sobie na mile uczucie, że jesteś lepszy
niż inni. Tymczasem mogliśmy tu zobaczyć fałsz takiego przekonania.
Dobry, Zły Czy Szczęściarz
Egoizm ma - jak sądzę - swe źródło w instynkcie samozachowawczym,
który jest naszym najgłębszym i podstawowym instynktem. Jak możemy zupełnie pozbyć
się egoizmu? To niemożliwe; to tak, jakby dążyć ku samozagładzie. Dla mnie byłoby
to równoważne z nieistnieniem. Czymkolwiek by to było, mówię: przestańcie
zamartwiać się własnym egoizmem. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Swego czasu ktoś
powiedział coś bardzo pięknego o Jezusie (ten człowiek nie był chrześcijaninem): “U
Jezusa wspaniale było to, że potrafił znaleźć wspólny język nawet z grzesznikami;
rozumiał, że nie był ani trochę lepszy niż oni”. Jesteśmy inni - na przykład od
kryminalistów różnimy się tylko tym, czego nie robimy lub co robimy, ale nie różnimy
się tym, czym jesteśmy. Jedyna różnica pomiędzy Jezusem a tymi innymi jest taka, że
on był przebudzony, a oni nie. Spójrzcie na ludzi, którzy wygrali na loterii. Czy mówią
na przykład: “Jestem ogromnie dumny, że mogę odebrać wygrana, nie ze względu na
siebie, ale ze względu na swój naród i społeczeństwo”? Czy ktokolwiek, kto wygrał
na loterii, powie coś podobnego? Nie. Gdyż mieli po prostu szczęście. Wygrali na
loterii główną nagrodę. Czy to jest powód do dumy?
W oparciu o tę sama zasadę, jeśli osiągnąłeś oświecenie -
dążyłeś do tego we własnym interesie, a nadto miałeś po prostu szczęście. Jakaż
z tego tytułu chwała dla ciebie? Cóż w tym takiego chlubnego? Czy dostrzegasz teraz,
jak bezgranicznie naiwny jest zachwyt nad sobą z powodu dobrych uczynków? Faryzeusze nie
byli złymi ludźmi, byli głupi. Byli głupi, nie źli. Nie przestali myśleć. Ktoś
powiedział kiedyś: “Nie śmiem przestać myśleć, bo gdybym to zrobił, nie
wiedziałbym później, jak znowu zacząć.”
Nasze Iluzje Dotyczące Innych
A więc gdybyś przestał myśleć, zrozumiałbyś w końcu, że nie ma
z czego być tak dumnym. Jakie to ma znaczenie dla twoich związków z ludźmi? Na co
narzekasz? Młody człowiek przychodzi i żali się, że jego dziewczyna odeszła, że
grała nieuczciwie. Na co się żalisz? Spodziewałeś się czegoś lepszego? Spodziewaj
się zawsze najgorszego, masz do czynienia z egoistycznymi ludźmi. To ty jesteś idiotą
- idealizowałeś ją, czyż nie tak? Sądziłeś, że jest księżniczką. Myślałeś,
że ludzie są bardzo mili. Nie są! Nie są mili! Są równie źli, jak ty - źli,
rozumiesz? Śpią tak, jak i ty. A o co według ciebie mają zabiegać? O własny interes,
tak jak i ty to czynisz. Nie ma między wami żadnej różnicy. Czy potrafisz sobie
wyobrazić, jaka to ulga, że już nigdy nie dasz się zwieść, nie będziesz już nigdy
rozczarowany? Już nigdy nikt nie doprowadzi cię do rozpaczy. Nie będziesz czuł się
odrzucony. Chcesz się obudzić? Pragniesz szczęścia? Chcesz wolności? Proszę bardzo -
odrzuć tylko fałszywe idee. Przejrzyj grę ludzi. Jeśli przejrzysz własną grę,
przejrzysz grę innych. Wówczas ich pokochasz. W przeciwnym razie spędzisz życie
szarpiąc się ze swymi fałszywymi pojęciami na ich temat, ze swymi iluzjami, które
notorycznie rozpadają się w zderzeniu z rzeczywistością.
Prawdopodobnie zrozumienie tego, że po żadnym z nas - z wyjątkiem
znikomej liczby ludzi przebudzonych - nie należy spodziewać się niczego innego, jak
tylko egoizmu i działania w bardziej lub mniej wyrafinowany sposób skierowanego na własny
interes - dla wielu z was będzie bardzo trudne. Ale dzięki temu możemy uniknąć
rozczarowań. Jeśli cały czas jesteś w kontakcie z rzeczywistością, nic nie jest w
stanie cię rozczarować. Ale ty wolisz malować ludzi w jasnych kolorach, nie chcesz
widzieć ich prawdziwych twarzy, bo i nie pragniesz ujrzeć swojego prawdziwego oblicza. A
więc płacisz teraz za to odpowiednia cenę.
Ktoś kiedyś zapytał: “Czym jest oświecenie? Czym jest
przebudzenie?” Nim omówię tę kwestię, pozwolę sobie opowiedzieć pewną
historyjkę.
Oto pewien londyński tramp poszukiwał miejsca na nocleg. Z trudem
zdobył kromkę chleba do zjedzenia. Doszedł do bulwaru nad Tamizą. Ponieważ mżyło,
owinął się w swój stary płaszcz. Właśnie miał się ułożyć do snu, gdy nagle
pojawił się elegancki Rolls-Royce. Wysiadła z niego piękna młoda dama i powiedziała:
- Mój dobry człowieku, chyba nie zamierzasz spędzić nocy na tym
nabrzeżu?
A tramp na to:
- Ależ tak.
Ona w odpowiedzi:
- Nie mogę na to pozwolić. Proszę jechać do mego domu, gdzie
wygodnie się prześpisz i zjesz dobrą kolację.
Nalegała, by włóczęga wsiadł do samochodu. Wyjechali poza granice
Londynu, gdzie znajduje się okazała rezydencja i rozlegle włości damy. Został
wprowadzony przez majordomusa, któremu dama poleciła:
- James, dopilnuj, by położono go w którymś z pokoi dla służby
i dobrze potraktowano.
Tak też James uczynił. Młoda dama rozebrała się i już miała się
położyć do snu, gdy nagle przypomniała sobie o swoim gościu. Narzuciła coś na
siebie i powędrowała korytarzem do skrzydła przeznaczonego dla służby. Dostrzegła
światło w pokoju, w którym zakwaterowano trampa. Pukając delikatnie w drzwi,
otworzyła je i zauważyła, że mężczyzna jeszcze nie śpi.
- Czy coś cię gnębi, mój dobry człowieku, czy podano ci dobry
posiłek? - zapytała.
- Nigdy w życiu nie jadłem lepszego, proszę pani - padła
odpowiedz.
- Czy nie jest ci zimno?
- pytała dalej.
- Ależ nie, jest cudownie ciepło.
Zapytała w końcu:
- A może potrzebujesz towarzystwa? Posuń się trochę! - mówiąc
to podeszła do niego.
On odsunął się nieco w bok i... wpadł do Tamizy! Ha! Nie
spodziewaliście się tego! Oświecenie! Oświecenie! Przebudzenie. Kiedy będziesz gotów
zamienić swe iluzje na rzeczywistość, gdy będziesz już przygotowany, by zamienić sny
na fakty, to oznaka, że jesteś na dobrej drodze. Tu życie zaczyna mieć sens. Wówczas
dopiero życie jest piękne.
A oto inna historyjka, o Ramirezie. Jest stary. Dożywa swych dni we
własnym zamku na wzgórzu. Wygląda przez okno leżąc jest bowiem sparaliżowany) i
widzi swego wroga. Jest on równie stary jak Ramirez, opiera się na lasce, powoli i z
trudem wchodzi na wzgórze. Ramirez nie może mu w tym przeszkodzić, gdyż służba
akurat w tym dniu ma wolne. Tak więc jego wróg otwiera drzwi i idzie wprost do sypialni,
wyciąga spod płaszcza broń. Mówi:
- W końcu wyrównamy rachunki, Ramirez.
Starzec jak może stara się odwieść go od tego zamiaru.
- Daj spokój, Borgia, nie możesz tego zrobić. Nie jestem już tym
człowiekiem, który potraktował cię tak niegodziwie wiele lat temu, gdy byłeś
młodzikiem. A i ty nie jesteś już tym samym młodym mężczyzną. Schowaj broń!
- Nie - odpowiada Borgia
- twoje słodkie słówka nie odwiodą
mnie od mojej świętej misji. Żądam satysfakcji, nic na to nie poradzisz.
A Ramirez na to:
- W tym mogę ci dopomóc.
- W jaki sposób? - pyta wróg.
- Mogę się obudzić - mówi Ramirez.
I tak też czyni: budzi się!
Tym właśnie jest oświecenie. Kiedy ktoś ci mówi: “Nic już na to
nie możesz poradzić”, ty odpowiadaj mu: “Ależ nie, mogę się przecież obudzić!”
Nagle życie przestaje być koszmarem, jak to wcześniej nam się zdawało. Obudź się!
Ktoś zadał mi pytanie. Jak ono brzmiało? Zapytał mnie:
Jak myślisz, co wtedy odpowiedziałem? A jakie ma to znaczenie?
Ale ty chcesz znać odpowiedz. Musiałaby ona brzmieć:
Wiecie, jeśli ktoś pragnie czegoś w nadmiarze, to wówczas na ogół
pakuje się w kłopoty. I jeszcze coś. Gdybym był oświecony, a wy słuchalibyście mnie
dlatego właśnie, iż jestem oświecony, to wpakowalibyście się w olbrzymie kłopoty.
Czy bylibyście gotowi poddać się praniu mózgu ze strony kogoś, kto jest oświecony?
Jak wiecie, prania mózgu może dokonać każdy. I jakie to ma znaczenie, czy ten ktoś
jest oświecony, czy też nie? Ale chcielibyśmy przecież oprzeć się na kimś, to
prawda. Chcemy znaleźć oparcie w kimś, kto - jak sądzimy - dotarł już do celu. Daje
to nam nadzieję, nieprawdaż? Ale nadzieję na co? Czyż nie jest to tylko odmienna twarz
pożądania?
Chcesz nadziei na coś lepszego niż to, co masz teraz, prawda? W
przeciwnym razie pozbawiony byłbyś nadziei. Zapominasz jednak o jednym. Że masz teraz
to wszystko, czego tak bardzo pragniesz. Choć o tym nie wiesz. Dlaczego nie skupiasz się
na chwili obecnej, tylko żyjesz nadzieją na lepszą przyszłość? Dlaczego nie staramy
się rozumieć teraźniejszości? Zapominając o niej żywimy się nadzieją na
przyszłość. Czy wobec tego przyszłość nie jest następną pułapką?
Samoobserwacja
Jedyny sposób przyjścia tobie z pomocą to rzucić wyzwanie twoim
ideom. Jeśli gotów jesteś słuchać, i jeśli jesteś gotów podjąć to wyzwanie,
pozostaje ci tylko jeszcze jedno do zrobienia. Ale w tym już nikt nie może ci pomoc.
Czym jest ta najważniejsza ze wszystkich rzeczy? Jest to samoobserwacja. Nikt za ciebie
tego nie może zrobić. Nikt ci nie poda metody. Nikt też nie poda sposobu. W chwili, w
której podpatrzysz jakąś technikę, staniesz się znowu zaprogramowany. Samoobserwacja
- ogląd samego siebie - to rzecz bardzo ważna. To nie to samo, co zaabsorbowanie sobą.
Zaabsorbowanie sobą, to zajmowanie się sobą. Jesteś wówczas sobą zainteresowany,
zatroskany o siebie. Mówię natomiast o samoobserwacji. Co to jest? Oznacza to - tak
dalece, jak to jest możliwe - obserwacje wszystkiego, co jest w tobie i dookoła ciebie -
tak, jak gdyby wszystko to przydarzyło się komuś innemu. Co oznacza to ostatnie zdanie?
Znaczy ono, że powinieneś patrzyć na wszystko tak, jakbyś nie był z tym w żaden sposób
związany.
Cierpisz z powodu depresji i lęków dlatego, że identyfikujesz się z
nimi. Mówisz: “Jestem przygnębiony”. Ale to nieprawda. Ty nie jesteś przygnębiony.
Jeśli chciałbyś to wyrazić dokładniej, mógłbyś powiedzieć: “Doświadczam teraz
przygnębienia”. A ty potrafisz swój stan wyrazić zaledwie zdaniem: “Jestem
przygnębiony”. Nie jesteś przecież swą depresja. To tylko chytra sztuczka twego
umysłu, dziwaczna iluzja. Sam wpakowałeś się w ten sposób myślenia, choć go sobie
nie uświadamiasz. Jestem swą depresja, jestem swym lękiem, jestem swą radością,
jestem swym wzruszeniem. “Jestem zachwycony!”
Z cala pewnością nie jesteś zachwycony. Może jest w tobie, akurat w
tym momencie, zachwyt - ale poczekaj, to się zmieni, to nie będzie trwało wiecznie.
Nigdy nic nie trwa wiecznie, wszystko się zmienia, wszystko podlega ciągłej zmianie.
Chmury nadchodzą i odchodzą, niektóre z nich są czarne, a niektóre
białe, niektóre z nich są wielkie, a inne małe. Zstąp głębiej w tę metaforę. To
ty jesteś niebem obserwującym chmury. Dla ludzi Zachodu stwierdzenie to jest szokujące.
A przecież nie masz na to wpływu. Nie staraj się na nic wpływać. Nie zatrzymuj
niczego. Patrz! Obserwuj !
Kłopot z większością ludzi polega na tym, że są straszliwie
zajęci organizowaniem rzeczywistości, której nawet nie rozumieją. Zawsze coś
ustalamy, organizujemy... Nigdy nie przyjdzie nam do głowy, że rzeczy nie potrzebują
być organizowane. Naprawdę. To wielkie odkrycie. Rzeczy potrzebują jedynie zrozumienia.
Jeśli je zrozumiesz, one się zmienia.
Świadomość, Która Nie Ocenia
Chcesz zmienić świat? A może byś zaczął od siebie? Może tak na
początek dokonaj zmiany w sobie? Jak to osiągniesz? Przez obserwacje. Poprzez
zrozumienie. Bez żadnej ingerencji i oceny z twej strony. Ponieważ jeśli oceniasz, to
nie możesz zrozumieć.
Jeśli powiesz o kim…, że jest “komunista”, to w tym momencie
skończyło się rozumienie. Przyczepiłeś mu etykietkę.
“Ona jest kapitalistka” - w tym momencie przestałeś rozumieć.
Dałeś jej etykietkę, a jeśli etykietka wyraża półtony twej aprobaty lub
dezaprobaty, to jeszcze gorzej!
Jak zamierzasz zrozumieć to, co dezaprobujesz albo co aprobujesz w
danej materii? Żadnych sądów, żadnych komentarzy, żadnych nastawień. Po prostu
obserwacja, studia, ogląd bez pragnienia zmiany. Ponieważ jeśli pragniesz zmiany tego,
co jest, na to, co powinno być - powinno być według ciebie - przestajesz rozumieć.
Treser stara się zrozumieć psa, aby moc go nauczyć określonych sztuczek. Naukowiec
obserwuje mrówki bez z góry określonego celu - poza sama obserwacja - po to, aby się o
nich jak najwięcej nauczyć. Nie ma innego celu. Nie zamierza ich trenować, ani niczego
od nich uzyskać. Jest nimi zainteresowany, chcę o nich dowiedzieć się jak najwięcej.
Takie jest jego nastawienie. W dniu, w którym uda ci się takie nastawienie osiągnąć,
doświadczysz cudu. Zmienisz się - bez wysiłku i we właściwy sposób. Zmiana sama się
wydarzy, nie będziesz jej musiał dokonywać. Ponieważ świadomość życia drzemie w
tobie, w głębokich ciemnościach, cokolwiek jest źle, zniknie. A cokolwiek dobre,
zostanie wyłonione. Doświadczysz tego, naprawdę.
To jednak wymaga umysłu zdyscyplinowanego. Mówiąc “dyscyplina”
nie mam na myśli wkładu pracy, wysiłku. Mówię o czymś zupełnie innym. Czy
kiedykolwiek przyglądałeś się uważnie sportowcom? Całe ich życie wypełnia sport,
ale jakże są zdyscyplinowani. A spójrz na rzekę płynąca ku morzu. Tworzy brzegi, które
ja zawierają. Jeśli jest w tobie coś, co podąża we właściwym kierunku, samo kreuje
swą własną dyscyplinę. Staje się tak w chwili, w której zakażony zostajesz bakcylem
świadomości. I to jest cudowne! Jest to najcudowniejsza rzecz na świecie.
Najważniejsza i najcudowniejsza. Nie ma nic tak ważnego na świecie, jak przebudzenie.
Nic! I oczywiście jest to także swego rodzaju dyscyplina.
Nie ma nic bardziej wspaniałego niż bycie świadomym. Czy chciałbyś
żyć w ciemnościach? Czy chciałbyś podejmować działania nieświadom, mówić, nie
wiedząc, co znaczą twe słowa? Albo czy chciałbyś widzieć rzeczy i nie uświadamiać
sobie, na co patrzysz? Jak powiedział wielki mędrzec, Sokrates: “Życie nieświadome
nie jest warte tego, by je przeżyć”. To oczywista prawda. Większość ludzi nie
przezywa swego życia świadomie. Prowadza życie mechaniczne, myślą mechanicznie -
zazwyczaj cudzymi myślami - mechanicznie przeżywają emocje, mechanicznie działają,
mechanicznie reagują. Czy chcesz zobaczyć, jak bardzo upodobniłeś się do maszyny? “Ach,
jaka masz piękna spódnicę” - słowa te wydatnie poprawiły twe samopoczucie, prawda?
I to z powodu spódnicy, na miłość boska! Czujesz się z siebie dumna słysząc taki
komplement. Ludzie odwiedzają mnie w moim Centrum w Indiach i mówią:
- Cóż za cudowne miejsce, cóż za wspaniale drzewa (a te
rosną całkiem niezależnie ode mnie). Jaki wspaniały klimat.
A ja natychmiast czuje się lepiej, aż do chwili, kiedy się na tym
przyłapuję. Czy można wyobrazić sobie coś równie głupiego? Nie jestem
odpowiedzialny za te drzewa; i nie wybierałem tego miejsca na Centrum. Nie ode mnie
zależy pogoda. To po prostu takie jest. Ale moje “ja” uwikłało się w to, zatem
czuje się dumny. Czuje się dumny ze “swej” kultury i ze “swego” narodu. Jak to
możliwe, by zgłupieć aż do tego stopnia. Doprawdy. Mówią mi, że moja wielka
hinduska kultura stworzyła tak wielkich mistyków. Ale przecież nie ja ich stworzyłem.
Nie biorę za nich odpowiedzialności. Albo mówią mi:
- Ten twój kraj z całą tą nędzą, to okropne.
Czuje się zawstydzony. Ale przecież to nie ja stworzyłem tę
nędzę. O co tu idzie? Czy kiedykolwiek przestaniesz tak myśleć?
Mówią mi:
- Sądzę, że jesteś bardzo czarującą osobą.
I już czuje się świetnie. Zostałem pogłaskany. Dlatego nazywają
to: Ja jestem O.K. i ty jesteś O.K. Nosze się z zamiarem napisania książki, której
tytuł brzmiałby: “Ja jestem osłem i ty jesteś osłem”. Otwarte przyznanie się do
bycia osłem, to największe wyzwolenie, coś najpiękniejszego na świecie. Jakże jest
to cudowne. Kiedy ktoś by mi powiedział: “Nie masz racji”, ja mu odpowiem: “A
czego się spodziewałeś po ośle?”
Rozbrojeni. Wszyscy powinni być rozbrojeni. To jest ostateczne
wyzwolenie. Ja jestem osłem i ty jesteś osłem. W normalnym życiu dzieje się tak:
naciskam guzik i jesteś “na górze”, naciskam guzik i jesteś “na dole”. I taki
właśnie jesteś. Ilu znasz ludzi, na których nie działa pochwala i oskarżenie? To
nieludzkie - mówimy. Ludzkie - to znaczy, że trzeba być trochę małą małpką,
aby każdy mógł pociągnąć cię za ogon, a ty robisz to, co robić powinieneś. Ale
czy to jest ludzkie? Jeśli uważasz, że jestem czarujący, znaczy to ze właśnie w tym
momencie jesteś w dobrym nastroju i nic więcej. Znaczy to też że pasuje do twojej
listy zakupów. Wszyscy nosimy przy sobie taka listę zakupów i trzeba się do tej listy
dopasować - wysoki, hmm, ciemny, hmm, przystojny, hmm - zgodnie z naszymi upodobaniami.
Nie jesteś zakochany, ty głupi ośle. Ilekroć jesteś zakochany -
waham się, czy to powiedzieć - jesteś osłem w sposób szczególny. Usiądź i popatrz,
co się z tobą dzieje. Chcesz uciec. Ktoś kiedyś powiedział: “Dziękuj Bogu za
rzeczywistość i możliwość ucieczki od niej”. I to właśnie ma miejsce. Jesteśmy
tacy mechaniczni w swym życiu, tak bardzo pod kontrola. Piszemy książki o tym, jak się
kontrolować i jak cudownie być kontrolowanym i jak bardzo potrzebujemy, by nam mówiono:
“Jesteś O.K.” Czujesz się wtedy wspaniale. Jak cudownie jest siedzieć w wiezieniu.
Albo, jak to ktoś kiedyś powiedział, być w swej klatce. Czy lubisz być w wiezieniu?
Czy lubisz być pod kontrola? Powiem wam coś. Ilekroć pozwalacie sobie na dobre
samopoczucie, kiedy mówią wam, że jesteście O.K., tylekroć przygotujcie się na źle
samopoczucie - z chwila gdy powiedzą wam, że nie jesteście dobrzy. Dopóki żyjesz po
to, by spełniać cudze oczekiwania, lepiej dobrze zważ, w co się ubierasz, jak się
czeszesz i czy masz dobrze wyczyszczone buty. Krotko mówiąc, bacz na to, czy spełniasz
każde ich cholerne oczekiwanie. I to ma być ludzkie?
To właśnie odkryjesz, gdy zaczniesz się obserwować. Będziesz
przerażony! W gruncie rzeczy nie jesteś ani O.K., ani nie O.K. Możesz pasować do
aktualnych nastrojów albo trendów mody! Czy to znaczy, że stałeś się O.K.? Czy to
twoje bycie O.K. zależy od tego? Czy zależy od tego, co o tobie ludzie myślą? Jezus
Chrystus musiał być porządnie nie O.K., zgodnie z tymi standardami. Ty nie jesteś O.K.
i ty nie jesteś nie O.K., ty jesteś ty. Mam nadzieje, że przynajmniej dla niektórych z
was będzie to duże odkrycie. Jeśli podczas tych wspólnie spędzonych dni trzech lub
czterech z was dokona tego odkrycia, to... cóż za wspaniała sprawa! Niezwykła! Wyrzuć
ten cały bełkot z byciem O.K. i nie O.K., wyrzuć wszystkie te osady i po prostu
obserwuj, patrz. Dokonasz wielkich odkryć. Odkrycia te zmienia ciebie. Bez najmniejszego
wysiłku, wierz mi.
Przychodzi mi tu na myśl pewien facet, żyjący w Londynie zaraz po
wojnie. Siedzi, trzymając na kolanach owiniętą w brązowy papier paczkę. Jest duża i
ciężka. Konduktor autobusu podchodzi do niego i pyta:
- Co tam pan trzyma na kolanach?
A człowiek ten odpowiada:
- To niewypał. Wykopaliśmy go w ogródku i wiozę go na posterunek
policji.
Na to konduktor:
- Nie może pan tego trzymać na kolanach. Proszę to położyć pod
siedzeniem.
Psychologia i duchowość, tak jak je generalnie pojmuje, przenoszą
bombę z twoich kolan pod siedzenie. Tak naprawdę nie rozwiązują twoich problemów.
Zamieniają jedynie jeden problem na drugi. Czy nigdy cię to nie zastanowiło? Miałeś
problem, teraz zamieniłeś go na inny. Zawsze tak będzie, dopóki nie rozwiążemy
problemu zwanego - ty sam.
Iluzja Nagrody
Bez tego nie dojdziemy donikąd. Wielcy mistycy i mistrzowie Wschodu
zapytują: Kim jesteś? Wielu ludzi sądzi, że najważniejszym na świecie pytaniem jest:
Kim jest Jezus Chrystus? - Błąd! Wielu sądzi, że jest nim pytanie: Czy istnieje Bóg?
- Źle! Dla wielu będzie to pytanie: Czy istnieje życie pozagrobowe? - Źle! Natomiast
pytanie: Czy jest życie przed śmiercią? - wydaje się nikogo nie interesować. Zgodnie
z moim doświadczeniem ci, którzy tak bardzo emocjonują się i martwią o to inne
życie, to ci właśnie, którzy nie wiedza, co zrobić z tym życiem. Jednym ze znaków
przebudzenia jest fakt, że nie dbasz ani trochę o to, co zdarzy się w przyszłym
życiu. Nie obchodzi cię to, nie zajmuje. Nie interesuje cię to i koniec.
Czy wiesz, czym jest nieśmiertelność? Sądzisz, że jest to życie,
które trwa wiecznie. Ale twoi teolodzy powiedzą ci, że to jest bez sensu, ponieważ
taka wieczność oznacza nadal bycie wewnątrz czasu. Jest to tylko czas trwający zawsze.
Nieśmiertelność oznacza pozaczasowość, a więc brak czasu. Umysł ludzki nie może
tego pojąć. Umysł ludzki może pojąć czas i może jednocześnie mu zaprzeczyć. To,
co jest poza czasem, jest także poza naszymi możliwościami zrozumienia. Mistycy mówią
nam jednak, że nieśmiertelność jest tu i teraz. Co powiesz na tę dobrą nowinę? Jest
już tu, teraz. Ludzie są tacy zmartwieni, kiedy mówię, żeby zapomnieli o swej
przeszłości. Są tacy z niej dumni. Albo tacy zawstydzeni. A są jedynie szaleni!
Porzućcie ją! Kiedy słyszysz: “Żałuj za swą przeszłość”, to zdaj sobie
sprawę, że jest to wielka religijna przeszkoda na drodze do przebudzenia. Obudź się!
Oto jest właściwy sens żalu. Bynajmniej nie oznacza to: Łkaj nad swymi grzechami.
Obudź się! Zrozum i przestań płakać. Zrozum! Obudź się!
Odnalezienie Siebie
Wielcy mistrzowie powiadają, że najważniejsze pytanie na świecie
brzmi: Kim jestem? Albo inaczej: Czym jest “ja”? Czym jest to, co nazywam “ja”?
Czym jest to, co nazywam sobą? Pojąłeś, czym jest świat, a nie zrozumiałeś tego,
kim jesteś. Rozumiesz astronomię, wiesz, co to czarne dziury i kwazary, znasz
informatykę, a nie wiesz, kim jesteś. No tak, wciąż jesteś pogrążony w śpiączce.
Jesteś śpiącym naukowcem. Mówisz, że wiesz, kim jest Jezus Chrystus, a nie wiesz, kim
ty jesteś! Skąd wiesz, że zrozumiałeś Jezusa Chrystusa? Kim jest ta osoba, która
twierdzi, że wszystko to pojęła? Spróbujmy wpierw na to pytanie odpowiedzieć. Czyż
taka odpowiedź nie jest fundamentem wszystkiego? Nie-zrozumienie zrodziło tych
wszystkich religijnych głupców, którzy odpowiedzialni są za religijne wojny -
mahometan walczących z Żydami, protestantów zwalczających katolików oraz całą
resztę tych bezsensownych konfliktów. Nie wiedzą kim są, bo gdyby wiedzieli, nie
toczyliby wojen. Nie inaczej jest w powiastce, w której mała dziewczynka pyta
chłopczyka:
- - Czy jesteś prezbiterianinem?
- Na co on odpowiada:
- - Nie jestem. My należymy do innego diabelstwa!
Teraz jednak chciałbym podkreślić znaczenie samoobserwacji.
Słuchacie mnie, a przecież docierają do was wszystkie inne dźwięki poza moim głosem.
Czy uświadamiacie sobie swoje reakcje podczas słuchania mnie? Jeśli nie, grozi wam
pranie mózgu. Albo też możecie zostać wchłonięci przez siły drzemiące wewnątrz
was, których istnienia nawet nie podejrzewacie. A jeśli nawet jesteście świadomi tego,
jak na mnie reagujecie, to czy jednocześnie jesteście świadomi, skąd te reakcje
płyną? Być może wcale nie ty mnie słuchasz, ale twój ojciec? Sądzisz, że to
niemożliwe. Ależ tak. Wciąż spotykam ludzi, biorących udział w sesjach
terapeutycznych, którzy są całkowicie nieobecni. Obecni są natomiast ich ojcowie, ich
matki, ale nie oni sami. Oni nigdy nie byli obecni. “Żyje, ale to nie jestem ja, to mój
ojciec we mnie”. Jest to jak najbardziej, a nawet dosłownie prawdziwe. Mógłbym
przeanalizować cię kawałek po kawałku i pytać: Od kogo pochodzi to zdanie; od ojca,
matki, babci, dziadka, od kogo?
Kto żyje w tobie? Odkrycie tego może być dla ciebie przerażające.
Sądzisz, że jesteś wolny, a prawdopodobnie nie ma takiego gestu, myśli, emocji,
postawy, poglądu, który by nie był zapożyczony od kogoś innego. Czy to nie
przerażające? A ty nawet o tym nie wiesz. Pomówmy o mechanicznym życiu, które
wdrukowano w ciebie. Jesteś ogromnie pewien rozmaitych rzeczy i sądzisz, że to ty
jesteś tym, który jest ich tak pewien. Ale czy jest tak naprawdę? Będziesz musiał
być bardzo świadom wszystkiego, by zrozumieć, że być może to, co ty nazywasz “ja”,
jest prostym konglomeratem doświadczeń, uwarunkowań i programowań.
To proces bolesny. I w gruncie rzeczy, kiedy zaczynasz się budzić,
przechodzisz przez wiele bolesnych doświadczeń. Rozpadające się iluzje boleśnie
ranią. Wszystko, co - jak sądzisz - zbudowałeś, zaczyna się walić. To boli. I tego
właśnie dotyczy żal za grzechy, i tego dotyczy przebudzenie. Więc może znajdźmy
chwilę czasu, już teraz, tutaj, gdzie siedzimy, na uświadomienie sobie, nawet w czasie
gdy mówię, tego, co czuje wasze ciało, co dzieje się w waszym umyśle i w jakim stanie
emocjonalnym się znajdujecie? Czy uświadamiacie sobie te tablice, kolor ścian,
materiał, z jakiego są zbudowane? A czy świadomi jesteście mej twarzy, własnych
reakcji na nią? Jest to ważne, gdyż niezależnie czy jesteście tego świadomi, czy
nie, jakoś na nią reagujecie. I najprawdopodobniej nie jest to wasza reakcja, ale
reakcja, której was nauczono. A czy uświadamiacie sobie treść tego, co właśnie
powiedziałem - choć bardziej będzie w tym wszystkim decydowała pamięć niż
świadomość?
Uświadomcie sobie swą obecność w tym pomieszczeniu. Powiedzcie
sobie: “jestem w tym pokoju”. To tak, jakbyś był na zewnątrz i obserwował siebie.
Zauważysz pewną różnicę uczuciową, w porównaniu z obserwacją przedmiotów w
pokoju. Później zadaj pytanie: “Kim jest osoba, która patrzy?” To “ja” patrzę
na “mnie”. Czym jest to “ja”? Czym jest to “mnie”? Na razie wystarczy, jeśli
“ja” będzie obserwowało “mnie”. Ale jeśli okaże się, że sam siebie
potępiasz, nie zaprzestawaj potępiać się, nie porzucaj aprobaty, przyglądnij im się
jedynie. “Ja” potępia “mnie”, “ja” dezaprobuje “mnie”, “ja” aprobuje
“mnie”. Przyjrzyj się temu dobrze przez chwilę. Nie staraj się tego zmieniać! Nie
mów: “Och, mieliśmy tego nie robić”. Obserwuj, co się wydarzy. Jak już poprzednio
wam mówiłem, samoobserwacja oznacza śledzenie tego wszystkiego, co dzieje się w tobie
i dookoła ciebie, tak jakby to dotyczyło nie ciebie, ale kogoś zupełnie obcego.
Obnażanie Się Do “Ja”
A teraz proponuję inne ćwiczenie. Proszę napisać na kawałku
papieru krótką charakterystykę siebie. Na przykład: człowiek interesu, ksiądz,
człowiek, katolik, Żyd... Cokolwiek.
Niektórzy, jak widzę, piszą takie rzeczy: poszukujący pielgrzym,
kompetentny, żywotny, niecierpliwy, skoncentrowany, elastyczny, pojednawczy kochanek,
istota ludzka, nadmiernie ustrukturalizowany. Jest to, mam nadzieję, owoc samoobserwacji.
Jak gdybyś patrzył na kogoś innego, nie na siebie. Zauważcie jednak, że macie do
czynienia z “ja”, które obserwuje “mnie”. Jest to interesujący fenomen, który
od wieków fascynuje filozofów i mistyków, naukowców, psychologów. “Ja” może
obserwować “mnie”. Wygląda na to, że zwierzęta nie są w stanie tego dokonać.
Wydaje się również, że potrzebna jest do tego określona doza inteligencji. To, co
zamierzam wam teraz powiedzieć, nie jest metafizyka, nie jest też filozofią. To czysta
obserwacja i zdrowy rozsądek. Wielcy mistycy Wschodu odwołują się tak naprawdę do “ja”,
a nie do “mnie”. W istocie niektórzy z tych mistyków uczą, że zaczynać
powinniśmy od rzeczy, od świadomości rzeczy, by następnie przechodzić do
świadomości myśli (czyli do “mnie”) i dopiero na końcu osiągnąć świadomość
tego, który myśli. Rzeczy, myśli, myśliciel. Tak naprawdę szukamy myśliciela. Czy
myślący zna samego siebie? Czy mogę wiedzieć, czym jest “ja”? Niektórzy z
mistyków odpowiadają: “Czy nóź może ciąć sam siebie? Czy ząb może sam siebie
pogryźć? Czy oko widzi samo siebie? Czy ja może poznać siebie?”
Mnie jednak interesuje coś nieskończenie bardziej praktycznego, a
mianowicie to, czym “ja” nie jest. Będę teraz posuwał się tak małymi kroczkami,
jak tylko to jest możliwe, gdyż konsekwencje mogą być nieobliczalne. Niezwykle
wspaniałe albo ponad miarę tragiczne, to zależy od waszego punktu widzenia.
Posłuchajcie. Czy jestem mymi myślami o tym, że myślę? Nie. Myśli
przychodzą i odchodzą. Nie jestem moimi myślami. Czy jestem moim ciałem? Wiem, że
miliony komórek naszego ciała ulegają w każdej minucie zmianie lub są odnawiane, tak
że co siedem lat wszystkie zostają wymienione. Komórki pojawiają się i znikają.
Rosną i obumierają. Ale “ja” wydaję się trwać. Czy więc moje ciało to ja? Na
pewno nie!
Jestem czymś innym i czymś więcej niż moje ciało. Można by
powiedzieć, że ciało jest częścią “ja”, ale jest to podlegająca zmianie
część “ja”. Jest w ciągłym ruchu, podlega nieustannej zmianie. Nazywamy je zawsze
tak samo, ale ono się zmienia. Podobnie mamy jedną nazwę dla wodospadu Niagara, ale
wodospad ten tworzony jest przez wodę, która za każdym razem jest inna. Używamy tej
samej nazwy dla ciągle zmieniającej się rzeczywistości.
A moje imię? Czy “ja” jest moim imieniem? Nie ulega wątpliwości,
że nie, gdyż mogę zmieniać imię nie zmieniając “ja”. A moja kariera? A moje
poglądy? Mówię, że jestem katolikiem, wyznawca judaizmu - czy to jest istotna część
mojego “ja”? Czy jeśli przyjmę inną religię, to “ja” ulegnie zmianie? Czy mam
wówczas nowe “ja”, czy też to samo “ja”, tyle że zmienione? Innymi słowy, czy
moje imię jest istotna częścią mnie, mojego “ja”? Czy moja religia jest istotna
częścią mojego “ja”? Przytoczyłem historyjkę o małej dziewczynce, która pyta małego
chłopca, czy jest prezbiterianinem. Ktoś opowiedział mi inna, o Paddy. Paddy idzie
ulicą Belfastu i nagle od tyłu czuje przystawiony do głowy pistolet. Słyszy:
- Jesteś katolikiem czy protestantem?
Paddy musi szybko myśleć. Odpowiada więc:
- Jestem Żydem.
Na co słyszy glos:
- Jestem największym szczęściarzem pośród Arabów w Belfaście.
Etykietki są dla nas niezwykle ważne. “Jestem republikaninem” - mówimy.
Ale czy rzeczywiście? Nie myślisz chyba poważnie, że przystępując do jakiejś partii
zyskujesz nowe “ja”. Czy nie jest to stare “ja” z nowymi politycznymi
przekonaniami? Słyszałem kiedyś o mężczyźnie, który pytał swego przyjaciela:
- Czy zamierzasz głosować na republikanów?
- Nie, będę głosował na demokratów - pada odpowiedź.
- Mój
ojciec był demokratą, mój dziadek był demokratą, mój pradziad też był demokratą.
- Dziwaczne rozumowanie. Gdyby twój ojciec był koniokradem, tak jak i
dziadek, a może również pradziadek, to kim byłbyś?
- Ach - odpowiada przyjaciel
- wówczas byłbym republikaninem.
Tak wiele życia poświęcamy przywiązywaniu wagi do etykietek,
naszych własnych i innych. Słowem, szyldy identyfikujemy z ludzkim “ja”. Często
pojawiają się etykietki: “katolik”, “protestant”. Pewien człowiek poszedł
kiedyś do księdza i poprosił:
- Ojcze, chciałbym, abyś odprawił mszę za mego psa.
Ksiądz był oburzony.
- Mszę za twego psa, co ty sobie wyobrażasz!
- Pokochałem tego psa i chciałbym zamówić mszę w jego intencji.
- Nie odprawiamy tu mszy w intencji psów. Może pan zapytać gdzie
indziej, czy nie odprawiono by takiej mszy - odparł ksiądz.
Wychodząc mężczyzna rzucił księdzu:
- Trudno. Ja naprawdę kochałem tego psa. Podczas mszy za niego
zamierzałem dać milion dolarów na ofiarę.
Na to ksiądz:
- Niech pan chwilę poczeka. Nie powiedział mi pan przecież, że
pański pies był katolikiem.
Jeśli jesteś uwikłany w sieć etykietek, jakie mają one znaczenie
względem “ja”? Czy można byłoby powiedzieć, że “ja” nie jest żadną
etykietką, z którą jesteśmy związani? Etykietki należą do “mnie”. To, co
podlega nieustannej zmianie, to właśnie owo “mnie”. Czy “ja” podlega
jakimkolwiek zmianom? To prawda, bez względu na to, jakie etykietki masz na myśli (być
może za wyjątkiem “istoty ludzkiej”) stosować je należy do “mnie”. A więc,
kiedy wyjdziesz na zewnątrz siebie i obserwujesz “mnie”, przestajesz identyfikować
się ze “mną”. Cierpienie istnieje we “mnie” i zaczyna się wówczas, gdy
identyfikujesz, „ja” z “mnie”.
Załóżmy, że obawiasz się czegoś lub czegoś pożądasz, albo też
czymś się niepokoisz. Kiedy “ja” nie identyfikuje się z pieniędzmi, nazwiskiem,
narodowością, osobami, przyjaciółmi ani z żadną inną cechą, wówczas “ja”
nigdy nie jest zagrożone.
Pomyśl o czymś, co było powodem bólu, zmartwienia czy niepokoju.
Cóż takiego odkryjesz?
Po pierwsze, uchwycisz pożądanie kryjące się za cierpieniem.
Stwierdzisz, że jest coś czego bardzo chcesz, i gdyby nie to pragnienie, nie
doznawałbyś cierpienia. Czym jest to pożądanie?
Po drugie, stwierdzisz, że nie jest to jedynie proste pożądanie.
Jest ono uwikłane w identyfikację. Musiałeś sobie w jakiś sposób powiedzieć: “Istnienie
mego, 'ja' nieodłącznie związane jest z tym pożądaniem”. Cierpienie wynika z
identyfikowania siebie z czymś, co jest na zewnątrz lub wewnątrz psychiki człowieka.
Negatywne Uczucia Wobec Innych
Podczas jednej z moich konferencji ktoś podzielił się następującym
przeżyciem:
- Chciałem opowiedzieć wam coś wspaniałego, co autentycznie mi się
przydarzyło. Poszedłem do kina i wkrótce po tym pracowałem nad ważnym dla mnie
problemem. Miałem kłopoty z trzema osobami w moim życiu. Powiedziałem więc sobie: “Dobrze,
zrobię tak, jak to widziałem na filmie, wyjdę poza siebie”. W ciągu kilku godzin
uzyskałem dobry kontakt ze swymi uczuciami, z tymi negatywnymi uczuciami wobec
wspomnianych osób. “Naprawdę nienawidzę tych ludzi” - stwierdziłem. “Jezu, jak
możesz mi pomoc?” Chwilę później rozpłakałem się, gdy zdałem sobie sprawę, że
Jezus umarł również za tych ludzi i że nie są oni winni tego, jakimi są. Tego
popołudnia musiałem iść do biura i rozmawiać z nimi. Opowiedziałem im o swoich
problemach, a oni zgodzili się ze mną. Nie doprowadzali mnie już do szaleństwa i nie
czułem wobec nich nienawiści.
Ilekroć żywisz wobec kogoś negatywne uczucia, żyjesz iluzją. Coś
jest z tobą nie tak. Nie widzisz tego, co rzeczywiste. Coś wewnątrz ciebie musi ulec
zmianie. Co jednak zazwyczaj robimy, kiedy te negatywne uczucia nas ogarniają? - “On
jest winny, ona jest winna. Oni powinni się zmienić”. Nie! Świat jest w porządku. To
z tobą nie jest w porządku. Tym, który ma się zmienić, jesteś ty.
Ktoś z was opowiadał o pracy. Podczas zebrania pracowników pewien człowiek
powiedział:
- Jedzenie tutaj śmierdzi - a dietetyczka omal nie wyleciała ze
złości w powietrze. Identyfikowała się z jedzeniem. Tak, jakby mówiła: “Każdy,
kto atakuje pożywienie, atakuje mnie. Czuję się zagrożona!” Ale “ja” nigdy nie
jest zagrożone, to tylko jego “mnie” zostało zagrożone.
Załóżmy jednak, że jesteś świadkiem wciąż powtarzającej się
niesprawiedliwości; czegoś, co jest w oczywisty i obiektywny sposób złe. Czy nie
byłoby słuszną rzeczą powiedzieć, że nie powinno to mieć miejsca? Czy nie
należałoby się w jakiś sposób zaangażować w skorygowanie sytuacji, która jest zła?
Ktoś rani dziecko, jesteś świadkiem ewidentnego zła. Co w takich sytuacjach robić?
Mam nadzieję, że nie zakładaliście, iż powiem: nie powinniście nic robić.
Powiedziałem tylko, że jeśli nie będzie w was negatywnych emocji, będziecie znacznie
bardziej efektywni. Kiedy w grę wchodzi negatywne uczucie, jesteście ślepi. Na scenę
wkracza “mnie” i wszystko idzie na opak. Tam, gdzie borykaliśmy się z jednym
problemem, teraz mamy dwa. Wiele osób błędnie przyjmuje, że nie mieć negatywnych
emocji, takich jak złość, resentyment, nienawiść oznacza nierobienie niczego w danej
sytuacji. Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie jesteś pod wpływem emocji, ale szybko
przechodzisz do działania. Stajesz się bardzo wyczulony na ludzi i sprawy dookoła
ciebie. To, co zabija wrażliwość, to właśnie tak zwana “uwarunkowana jaźń”. Ma
to miejsce wtedy, kiedy tak bardzo identyfikujesz się z “mnie”, że jest tego “mnie”
zbyt wiele, byś mógł widzieć sprawy obiektywnie, na chłodno. To bardzo ważne, aby
przystępując do działania widzieć wszystko z pewnym dystansem. A negatywne emocje taki
dystans uniemożliwiają.
Czy wobec tego istnieje taki rodzaj pasji, która motywuje nas czy też
aktywizuje naszą energię do walki z jakimś obiektywnym złem? Czymkolwiek by nie była,
nie jest to reakcja, ale działanie.
Niektórzy z was zastanawiają się zapewne, czy istnieje jakiś
przejściowy obszar, nim coś stanie się częścią mnie, nim dojdzie do identyfikacji.
Powiedzmy, że umiera przyjaciel. Jest rzeczą ludzką i słuszną, że odczuwamy smutek.
Ale jaka to jest reakcja? Litujesz się nad sobą? Co właściwie opłakujesz? Pomyśl o
tym. To, co powiem, zabrzmi okropnie, ale jak już powiedziałem - przychodzę z innego
świata. Reagujesz na tę śmierć jak na osobista stratę, prawda? Opłakujesz swoje “mnie”
i innych ludzi, którym przyjaciel mógł przynieść radość. Ale to oznacza, że
przykro ci z powodu innych ludzi, którym jest przykro z własnego powodu. Gdyby nie było
im przykro z własnego powodu, to z jakiego? Nigdy nie czujemy żalu z powodu utraty
czegoś, czego prawo do wolności uznaliśmy, czego nigdy nie usiłowaliśmy posiąść.
Smutek jest oznaką tego, że uzależniłem swoje szczęście od jakiejś rzeczy lub
osoby, przynajmniej w pewnym zakresie. Do tego stopnia przyzwyczailiśmy się do tego, że
kiedy słyszymy coś przeciwnego, to takie stwierdzenie brzmi dla nas nieludzko.
O Zależności
A przecież wszyscy mistycy o tym nam właśnie mówili. Nie twierdzę,
że “mnie”, czyli uwarunkowana jaźń, nie będzie czasami wpadała w stare koleiny. W
ten sposób nas uwarunkowano. Rodzi się jednak pytanie, czy możliwe jest przeżycie
życia, w którym byłoby się tak całkowicie samotnym, że nie zależałoby się już od
nikogo.
Wszyscy w jakimś stopniu wzajemnie od siebie zależymy. Zależymy od
rzeźnika, piekarza, producenta świec. Jest to zależność wzajemna. To dobrze! W ten
sposób tworzymy społeczeństwo. Powierzamy pewne funkcje rożnym ludziom dla dobra nas
wszystkich - tak, byśmy funkcjonowali lepiej i żyli efektywniej. Taką przynajmniej mamy
nadzieję. Być od kogoś zależnym psychicznie, być od kogoś zależnym emocjonalnie -
co to ze sobą niesie? Oznacza to, że moje szczęście zależne jest od innej istoty
ludzkiej.
Pomyślcie o tym. Jeśli tak jest, to następnie, bez względu na to
czy sobie uświadamiacie to, czy nie, żądacie od innych, by jakoś przyczynili się do
waszego szczęścia. A wówczas pojawia się następny krok: strach. Strach przed utratą,
strach przed alienacją, strach przed odrzuceniem i wzajemną kontrolą. Miłość
doskonała wyklucza lęk. Tam, gdzie jest miłość, nie ma miejsca na żądania, na
oczekiwania, nie ma zależności. Nie żądam, abyś uczynił mnie szczęśliwym; moje
szczęście nie jest zależne od ciebie. Jeśli mnie opuścisz, nie będę rozczulał się
nad sobą, twoje towarzystwo sprawia mi wielką radość, ale nie mogę zatrzymywać cię
kurczowo dla siebie.
Cieszę się bez potrzeby zawłaszczania tego, co sprawia mi radość.
To, co naprawdę mnie cieszy, to nie ty; to coś większego niż ty i ja. To coś - jak
odkryłem - jest podobne do symfonii, jest osobliwym rodzajem orkiestry grającej jakąś
melodie w twojej obecności, ale kiedy odejdziesz, orkiestra grać nie przestanie. Gdy
spotkam kogoś innego, gra ona inną melodię, równie zachwycającą. A kiedy jestem sam,
orkiestra gra nadal. Jej repertuar jest olbrzymi, nigdy grać nie przestaje.
I tego właśnie dotyczy przebudzenie. Z tego też powodu jesteśmy
zahipnotyzowani, odmóżdżeni, śpimy. To straszne pytanie, ale czy możesz twierdzić,
że mnie kochasz, jeśli jesteś do mnie przyklejony i nie pozwalasz mi odejść? Jeśli
nie pozwalasz mi być sobą? Czy możesz twierdzić, że mnie kochasz, jeśli to ty
potrzebujesz mnie psychicznie i emocjonalnie, by być szczęśliwym? Ta iluzja pryska jak
bańka mydlana w obliczu uniwersalnej nauki wszelkich Świętych Ksiąg, wszystkich
religii, wszelkiej mistyki. Jak mogło do tego dojść, że przez tyle lat nam to
umykało? - pytam siebie wciąż na nowo. Jak to się stało, że tego nie dostrzegałem?
Kiedy czytamy rozmaite radykalne sądy w Pismach, zaczynamy się
dziwić: Czy ten człowiek zwariował? Jeśli jednak przez chwilę dobrze się
zastanowić, to wszyscy inni wydają się zwariowani... “Dopóki nie będziesz miał w
nienawiści swego ojca, matki, braci i sióstr, dopóki nie wyrzekniesz się wszystkiego,
co posiadasz, nie możesz być moim uczniem.” Musisz porzucić wszystko. Nie idzie tu o
wyrzeczenie fizyczne, to byłoby za proste. Kiedy wyrzekniesz się swoich iluzji,
wejdziesz w końcu w kontakt z rzeczywistością, i uwierz mi, już nigdy nie będziesz
samotny, już nigdy samotności nie będziesz leczył towarzystwem. Samotność leczy się
kontaktem z rzeczywistością. Mam tak wiele do powiedzenia na ten temat. O porzucaniu
iluzji, o nawiązywaniu kontaktu z rzeczywistością i o samym kontakcie z nią.
Czymkolwiek ona jest, nie można jej nazwać. Możemy ją tylko poznać; po odrzuceniu
tego, co nierealne. Czym jest brak samotności, możesz dowiedzieć się jedynie wtedy,
gdy przestaniesz kurczowo trzymać się innych, kiedy odrzucisz swą zależność.
Pierwszym krokiem będzie spostrzeżenie tego stanu rzeczy jako czegoś pożądanego.
Jeśli zaś będzie to dla ciebie czymś pożądanym, jak możesz się do tego zbliżyć?
Pomyśl o samotności, która jest twoim udziałem. Czy jakiekolwiek
towarzystwo uwolni cię od niej? Tylko na chwilę cię od niej oderwie. A wewnątrz jest
pustka, czyż nie tak? Kiedy ta pustka wypływa na powierzchnię, co wówczas robisz?
Uciekasz, włączasz telewizor, radio, czytasz książkę, szukasz towarzystwa, rozrywki,
oderwania. Wszyscy to robią. W tym zakresie kwitnie za naszych dni wspaniały interes,
cały zorganizowany przemysł odrywania nas od pustki, dostarczania rozrywki.
Jak Zdarza Się Szczęście
Zbliż się do siebie samego. Dlatego właśnie powiedziałem
wcześniej, że samoobserwacja jest tak wspaniałą i niezwykłą rzeczą. Po jakimś
czasie nie będziesz już potrzebował wkładać w to żadnego wysiłku, bo kiedy iluzje
zaczną się kruszyć, zaczniesz poznawać rzeczy, których nie da się opisać. To
właśnie nazywa się szczęściem. Wszystko się zmienia, a ty przywykniesz do
świadomości.
Jest taka anegdota o uczniu, który przyszedł do mistrza i poprosił:
- Czy mógłbyś udzielić mi swej mądrości? Czy mógłbyś
powiedzieć mi coś, co przeprowadzi mnie przez życie?
Ponieważ był to dzień, w którym mistrz zachowywał milczenie,
podał jedynie uczniowi kartkę papieru. Napisane na niej było: “Świadomość”.
Kiedy uczeń to zobaczył, powiedział:
- To zbyt mało. Czy mógłbyś przekazać mi coś więcej? -
Mistrz wziął kartkę z powrotem i napisał: “Świadomość,
świadomość, świadomość”.
Uczeń na to:
- Dobrze, ale co to znaczy?
Mistrz znowu odebrał kartkę i napisał:
“Świadomość, świadomość, świadomość oznacza świadomość.”
A to oznacza właśnie obserwację siebie. Nikt nie może ci pokazać,
jak to się robi, gdyż wówczas podarowałby ci jedynie metodę, sposób na
zaprogramowanie ciebie. Ale obserwuj siebie sam. Kiedy prowadzisz rozmowę - czy jesteś
tego świadomy, czy jedynie identyfikujesz się z tą rozmową? Kiedy byłeś na kogoś
zły, czy byłeś świadom tego, że jesteś po prostu zły, czy też identyfikowałeś
się ze swą złością? Czy później, kiedy miałeś chwilę czasu, przeanalizowałeś
swoje doświadczenie i starałeś się je zrozumieć? Z czego ta złość się brała? Co
ja spowodowało? Nie znam innej drogi do świadomości. Można jedynie zmieniać to, co
poddaje się zrozumieniu. Nie rozumiesz i nie uświadamiasz sobie tego, co tłumisz. Wówczas
się nie zmieniasz. Ale kiedy to coś zrozumiesz, to i to się zmieni.
Czasem zadają mi pytanie:
- Czy to uzyskiwanie świadomości jest procesem stopniowym, czy
nagłym olśnieniem?
Są tacy szczęściarze, którzy doznają nagłego olśnienia. Po
prostu stają się nagle świadomi. Inni dojrzewają powoli, stopniowo. Widzą coraz
więcej. Iluzje rozpadają się, rozmaite fałszywe wyobrażenia się złuszczają i osoby
te zaczynają docierać do rzeczywistości. W tej kwestii nie ma żadnej generalnej
zasady.
Jak w znanej historii o lwie, który napotyka stado owiec, pośród
których ze zdumieniem spostrzega lwa. Takiego, który od maleńkości wychowany był
przez owce. Beczał jak owca i poruszał się jak owca. Nasz lew ruszył wprost ku niemu,
a kiedy “owczy lew stanął przed nim, drżał na całym ciele.
Lew zapytał go:
- Co robisz pośród tych owiec? -
A lew-owca odpowiedział:
- Jestem owcą.
- Nie. Nie jesteś. Pójdź ze mną.
Zaprowadził lwa-owce do stawu i powiedział:
- Spójrz!
Gdy lew-owca zobaczył swe odbicie w wodzie, wydal z siebie potężny
ryk i w tym momencie dokonała się przemiana. Nigdy już nie był taki, jak kiedyś.
Jeśli masz szczęście i bogowie są dla ciebie łaskawi, albo jeśli
przepełniony zostałeś łaską boską (możesz w tym miejscu użyć każdego
odpowiadającego ci terminu teologicznego), to będziesz mógł nagle zrozumieć, czym
jest “ja” i nigdy już nie będziesz tą samą osobą, co przedtem. Nigdy. Nic już
nie będzie w stanie cię dotknąć i nikt nie będzie w stanie cię zranić.
Nie będziesz się bał nikogo i niczego. Czy to nie jest wspaniałe?
Będziesz żył jak król, jak królowa. To właśnie oznacza królewskie życie. A nie
głupoty w rodzaju umieszczania swego zdjęcia w gazecie albo posiadania wielkich
pieniędzy. To wszystko jest bufonada. Nie boisz się nikogo, bo zupełnie cię zadowala
bycie nikim. Nie dbasz o sukces ani o porażkę. Nic one dla ciebie nie znaczą. Zaszczyty
i niełaska nic nie znaczą! Jeśli się wygłupiłeś, to też nie ma znaczenia. Czyż
nie znalazłeś się w znakomitym położeniu? Niektórzy ludzie osiągają je w pocie
czoła, krok po kroku, przez tygodnie i miesiące samoobserwacji. Nie mogę ci niczego w
tym względzie obiecać. Choć nie znam osoby, która nie dostrzegłaby wyraźnej różnicy
w przeciągu paru tygodni. Zmienia się jakość ich życia; tak, że nie musza już
wierzyć tylko na słowo. Widza, że stali się inni. Inaczej reagują. Dokładnie rzecz
ujmując, mniej reagują, a więcej działają. Widzą rzeczy, których przedtem nigdy nie
dostrzegali.
Jesteś wówczas bardziej energiczny, znacznie bardziej żywotny.
Ludzie myślą, że jeśli nie będą wypełnieni rozmaitymi pragnieniami, to upodobnia
się do drewnianego kloca. W rzeczywistości jednak pozbywają się napięcia. Jeśli
wyzbędziesz się lęku przed przegraną, napięcia związanego z przymusem wygrywania,
staniesz się sobą. Będziesz rozluźniony. Nie prowadzi się samochodu z włączonymi
hamulcami. A ty tak właśnie postępujesz.
Jest takie piękne powiedzenie autorstwa Tranxu, wielkiego chińskiego
mędrca. Zadałem sobie trud, by nauczyć się go na pamięć.
“Kiedy łucznik strzela nie dla wygranej, panuje nad wszystkimi
swoimi władzami. Kiedy strzela, by wygrać mosiężną klamrę, staje się nerwowy. Kiedy
strzela, by zdobyć nagrodę wykonaną ze złota, staje się ślepy, widzi cel podwójnie,
a umysł go zawodzi. Umiejętności jego się nie zmieniły: to nagroda go rozdwaja.
Zależy mu na niej! Więcej myśli o niej niż o strzelaniu, a potrzeba zwycięstwa wysysa
jego moc”.
Czy nie opisano tutaj większości z nas? Jeśli żyjesz ot tak, dla
niczego w szczególności, dysponujesz wówczas wszystkimi swymi zdolnościami, posiadasz
cala swą energię, jesteś odprężony, nie zależy ci. To, czy wygrasz, czy przegrasz,
nie ma znaczenia.
Istnieje więc życie mające ludzki sens. I takie powinno być życie.
Może ono jednak realizować się jedynie poprzez świadomość. I poprzez świadomość
pojmiesz, że chwała nie znaczy nic. Jest społeczną konwencją. I to wszystko. Dlatego
to mistycy i prorocy nie dbają o nią ani trochę. Chwała lub hańba pozbawione były
dla nich wszelkiego znaczenia. Żyli w innym świecie, w świecie przebudzonych. Podobnie
do sukcesu lub porażki nie przywiązywali żadnej wagi. Trwali w postawie: “Ja jestem
osłem i ty jesteś osłem, w czym więc problem?”
Ktoś kiedyś powiedział:
- Trzy najtrudniejsze dla istoty ludzkiej rzeczy nie mają związku ani
z wyczynami fizycznymi, ani z osiągnięciami natury intelektualnej.
Pierwsza z nich - to odwzajemnienie nienawiści miłością,
druga - przyjęcie odrzuconych,
trzecia - przyznanie się do błędu.
Są to jednak zarazem najłatwiejsze rzeczy pod słońcem, jeśli tylko
nie zidentyfikowałeś się ze swoim “mnie”. Łatwo wówczas powiedzieć: “Myliłem
się! Gdybyś znał mnie lepiej, wiedziałbyś, jak często sam jestem w błędzie. Czego
jednak oczekujesz po ośle?” Jeśli tylko nie identyfikujesz się z rozmaitymi aspektami
“mnie”, nikt nie jest w stanie cię zranić. Początkowo rozmaite stare uwarunkowania
będą starały się przebić i wówczas będziesz przygnębiony i pełen lęku. Będziesz
się smucił, płakał i tak dalej. - Nim byłem oświecony, byłem przygnębiony. Po
oświeceniu nadal jestem przygnębiony. Ale jest tu pewna różnica. Z tym przygnębieniem
już się nie identyfikuję. Czy wiesz, jak wielka to różnica?
Wykraczasz poza siebie i spoglądasz na depresję z góry, nie
identyfikujesz się z nią. Nie robisz nic, by się jej pozbyć, jesteś pełen woli
życia, podczas gdy ona przechodzi przez ciebie i znika. Jeśli nie wiesz, co to oznacza,
to naprawdę masz wiele do zrobienia. A lęk, pytasz? Pojawi się, ale ciebie to już nie
niepokoi. Dziwne! Lękasz się i nie martwisz. Czyż to nie paradoks? A ty pozwalasz tej
chmurze płynąć, bowiem im silniej z nią walczysz, tym większą dajesz jej siłę.
Chętnie natomiast obserwujesz, jak przepływa. Możesz być szczęśliwy w swym lęku.
Czyż to nie jest zwariowane? Możesz być szczęśliwy w swej depresji. Ale nie możesz
sobie pozwolić na błędne rozumienie szczęścia. Sądziłeś, że szczęście to
ekscytacja i dreszcze. Nieprawda, one tylko powodują depresję. Czy nikt ci o tym nie mówił?
Jesteś podekscytowany, dobrze, ale właśnie torujesz sobie drogę do następnej
depresji. Przy okazji w ten sposób pielęgnujesz kryjący się w tobie lęk. Co zrobić,
aby takie szczęście trwało nadal? - To nie jest szczęście, to po prostu
uzależnienie.
Ciekaw jestem, ile nie uzależnionych osób czyta tę książkę.
Jeśli jesteś podobny do wielu innych, to myślę, że jesteś uzależniony. Osób bez nałogów
jest mało, bardzo mało. Nie patrz z góry na alkoholików i narkomanów - nie jesteś
lepszy, bardzo prawdopodobne, że jesteś w takim samym stopniu uzależniony, jak oni. Gdy
po raz pierwszy zajrzałem w ten nowy świat, wydawał mi się przerażający. Pojąłem,
co to znaczy być samotnym, nie mieć żadnego schronienia, aby porzucić wszystko i
samemu być wolnym. Nie być dla nikogo kimś szczególnym i kochać wszystkich - bo to
jest prawdziwa miłość. Ogrzewa dobrych i złych w jednakowym stopniu. Powoduje, że
deszcz spada na świętych w takiej samej mierze, jak i na grzeszników.
Czy róża może powiedzieć: “Udzielę swej woni jedynie ludziom
dobrym, którzy będą mnie wąchać, a nie zrobię tego wobec ludzi złych?” Albo czy
lampa może zadecydować: “Dam oświetlenie wyłącznie ludziom dobrym, a nie będę
święciła dla złych.” Albo drzewo: “Obdarzę swym cieniem tylko dobrych
odpoczywających pode mną, zaś złych ludzi nie ocienię.”
A są to właśnie obrazy miłości.
Były obecne zawsze, zawarte w pismach, ale my nigdy ich nie
dostrzegaliśmy. Byliśmy nazbyt pogrążeni w wizji tego, co nasza kultura miłością
nazywa, z jej pieśniami i poematami - a co tak naprawdę miłością nie jest; co
więcej: stanowi jej przeciwieństwo. Jest żądzą, kontrolą, posiadaniem. Jest
manipulacją, strachem i niepokojem, a to na pewno nie jest miłość. Podawano nam, że
szczęście ma absolutną cenę, jest wakacyjną przystanią. Pamiętaj jednak, że nie ma
ono z tym nic wspólnego. Mamy swoje subtelne sposoby uzależniania swego szczęścia od
wielu rzeczy istniejących zarówno w nas, jak i poza nami. Mówimy: “Nie chcę być
szczęśliwy, nim nie wyjdę z nerwicy.” Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Możesz być
szczęśliwy razem ze swoją nerwica. A czy chcesz usłyszeć jeszcze lepsze wiadomości?
Jest tylko jeden powód, dla którego nie doświadczasz tego, co w Indiach nazywają “anand”
- rozkoszą, szczęściem. Jest tylko jeden powód, że nie doświadczasz tego już teraz.
A polega on na tym, że myślisz czy też koncentrujesz się na tym, czego nie masz. W
przeciwnym razie musiałbyś doświadczać błogostanu.
Jezus mówił rzeczy zgodne ze zdrowym rozsądkiem do ludzi świeckich,
do głodnych, do biednych. Przynosił im dobre nowiny: to dla was, weźcie. Ale kto tego
słucha? Nikogo to nie obchodzi, lepiej jest spać.
Strach - Korzenie Gwałtu
Ktoś powiedział, że istnieją jedynie dwie rzeczy na świecie: Bóg
i strach. Miłość i strach są właśnie tymi dwiema rzeczami. Jest tylko jedno zło na
świecie - strach, jest tylko jedno dobro na świecie - miłość. Czasami jedynie inaczej
są określane. Niekiedy miłość nazywana jest szczęściem, wolnością, pokojem,
radością, Bogiem czy zgoła czymś innym. Ale nieważne, jak ją zwał. I nie ma na
świecie takiego zła, które nie pochodziłoby ze strachu. Nie ma.
Ignorancja i strach, ignorancja wypływająca ze strachu. Wszelkie zło
pochodzi ze strachu i każdy gwałt z niego się bierze. Osoba rzeczywiście pozbawiona
agresji jest osobą, która nie ma w sobie strachu. Gdy obawiasz się czegoś, stajesz
się zły. Przypomnij sobie, kiedy ostatni raz byłeś zły. Idź dalej. Pomyśl, kiedy
byłeś zły i jaki lęk krył się pod twoją złością. Czego bałeś się stracić? Co
miano ci zabrać, iż tak bardzo się bałeś? To tutaj tkwi przyczyna twej złości.
Pomyśl o jakiejś złej osobie, być może to ty jesteś źródłem jej strachu. Czy
widzisz, jak jest przestraszona? Jest naprawdę wystraszona, bez żartów. Ostatecznie są
jedynie dwie rzeczy na świecie: miłość i strach.
Porzucam me rozważania w tym momencie, nieuporządkowane, i skupiam
się to na jednej, to na drugiej sprawie, powracając raz po raz do wcześniejszych tematów.
Czynię tak dlatego, gdyż myślę, że jest to sposób na uchwycenie tego, o czym mówię.
Jeśli nie dotrę do ciebie za pierwszym razem, może uda mi się za drugim, a to, co nie
docierało do jednej osoby, może dotrze do drugiej. Omawiam rozmaite sprawy. Choć tak
naprawdę mówię o jednej. Nazywa się przebudzenie, nazywa się miłość, duchowość,
wolność, świadomość czy jakoś tam jeszcze. Naprawdę idzie tu o tę sama rzecz.
Świadomość i Kontakt Z Rzeczywistością
Obserwować wszystko wewnątrz siebie i na zewnątrz, a jeśli coś ci
się przyda - umieć patrzeć na to tak, jakby przydarzyło się to komuś innemu. Nie
komentować, nie osądzać, nie ustosunkowywać się do tego, nie wpływać, nie
usiłować zmieniać, tylko rozumieć. Czyniąc tak, zaczniesz sobie zdawać sprawę, że
coraz mniej identyfikujesz się ze swoim “mnie”. Św. Teresa z Avili mówi, że pod
koniec życia Bóg obdarzył ją szczególną łaską. Co prawda, nie używa tego
właśnie współczesnego pojęcia, ale do niego rzecz tę można sprowadzić: idzie o
łaskę nieidentyfikowania się z “mnie”. Jeśli ktoś ma raka, a ja tej osoby nie
znam, nie jestem tym faktem wcale poruszony. Gdybym był przepełniony miłością i
wrażliwością, być może byłbym w stanie tej osobie pomóc, choć zapewne nie byłbym
emocjonalnie poruszony sytuacją, w jakiej ona się znalazła. Jeśli przygotowujesz się
do egzaminu, mnie to nie porusza, mogę ci z filozoficznym spokojem poradzić: “Im
więcej się tym będziesz przejmował, tym gorzej wypadniesz. Dlaczego nie pozwolisz
sobie na przerwę w nauce?” Lecz kiedy nadejdzie dzień mojego egzaminu, wtedy okazuje
się, że to całkiem inna sprawa. Dzieje się tak, gdyż utożsamiłem się z “mnie”
- z moją rodziną, moim krajem, moją własnością, moim ciąłem, ze sobą samym.
Co by było, gdyby Bóg obdarzył mnie łaską nienazywania tych rzeczy
moimi?
Byłbym ponad nimi, byłbym ponad identyfikacjami. To właśnie oznacza
utracić siebie, zaprzeć się siebie, umrzeć dla siebie.
Dobra Religia - Antyteza Nieświadomości
Podczas jednej z konferencji podszedł ktoś do mnie i zadał pytanie,
co sądzę o Matce Boskiej Fatimskiej, co o niej myślę. Tego rodzaju pytania
przypominają mi pewną historię. Kiedyś wzięto posążek Matki Boskiej Fatimskiej do
samolotu, aby odbyć pielgrzymkę. Kiedy samolot przelatywał nad południową częścią
Francji, zaczęła trząść się i drgać tak, jakby miała za chwilę się rozlecieć. W
pewnym momencie figura wykrzyknęła: “Matko Boska z Lourdes, módl się za nami!” I
wszystko powróciło do normy. Czyż to nie wspaniale, że jedna Matka Boska pomaga innej
Matce Boskiej? Kiedy indziej grupa tysiąca pielgrzymów udawała się z pielgrzymką do
Mexico City, do kaplicy Matki Boskiej z Guadelupy, by zaprotestować wobec decyzji
biskupa, który ogłosił, że patronką diecezji ma być Matka Boska z Lourdes. Ludzie ci
byli przekonani, że Matka Boska z Guadelupy tę decyzję odebrała bardzo boleśnie,
dlatego protestowali, by zadośćuczynić tej obrazie. Jeśli się nie pilnujemy, religia
może sprawiać właśnie tego rodzaju kłopoty.
Gdy przemawiam do hindusów, mówię im: “Wasi kapłani nie będą
tym zachwyceni (zauważcie, jaki jestem dziś rano ostrożny), ale Bóg, zgodnie z nauką
Jezusa Chrystusa, byłby znacznie bardziej zadowolony, widząc waszą przemianę niż
wasza religijność. Byłby znacznie szczęśliwszy z powodu waszej miłości niż z
powodu waszej adoracji.” A zwracając się do mahometan, mówię: “Wasz Ajatollah i
wasi mułłowie nie będą zachwyceni, gdy to usłyszą, ale Bóg znacznie bardziej będzie
zadowolony, widząc, jak stajecie się osobami pełnymi miłości, niż gdy mówicie:
Panie, Panie!”
Nieskończenie ważniejsze jest wasze przebudzenie. Ono właśnie
oznacza duchowość, oznacza wszystko. Jeśli do tego dojdziecie, to dojdziecie do Boga. Wówczas
czcić go będziecie “w duchu i prawdzie”. Wtedy staniesz się miłością, kiedy
przemienisz się w miłość. Niebezpieczeństwo, jakie ze sobą niesie religia, bardzo
trafnie ujmuje anegdota opowiedziana przez kardynała Martiniego, arcybiskupa Mediolanu.
Historia dotyczy włoskiej pary zawierającej związek małżeński. Umówili się z
proboszczem parafii, że urządzą małe przyjęcie na dziedzińcu, poza kościołem.
Ponieważ padał deszcz, poprosili, by ksiądz zgodził się na przeniesienie tej
uroczystości do kościoła. Ojciec wielebny nie był tym zbytnio zachwycony, ale
argumentowali w ten sposób:
- Zjemy trochę ciasta, pośpiewamy chwilę, wypijemy kieliszek wina i
pójdziemy do domu.
Po namyśle ojciec wielebny uległ. A że byli to kochający życie
Włosi, wypili trochę wina, pośpiewali, potem wypili trochę więcej wina i zaśpiewali
trochę więcej pieśni, tak, iż w ciągu pól godziny mała uroczystość przerodziła
się w wielkie wesele. Wszyscy bawili się świetnie, wesoło i swawolnie. Ojciec wielebny
chodził cały spięty tam i z powrotem po zakrystii, bardzo niezadowolony z powstałego
rabanu i hałasu. W pewnym momencie wchodzi zakrystianin i stwierdza:
- Widzę ojcze, że jesteś zdenerwowany.
- Oczywiście, że jestem. Prószę posłuchać, jaki harmider robią w
Domu Bożym. Na miłość boska!.
- Masz rację, ojcze, ale oni naprawdę nie mieli gdzie pójść.
- Wiem o tym. Ale czy musza być tacy głośni?
- Nie zapominajmy, że Jezus także obecny był kiedyś na weselu. -
Na to ojciec wielebny:
- Wiem, że Jezus był na weselu. Nie musisz mi tego przypominać!
Ale, oni tam nie mieli Najświętszego Sakramentu.
Tak już czasami bywa, że Przenajświętszy Sakrament staje się
ważniejszy niż sam Jezus Chrystus. Religijność staje się ważniejsza od miłości.
Kościół ważniejszy od życia, ważniejszy od sąsiada. I tak dalej. Tkwi w tym
niebezpieczeństwo. Według mnie Jezus ewidentnie nas nawoływał, abyśmy temu co
najważniejsze przyznawali pierwszeństwo. Istota ludzka jest znacznie ważniejsza od
szabatu. Czynienie tego, o czym mówię, stawanie się tym, co wam wskazuję, jest
znacznie ważniejsze niż Pan. Ale wasz mułła nie będzie zadowolony, gdy to usłyszy,
zapewniam was. Wasi księża też tym nie będą uszczęśliwieni. Przynajmniej niektórzy.
I o tym właśnie mówimy. Duchowość. Przebudzenie. Jeszcze raz powtarzam: jeśli
pragniecie swego przebudzenia, jest rzeczą niezmiernie ważną, by rozpocząć to, co
nazywam “samoobserwacją”.
Uświadom sobie to, co mówisz, to, co robisz, bądź świadom tego, co
myślisz, bądź świadom tego, jak działasz. Bądź świadom swych motywów; tego, skąd
one się, biorą. Nieświadome życie nie jest warte tego, by je przeżyć. Nieświadome
życie jest życiem mechanicznym. Jest nieludzkie, jest zaprogramowane, jest uwarunkowane.
Równie dobrze mógłbyś być kamieniem lub drewnem. W kraju, z którego pochodzisz,
setki tysięcy ludzi wegetują w skrajnym ubóstwie, pracują przez cały dzień,
wykonują ciężką pracę fizyczną, umęczeni kładą się spać i wreszcie budzą się,
by wszystko zacząć od początku. Patrząc na to myślisz: “Cóż to za życie! Czy to
wszystko, co życie ma im do zaoferowania?” I nagle wstrząsa tobą odkrycie, że niemal
100% ludzi żyje podobnie. Możesz iść do kina, jeździć samochodem, możesz odbyć
daleka podróż morska, ale czy sądzisz, że jesteś dużo lepszy od innych ludzi?
Jesteś równie martwy jak oni. Jesteś tak samo maszyną jak i oni - nieco większa, ale
jednak maszyną. To smutne. To smutne, że ludzie idą przez życie w podobny sposób.
Ludzie idą przez życie z ustalonymi poglądami - nigdy się nie
zmieniają. Są tego po prostu nieświadomi. Równie dobrze mogliby być drewnianymi
klocami, skałami, chodzącymi i gadającymi maszynami. Ale nie istotami ludzkimi. Są
kukiełkami, sterowanymi przez rozmaite sprawy, jak za pociągnięciem sznurka. Naciśnij
guzik, a uzyskasz reakcję. Mogę przewidzieć, w jaki sposób zachowa się dana osoba,
jeśli tylko przyjrzę się jej dokładnie. Czasami podczas pracy w grupach
terapeutycznych zapisuję sobie w notatniku, kto konkretnie rozpocznie sesję i kto
tamtemu czy tamtej odpowie. Czy uważacie, że to niewłaściwe? Nigdy nie wierzcie
ludziom, którzy wam mówią: “Zapomnij o sobie! Wyjdź ze swą miłością ku innym.”
Nie słuchajcie ich! Mylą się całkowicie! Najgorszą rzeczą, jaką można zrobić
udzielając komuś pomocy, jest zapomnieć o sobie.
Dane mi było to zrozumieć w bardzo gwałtowny sposób, wiele lat
temu. Studiowałem wówczas psychologię w Chicago. Brałem udział w kursie poradnictwa
dla księży. Czytałem sporo książek poświeconych poradnictwu, a na zajęcia
przynieśliśmy taśmy z nagraniami sesji terapeutycznych. W zajęciach, jak dobrze
pamiętam, brało udział dwadzieścia osób. Kiedy nadeszła moja kolej, instruktor
włączył taśmę z nagraniem rozmowy przeprowadzonej przeze mnie z młodą kobietą.
Zgodnie ze swoim zwyczajem, po pięciu minutach instruktor wyłączył magnetofon i
zapytał: - Czy są jakieś, komentarze? - Ktoś z obecnych wyraził zdziwienie:
- Dlaczego pytałeś ją o to?
Odpowiedziałem:
- Nie zadawałem żadnego pytania. Jestem pewien, że nie zadałem
jej żadnego pytania.
- Zadałeś.
Byłem absolutnie przekonany, iż mam racje. W tamtym czasie świadomie
stosowałem w mojej praktyce metodę zaproponowana przez Carla Rogersa, która jest
niedyrektywna i skierowana na osobę. Stosując tę metodę, nie zadaje się pytań
osobie, z którą przeprowadza się rozmowę. Nie przerywa się rozmowy, powstrzymując
się również od udzielania rad. Miałem świadomość, że stosując tę metodę nie
mogę zadawać pytań. W trakcie sesji wywiązała się sprzeczka. W końcu instruktor
zadecydował:
- A dlaczego by nie posłuchać nagrania raz jeszcze?
Tak więc
ponownie przesłuchaliśmy ten fragment i ku memu przerażeniu stwierdziłem, że zadałem
jednak nachalnie pytanie; tak wyraźnie, jak tylko można to sobie wyobrazić. Potężne
pytanie. Najdziwniejsze dla mnie było to, że owo pytanie słyszałem trzykrotnie. Po raz
pierwszy wtedy, gdy je zadałem, po raz drugi, gdy przesłuchiwałem taśmę przed
zajęciami (by się upewnić, że na zajęcia zabiorę właściwą kasetę) i po raz
trzeci podczas zajęć. Ale ja tego nie zauważyłem! Świadomość mi nie dopisała.
Zjawisko to często ma miejsce podczas sesji terapeutycznych oraz
spotkań, w których biorę udział jako duchowy przewodnik. Nagrywamy rozmowę, a kiedy
klient później jej słucha, często mówi:
- Tak naprawdę, to o czym ojciec mówił podczas rozmowy, usłyszałem
dopiero podczas przesłuchiwania taśmy.
I co ciekawsze: ja tego również nie słyszałem. Odkrycie, że
podczas sesji terapeutycznej wypowiada się rozmaite kwestie, nie uświadamiając sobie
tego, jest szokujące. Co więcej, pełne zrozumienie tego, co się mówiło, jeszcze
bardziej deprymuje. Czy to jest ludzkie, jak sądzicie? Zapomnij o sobie i wyjdź ku innym
- mówicie!
Po przesłuchaniu całej kasety, tam w Chicago, instruktor zapytał,
czy ktoś ma jeszcze jakieś uwagi. Jeden z księży, pięćdziesięcioletni mężczyzna,
którego lubiłem, zwrócił się do mnie:
- Tony, chciałbym ci zadać osobiste pytanie, czy mogę?
Odpowiedziałem:
- Tak, jeśli nie będę chciał odpowiedzieć, to nie odpowiem.
- Czy kobieta, z która rozmawiałeś, była ładna?
Wiecie, byłem wówczas na takim etapie rozwoju, czy niedorozwoju, że
nie zauważałem, czy ktoś jest ładny czy nie. Nie miało to dla mnie znaczenia. Ludzie
byli owieczkami z Chrystusowej owczarni, ja byłem pasterzem. Udzielałem pomocy. Czyż to
nie wspaniałe! Nauczono nas takiego patrzenia. Zatem odpowiedziałem mu:
- A co to ma do rzeczy?
A on odpowiedział:
- Ma. Ty jej nie lubisz, prawda?
- Co?! - wykrzyknąłem.
Nigdy nie zwracałem uwagi na to, czy lubię czy nie lubię poszczególnych
osób. Jak większość z nas, zdarzało mi się, że byłem świadom swej niechęci do
pewnych ludzi, ale ogólnie rzecz biorąc wobec innych zachowywałem postawę emocjonalnej
obojętności.
- Na podstawie czego tak sądzisz? - zapytałem.
- W oparciu o kasetę -
odparł.
Posłuchaliśmy raz jeszcze, a on powiedział:
- Wsłuchaj się w swój glos. Zauważ, jaki stał się słodki.
Jesteś poirytowany, prawda? -
Byłem. I dopiero wówczas uświadomiłem to sobie. A cóż takiego ja
jej tak niedyrektywnie mówiłem?
Nie uświadamiałem tego sobie jednak. Mój przyjaciel ksiądz
powiedział:
- Jest kobietą. Wyczuje to. Kiedy masz się z nią spotkać
następnym razem?
- W przyszłą środę.
- Sądzę, że nie przyjdzie - powiedział.
Nie przyszła. Czekałem tydzień i nie przyszła. Czekałem następny
tydzień i też się nie zjawiła. Wówczas zatelefonowałem do niej, łamiąc jedną z
moich podstawowych zasad, która brzmi:
“Nie bądź ratownikiem”.
Wykręciłem numer i powiedziałem:
- Pamiętasz to nagranie, które pozwoliłaś mi wykorzystać na
zajęciach? Bardzo mi pomogło, grupa wytknęła mi szereg błędów
(nie powiedziałem
jej jakich). Być może dzięki temu następna sesja będzie efektywniejsza. Tak więc,
gdybyś tylko zechciała kontynuować, mogłyby pojawić się lepsze efekty.
Odpowiedziała:
- Dobrze, przyjdę.
Przyszła. Moja niechęć do niej dalej tkwiła we mnie. Nie opuściła
mnie, ale z drugiej strony również nie przeszkadzała. Co sobie uświadamiasz, to
też kontrolujesz; to czego sobie nie uświadamiasz, kontroluje ciebie. Zawsze
jesteśmy niewolnikami tego, czego sobie nie uświadamiamy: Jeśli coś sobie
uświadomisz, uwolnisz się od tego. To coś jest oczywiście nadal w tobie, jednak nie
stanowi dla ciebie przeszkody. Nie kontroluje cię, nie zniewala. I na tym polega
podstawowa różnica.
Świadomość, świadomość, świadomość i jeszcze raz
świadomość. Na kursie tym nauczono nas, jak być aktywnym obserwatorem. Wyrażając to
bardziej obrazowo, mówię do was i w tym samym czasie jestem obok, obserwuję was i
obserwuję siebie. Kiedy słucham ciebie, jest dla mnie rzeczą nieskończenie
ważniejszą wsłuchać się w siebie niż w ciebie. Oczywiście, słuchanie ciebie jest
ważne, ale ważniejsze, bym ja słuchał siebie. W przeciwnym razie ciebie nie mógłbym
usłyszeć. Albo przeinaczałbym wszystko, co powiesz. Podchodziłbym do ciebie z pozycji
własnych uwarunkowań. Reagowałbym na ciebie przez pryzmat rozmaitych swych zagrożeń,
mojej potrzeby manipulowania tobą, żądzy sukcesu, swej irytacji i uczuć, których mogę
sobie nie uświadamiać. A więc jest niesłychanie ważne, bym się wsłuchał w siebie
słuchając ciebie. Tego nas uczono w związku z nabywaniem świadomości.
Nie musicie zawsze wyobrażać sobie, że unosicie się gdzieś w
powietrzu. Żeby uzyskać choć przybliżone pojęcie o tym, co mówię, wyobraźcie sobie
dobrego kierowcę prowadzącego samochód i koncentrującego się na tym, co do niego mówicie.
Możecie się nawet kłócić, ale on cały czas doskonale respektuje znaki drogowe. W
momencie, kiedy wydarzy się coś niepokojącego, kiedy pojawi się jakiś dźwięk,
jakiś hałas, czy uderzenie, usłyszy je natychmiast.
- Czy na pewno zamknąłeś tylne drzwi? - zapyta. Jak to się dzieje,
że na to wszystko zwraca uwagę? Jest przytomny, czujny.
To, o czym tu teraz mówię, to nie koncentracja. To nie jest
najważniejsze. Wiele technik medytacyjnych uczy koncentracji. Ja jestem wobec nich
nastawiony sceptycznie. Pociągają za sobą gwałt, a często dalsze uwarunkowanie i
programowanie. Polecam świadomość, która wcale nie musi być tożsama z koncentracja.
Koncentracja jest światłem punktowym, reflektorem. Otwierasz się na wszystko, cokolwiek
wejdzie w obszar twej uwagi. Może ona zostać odwrócona lub rozproszona - świadomości
nie można odwrócić.
Patrzę na to drzewo i martwię się. Czy ze mną wszystko jest w
porządku? Gdybym zamierzał koncentrować się tylko na drzewach, to byłoby ze mną
źle. Ale jeśli uświadamiam sobie, że jestem także zmartwiony, to nie stanowi to
żadnego zaburzenia. Po prostu jestem świadomy tego, na czym koncentruje się moja uwaga.
Kiedy cokolwiek pójdzie nie tak albo zdarzy się coś niepomyślnego, natychmiast
będziesz zdenerwowany. Coś nie gra! Będziesz zdenerwowany w chwili, gdy uświadomisz
sobie jakiekolwiek negatywne uczucia. Jak ten kierowca samochodu.
Wspomniałem już, że św. Teresa z Avili powiedziała, iż Bóg
obdarzył ja łaską nieidentyfikowania się z samą sobą. Często w ten sposób mówią
małe dzieci. Dwulatek na przykład powiada: “Tommy dziś rano jadł śniadanie.” Nie
mówi: “Jadłem śniadanie”, choć to on przecież jest owym Tommym. Mówi “Tommy”
w trzeciej osobie. Podobne odczucia są udziałem mistyków. Nie identyfikują się już
ze sobą, trwają w pokoju. To jest ta łaska, o której mówiła św. Teresa. To jest to
“ja”, do którego odkrycia nawołują wciąż mistycy Wschodu. I ci z Zachodu także!
A do nich można również zaliczyć Mistrza Eckharta.
Etykietki
Ważne jest nie to, by wiedzieć, kim lub czym jest “ja”. Tego
nigdy się nie osiągnie. Ważne jest to, aby odrzucić etykietki. Jak mówią mistrzowie
Zen: “Nie szukaj prawdy, po prostu odrzuć swoje poglądy”. Odrzuć swoje teorie, nie
szukaj prawdy. Prawda nie jest czymś, co się szuka, ona jest. Jeśli przestaniesz tkwić
przy swoich poglądach, pojmiesz to. Coś podobnego ma miejsce tutaj. Jeśli odrzucisz
etykietki, którymi się posługujesz, zrozumiesz to. Co rozumiem pod terminem “etykietka”?
Każdą etykietkę, którą sobie możesz wyobrazić, być może za wyjątkiem określenia
“istota ludzka”. Ja jestem istotą ludzką. Jasne, oczywiście; ale niewiele mówiące.
Kiedy jednak mówisz: “Jestem człowiekiem sukcesu” - to to już głupota. Sukces nie
stanowi części twego “ja”. Sukces jest czymś, co przychodzi i odchodzi, dziś może
być twoim udziałem, jutro już nie. Sukces to nie jest “ja”. Mówiąc: “Byłem
człowiekiem sukcesu” - myliłeś się, pogrążony byłeś w ciemności.
Utożsamiałeś się z sukcesem. To samo odnosi się do sytuacji, gdybyś powiedział: “Jestem
nieudacznikiem, prawnikiem, biznesmenem.” Wiesz, co się stanie, jeśli zaczniesz
identyfikować się z takimi rzeczami. Przylgniesz do nich, zaczniesz się martwic, że je
utracisz i stanie się to źródłem twoich cierpień. To właśnie miałem na myśli,
kiedy poprzednio powiedziałem: “Jeśli cierpisz, to znaczy, że spisz.” Chcecie znaku
świadczącego, że spicie? Oto on. Cierpicie. Cierpienie jest znakiem braku kontaktu z
prawdą. Cierpienie dane jest ci po to, abyś otworzył oczy na prawdę, żebyś mógł
zrozumieć, że gdzieś jest jakiś fałsz, tak samo jak ból fizyczny mówi o jakiejś
niewydolności, o chorobie. Cierpienie wskazuje na istnienie fałszu. Wyzwala się w
kolizji z rzeczywistością. Kiedy twoje złudzenia zderzają się z rzeczywistością,
kiedy fałsz zderza się z prawdą, wówczas pojawia się cierpienie. Poza tym nie ma
cierpienia.
Co Przeszkadza Szczęściu
To, co chcę powiedziec, zabrzmiec może nieco pompatycznie, ale jest
prawdziwe. Może stac się najwazniejszym momentem w waszym życiu. Jeśli uchwycicie, o
co mi chodzi, zlapiecie sekret przebudzenia. Bylibyście szczęśliwi zawsze. Nigdy
więcej nie bylibyście nieszczęśliwi. Nic już nie byłoby w stanie was zranic.
Dokladnie tak: nic. Jeśli wylejesz w powietrze czarna farbe, powietrze pozostanie
bezbarwne. Nigdy nie zabarwisz go na czarno. I ty możesz pozostac tak nienaruszony.
Są ludzie, którzy osiągneli to, co nazywam ludzkim istnieniem. Nie zawladnal nimi
nonsens bycia kukielka rzucana raz w jedna raz w druga strone. Nie doszlo do glosu
pozwalanie zdarzeniom lub innym ludziom, aby dyktowali, jak się masz czuc. Ale czujesz
się tak, a nie inaczej i mówisz, że latwo cię zranic. Ha! Ja ci mówię, że jesteś
kukielka. Zatem czy chcesz nią być nadal? Wystarczy nacisnąć guzik i lecisz w dol -
lubisz to? Jeśli jednak odmawiasz identyfikowania się z któras z etykietek, wiekszość
twoich klopotów zniknie.
Bedziemy mówić dalej o lęku przed choroba i śmiercią, choć
zazwyczaj obawiasz się tego, co może ci się przydarzyc w życiu zawodowym. Pewien
drobny biznesmen, piecdziesieciolatek, saczy piwo w jakims barze i rozmyśla: “Gdy
spojrzec na wszystkich z mojej klasy, to widac, że im się w życiu udalo”. Idiota! Cóż
to znaczy “udalo się”. Ich nazwiska pojawily się na lamach gazet? Czy wedlug ciebie
oznacza to jakieś osiągniecie? Jeden z nich jest prezesem korporacji, inny prezesem
sadu, jeszcze inny kims jeszcze. Malpy, wszyscy oni są malpami.
Kto ustala kryteria sukcesu? Wyglupione spoleczenstwo! Glownym jego
zadaniem jest utrzymywanie ludzi w chorobie! Im szybciej zdasz sobie z tego sprawę, tym
lepiej. Wszyscy oni są chorzy. To lunatyczni szalency! Zostałeś prezesem przytulku
dla oblakanych i jesteś z tego dumny, mimo iż to nic nie znaczy. Bycie prezesem
korporacji nie ma nic wspolnego z życiowym sukcesem. Posiadanie wielkich pieniedzy nie
jest rownoznaczne z odniesieniem w życiu sukcesu. Odniesiesz sukces, jeśli się
obudzisz! Wowczas nie musisz nikomu się tlumaczyc ani wyjasniac; nie obchodzi cię, jak o
tobie ktoś myśli czy mówi. Nie masz zmartwien, jesteś szczęśliwy. I to wlasnie
nazywam sukcesem. Dobra praca, dobra opinia, nie mają nic wspolnego ze szczęściem czy
sukcesem. Nic! Są calkowicie od tego niezalezne. To, co niejednego dzisiaj naprawdę
obchodzi, kryje się przede wszystkim w obawie, co o nim pomyśla dzieci, najblizsi
sasiedzi, jego zona. Powinieneś być slawny. Nasze spoleczenstwo i kultura wbija nam to
do glowy rano i w nocy. Nasladujcie ludzi, którzy tego dokonali! Czego dokonali? Jedynie
zrobili z siebie glupców. Cala swą energie zainwestowali w coś, co pozbawione jest
wartości. Przestraszeni i zagubieni - są kukielkami jak i cala reszta. Spojrz, jak
dumnie stapaja po scenie. Spojrz, jacy są wytraceni z rownowagi, jeśli przydarzy im
się plama na koszuli. I ty to nazywasz sukcesem? Spojrz, jacy są przerazeni swoja
wizja, że gdzieś tam nie zostana wybrani ponownie. I ty to nazywasz sukcesem? Są
ciagle kontrolowani, poddawani nieustannej manipulacji. Nie potrafia cieszyc się zyciem
. Stale są napieci i pełni lęku. Czy to jest dla człowieka naturalne? Czy wiesz,
dlaczego tak się dzieje? Z jednego tylko powodu. Ci ludzie utozsamiali się z pewnymi
etykietkami. Dokonali identyfikacji swego “ja” z pieniedzmi, stanowiskiem bądź
zawodem. I to był ich błąd.
Slyszeliście historie o prawniku, który otrzymal rachunek za prace
hydrauliczne? Mówi do hydraulika:
- Chcesz dwieście dolarów za godzine roboty? Nawet ja tyle nie
otrzymuje za swoja prace.
A na to hydraulik:
- Ja też, jako prawnik, nie zarabiałem tak duzych pieniedzy.
Możesz być hydraulikiem, prawnikiem, biznesmenem czy ksiedzem, ale
nie ma to istotnego znaczenia dla “ja”. Ciebie to nie dotyczy. Jeśli jutro zmienisz
swój zawod, to tak, jakbyś wymienil ubranie. “Ja” pozostaje nietkniete. Czy ty
jesteś swoim ubraniem? Czy jesteś swoim imieniem? Czy jesteś swoim zawodem? Przestań
się z nimi utozsamiac! One przychodza i odchodza.
Jeśli to zrozumiesz, nic nie jest w stanie cię dotknac. Podobnie jak
i komplementy czy pochwaly. Kiedy ktoś mówi: “Jesteś wspanialy”, to o czym on
wlaściwie mówi? Mówi o “mnie”, a nie o “ja”. To “ja” nie jest ani
wspaniale, ani kiepskie. “Ja” nie jest zwyciestwem ani porazka. Nie jest żadna z
tych etykietek. Tę przychodza i odchodza. Zaleznie od kryteriów ustalonych przez
spoleczenstwo. Zaleza też od twych uwarunkowań. Uzaleznione są od humoru osoby, która
przypadkiem akurat z tobą rozmawia. Nie mają nic wspolnego z “ja”, które nie jest
żadna z tych etykietek. “Mnie” jest genialnie samolubne, glupie, dziecinne - jest to
wielki, duzy osiol. Może więc zdobedziesz się na to, by powiedziec: “Jestem osłem,
wiem o tym od lat.” Uwarunkowana osobowość - czego więcej po niej się spodziewales?
Dlaczego się z nią identyfikujesz? To przecież takie glupie! To nie jest “ja”, to
jest po prostu “mnie”.
Chcesz być szczęśliwy? Ciagle trwajace szczęście nie ma swej
przyczyny. Prawdziwe szczęście też nie ma swej przyczyny. Nie możesz więc mnie
uszczęśliwic. Nie jesteś moim szczęściem. Jeśli zapytasz przebudzona osobe: “Dlaczego
jesteś szczęśliwa?” Odpowie ci ona: “A dlaczego by nie?” Szczęście jest naszym
stanem naturalnym. Szczęśliwość jest naturalnym stanem malych dzieci, do których
Krolestwo nalezy aż do chwili, gdy je powstrzymamy i zarazimy glupota spoleczenstwa i
kultury. Aby zdobyc szczęście, nie potrzebujesz niczego robic, bo szczęścia zdobyc
nie można. Czy ktoś z was wie dlaczego? Poniewaz już je mamy. Jakże można zdobyc
coś, co już się posiada? Dlaczego wobec tego nie doświadczacie go? Poniewaz musicie
coś odrzucic. Musicie zrezygnować ze złudzeń. Aby być szczęśliwym, niczego nie
trzeba dodawac, trzeba coś jedynie odrzucic. Życie jest latwe, jest zachwycajace. A
jeśli jest trudne, to jedynie z powodu waszych złudzeń, waszych ambicji, waszej
chciwości i nienasycenia. Czy wiecie, skad to wszystko się bierze? Z utozsamiania się
z rozmaitego rodzaju etykietkami.
Cztery Kroki Ku Madrości
Pierwsza rzecza, jaka powinieneś zrobic, to ujawnienie negatywnych
uczuć, których istnienia nawet sobie nie uswiadamiasz. Wielu ludzi zywi takie nie
uswiadamiane negatywne uczucia. Wielu jest przygnebionych, nie zdajac sobie sprawy z
wlasnego przygnebienia. Dopiero, kiedy zetkna się z radościa, uzmyślawiaja sobie, jak
bardzo byli przygnebieni. Nie można walczyc z nowotworem, jeśli nie zostal wykryty.
Nie wytropisz szkodnika na farmie, jeśli nie będziesz wiedział o jego istnieniu.
Po pierwsze zatem, musisz uświadomic sobie samo istnienie owych
negatywnych uczuć. Pytasz, jakie to są uczucia? Na przykład jesteś posepny. Posepny
i w zlym nastroju. Nienawidzisz siebie lub masz poczucie winy. Uwazasz, że życie jest
bez sensu, czujesz się urazony, nerwowy, spiety. Wejdz najpierw w kontakt z tymi
uczuciami.
Po drugie (a jest to program czterostopniowy), musisz zaakceptować
fakt, że uczucia te istnieja w tobie, a nie na zewnatrz ciebie. Wydaje się to czymś
banalnie oczywistym. Ale czy jest tak na pewno? Wierzcie mi, że nie. Ludzie mają
doktoraty z filozofii, są rektorami uniwersytetow, ale często nie są w stanie tego
pojac. W szkolach nie uczono ich, jak żyć; uczono wszystkiego innego, ale nie tego.
Jak to ktoś wyznal: “Otrzymałem niezwykle staranne wyksztalcenie, wiele lat zajelo mi
jego przezwyciezanie”. I wyobrazcie sobie, wlasnie tej kwestii dotyczy duchowość.
Oduczanie się. Oduczania się tego bezuzytecznego bagazu smieci, którym cię karmiono.
Negatywne uczucia istnieja w tobie, nie w otaczajacej ciebie
rzeczywistości. Nie trudz się, by ja zmieniac. To przecież szalenstwo! Nie probuj
zmieniac innych. Marnujesz czas i energie. Nie probuj zmieniac wspolmalzonka, szefa,
przyjaciela, wroga i wszystkich pozostalych. Nie musisz zmieniac niczego. Negatywne
uczucia są w tobie. Nikt na swiecie nie jest w stanie cię uszczęśliwic. Nic na
swiecie nie jest w stanie zranic cię lub skaleczyc. Nie ma takiego zdarzenia, takich
warunkow, sytuacji czy osoby. Nikt ci tego nie powiedział? Mówili wręcz coś
odwrotnego. Teraz wiesz, dlaczego tkwisz w tym chaosie. Teraz możesz zrozumiec,
dlaczego pograzony jesteś we snie. Nigdy ci tego nie powiedziano. Ale jest to przecież
samo przez się zrozumiale.
Przypuscmy, że deszcz przerwal ci mila wycieczke. Kto fakt ten
przezywa negatywnie? Deszcz czy ty? Co jest przyczyna tego negatywnego uczucia? Deszcz czy
twoje nastawienia? Kiedy uderzasz się kolanem w stol, stol ma się dobrze. Zajety jest
realizowaniem tego, do czego zostal powolany - do bycia stolem. Bol jest w twoim kolanie,
nie w stole. Mistycy wciąż probuja nam przekazywac, że rzeczywistość, która nas
otacza, jest najzupełniej w porządku. Problemy tkwią nie w tej rzeczywistości,
znajduja się one wylacznie w ludzkich umyślach. Powinniśmy dodac: w glupich, spiących
ludzkich umyślach. Sama rzeczywistość jest pozbawiona problemów. Zabierzcie z Ziemi
ludzi, a życie trwać będzie nadal, przyroda istniec będzie nadal w calej swej krasie i
intensywności. W czym mialby znajdować się problem? Nie ma żadnego problemu. Ty
jesteś tym problemem. To ty stworzyłeś problemy. Utozsamiłeś “ja” z “mnie i
to wlasnie jest ten problem. Uczucie to jest w tobie, nie w rzeczywistości.
Po trzecie, nie identyfikuj się z tym uczuciem. Nie ma ono nic
wspolnego z “ja”. Nie okreslaj istoty swego “ja” w kategoriach tego uczucia. Nie
mow: “Jestem przygnebiony. Jeśli byś powiedział: “To jest przygnebienie”,
byłbyś blizszy prawdy. Gdy powiesz: “Depresja jest we mnie”, to postepujesz
wlaściwie tak, jak gdy stwierdzasz: “Posepność jest we mnie”. Ale niemadrze
czynisz, gdy powiadasz: “Jestem posepny”, gdyż definiujesz siebie w kategoriach
uczucia. Jest to twoje złudzenie, błąd. Jest w tobie - akurat teraz - przygnebienie,
rozgoryczenie, a1e zostaw je w spokoju, niech sobie będą. Na pewno mina. Wszystko
mija, wszystko. Twoje depresje i wzloty nie mają nic wspolnego z twoim szczęściem.
Są punktami na drodze zataczanej przez wahadlo twego losu. Jeśli szukasz silnych wrazen
i dreszczu emocji, przygotuj się na depresje. Czy pragniesz zazycia swego narkotyku?
Przygotuj się więc, że po jego zazyciu będziesz miał kaca. Ruch wahadla w jedna
strone nieuchronnie pociaga za sobą ruch w przeciwna. Zjawisko to nie ma nic wspolnego z
“ja”, nie ma nic wspolnego ze szczęściem. Odnosi się to do “mnie”. Jeśli
zapamietasz to dobrze, jeśli powtorzysz to tysiac razy, jeśli po wielokroc sprobujesz
wykonać te trzy kroki, to w koncu postepować będziesz wlaściwie. Być może nie
będziesz potrzebowal podejmować tych prob aż tyle razy, może ci się to uda już za
drugim razem. Nie wiem. Nie ma tu żadnej reguly. Ale poprobuj to tysiackrotnie, a uda
ci się dokonać najwiekszego odkrycia w swoim życiu. Do diabla z kopalniami zlota na
Alasce. Co zrobilbyś z tym zlotem? Jeśli nie jesteś szczęśliwy, nie możesz żyć.
A zatem znalazłeś już prawdziwe zloto. Jesteś krolem, jesteś ksiezniczka. Jesteś
wolny, już cię naprawdę nie obchodzi, czy jesteś akceptowany czy odrzucany, nie
sprawia ci to żadnej roznicy. Psychologowie mówią nam, jak ważne jest poczucie
przynalezności. Gadanie! Dlaczego mialbyś chciec przynalezec do kogokolwiek? To już
nie ma teraz znaczenia.
Jeden z moich przyjaciol opowiadal mi, że istnieje taki afrykanski
szczep, w którym kara śmierci polega na ostracyzmie spolecznym. Jeśli wyrzuca cię z
Nowego Jorku lub z jakiegokolwiek miejsca twego zamieszkania, nie umrzesz. Jak to się
dzieje, że ci Afrykanie umieraja? Poniewaz uczestnicza w zbiorowej glupocie ludzkości.
Sadza, że nie nalezac nigdzie, nie będą w stanie żyć. Podobnie mniema wiekszość
ludzi. Są przekonani, że musza gdzieś nalezec. Ale ty nie musisz przynalezec do
nikogo ani do niczego, do żadnej grupy. Nie musisz być nawet zakochany. Kto ci wmówił,
że musisz być zakochany? To, czego potrzebujesz, to wolność. To, czego potrzebujesz,
to kochać. I taka jest twa natura. A z tego, co mi mówisz, wynika, że chcesz być
pozadany. Chcesz być oklaskiwany, atrakcyjny, chcesz, by stadko malych malpek za tobą
się uganialo. Marnujesz swoje życie. Obudź się. Nie potrzebujesz tego. Możesz
trwać w blogim szczęściu i bez tych atrakcji.
Spoleczenstwo nie będzie uszczęśliwione tym, co mówię, poniewaz -
jeśli to zrozumiesz i otworzysz oczy - staniesz się dla niego zagrozeniem. Jak to
możliwe, by kontrolować osobe taka, jak ty? Nikogo nie potrzebuje, nie boi się krytyki,
nie dba o to, co o niej myśla i co o niej mówią. Przeciela te wszystkie sznureczki, za
pomoca których nią sterowano. Nie jest już kukielka. To niesie zagrozenie. Takiej
osoby najlepiej się pozbyc. Mówi prawdę. Stala się nieustraszona. Przestala być
ludzka. - Wlasnie ludzka! Prosze, cóż za paradoks: w koncu przecież stala się istota
ludzka! Wydarla się ze swego zniewolenia, wydobyła się z wiezienia.
Nic nie usprawiedliwia negatywnych uczuć. Nie ma na swiecie takiej
sytuacji, która usprawiedliwialaby ich podtrzymywanie. Wszyscy mistycy zdarli sobie
gardla, by to nam powiedziec. Ale nikt ich nie słucha. Uczucia negatywne są w tobie.
W Bhagawad-Gicie, swietej ksiedze hinduizmu, Pan Kriszna mówi do Arjuny: “Rzuc się w
wir bitwy, ale serce twe niech trwa wsrod kwiecia lotosu, u stop Pana”. Cudowna
sentencja. Aby osiągnąć szczęście, nie musisz robic nic. Mistrz Eckhart powiedział
bardzo pieknie: “Boga nie osiąga się w procesie dodawania duszy czegokolwiek, ale
przez odejmowanie”. Aby być wolnym niczego nie rob, ale coś odrzucaj. Wowczas
będziesz wolny.
Po czwarte: Jak zmieniac wszystko? Jak zmieniac siebie? Musisz wiele
rzeczy zrozumiec, a wlaściwie jedna rzecz, która można wyrazic na wiele sposobów.
Wyobrazcie sobie pacjenta, który idzie do lekarza i mówi mu, na co
cierpi. Doktor odpowiada:
- Rozumiem panskie symptomy. Wie pan, co zrobie? Zapisze lekarstwo
dla pana sasiada.
Pacjent odpowiada:
- Dziekuje, bardzo dziekuje. To bardzo poprawi moje samopoczucie.
Idiotyczne to, prawda? Ale wlasnie tak czynimy. Osoba pograzona we
snie sądzi, że poczuje się lepiej, jeśli zmieni się ktoś inny. Cierpisz, bo spisz,
ale myślisz sobie: “Jakże piekne byłoby życie, gdyby ktoś inny się zmienil.
Jakże piekne byłoby życie, gdyby zmienil się mój sasiad, zona, szef”.
Zawsze chcemy, by dla naszego dobrego samopoczucia zmienil się ktoś
inny. Ale czy nigdy nie pomyśleliście, co by się stalo, gdyby rzeczywiście twój maz,
twoja zona się zmienili? Byłbyś rownie bezradny jak przedtem, rownie nie przebudzony
jak dotad. Ty jesteś tym, który ma się zmieniac, który musi zazyc lekarstwa.
Twierdzisz: “Czuje się dobrze, bo świat jest w porządku.” Błąd! Świat jest w
porządku, poniewaz ja czuje się dobrze. Tak twierdza wszyscy mistycy.
Rację Ma Świat
Kiedy się przebudzisz, kiedy zrozumiesz, kiedy zobaczysz - porzadek
świata wyda ci się sluszny. Zawsze gnebi nas probłem zla. Istnieje niezwykle
sugestywne opowiadanie o malym chlopcu wedrujacym wzdluz brzegu rzeki. Spostrzega
krokodyla zlapanego w siec. Krokodyl odzwywa się do niego:
- Czy ulitujesz się nade mną i uwolnisz mnie? Być może wygladam
fatalnie, ale wiesz, to nie moja wina. Tak mnie stworzono. Bez wzgledu na mój wyglad
bije we mnie serce matki. Przybyłam tutaj w poszukiwaniu pozywienia dla moich malych i
wpadlam w pulapke.
Na to chlopiec:
- Gdybym pomógł ci uwolnic się z tej pulapki, zlapalabyś mnie i
pozarla.
Na co krokodyl:
- Czy myślisz, że zrobilabym to swemu dobroczyncy i
wyzwolicielowi?
Chlopiec daje się przekonać i zdejmuje siec, a krokodyl go lapie.
Uwieziony pomiedzy szczekami krokodyla mówi:
- A więc tym mi odplacasz za mój dobry uczynek?
Krokodyl
odpowiada:
- No tak, synu, nie odnos tego tak wylacznie do siebie. Taki jest
świat. Takie są reguly życia.
Chlopiec protestuje, wobec czego krokodyl sklada propozycje:
- Zapytajmy kogos, czy nie mam racji?
Wtem chlopiec spostrzega ptaka siedzacego na galezi i pyta:
- Ptaku, czy krokodyl ma racje?
Ptak odpowiada:
- Krokodyl ma racje. Spojrz na mnie. Pewnego razu wracałem do
gniazda niosac pozywienie dla moich malych. Wyobraz sobie moje przerazenie, gdy
zobaczyłem weza wspinajacego się po cichu po pniu wprost ku gniazdu. Byłem calkowicie
bezradny. Waz pozeral moje małe, jedno po drugim. Krzyczałem i piszczalem, ale
bezskutecznie. Krokodyl ma racje, takie jest prawo życia, tak skonstruowany jest świat
.
Na co krokodyl:
- No widzisz.
Ale chlopiec nie rezygnuje i prosi:
- Zapytajmy jeszcze kogos innego.
Krokodyl zgadza się. Na brzegu rzeki pasie się stary osiol.
- Osle - mówi chlopczyk - czy krokodyl ma racje? Osiol
odpowiada:
- Tak, ma calkowita racje. Spojrz na mnie. Całe życie
pracowałem ciezko dla mego pana i ledwo miałem co jesc. Teraz kiedy jestem stary i
bezuzyteczny, pan wypuścil mnie i tak oto wedruje po swiecie, czekajac, aż jakis dziki
zwierz zakonczy dni mego życia. Krokodyl ma racje, takie jest życie, tak jest
skonstruowany świat.
Krokodyl na to:
- No widzisz.
Chlopiec nie ustepuje:
- Daj mi jeszcze jedna, ostatnia szanse. Zapytajmy kogos raz
jeszcze. Pamietaj o tym, jak byłem dobry dla ciebie.
Krokodyl się zgadza. Chlopiec widzi przebiegajacego krolika i
pyta:
- Kroliku, czy krokodyl ma racje?
Krolik siada i zwraca się do krokodyla:
- Powiedziałeś tak temu chlopcu?
Krokodyl mówi:
- Tak.
Na co krolik:
- Poczekaj chwile, musimy to przedyskutowac.
Krokodyl na to się
zgadza.
- Jakże możemy dyskutowac, skoro trzymasz tego chlopca w paszczy?
- stwierdza krolik. - Wypusc go, musi wziac udział w naszej naradzie.
A na to krokodyl:
- Jesteś sprytny, kroliku. Jak go wypuszcze, to mi ucieknie.
Krolik w odpowiedzi:
- Myślalem, że jesteś rozsadniejszy. Gdyby chcial uciekac, jedno
uderzenie twojego ogona zabije go.
Krokodyl zgadza się z krolikiem i wypuszcza chlopca.
Krolik krzyczy:
- Uciekaj! - i chlopiec daje nogi za pas.
Wowczas krolik zwraca się do chlopca:
- Czy nie przepadasz za miesem krokodyla? Czy ludzie z twojej wsi
nie lubia smacznych posilków? Tak naprawdę, to do konca nie wypuściłeś krokodyla z
sieci. Tkwi w niej jeszcze. Dlaczego nie pojdziesz do swej wsi i nie zawolasz swych
ziomków?
Chlopiec tak czyni.
Mieszkancy wioski przybywaja z siekierami, wloczniami i kijami i
zabijaja krokodyla. Chlopcu towarzyszy jego pies. Dostrzega krolika, lapie go i zagryza
. Chlopiec przybywa zbyt pozno. Umierajacy krolik mówi:
- Krokodyl miał racje, takie jest prawo życia.
Nie istnieje wyjasnienie wszelkiego cierpienia, zla, meczarni,
zniszczenia i glodu na swiecie. Nigdy tego nie wyjasnisz. Możesz bawic się swymi
wyjasnieniami, religijnymi czy też innymi - ale nie wyjasnisz tego nigdy. Bo życie jest
tajemnica, co oznacza, że twój myślacy umysł nie jest tego w stanie rozwiklac.
Dlatego wlasnie masz się przebudzić i wtedy dopiero pojmiesz, że nie w swiecie ukryte
są problemy, ale ze ty sam jesteś problemem.
Somnambulizm
O tym wszystkim mówią swiete ksiegi, ale ty nie będziesz w stanie
zrozumiec z nich ani słowa - zanim się nie obudzisz. Ludzie pograzeni we snie czytaja
swiete ksiegi i w oparciu o nie krzyzuja Mesjasza. Musisz się obudzić, aby pojac sens
tych swietych ksiag. One mają sens jedynie dla przebudzonych. Podobnie i
rzeczywistość. Nigdy jednak nie będziesz w stanie oddac tego slowami; może bardziej
za pomoca czynów. Ale i wowczas trzeba się będzie upewnic, czy nie rzucasz się w
działanie po to, aby uciec przed negatywnymi uczuciami. Wielu ludzi rzuca się w wir
działania pogarszajac tylko sprawę. Nie przychodza z miłości, lecz wypchani są
negatywnymi uczuciami. Poczuciem winy, zlościa, nienawiścia, pewnego rodzaju poczuciem
niesprawiedliwości lub czymś podobnym. Musisz upewnic się co do “swej” istoty, nim
podejmiesz działanie. Musisz upewnic się co do tego, kim jesteś - nim zaczniesz
działac. Niestety, kiedy ludzie spiący przechodza do działania, zamieniaja po prostu
jedno okrucienstwo na drugie, jedna niesprawiedliwość na druga. I trwa to tak bez
ustanku. Mistrz Ekhart mówi: “Nie przez działania będziesz zbawiony (lub
przebudzony, nazywaj to, jak chcesz), ale przez swe bycie. Nie to, co robisz, będzie
sadzone, ale to, czym jesteś”. Co ci da nakarmienie glodnych, pojenie spragnionych,
odwiedzanie wiezniów?
Pamietasz to zdanie ze św. Pawla: “Gdybym caly swój majatek rozdal
na zywienie ubogich i wlasne cialo wydal na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi
nie pomoże...” Nie twoje czyny, ale sposób bycia ma znaczenie. Wtedy możesz
działac. Możesz, ale nie musisz. Dopóki nie jesteś przebudzony, nie możesz o tym
decydowac. Niefortunnie kladzie się caly nacisk na znaczenie tego świata, a bardzo malo
uwagi poświeca się kwestii przebudzenia. Kiedy się już przebudzisz będziesz
wiedział, co robic albo czego nie robic. Jak wiecie, niektorzy mistycy bywaja bardzo
dziwni. Jak Jezus, który mógł o sobie powiedzieć mniej więcej coś takiego: “Nie
zostałem poslany do tamtych ludzi, ograniczam się do tego, co mam czynic wlasnie teraz.
Pozniej, być może...” Niektorzy mistycy trwają w milczeniu. Niektorzy z nich
spiewaja. Jeszcze inni zaciagaja się na sluzbe. Nigdy nie można przewidziec, co zrobia
. Kieruja się wlasnymi prawami, dokladnie wiedza, co ma być zrobione. “Rzuc się w
wir walki, ale serce twe niech trwa wsrod kwiecia lotosu, u stop Pana”, jak to wam już
wczesniej mówiłem.
Wyobraz sobie, że znajdujesz się w kiepakiej formie, w zlym nastroju,
ale ktoś pokazuje ci piekna okolice. Krajobraz jest piekny, jednak twój minorowy
nastroj nie pozwala ci zobaczyc czegokolwiek. Kilka dni pozniej przechodzisz ta sama
droga i mówisz: “Wielkie nieba, gdzie ja byłem, że tego nie widziałem?” Wszystko
staje się piekne, kiedy ty się zmieniasz. Albo spogladasz na drzewa i gory przez szyby
zalane deszczem: wszystko wydaje ci się rozmazane i bezksztaltne. Masz ochote wyjść i
zmienic te drzewa i te gory. Poczekaj chwile, sprawdz, jaka jest pogoda. Kiedy zamilknie
burza i przestanie padac, wyjrzysz przez okno i powiesz: “Jakże inaczej to wszystko
wyglada.” Widzimy ludzi i rzeczy nie takimi, jakimi są, ale takimi, jakimi my
jesteśmy. Dlatego kiedy dwie osoby patrza na coś czy na kogos, reaguja w odmienny sposób
. Postrzegamy rzeczy lub osoby nie takimi, jakimi one są, ale zaleznie od tego, jacy my
jesteśmy.
Pamietacie zdanie z Pisma Św. o tym, że dla kochajacych Boga
wszystko przemienia się w zloto? Kiedy w koncu się obudzisz, nie będziesz probowal
robic dobrych rzeczy - one po prostu będą się wydarzac. Zrozumiesz nagle, że
wszyatko, co cię spotyka, jest dobre. Pomyśl o ludziach, z którymi zyjesz i których
chcialbyś zmienic. Oceniasz ich jako niestalych, nierozwaznych, niepewnych, zdradliwych
. Ale kiedy ty się zmienisz, to i oni będą inni. I ty będziesz inaczej na nich
patrzyl. Ktoś, kto wydawal się przerazajacy, teraz wyda się przestraszony. Ktoś, kto
wydawal się grubianski, również wyda się dreczony lękiem. Zupełnie nagle nikt nie
będzie w stanie cię zranic. Nikt nie będzie w stanie wymoc na tobie czegokolwiek. To
coś takiego, jak na przykład wtedy, gdy zostawiasz na stole ksiazke, ja ją podnosze i mówię:
“Usilujesz coś na mnie wymoc - muszę bowiem tę ksiazke wziac albo nie wziac.”
Jakże ludzie są zajeci oskarzajac wszystkich dookola, bombardujac oskarzeniami życie,
spoleczenstwo, sasiadów. W ten sposób nic nie będziesz w stanie zmienic; utkniesz w
swym koszmarnym snie, nigdy się nie przebudzisz.
Przecwicz to tysiackrotnie:
a) zidentyfikuj swe negatywne uczucia;
b) zaakceptuj, że są one w tobie, a nie na zewnatrz, w swiecie;
c) nie traktuj ich jako integralnej cześci “ja”, są one bowiem
czymś przejściowym;
d) zrozum, że kiedy ty się zmienisz, zmieni się wszystko.
Zmiana Jako Żądza
Nadal stoimy wobec wielkiego pytania: “Co zrobilem, by zmienic
siebie?” Mam wam do przekazania zaskakujaca niespodzianke, znakomita nowine! Nie musicie
nic robic w tej sprawie. Im więcej działań zaczniecie podejmować w tym kierunku, tym
będzie dla was gorzej. Jedyne, co macie zrobic, to zrozumiec. Pomyśl o kims, z kim
mieszkasz lub z kim pracujesz, kogo nie lubisz, kto wzbudza w tobie negatywne uczucia.
Sprobuje pomoc ci w zrozumieniu tego, co w tobie się dzieje.
Po pierwsze, musisz zrozumiec, że negatywne uczucia istnieja wewnatrz
ciebie. Ty jesteś za nie odpowiedziałny, nikt inny. Ktoś inny na twoim miejscu
zachowalby calkowity spokoj i pełny luz wobec tej osoby. Nie działalaby ona w
najmniejszym stopniu na niego. Na ciebie jednak działa. A teraz, zrozum nastepna rzecz:
tę mianowicie, że czegoś zadasz. Masz pewne oczekiwania wobec tej osoby. Czy
potrafisz to sobie uzmyślowic? Powiedz do tej osoby: “Nie mam prawa niczego od ciebie
zadac.” Mówiąc tak odrzucasz swe oczekiwania. “Nie mam żadnego prawa czegokolwiek
od ciebie zadac. Będę oczywiście bronil się przed skutkami twych działań czy
nastrojow, czy czegokolwiek, ale możesz być tym, czym ty chcesz. Nie mam prawa stawiać
ci żadnych zadan.”
Zauwaz, co się z tobą dzieje, kiedy to mówisz. Czy wyczuwasz w
sobie jakis opor przed wypowiedzeniem tych slów? Mój Boże, ile jeszcze będziesz mógł
odkryc tajemnic dotyczacych twego “mnie”. Pozwol wyjść na jaw temu malemu
dyktatorowi, tyranowi siedzacemu w tobie. Myślales, ie jesteś potulnym barankiem,
prawda? Nie, ja jestem tyranem i ty nim także jesteś. Mala wariacja na temat: Ja jestem
osłem i ty jesteś osłem. Ja jestem dyktatorem i ty jesteś dyktatorem. Chcę rzadzic
twoim zyciem za ciebie, chcę ci powiedzieć bardzo dokladnie czego oczekuje; jaki masz
być, jak masz się zachowywac, i lepiej jeśli będziesz zachowywal się zgodnie z tym,
co mówię, w przeciwnym bowiem razie znienawidzisz samego siebie. Pamietaj o tym, co mówiłem
- wszyscy są lunatykami.
Pewna kobieta opowiadala mi, że jej syn zdobył nagrode w szkole.
Była to nagroda za osiągniecia w nauce i sporcie. Cieszyla się bardzo z osiągniec
syna, ale kusilo ja, by mu powiedziec: “Nie chelp się za bardzo ta nagroda, bo ci to
zaszkodzi wowczas, gdy nadejdzie czas, że przestaniesz być tak dobry.” Jej problem
polegal na tym, co zrobic, by ustrzec syna przed przyszlym rozczarowaniem, nie gaszac jego
radości doznawanej w biezacej chwili.
Mamy nadzieje, że kiedy ona sama dojrzeje, to i on zrozumie, o co tu
chodzi. Tu nie idzie o to, czy ona mu to powie. Raczej o to, kim ona w koncu się stanie
. Wtedy zrozumie. Wowczas będzie wiedziała, co i kiedy powiedziec. Nagroda była
wynikiem rezultatów osiągnietych we wspolzawodnictwie, które może być okrutne, jeśli
zbudowane jest na nienawiści do samego siebie i innych. Ludzie osiągaja dobre
samopoczucie dzieki zlemu samopoczuciu innych, poprzez pokonywanie innych. Czyż nie jest
to obrzydliwe? Ale dla domu wariatów jakże znamienne!
Pewien amerykanski lekarz opisal skutki wspolzawodnictwa w swoim życiu
. Pojechal na studia medyczne do Szwajcarii, gdzie studiowalo wielu Amerykanów.
Niektorzy z nich przezyli szok, w momencie gdy zobaczyli, że nikt nie wystawia tam
stopni, nie wręcza żadnych nagrod, nie ma listy dziekanskiej, brak też “pierwszych”
oraz “drugich” na roku. Na rok nastepny przechodzilo się albo nie.
“Niektorzy z nas - pisze - nie mógłi się po prostu z tym pogodzic
. Zaczeliśmy paranoicznie podejrzewac, że jest w tym jakis haczyk”. Część z nich
przeniosla się do innych uczelni. Ci, którzy pozostali, odkryli nagle coś dziwnego,
czego nigdy nie zauwazyli na uniwersytetach amerykanskich: studenci, najlepsi studenci
pomagali innym w nauce, dzielili się swymi sukcesami. Jego syn studiuje w amerykanskiej
Akademii Medycznej i opowiada na przykład, jak to w laboratorium studenci często
demontuja mikroskop - w taki sposób, by nastepny po nich musial stracic kilka minut na
nastawienie ostrości. Wspolzawodnictwo. Musza zwyciezyc, musza być doskonali.
Przytacza też piekna historyjke, która jest prawdziwa, choć może być traktowana jako
doskonala metafora. Było w Ameryce takie małe miasteczko, którego mieszkancy zbierali
się wieczorem, aby sobie pomuzykowac. Mieli saksofoniste, perkusiste i skrzypka. Byli
to ludzie w starszym wieku. Gromadzili się wspolnie dla towarzystwa i czystej radości
muzykowania, choć w tej materii nie byli specjalnie dobrzy. Cieszyli się wspolnie
spedzonym czasem, aż do momentu gdy postanowili wybrac nowego dyrygenta, pełnego ambicji
i energii. Nowy dyrygent powiedział im:
- Słuchajcie, musimy przygotować koncert dla miasta.
Stopniowo pozbywal się osob, które graly gorzej, wynajal zawodowych
muzykow, którzy zastapili starych. Stworzyl orkiestre z prawdziwego zdarzenia, a
nazwiska wszystkich muzyków umieszczono w miejscowej gazecie.
Czyż to nie cudowne znalezc się w gazecie? Postanowili więc
przenieść się do innego miasta i tam grac. Ale niektorzy ze starych czlonków
orkiestry ze lzami w oczach mówili:
- Jakże wspaniale było dawnej, kiedy graliśmy źle, ale z
radościa.
W ich życie wkradlo się okrucienstwo, ale nikt go nie rozpoznal.
Widzicie, jakimi lunatykami są ludzie!
Niektorzy z was pytali mnie, co miałem na myśli, mówiąc: “Rob
swoje i bądź sobą, to jest w porządku”. Ale ja będę się bronil, będę sobą.
Innymi slowy, nie pozwole sobą manipulowac. Będę zyl swoim zyciem, szedl swoja droga,
pozwole sobie na swobode myślenia po swojemu, na niepodazanie za swymi sklonnościami i
pozadaniami. I będę ci mówił: “Nie”, jeśli nie przyjme twego towarzystwa. Nie
dlatego, że wzbudzasz we mnie negatywne uczucie. Bo już nie wzbudzasz. Nie masz nade
mną wladzy. Mogę po prostu pragnac, by być z kims innym.
Jeśli więc zapytasz:
“Może poszlibyśmy do kina?”
Odpowiem:
“Przykro mi, chcę iść z kims innym. Wolę jego towarzystwo.”
I to jest w porządku. Mówienie ludziom “nie” jest wspaniala
rzecza, jest to część przebudzenia. Przebudzenie to życie nie wedlug regul
narzucanych mi przez innych, ale zgodnie z tym, jak tobie się wydaje. I zrozum, to nie
jest egoizm. Egoizmem jest wymaganie od innych, by zyli zyciem, które akurat tobie
wydaje się najwlaściwsze. To jest egoizm. Żyć swoim zyciem nie jest egoizmem.
Egoizm zawiera się w zadaniu, by ktoś zyl zgodnie z twoimi upodobaniami, zyl dla twojej
prozności, dla twego zysku i twojej przyjemności. To jest naprawdę samolubstwo. Tak
więc będę chronil samego siebie. Nie będę czul się zobligowany do bycia z tobą,
nie będę czul się zobowiazany do przytakiwania twoim gustom. Jeśli twoje towarzystwo
będzie mile, będę się nim cieszyl - nie uzalezniajac się od niego. Ale nie unikam
cię już z powodu jakichkolwiek negatywnych uczuć, które we mnie wzbudzasz. Nie masz
już takiej mocy.
Przebudzenie powinno być niespodzianka. Kiedy czegoś się nie
spodziewasz, a to się zdarza, czujesz się zaskoczony. Kiedy zona Webstera przylapala go
na tym, że calowal pokojowke, powiedziała mu, że jest bardzo zaskoczona. Webster był
jednak pedantyczny w doborze wlaściwych slów (jest to zupełnie zrozumiale u autora
slownikow), tak więc odpowiedział: “Nie, kochanie, ja jestem zaskoczony. Ty jesteś
zdumiona!”
Dla niektórych przebudzenie staje się celem samym w sobie.
Podporzadkowuja mu całe swe życie. Mówia: “Nie będę szczęśliwy, dopóki nie osiągnę
przebudzenia.” W takim przypadku lepiej pozostac tam, gdzie się jest i po prostu być
świadomym sposobu swego bycia. Zwykla świadomość jest szczęściem w porownaniu z
przymusem reagowania przez caly czas na wszystko. Ludzie reaguja tak szybko, bo nie
osiągneli zrozumienia. Przyjdzie czas, że zrozumiesz, że są chwile, kiedy będziesz
reagowal w ukierunkowany sposób, nawet przy pełnej świadomości. W miare poszerzenia
świadomości reagować będziesz coraz rzadziej, a więc i działac będziesz coraz mniej
. Ale tak naprawdę nie ma to wiekszego znaczenia.
Pewien uczen powiedział swemu guru, że udaje się w jakieś odlegle
miejsce, by pomedytowac, i ma nadzieje, że osiągnie tam oświecenie. Przysylal więc
swemu guru co sześć miesiecy wiadomości o tym, jakie czyni postepy. Pierwsza
informacja brzmiala: “Teraz rozumiem, co to znaczy zatracic siebie”. Guru podarl
kartke i wyrzucil ja do kosza na smieci. Po nastepnych sześciu miesiacach otrzymal
nastepna relacje: “Teraz osiągnałem wrazliwość na wszystkie istoty”. Guru podarl
i to. Trzecia wiadomość dotyczyla kolejnych postepow: “Teraz pojałem tajemnice
jedności i wielości”. I ta kartka zostala podarta. Trwalo to tak przez lata, aż w
koncu nie nadeszla żadna wiadomość. Po pewnym czasie guru zainteresowal się ponownie
losem ucznia i kiedy jakis podroznik udawal się w tamte strony, poprosil go, by
dowiedział się, co stalo się z tym człowiekiem. Otrzymal wreszcie informacje od
ucznia. Napisal on: “A jakie to ma znaczenie?” Kiedy guru to przeczytal, powiedział:
Pewien zolnierz na polu bitwy upuścil swój karabin na ziemie,
podniosl lezacy kawalek papieru i przez czas jakis mu się przygladal. Nastepnie
pozwolil, by skrawek papieru upadl z powrotem na ziemie. Pozniej poszedl w inne miejsce i
uczynil to samo. Koledzy sądzili, że niepotrzebnie naraza się na niechybna śmierć i
potrzebuje pomocy. Umieszczono go w szpitalu i zapewniono opieke najlepszego psychiatry.
Nie przynosilo to jednak żadnych efektów. Wedrowal po salach i podnosil kawalki
papieru, przygladal im się bezmyślnie i pozwalal spadac na ziemie. W koncu uznano, że
wojsko powinno się go pozbyc. Wezwano go więc i wręczono zaswiadczenie o zwolnieniu z
armii. Wzial je bezmyślnie do reki, spojrzal na nie i wykrzyknal:
- To jest to! Wlasnie to!
Wreszcie znalazl to, czego szukal.
Tak więc zacznijcie uswiadamiac sobie swój wlasny stan, jakikolwiek
by on nie był. Przestancie odgrywać role dyktatora. Przestancie zmuszac siebie do
przyjmowania jakiegokolwiek kierunku. Wowczas pewnego dnia pojmiecie, że dzieki zwyklej
świadomości osiągneliście to, do czego przedtem tak usilnie i nadaremnie dazyliście.
Zmieniona Osoba
Nie formuluj żadnych zadań na swej drodze do świadomości. Twoje
zachowanie powinno przypominać raczej przestrzeganie zasad obowiazujacych na przykład w
ruchu drogowym. Jeśli nie respektujesz znaków drogowych, placisz mandat. Tu, w Stanach
Zjednoczonych, jezdzi się prawa strona jezdni, w Anglii lewa, w Indiach także lewa
strona jezdni. Nieprzestrzeganie przyjetych w danym kraju zasad kwalifikuje się do
ukarania mandatem. I nie ma tu miejsca na zranione uczucia, zadania, oczekiwania. Po
prostu trzeba się stosować do wymogów okreslanych przez kodeksy ruchu drogowego.
Pytacie, gdzie tu jest miejsce na wspolczucie, na wine. Bedziecie
wiedziec, skoro tylko się przebudzićie. Jeśli masz poczucie winy wlasnie teraz, to
jakim sposobem mogę ci to wyjasnic? Skad wiedziałbys, czym jest wspolczucie? Czasem
ludzie chca nasladować Chrystusa, ale kiedy malpa gra na saksofonie, nie oznacza to, że
stala się muzykiem. Nie możecie nasladować Chrystusa przez powtarzanie jego
zewnetrznych zachowan. Trzeba stac się Chrystusem. Wowczas bedziecie miec rzetelne
rozeznanie, co w konkretnej sytuacji nalezy zrobic, biorac pod uwage swój temperament i
charakter, oraz temperament i charakter osoby, z która się zetkniecie. Nikt wowczas nie
musi wam tego mówić. Aby tak czynic, trzeba być tym, kim był Chrystus. Zewnetrzne
nasladownictwo wiedzie donikad. Jeśli myślicie, że wspolczucie oznacza miekkosc, to
nie ma sposobu, bym mógł wam opisac, czym jest wspolczucie. Absolutnie żadnej
możliwości, poniewaz wspolczucie może być czymś bardzo twardym. Wspolczucie zawierac
może spora dawke surowości, może ono solidnie tobą wstrzasnac, może też “zakasac
rekawy” i dokonać na tobie operacji. Wspolczucie może miec bardzo rozne oblicza,
może być bardzo delikatne, ale skadze już teraz mógłbyś o tym wiedziec? Dopiero gdy
staniesz się miłością - innymi slowy, gdy odrzucisz swe iluzje i przywiazania -
dopiero wtedy będziesz wiedział.
W miare jak coraz mniej i mniej identyfikowal się będziesz ze swoim
“ja”, zapewnisz sobie coraz lepszy kontakt ze wszystkim i ze wszystkimi. A wiesz
dlaczego? Poniewaz przestajesz się bac, że ktoś cię zrani, że nie będzie cię lubil
. Nie będziesz pragnal wywierac na nikim dobrego wrazenia. Czy potrafisz wyobrazic sobie
ulge polegajaca na tym, że poczujesz się uwolniony od tego wewnetrznego przymusu? Cóż
za ulga! Wreszcie szczęście! Nie odczuwasz już koniecznej potrzeby wyjasniania
wszystkiego. I dobrze. Bo też co tu jest do wyjasniania. A nadto nie ma w tobie
przymusu ani potrzeby przepraszania. O wiele bardziej wolałbym uslyszec, że mówicie:
“Obudziłem się” niż “przepraszam”. Wolałbym uslyszec, jak mówisz do mnie:
“Obudziłem się po naszym ostatnim spotkaniu, to, co ci uczynilem, już więcej się
nie powtorzy” niż: “Tak mi przykro z powodu tego, co zrobilem”. Dlaczego ktoś
mialby wymagac przeprosin? Musisz zbadac tę kwestie.. Nawet jeśli ktoś zrobilby ci
jakieś swinstwo, to nie ma tam miejsca na przepraszanie.
Nikt ci nie zrobil swinstwa. Zrobil swinstwo komuś, kim - jak sądzil
- jesteś, ale nie tobie. Nikt nie odrzuca ciebie, odrzuca tylko to, kim jesteś wedlug
jego mniemania. Zreszta jest to bron obosieczna, nikt też nie akceptuje ciebie. Dopóki
ludzie się nie obudza, po prostu akceptuja lub odrzucaja posiadane przez siebie
wyobrazenie o tobie. Stworzyli sobie twój wizerunek i albo go odrzucaja, albo akceptuja
. Widzisz, jak głęboko to siega. Jest to nieco zbyt daleko idace wyzwolenie. Ale też
zobacz, jak latwo kochać wszystkich, kiedy nie identyfikujesz się z tym, co oni
wyobrazaja sobie na twój lub też na swój temat. Wowczas latwo jest ich kochać -
wszystkich.
Obserwuje “mnie”, ale nie myślę o “mnie”. Poniewaz myślace
“mnie” czyni tak wiele zlego. I kiedy “mnie” poddaje wlasnej obserwacji, ciagle
jestem świadom, że jest to jedynie refleksja. W rzeczywistości nie myśli się o “ja”
i “mnie”. Jesteś jak kierowca samochodu, który ani na moment nie chcę ze swej
świadomości wyeliminować obecności tego pojazdu. Można sobie przez chwile pomarzyc,
ale zarazem nie można tracic świadomości tego, co nas otacza. Musisz być zawsze
czujny, ale tak, jak czuwa matka. Nie zbudzi jej ryk samolotów przelatujacych nad domem,
ale uslyszy przez sen kwilenie swego dziecka. Jest czujna i w tym sensie - przebudzona.
O przebudzeniu nic nie można powiedziec, można jedynie mówić o snie. Na przebudzenie
można jedynie wskazac. Nie można niczego powiedzieć o szczęściu. Szczęście nie da
się zdefiniowac, opisac można jedynie nieszczęście. Przestań być nieszczęśliwy,
to zrozumiesz. Miłości nie można zdefiniowac, brak miłości można. Kiedy
pozbedziesz się braku miłości - zrozumiesz. Chcecie wiedziec, kto jest przebudzony?
Dowiecie się tego jedynie wtedy, gdy się przebudzićie.
Czy zakladam, na przykład, że nie powinniśmy formulować żadnych
zadań wobec dzieci? Powiedziałem: “Nie macie prawa formulować żadnych zadan”.
Predzej czy pozniej dziecko będzie musialo od was odejsc, zgodnie z nakazem Pana. I
wowczas nie bedziecie mieli do niego żadnego prawa. W gruncie rzeczy nie jest to twoje
dziecko i nigdy nim nie było. Nalezy do życia, nie do ciebie. Nikt nie nalezy do
ciebie. To, o czym mówisz, to wychowanie dziecka. Jeśli chcesz dostac obiad, przyjdz
miedzy dwunasta a pierwsza, bo pozniej obiadu nie dostaniesz. Czas. W ten sposób świat
funkcjonuje. Nie przyjdziesz na czas, nie dostaniesz obiadu. Jesteś wolny, to prawda,
ale i ponosisz konsekwencje swej wolności.
Kiedy mówię o tym, że nie nalezy miec żadnych oczekiwań wobec
innych, mam na myśli oczekiwania i wymagania sluzace wlasnemu dobremu samopoczuciu.
Prezydent Stanów Zjednoczonych musi oczywiście stawiać obywatelom pewne wymagania.
Policjant także. Ale są to wymagania dotyczace ich zachowania - zasady ruchu drogowego,
funkcjonowania organizacji, wlaściwych regul spolecznego wspolistnienia. Nie są one
formulowane jedynie po to, by prezydenta czy policjanta wprowadzic w dobry nastroj.
Osiągnięcie Milczenia
Wszyscy pytaja mnie, co się stanie, kiedy już się przebudza. Czy w
pytaniu tym tkwi jedynie ciekawość? Lubimy pytac, czy to lub tamto pasuje do danego
systemu, albo jaki ma sens w danym kontekście, lub do czego będzie podobne to, co
nastapi. Przebudzcie się, a bedziecie wiedziec, jak to jest. Tego nie można opisac.
Na Wschodzie mówi się: “Ci, którzy wiedza, nie mówią. Ci, którzy mówią, nie
wiedza.” Tego nie można wypowiedziec; można jedynie przyblizyc poprzez opis, czym nie
jest. Guru nie może dac ci prawdy. Prawdy nie da się ujac w słowa, zamknąć w
formule. Bo wowczas to nie jest prawda; jest to oddalanie się od rzeczywistości. Nie
ujmiesz rzeczywistości za pomoca formul. Guru może jedynie wskazac twe bledy. Jeśli
je porzucisz, poznasz prawdę. Ale nawet wtedy nie możesz jej wypowiedziec. Posrod
greko-katolickich mistyków jest to przekonanie powszechne. Wielki Tomasz z Akwinu pod
koniec swego życia przestal mówić i pisac - zaczal widziec.
Zawsze wydawalo mi się, że to jego slynne milczenie trwalo kilka
miesiecy, tymczasem ciagnelo się ono przez lata. Bowiem zdal sobie sprawę, że zrobil z
siebie glupca i powiedział to wprost. To tak, jakby ktoś, kto nigdy nie jadł zielonego
mango, pytal mnie: “Jak ten owoc smakuje?” Odpowiedziałbym: “Jest kwasny”. Mówiąc
cokolwiek wprowadzilbym cię w błąd. Sprobujcie to zrozumiec. Ludzie w swej
wiekszości nie są zbyt madrzy, opieraja się na slowie - nie na slowie Pisma na
przykład - wszystko pojmuja blednie. Mówię: “Kwasny”, a ty pytasz: “Kwasny jak
cytryna, kwasny jak ocet?” Odpowiadam: “Nie. Kwasny jak mango”. “Nigdy nie
probowałem manga” pada odpowiedz. Tym gorzej! Ale nie daje mu to spokoju i w koncu
pisze doktorat na ten temat. A nie robilby tego, gdyby tylko sprobowal manga. Naprawdę
. Może napisalby doktorat, ale już na inny temat. I kiedy pewnego dnia sprobuje w koncu
owocu magno, powie: “Boże, zrobiłem z siebie glupca. Nie powinienem był pisac tego
doktoratu”. Tak wlasnie postapil Tomasz z Akwinu.
Wielki niemiecki filozof i teolog napisal cala ksiazke tylko o
milczeniu św. Tomasza. A on po prostu milczal. Nic nie mówił. W prologu do “Summy
Teologicznej”, bedacej synteza calej jego teologii, napisal: “O Bogu nie możemy
powiedziec, kim jest, ale raczej, czym nie jest”. A więc, nie możemy mówić o tym,
jaki On jest, ale raczej, jaki On nie jest. A w swym slynnym komentarzu do traktatu
Boecjusza “O Trojcy Swietej” mówi, że są trzy drogi poznania Boga: pierwsza poprzez
dzielo stworzenia, druga poprzez działanie Boga w historii i trzecia poprzez najwyzsza
forme wiedzy o Bogu - poprzez poznanie Boga tamquam ignotum (poznanie Boga jako
niepoznawalnego).
Najwyzsza forma wiedzy o Trojcy jest to, iż nie wie się, kim Ona jest
. I takiej tezy wcale nie wyglasza Wschodni Mistrz Zenu. Mówi tak kanonizowany swiety Kościola
rzymsko-katolickiego, od wielu stuleci uznany za ksiecia teologii. Poznać Boga jako
nieznanego. W innym miejscu św. Tomasz powiada nawet: jako niepoznawalnego.
Rzeczywistość, Bóg, boskosc, prawda, miłość są niepoznawalne, to znaczy nie mogą
być pojete przez myślacy umysł. Powinno to powstrzymac olbrzymia ilość pytan, które
ludzie stawiaja, poniewaz zyja iluzja, że możemy wiedziec. A nie wiemy. I wiedzieć
nie możemy.
Czym zatem jest Pismo Sw.? Jest aluzja, kluczem, ale nie opisem.
Fanatyzm jednego szczerze wierzacego, któremu wydaje się, że wie, powoduje o wiele
więcej zla niż wspolny wysilek dwustu lajdaków. Przerazenie ogarnia, gdy się widzi,
co szczerze wierzacy wyczyniaja tylko dlatego, iż wydaje im się, że wiedza. Czyż nie
byłoby wspaniale żyć na swiecie, gdzie wszyscy ludzie mówiliby: “Nie wiem.” Jedna
wielka przeszkode mielibyśmy za sobą. Czy nie byłoby to cudowne?
Przychodzi do mnie mezczyzna niewidomy od urodzenia i pyta:
- Czym jest to, co nazywacie zielonym?
Jak opisac komuś zielony kolor, kto nie dostrzega barw od urodzenia?
Może przez analogie?
Mówię mu więc:
- Kolor zielony jest czymś w rodzaju delikatnej muzyki.
Pyta:
- Jak delikatna muzyka?
- Tak - mówię
- jak delikatna, kojaca muzyka.
Przychodzi drugi ociemnialy i pyta:
- Czym jest kolor zielony?
I mówię mu, że jest podobny do miekkiej satyny, bardzo miekkiej i
kojacej w dotyku. Nastepnego dnia widze, jak tych dwoch wygraza sobie nawzajem.
Jeden z nich mówi:
- Jest jak delikatna muzyka.
Na co drugi:
- Jest jak miekka satyna. -
I tak to trwa. Zaden z nich w gruncie rzeczy nie wie, o czym mówi,
gdyby bowiem wiedzieli, milczeliby. I to tak wlasnie jest. A nawet gorzej, poniewaz
pewnego dnia przywracasz, powiedzmy, temu niewidomemu wzrok, a on siedzi w ogrodzie i
rozglada się wokol. Mówisz do niego:
- Teraz wiesz, jak wyglada kolor zielony.
A on odpowiada:
- To prawda. Slyszałem go troche tego ranka.
Prawda jest taka, że otoczeni jesteście przez Boga i nie widzicie Go,
bo coś o Bogu “wiecie”. Ostateczna bariera w dostrzezeniu Boga jest wasze
wyobrazenie o Nim. Brak wam Boga, bo wydaje wam się, że “wiecie”. Jest to straszny
aspekt religii. Mówia o tym Ewangelie, że religijni ludzie “wiedzieli”, a więc
pozbyli się Jezusa. Najwyzsza forma wiedzy o Bogu jest wiedza o Bogu niepoznawalnym.
Stanowczo zbyt wiele slychac gadaniny o Bogu, świat jest tym przesycony. Zbyt malo za to
jest świadomości, zbyt malo miłości, zbyt malo szczęścia - ale nie naduzywajmy i
tych slów. Zbyt malo porzucen iluzji, odrzucen bledow, rezygnacji z wlasnych uwiklań i
zbyt wiele okrucienstwa. Zbyt malo świadomości. I to jest przyczyna cierpienia
świata, a nie brak religii. Religia dotyczyc ma przebudzenia, ma mówić o braku
świadomości. Spojrzcie, jacy jesteśmy zdegenerowani. Odwiedzcie mój kraj i
zobaczcie, jak zabijaja się nazwajem z powodu religii. Znajdziecie to wszedzie. “Ten,
który wie, nie mówi. Ten, który mówi, nie wie”. Wszystkie objawienia są niczym
innym, jak tylko palcem wskazujacym na ksiezyc. Tu na Wschodzie mówimy: “Kiedy medrzec
wskazuje ksiezyc, idioci patrza na palec”.
Jean Guitton, bardzo pobozny i ortodoksyjny pisarz francuski, dodaje do
tego przerazajacy komentarz: “Często uzywamy tego palca, by wylupic oczy”. Czy nie
jest to przerazajace? Świadomość, świadomość i jeszcze raz świadomość! W
świadomości wasze uzdrowienie, w świadomości prawda, w świadomości wyzwolenie. W
świadomości jest duchowość, w świadomości tkwi rozwoj, w świadomości zawarta jest
miłość, w świadomości tkwi przebudzenie. Świadomość.
Muszę mówić o slowach i pojeciach, gdyż pragne wam wyjasnic,
dlaczego patrzac na drzewo tak naprawdę go nie widzimy. Wydaje nam się, że widzimy,
ale zapewniam was, że nie widzimy. Patrzac na jakas osobe nie widzimy tej osoby
naprawdę, tak nam się tylko wydaje, że ja widzimy. To, co widzimy, to coś, na czym
zafiksowal się nasz umysł. Odnosimy jakieś wrazenie i nastepnie kurczowo się go
trzymamy, patrzac na tę osobe przez jego pryzmat. I czynimy tak naprawdę, że wszystkim
. Jeśli to pojmiecie, zrozumiecie także piekno i wspanialość stanu świadomości -
odnoszacej się do wszystkiego wokol. Bo tam jest rzeczywistość, “Bóg” -
czymkolwiek jest - też tam jest. Biedna mala rybka w oceanie pyta: “Przepraszam, któredy
do oceanu? Czy możesz powiedzieć mi, gdzie go znajde?” Wzruszajace? Gdybyśmy tylko
przejrzeli na oczy i zobaczyli, wowczas również byśmy zrozumieli.
Przegrać Wyścig Szczurów
Powrocmy do tej pieknej sentencji z Ewangelii, że trzeba zatracic
siebie, by się odnalezc. Myśl ta obecna jest w prawie calej literaturze religijnej, we
wszystkich religiach, w calej literaturze mistycznej. Jak można zatracic siebie? Czy
kiedykolwiek probowałeś coś stracic? To prawda: im usilniej czegoś probujesz, tym
trudniej to osiągnac. Tracisz rozmaite rzeczy przez to, iż nadmiernie pragniesz je
osiągnac. Tracisz, gdyż nie jesteś tego świadom. No tak, jak zatem obumrzec dla
siebie samego? Mówimy tu oczywiście o śmierci, a nie o samobojstwie. Zada się od nas
obumarcia, a nie pozbawiania się życia. Przysporzenie jazni bolu, cierpienie, byłoby
jedynie umocnieniem jazni. Dawaloby to przeciwny od zamierzonego efekt. Nigdy nie
jesteś tak przepełniony swym “ja”, jak wtedy gdy cierpisz. Nigdy nie jesteś tak
skoncentrowany na sobie, jak wtedy gdy jesteś przygnebiony. Nigdy nie jesteś blizszy
zapomnienia siebie, jak wowczas gdy jesteś szczęśliwy. Szczęście uwalnia cię od “ja”
. To cierpienie, bol, nedza i depresja wiaze cię z “ja”. Zauwaz, jak świadomy
jesteś swego zeba, gdy cię boli. Kiedy ten bol ustapi, nie uswiadamiasz sobie nawet,
iż twój zab istnieje. Tak samo jest z glowa, gdy cię nie boli. Jakże inaczej jest
wtedy, gdy bol rozsadza ci glowe.
A więc zalozenie, że możesz się wyprzec swego “ja” poprzez
przysporzenie mu bolu, negowanie go, umartwianie - jak to tradycyjnie pojmowano - jest
calkowicie falszywe, bledne. Zatracenie “ja” oznacza obumarcie rozplyniecie się,
oznacza zrozumienie jego prawdziwej natury. Kiedy pojmiesz ja, ono zaniknie, przestanie
istniec. Przypuscmy, że któregos dnia ktoś puka do drzwi mojego pokoju.
- Prosze wejść - mówię.
- Czy wolno zapytac kim pan
jest?
On zaś odpowiada:
- Jestem Napoleonem.
- Czy to nie ten Napoleon...
- Ten wlasnie. Bonaparte. Cesarz Francji.
- Co też pan mówi! - odpowiadam i myślę, że lepiej wobec tego
faceta miec się na baczności. - Może Wasza Wysokość raczy usiasc - mówię.
- Slyszalem, że ksiadz niezle sobie radzi z rozwojem duchowym. Mam
problem natury duchowej. Obawiam się, że teraz trudniej mi będzie ufac Bogu. Moja
armia walczy w Rosji, a ja spedzam bezsenne noce, zastanawiajac się, jak to się zakonczy
.
- No tak, Wasza Wysokosc, mógłbym coś na to poradzic. Sugerowalbym
raczej przeczytanie rozdziału szostego wedlug Mateusza: “Przypatrzcie się liliom na
polu, jak rosna, nie pracuja ani przeda”.
W tym momencie zaczynam się zastanawiac, kto jest bardziej szalony,
ten facet czy ja. Ale brne dalej z tym lunatykiem. Tak wlasnie na poczatku postepuje
wobec ciebie madry guru. Towarzyszy ci, traktujac serio twoje problemy. Otrze kilka lez
z twoich oczu. Jesteś wariatem, ale jeszcze o tym nie wiesz. Wkrotce musi nadejść
chwila, kiedy wytraci ci z reki bron i powie:
W slynnych dialogach Katarzyny ze Sieny, Bóg miał jej powiedziec: “Ja
jestem tym, który jest, ty jesteś ta, której nie ma”. Czy kiedykolwiek doświadczyłeś
swego nieistnienia? My na Wschodzie mamy obrazowe przedstawienie tego przezycia. Jest to
obraz tancerza i tanca. Bóg jest tancerzem, a stworzenia boskie tancem. Nie jest tak,
że Bóg jest wielkim tancerzem, a ty jesteś malym tancerzem. O nie! Nie jesteś
tancerzem w ogole. Ciebie się tanczy! Czy kiedykolwiek tego doświadczyles? A może
kiedy człowiek odzyskuje rozum i zdaje sobie sprawę, że nie jest Napoleonem, nie
przestaje istniec? Istnieje nadal, ale nagle uzmyślawia sobie, że jest czymś innym,
niż myślal.
Utracenie swojego “ja” oznacza, iż nagle zdajemy sobie sprawę z
tego, że jesteśmy zupełnie kims innym, niż dotad sądzilismy. Myślales, że jesteś
w samym centrum? Teraz doświadczasz siebie jako satelity. Myślales, że jesteś
tancerzem, teraz doświadczasz siebie jako tanca. Są to tylko analogie, obrazy, nie
możesz więc ich traktować doslownie. Daje ci tylko klucz, wskazuje kierunek. To są
tylko wskazowki. Pamietaj o tym. Nie możesz trzymac się ich nazbyt kurczowo. Nie
traktuj ich zbyt doslownie.
Permanentna Wartość
Przejdzmy do innej już kwestii - pozostaje jeszcze problem wartości
osobowej. Wartość osobowa nie jest rownoznaczna z poczuciem wlasnej wartości. Jakie
są zrodla poczucia wlasnej wartości. Sukcesy odnoszone w pracy zawodowej? Posiadanie
pieniedzy? Atrakcyjność dla mezczyzn (jeśli jesteś kobieta) lub atrakcyjność dla
kobiet (jeśli jesteś mezczyzna)? Jakże to wszystko jest nieprawdziwe, jakże
przemijajace. Czy mówiąc o wlasnej wartości, nie mówimy tak naprawdę o tym, jak
odzwierciedlamy się w umyślach innych ludzi? Ale czy musimy od tego się uzalezniac?
Swą wartość rozumiesz dopiero wowczas, gdy przestajesz identyfikować się lub
definiować siebie w kategoriach tych ulotnych przymiotów. Jestem piekny nie dlatego,
że wszyscy mówią, iż jestem piekny. W istocie nie jestem ani piekny, ani brzydki.
Są to cechy, które przemijaja. Na przykład już jutro mógłbym nagle przeksztalcic
się w odrazajaco szpetne stworzenie, ale nadal to będę ja. A potem, powiedzmy, poddam
się operacji plastycznej i znowu stane się piekny. Czy moje “ja” staje się
naprawdę piekne? Trzeba wiele czasu, by kwestie tę bardzo wnikliwie przemyślec.
Problem ten jedynie naszkicowalem, rzucajac myśli jedne po drugich w skondensowanej
formie, jeśli jednak zastanowicie się nad tym głębiej, to zrozumiecie, o czym mówiłem
. Przetrawicie rzecz cala i odkryjecie tam kopalnie zlota. Wiem o tym, bo pamietam, jak
wielki skarb odkrylem, gdy po raz pierwszy zmierzyłem się z tymi problemami.
Przyjemne doświadczenia dodaja życiu uroku. Doświadczenia bolesne
tego nie zapewniaja. Jednak doświadczenia przyjemne - choć dodaja uroku - same w sobie
nie mogą prowadzic do rozwoju. Do rozwoju wioda bolesne doświadczenia. Cierpienie
wskazuje na istnienie w tobie takich obszarow, które są jeszcze nie rozwiniete, które
musza dojrzec, ulec transformacji i zmianie. Gdybyś wiedział, jak wykorzystac
cierpienie, och, jakże mógłbyś się rozwinac! Ograniczmy się na razie do cierpienia
natury psychologicznej, do wszystkich negatywnych emocji, jakie nosisz w sobie. Nie trac
czasu na żadne z nich. Już wam powiedziałem, co z nimi możecie zrobic. Ogarnia cię
rozczarowanie, gdy sprawy przybieraja inny obrot, niż ty byś tego oczekiwal. Obserwuj
to! Zwroc uwage, jak ten stan rzeczy oddziałuje na ciebie. Jeśli to mówię, to nie
dlatego by cię w tym wzgledzie potepiac (w przeciwnym bowiem razie zlapalibyście się w
pulapke nienawiści do siebie samych). Obserwujcie to tak, jakbyście swą obserwacje
skierowali na inna osobe. Przypatrzcie się temu rozczarowaniu i przygnebieniu, które
was ogarnia pod wplywem czyjejs krytyki. O czym to swiadczy?
Slyszeliście na pewno i takie wywody: “Co? Kto może twierdzic, że
zmartwienie nie pomaga? Z pewnością pomaga. Zawsze, ilekroc martwie się o coś, to to
coś się nie zdarza!” No tak, z pewnościa, jemu to pomógło. Pamietacie, jak ktoś
inny mówił: “Neurotyk jest osoba, która martwi się o coś, co nie zdarzylo się w
przeszlości.” Rzeczywiście. To jest roznica. Zmartwienia, lęki - o czym one
swiadcza?
Negatywne uczucia. Kazde negatywne uczucie można wykorzystac w
rozwoju świadomości, w jej rozumieniu. Daja ci one okazje, byś odczul je i popatrzyl
na nie od zewnatrz. Poczatkowo będzie ci towarzyszyla depresja, ale zwiazek miedzy owymi
negatywnymi uczuciami a depresja szybko zostanie rozciety. Kiedy to zrozumiesz, będzie
się ona pojawiać coraz rzadziej, aż w koncu zaniknie. Zreszta już wowczas i tak nie
będzie to mialo dla ciebie żadnego znaczenia. Przed osiągnieciem oświecenia bywałem
przygnebiony. Po jego osiągnieciu nadal jestem przygnebiony. Ale stopniowo lub
gwaltownie - lub nagle - osiągniesz stan pełnego przebudzenia. Jest to stan, w którym
porzuca się pragnienia i żądze. Pamietajcie jednak, co mam na myśli, mówiąc “pragnienia”
i “zadze”. Idzie o takie ich rozumienie, wedlug którego “nie mogę uwazac się za
szczęśliwego, nim nie osiągne tego, czego pragne”. Mam na uwadze te przypadki, w których
szczęście pozostaje uzaleznione od zaspokojenia jakiegos pragnienia.
Pragnienie, Nie Preferencja
Nie staraj się tlumic pragnien, poniewaz stracisz energie życiowa.
Bedziesz pozbawiony energii, a to jest straszne. Pragnienie, w zdrowym sensie, to nic
innego niż energia, a im więcej mamy energii, tym lepiej. Nie chciej więc tlumic awych
pragnien, ale zrozum je. Zrozum je, powtarzam. Zmierzaj do tego, by nie tyle swe
pragnienie zaspokoic, ile je zrozumiec. Nie wyrzekaj się obiektów twoich pragnien,
zrozum je, ujrzyj ich prawdziwe oblicze. Zobacz, ile są tak naprawdę warte. Jeśli
zwyczajnie stlumisz swe pragnienia i odrzucisz przedmiot swego pozadania, to
prawdopodobnie zwiazesz się z nim jeszcze mocniej. Jeśli jednak przyjrzysz mu się
uwaznie i zobaczysz, ile jest wart naprawdę; jeśli pojmiesz, że z jego powodu
przygotowujesz sobie grunt pod nieszczęście, rozczarowanie, depresje, to wowczas twoje
pozadanie przeksztalcone zostanie w coś, co nazywam preferencja.
Jeśli idziesz przez życie majac okreslone preferencje, od których
jednak się nie uzalezniasz - wowczas jesteś osoba przebudzona. Poszerzasz swą
świadomość. Pełnia świadomości, szczęście - nazywaj to jak chcesz - jest
porzuceniem iluzji, oaiagnieciem stanu, w którym widzisz rzeczy takimi, jakimi są
naprawdę: na tyle, na ile istota ludzka jest w stanie tak postrzegac, a nie tak, jak
chcę twoje “ja”. Porzuc iluzje, przygladaj się rzeczom, ujrzyj rzeczywistość.
Ilekroc jesteś nieszczęśliwy, tylekroc musiałeś rzeczywistości coś od siebie dodac
. I ten dodatek cię unieszczęśliwia. Powtarzam: dodałeś coś..., jakas wlasna
negatywna reakcje. Rzeczywistość dostarcza ci bodzcow, ty reagujesz na nie. Twoja
reakcja zawiera ten dodatek. A jeśli zbadasz dokladnie to, co dodales, znajdziesz tam
jakas iluzje, jakieś zadanie, jakieś oczekiwanie, jakieś pragnienie. Zawsze. Przykladów
takich iluzji jest wiele. Kiedy pojdziesz ta droga, o której powiem ci nieco dalej,
odkryjesz je sam.
Na przykład, iluzja, błąd w myśleniu, polegajacy na przekonaniu,
że zmieniajac świat zewnetrzny ty sam się zmieniasz. Nie zmienisz się ani troche,
jeśli ograniczysz się tylko do zmiany swego zewnetrznego świata. Jeśli podejmiesz
nowa prace, zwiazesz się z nowym malzonkiem, sprawisz sobie nowy dom, nowego guru lub
nawet nowa duchowość, to tego rodzaju zmiany ciebie samego nie zmienia. Nie zmienisz
charakteru pisma poprzez zmiane piora. Nie zmienisz swego intelektu zmieniajac kapelusz
na glowie. Poprzez takie działania zmiana się w tobie nie dokona. Niestety,
wiekszość ludzi cala swą energie inwestuje w reorganizacje świata zewnetrznego - tak,
aby był on zgodny z ich upodobaniami. Czasem odnosza zwyciestwo: na okolo piec minut
daje im to krotkie wytchnienie, ale i wowczas odczuwaja napiecie. Bo życie stale plynie,
ciagle się zmienia.
Jeśli więc chcesz żyć, to nie możesz miec stalego miejsca
zamieszkania. Nie wolno ci miec schronienia. Musisz płynąć wraz z zyciem. Jak
powiedział wielki Konfucjusz: “Ten, który stale jest szczęśliwy, musi się często
zmieniac”. Plynac. Ale my ciagle ogladamy się za siebie. Przywieramy do przeszlości
i przywieramy do terazniejszości.
“Gdy przykladasz reke do pluga, nie ogladaj się wstecz”. Czy
chcesz uradować ucho jakas melodia? Symfonia? Nie zatrzymuj sluchu jedynie na kilku
nutach. Pozwol im przeminac, pozwol im plynac. Radość ze słuchania symfonii zalezy od
twej gotowości do tego, czy pozwolisz jej przemijac. Gdyby jakis konkretny fragment
skupil twa uwage, tak ze krzyknalbyś do orkiestry: “Grajcie to wciąż od nowa”, to
nie byłaby to już symfonia. Czy znacie opowieść Nasr-ed-Dina, starego mully? Jest on
legendarna postacia, do której przyznaja się Grecy, Turcy, Persowie. Swej mistycznej
nauce nadal forme opowiadan, zazwyczaj smiesznych. Obiektem zartów jest zawsze sam stary
Nasr-ed-Din.
Pewnego dnia Nasr-ed-Din brzdakal na gitarze, wygrywajac zawsze tę
sama nute. Po chwili zebral się wokol niego tlum, było to bowiem na targowisku, i ktoś
z zebranych zauwazyl:
- To mila dla ucha nuta, mullo, ale dlaczego jej nie zmienisz, tak
jak to czynia inni muzycy?
- Ci glupcy - odparl Nasr-ed-Din
- poszukuja wlaściwej nuty.
ja ją znalazlem.
Uczepienie Się Złudzeń
Kiedy się na czymś zawieszasz, burzysz swe życie: kiedy się czegoś
uczepiasz, przestajesz żyć. Pełno takich stwierdzen na wszystkich stronach Ewangelii.
Dochodzisz do tego przez zrozumienie. Zrozum! Zrozum inne jeszcze złudzenie, to
mianowicie ze szczęście nie jest tym samym, co ekscytacja, nie jest tym samym, co
dreszcz emocji. Innym jeszcze złudzeniem jest wiara, że dreszcz emocji jest nastepstwem
zaspokajania żądzy. Żądze niosa ze sobą lęk i wczesniej lub pozniej przeradzaja
się w przesyt. Jeśli wycierpiałeś wystarczajaco duzo, to jesteś gotów to dostrzec.
Karmicie się ekscytacja. To tak, jakby karmic wyścigowego konia samymi przysmakami.
Dawać mu wino i ciastka. Nie karmi się w ten sposób wyścigowych koni. To tak, jakby
zywic człowieka wylacznie tabletkami. Nie napełnisz sobie nimi zoladka. Potrzebujesz
dobrego, solidnego, pozywnego jedzenia i picia. Musisz to dobrze sam przemyślec.
Kolejnym złudzeniem jest to, że ktoś inny może to za ciebie zrobic
. Zbawiciel, guru, nauczyciel. Nawet najwiekszy na swiecie guru nie może wykonać za
ciebie chocby pojedynczego kroku. Musisz go zrobic sam. Jak pieknie wyrazil to św.
Augustyn: “Jezus Chrystus sam nie mógł uczynic niczego dla wielu z tych, którzy go słuchali”
. Prawda ta znajduje też swój wyraz w arabskim powiedzeniu: “Natura deszczu jest
jedna, ale powoduje ona, że rosna zarowno ciernie na bagnach, jak i kwiaty w ogrodach”
. To ty sam musisz tego dokonac. Nikt ci w tym pomoc nie może. To ty musisz strawic
pozywienie, które zjadles, to ty musisz zrozumiec. Nikt nie może zrozumiec za ciebie.
To ty musisz szukac. A jeśli tym, czego szukasz, jest prawda, to sam ja musisz odnalezc
. Nie możesz się opierac na nikim innym.
Inne jeszcze złudzenie polega na przekonaniu, że niezmiernie istotna
jest rzecza, aby być szanowanym, kochanym, docenianym, waznym. Mówi się nawet, że
posiadamy naturalna potrzebe bycia kochanym, bycia docenianym, potrzebe przynalezności.
To klamstwo. Porzuc te złudzenia, a odnajdziesz szczęście. Mamy naturalna potrzebe
dazenia do wolności, naturalna potrzebe kochania, ale nie bycia kochanym. Czasem na
sesjach grup terapeutycznych napotykasz na bardzo pospolity problem: nikt mnie nie kocha,
a zatem jak mogę być szczęśliwy? Pytam wowczas ja lub jego:
- Chcesz powiedziec, iż nie zdarzaja ci się takie chwile, w których
zapominasz, że nie jesteś kochany i czujesz się szczęśliwy?
- Oczywiście, że się zdarzaja.
Na przykład kobieta, która wciagnal film. Jest to komedia, więc
wybucha smiechem i w owej blogoslawionej chwili zapomina o tym, aby przypomniec sobie, że
nikt jej nie kocha, nikt. A jest szczęśliwa! Nastepnie wychodzi z kina z kolezanka, na
która czeka przyjaciel. Zostawiają ją sama. Zaczyna myślec:
“Wszystkie moje przyjaciolki kogos mają, a ja nie mam. Jestem taka
nieszczęśliwa. Nikt mnie nie kocha!”
W Indiach wielu biednych ludzi posiada radia tranzystorowe, stanowiace
nadal pewnego rodzaju luksus. “Wszyscy mają tranzystory, a ja nie mam. Jestem
nieszczęśliwy.” Dopóki radia tranzystorowe się nie rozpowszechnily, byli
szczęśliwi bez radia. Tak samo dzieje się i z tobą. Gdyby ci nikt nie powiedział,
że nie bedac kochanym jest się nieszczęśliwym, byłbyś szczęśliwy. Możesz być
szczęśliwy nie bedac kochany, nie bedac pozadany czy dla kogos atrakcyjny. Stajesz się
szczęśliwy przez kontakt z rzeczywistościa. To wlasnie jest zrodłem szczęścia:
kolejne chwile kontaktu z rzeczywistościa. Tu wlasnie znajdziesz Boga, tu znajdziesz
szczęście. Wiekszość ludzi nie jest przygotowana, aby to uslyszec.
Inne złudzenie polega na tym, że zewnetrzne zdarzenia lub inni ludzie
mogą cię zranic. Nie mogą. To ty im dajesz taka wladze nad sobą.
Inne złudzenie. Jesteś tozsamy z tymi wszystkimi etykietkami, jakimi
opatrzyli cię inni ludzie albo i ty sam. Nie jesteś, nie jesteś! Nie musisz więc tak
kurczowo się ich trzymac. W domu, w którym ktoś nazwie mnie geniuszem, a ja potraktuje
go powaznie, znajde się w powaznych tarapatach. Czy rozumiesz dlaczego? Bo od tego
momentu staje się napiety. Będę musial żyć zgodnie z ta przypieta mi etykieta,
będę musial ze opinie podtrzymywac. Po kazdym wykladzie zmuszony będę pytac: “Czy
podobalo się wam moje wystapienie? Czy nadal uwazacie, że jestem genialny?”
Widzicie,co się dzieje? A więc porzuccie etykietki! Wyrzuccie je, a bedziecie wolni! Nie
identyfikujcie się z nimi. Mówia one jedynie o tym, co myśla inni. Jak ciebie
odbieraja w danej chwili. Czy rzeczywiście jesteś geniuszem? Dziwakiem? Mistykiem?
Wariatem? A jakie to ma w gruncie rzeczy znaczenie? Zakladajac, że nadal prowadzisz w
pełni świadome życie, zyjesz od chwili do chwili. Pieknie zostalo to wyrazone slowami
Ewangelii:
“Przypatrzcie się ptakom niebieskim, które lataja w powietrzu, nie
sieja i nie zniwuja, i nie zbieraja do spichlerzy... Przypatrzcie się kwiatom polnym,
nie pracuja, i nie przeda”.
Tak przemawia prawdziwy mistyk, osoba przebudzona.
Czego więc się lękacie? Czy twój lęk zdola przedluzyc życie
chocby o jedna chwile? Po cóż martwic się o dzien jutrzejszy? Czy będę istnial po
śmierci? Po cóż - powtarzam - zamartwiać się o dzien jutrzejszy? Zanurz się w dniu
dzisiejszym. Ktoś powiedział: “Życie jest czymś, co przydarza się nam w czasie,
gdy jesteśmy zajeci planowaniem innych rzeczy”. Trafne. Zyj chwila obecna. Kiedy
się przebudzisz, będzie się to tobie coraz cześciej zdarzalo. Odnajdziesz siebie w
czasie terazniejszym, będziesz smakowal kazdy moment swego życia. Innym dobrym znakiem
przebudzenia jest słuchanie symfonii, kawalek po kawalku, bez pokusy zatrzymywania się
na któryms z wyodrebnionych fragmentów.
W Objęciach Wspomnień
Mamy tu nastepny problem, kolejny temat. Wiaze się on bardzo ścisle
z tym, co mówiłem już wczesniej na temat konieczności uświadomienia sobie tego
wszystkiego, co dorzucamy do rzeczywistości. Zrobmy zatem ten nastepny krok.
Pewien jezuita opowiadal mi kiedys, jak to przed laty przemawial do
mieszkanców Nowego Jorku - w czasie, gdy Portorykanczycy nie byli tam, z jakis powodow,
zbyt popularni. Stawiano im rozmaite zarzuty. Na to ów jezuita powiedział:
- Pozwolcie, że wam przeczytam rozne opinie, które ludzie z Nowego
Jorku wypowiadaja o poszczegolnych grupach etnicznych. -
To, co im faktycznie przeczytal, dotyczylo Irlandczykow, Niemców i
innych emigrantów. Ale były to opinie sprzed wielu lat! Ujal rzecz bardzo dobrze, mówiąc:
- Ludzie ci nie niosa ze sobą przestepczości, staja się
przestepcami tutaj, w okreslonych sytuacjach. Musimy ich zrozumiec. Jeśli chcecie
uzdrowic tę sytuacje, nie ma sensu podejmować działan, u podstaw których leza przesady
. Powinniście rozumiec, a nie potepiac. -
I to jest sprytny sposób na przeprowadzanie zmian wewnatrz siebie.
Nie przez potepienie, nie przez obrzucanie samego siebie wyzwiskami, ale przez zrozumienie
tego, co się dzieje. Nie przez uznanie siebie za starego, brudnego grzesznika. Nie,
nie, raz jeszcze nie!
Aby uzyskac świadomość, musisz zobaczyc, a nie zobaczysz, jeśli
jesteś uprzedzony. Prawie na wszystko i na wszystkich patrzymy poprzez okulary uprzedzen
. Już to samo w zasadzie wystarczy, aby zniechecic kazdego. Jest z tym tak, jak ze
spotkaniem dawno utraconego przyjaciela.
- Część, Tom - mówię - fajnie, że cię widze. - I
obejmuje go serdecznie.
Kogo obejmuje? Toma czy swoje wspomnienia o nim? Zyjacego człowieka
czy cialo? Zakladam, że nadal jest tym atrakcyjnym facetem, za którego go uwazalem.
Zakladam, że nadal odpowiada moim wyobrazeniom o nim, moim wspomnieniom i skojarzeniom.
A więc obejmuje go. Po pieciu minutach stwierdzam, że zmienil się i trace
zainteresowanie jego osoba. Obejmowałem tym serdecznym gestem niewlaściwa osobe.
Jeśli chcecie wiedziec, jak bardzo to jest prawdziwe, posłuchajcie.
Pewna siostra zakonna z Indii udaje się na rekolekcje. W zakonie wszyscy mówią:
- Wiemy, że to część jej charyzmatu, zawsze bierze udział w
rekolekcjach, ale nigdy się nie zmieni.
Zdarzylo się jednak, że siostra zmienila się pod wplywem udziału w
jakiejs grupie terapeutycznej lub pod wplywem czegoś innego. Zmienila się i wszyscy tę
roznice dostrzegaja. Mówia:
- Och, chyba naprawdę zajrzalas w głąb siebie.
To prawda. Tę zmiane widac w jej zachowaniu, w jej ciele, na twarzy.
Jeśli dokonuje się istotna wewnetrzna przemiana, zawsze jest widoczna. Odbija się na
twarzy, w oczach, na calym ciele. Dobrze, siostra wraca do zakonu, a poniewaz wszyscy tam
mają pewien jej wizerunek, nadal patrza na nią przez pryzmat wczesniejszego nastawienia
. Są jedynymi osobami, które nie widza żadnych zmian. Mówia:
- No tak, wydaje się nieco zwawsza, ale poczekajcie, znowu ulegnie
depresji. -
I po kilku tygodniach siostra rzeczywiście wpada w depresje. Spełnia
ich nastawienie.
A one wszystkie mówią:
- Widzicie, jest tak jak mówiłysmy, nie zmienila się wcale.
Tragedia polega na tym, że ona jednak się zmienila, natomiast siostry
tego nie dostrzegly. Percepcja może miec bardzo niszczace konsekwencje w miłości i
stosunkach miedzyludzkich.
Jakiekolwiek by te stosunki nie były, wymagaja one spełnienia dwoch
warunkow: obiektywnej percepcji (oczywiście na tyle, na ile jesteśmy do niej zdolni -
wiele osob kwestionowaloby możliwość pełnej, obiektywnej percepcji; sądzę jednak,
iż wszyscy zgodza się co do tego, że jest rzecza pozadana dazenie do obiektywizmu
postrzegania) i adekwatności reakcji. Adekwatna reakcja jest znacznie bardziej
prawdopodobna w sytuacji wlaściwej percepcji. Jeśli spostrzeganie ulega zaburzeniu,
najprawdopodobniej nie zareagujesz wlaściwie. Jak możesz kochać kogos, kogo nawet nie
widzisz? Czy naprawdę widzisz osobe, do której jesteś przywiazany? Czy naprawdę
widzisz osobe, której się obawiasz, której z tego powodu nie lubisz? Nigdy nie widzimy
tego, czego się boimy!
Poczekajcie chwile. Mam nadzieje, że wiedza, co mówią, bo zawsze
mamy w nienawiści to, czego się boimy. Zawsze chcemy zniszczyc i pozbyc się, uniknąć
tego, czego się boimy. Nie lubisz osob, których się boisz. I nie widzisz tej osoby,
bo emocje staja na przeszkodzie. Ta sama prawda odnosi się do sytuacji, kiedy ktoś cię
pociaga. Kiedy wchodzi w gre prawdziwa miłość, nie czujesz już antypatii wobec ludzi
w zwyklym znaczeniu tego słowa. Widzisz ich takimi, jakimi są i reagujesz na nich
adekwatnie. Ale na tym poziomie twoje sympatie, antypatie, preferencje nadal wchodza ci w
droge. Musisz więc być świadom swych sympatii i antypatii, swych upodoban. Wszystko
to jest w tobie, wszystko jest skutkiem uwarunkowań, w jakich się znajdujesz. Jak to
się dzieje, że lubisz rzeczy, których ja nie lubie? Poniewaz twoja kultura jest inna niż
moja. Twoje wychowanie było inne niż moje. Gdybym poczestowal cię któryms z moich
przysmakow, odwrocilbyś się z niesmakiem.
W pewnym regionie Indii mieszkaja ludzie, którzy uwielbiaja spozywanie
psiego miesa. Gdybyście się dowiedzieli, że wlasnie podano wam do zjedzenia stek z
psa, na pewno by was zemdlilo. Dlaczego? Inaczej was uwarunkowano, inaczej zaprogramowano
. Hindusów zemdliloby na sama wiadomość, że wlasnie zjedli befsztyk, który tak bardzo
uwielbiaja Amerykanie. Pytacie: “Dlaczego nie chca jeść befsztyków?” - Z tego
samego powodu, dla którego wy nie jecie miesa z rodzimego psa. Powod jest ten sam.
Krowa dla hinduskiego wiesniaka jest tym samym, czym pies dla was. Nie chcę jeść jej
miesa. Istnieja kulturowe nastawienia, które chronia te zwierzeta, tak bardzo przydatne
w gospodarstwie itd.
Dlaczego więc tak naprawdę zakochuje się w jakiejs osobie? Dlaczego
zakochuje się w pewnym typie osob, a w innym nie? Poniewaz jestem uwarunkowany. Mam w
umyśle pewne nieuświadomione wyobrazenie powodujace, że okreslony typ osob pociaga mnie
bardziej. Kiedy więc spotykam taka osobe, zakochuje się w niej bez pamieci. Ale czy
tak naprawdę ujrzałem tę osobe? Nie! Zobacze ja dopiero wtedy, gdy się z nią ozenie.
Dopiero wowczas przyjdzie przebudzenie! A wtedy dopiero... powinna się zacząć
miłość. Ale zakochanie nie ma nic wspolnego z miłością. To nie jest miłość, ale
pozadanie, palace pozadanie. Calym sercem pragniesz, aby ukochana istota powiedziała ci,
że jesteś dla niej atrakcyjny. Jest to dla ciebie doznanie niezwykle. A w miedzyczasie
wszyscy dookola mówią: “Co on u diabla w niej widzi?” Ale to jest jego
uwarunkowanie: on po prostu nie widzi. Mówi się, że miłość jest slepa. Wierzcie
mi, to zupełne klamstwo - nie ma niczego bardziej widzacego niż prawdziwa miłość.
Niczego. Jest ona czymś najwyrazniej widzacym pod sloncem. Poświecenie jest slepe,
przywiazanie jest slepe, pozadanie jest slepe - ale nie prawdziwa miłość. Nie
popełnij bledu i nie nazywaj tych uczuć miłością. Ale oczywiście w wiekszości
wspolczesnych jezyków slowo to zostalo sprofanowane. Ludzie mówią o uprawianiu
miłości, o zakochaniu się. Postepuja jak ten maly chlopczyk, który bawiac się z
dziewczynka pyta ja:
Przede wszystkim potrzebna jest nam jasność widzenia. Jedna
przyczyna nieadekwatnego postrzegania ludzi jest ewidentna. Winne są temu emocje, nasze
uwarunkowania, nasze sympatie i antypatie. Musimy z tym walczyc. Ale musimy walczyc z
czymś jeszcze bardziej podstawowym - z naszymi ideami, przekonaniami, pojeciami.
Wierzcie lub nie, ale kazde pojecie, które mialo dopomoc nam w zaciesnieniu kontaktu z
rzeczywistościa, staje się w koncu bariera w tym kontakcie, gdyż wczesniej lub pozniej
zapominamy, że słowa nie są tym samym, co nazywaja. Pojecia nie są tozsame z
rzeczywistościa. Roznia się od siebie, i to bardzo. Dlatego wlasnie powiedziałem wam
wczesniej, że ostateczna przeszkoda w odnalezieniu Boga jest samo slowo “Bóg” i
nasze pojecie Boga. Może ono znaczaco zaszkodzic, jeśli nie zachowamy ostrozności w
poslugiwaniu się nim. W zalozeniu slowo to mialo być pomocne - i być może jest - ale
może też stac się przeszkoda.
Przejście Do Konkretów
Kazde pojecie odnosi się do pewnej liczby konkretnych przedmiotów.
Nie mówię tu o nazwach indywidualnych, takich jak Maria czy Jan, które nie posiadaja
znaczenia konceptualnego. Pojecia są uniwersalne. Na przykład slowo “lisc” może
odnosic się do kazdego pojedynczego liścia. Co więcej, slowo to odnosi się do
wszystkich liści wszystkich drzew: do liści duzych, malych, zasuszonych, zoltych i
zielonych, liści bananowca itd. Skoro więc oznajmie, że dziś rano widziałem lisc, to
jednak nie bardzo wiadomo, co w gruncie rzeczy ujrzalem.
Zobaczmy, czy dobrze mnie rozumiecie. Wiecie, czego nie widziałem?
To, co widziałem, nie było zwierzeciem. To, co widziałem, nie było psem. Nie był to
człowiek. Nie był to but. Macie więc pewne mgliste wyobrazenie o tym, co widziałem,
ale nie jest ono uszczegolowione, konkretne.”Istota ludzka” odnosi się nie do
człowieka pierwotnego ani do człowieka cywilizowanego, nie do ludzi doroslych, nie do
dzieci, nie do mezczyzn ani kobiet, nie odnosi się do żadnego okreslonego wieku, do
żadnej konkretnej kultury, ale do pojecia. Istota ludzka jest wszakze czymś konkretnym,
nigdy bowiem nie spotkaliśmy uniwersalnej istoty ludzkiej, o jakiej mówi to pojecie.
Pojecia wskazuja na coś, ale zawsze nieprecyzyjnie. Umyka im to, co konkretne,
niepowtarzalne. Pojecie jest ogolne.
Kiedy podaje wam pojecie, daje wam coś, ale jednoczesnie malo wam daje
. Pojecia są nieslychanie wartościowe i uzyteczne w nauce. Jeśli na przykład powiem,
że wszyscy tu obecni są zwierzetami, będzie to bardzo poprawne z naukowego punktu
widzenia. Ale jesteśmy czymś więcej niż zwierzetami. Jeśli powiem, że Mary Jane
jest zwierzeciem, nie rozmine się z prawda. Ale poniewaz pominałem coś, co jest dla
niej bardzo istotne, będzie to dla niej stwierdzenie nieprawdziwe, a nadto krzywdzace.
Kiedy jakas konkretna osobe nazywam kobieta, to nie zaprzeczam prawdzie, ale jest też w
tej osobie szereg cech, które nie pasuja do pojecia “kobieta”. Jest ona ta
konkretna, niepowtarzalna kobieta, która poznać można jedynie przez doświadczenie, a
nie konceptualizacje. Konkretna osobe muszę sam zobaczyc, sam doświadczyc, poddac swej
intuicji. Indywidualna osoba może być poznana przez intuicje, a nie przez
konceptualizacje.
Osoba znajduje się poza myślacym umyślem. Wielu z was odczuwaloby
dume, gdyby nazwano ich Amerykanami, podobnie wielu Hindusów byłoby dumnych, gdyby
nazwano ich Hindusami. Ale co to oznacza: “Amerykanin”, “Hindus”? Jest to umowa,
nie jest to część waszej natury. Te okreslenia daja wam jedynie etykietke. Niczego to
nie mówi o osobie. Pojecia zawsze pomijaja coś nieslychanie waznego, coś cennego, co
znajduje się wylacznie w rzeczywistości i co jest niepowtarzalnym konkretem. Pieknie to
ujal wielki Krishnamuri: “W dniu, w którym nauczysz dziecko słowa ptak, przestaje ono
na zawsze widzieć ptaka”. To prawda! Kiedy dziecko po raz pierwszy widzi puszyste,
zywe, poruszajace się stworzenie, a ty powiesz: “Wrobel”, nastepnego dnia, gdy
dziecko zobaczy inne puszyste, poruszajace się stworzenie podobne do tamtego, powie: “O
wrobel. Widziałem wrobla. Jestem znudzony wroblami.”
Jeśli przestaniecie patrzec na rzeczywistość przez pryzmat swych
pojec, nigdy nie bedziecie znudzeni. Kazda najmniejsza rzecz jest niepowtarzalna. Kazdy
wrobel rozni się od innych wrobli, choć tak bardzo są do siebie podobne. Podobienstwa
są nieslychanie pomocne, w oparciu o nie dokonujemy abstrakcji, tworzymy pojecia. Są
pomocne we wzajemnej komunikacji, edukacji, w nauce.Są jednak także bardzo mylace,
stanowia wielka przeszkode w dostrzezeniu konkretnego indywiduum. Jeśli wszystko, czego
doświadczasz, mieści się w pojeciach, to nie doświadczasz rzeczywistości, gdyż ta
jest konkretem. Pojecie jest pomocne w drodze do rzeczywistości, ale kiedy droge tę
już pokonasz, musisz jej doświadczyc, poczuc ja bezposrednio.
Druga cecha pojecia jest jego statyczność, podczas gdy
rzeczywistość jest plynna. Uzywamy ciagle tej samej nazwy dla wodospadu Niagara, ale
woda, która tam plynie, jest stale inna. Poslugujemy się slowem “rzeka”, ale woda w
niej stale plynie. Jednym slowem okreslamy nasze cialo, ale nasze komorki ciagle się
odnawiaja. Przypuscmy, że na zewnatrz wieje niezwykle silny wiatr, a ja chcę przekazac
moim krajanom, czym jest amerykanska wichura czy huragan. Lapie go więc w pudlo, wracam
do Indii i mówię: “Spojrzcie na to.” Oczywiście nie jest to wichura. Dlatego, że
zostala zlapana. Albo chcę wam pokazac, czym jest nurt rzeki i przynosze wam w tym celu
wode z rzeki w wiadrze. W momencie gdy nabiore wody do wiadra, ta woda przestaje plynac.
W chwili gdy ujmiesz coś w ramy pojecia - przestaje być plynne, staje się statyczne,
martwe. Zamarznieta fala nie jest już fala. Istota fali jest ruch; jeśli ja zatrzymac,
przestaje być fala. Pojecia są zawsze zamarzniete. Rzeczywistość jest plynna.
W koncu, jeśli mamy uwierzyc mistykom (a nie wymaga to zbyt wiele
wysilku - nikt jednak nie może dostrzec tego od razu), rzeczywistość jest calościa, a
słowa i pojecia jedynie ja dziela na cześci. Dlatego tak trudno jest tlumaczyc z
jednego jezyka na drugi, poniewaz kazdy jezyk tnie rzeczywistość w nieco inny sposób.
Angielskiego słowa “home” nie można przetlumaczyc na odpowiednik francuski czy
hiszpanski. “Casa” to nie dokladnie to samo co “home”. Slowo “home” niesie
specyficzne dla jezyka angielskiego skojarzenia. Kazdy jezyk posiada specyficzne dla
niego słowa i wyrazenia, poniewaz rozcinamy rzeczywistość i coś do niej dodajemy lub
od niej odejmujemy, w charakterystyczny dla danego jezyka sposób. Rzeczywistość jest
calościa, a my tniemy ja, aby tworzyc pojecia i uzywamy słów, by wskazac na rozne jej
cześci. Gdybyście nigdy w życiu nie widzieli żadnego zwierzecia i pewnego dnia
znalezlibyście ogon - tylko ogon - i ktoś by wam oznajmil: “To jest ogon” - czy w
czymkolwiek byłoby to dla was uzyteczne? Czy na tej podstawie mógłibyście sobie
wyrobic zdanie, co to jest zwierze?
Idee dziela na fragmenty nasze postrzeganie świata, nasza intuicje,
nasze doświadczenie. Mistycy nieustannie nam to przypominaja. Słowa nie są w stanie
oddac rzeczywistości. Mogą tylko na nią wskazywac. Uzywa się ich jako drogowskazów
prowadzacych do rzeczywistości. Z chwila gdy już tam dotrzeaz, porzuc pojecia, są
bowiem bezuzyteczne. Pewien hinduski kaplan sprzeczal się kiedys z filozofem, który
utrzymywal, że ostatnia przeszkoda na drodze do Boga jest slowo “Bóg”, pojecie Boga
. Kaplan był tym bardzo zaszokowany, ale filozof dowodzil: “Z osla, którego dosiadasz,
gdy dojedziesz do celu - musisz zejsc. Uzywasz pojec, by gdzieś dotrzec, nastepnie
musisz je porzucic, wyjść poza nie.” Nie trzeba być mistykiem, by zrozumiec, że
rzeczywistość jest czymś, czego nie można uchwycic za pomoca slów czy pojec. By
poznać rzeczywistość trzeba wykroczyc poza wiedze.
Czy słowa te nie są wam skads znane? Ci sposrod was, którzy czytali
“Chmure niewiedzy”, poznaja te słowa. Poeci, malarze, mistycy i wielcy filozofowie
zazwyczaj przeczuwaja tę prawdę. Przypuscmy, że pewnego dnia obserwuje drzewo.
Dotychczas, ilekroc widziałem to drzewo, mówiłem: “No tak, to jest drzewo”. Ale
dziś, gdy patrze na nie, nie widze drzewa. Przypuscmy, że nie widze tego, do czego
jestem przyzwyczajony. Widze coś swiezym okiem dziecka. Brak mi slów na opisanie tego
doznania. Widze coś niepowtarzalnego, stanowiacego zmieniajaca się calosc, niepodzielna
. Ogarnia mnie strach. Gdyby ktoś mnie spytal: “Co widziałes?” -jak sądzicie, co
bym mu odpowiedział? Nie mógłbym znalezc slów. Nie ma slów oddajacych rzeczywistość
. Gdybym znalazl “odpowiednie” słowa, pojawilbym się ponownie w swiecie pojec.
A więc, jeśli nie potrafie wyrazic rzeczywistości widzianej moimi
oczami, doświadczanej przez me zmyśly, to jak można wyrazic to, czego oko nie widziało
i ucho nie slyszalo? Jak znalezc słowa okreslajace boska rzeczywistość? Czy pojmujecie
już, co mieli na myśli Tomasz z Akwinu, Augustyn i wszyscy pozostali, gdy mówili - a
czego ciagle naucza Kościol - ze Bóg jest tajemnica dla ludzkiego umyślu nie do
pojecia?
Wielki Karl Rahner, w odpowiedzi na słowa zawarte w liście mlodego,
niemieckiego narkomana, ze: “Wy teologowie mówicie o Bogu, a nie mówicie o tym, jak
ten Bóg mialby być czymś istotnym w moim życiu, jak mógłby uwolnic mnie od narkotyków?”,
napisal: “Muszę z cala szczerością przyznac, że dla mnie Bóg był zawsze absolutna
tajemnica. Nie wiem, czym Bóg jest i nikt tego nie wie. Mamy przeczucia,
przypuszczenia, podejmujemy nieudolne i nieadekwatne proby przyobleczenia tajemnicy w
szaty slów. Ale nie dysponujemy żadnymi pojeciami, żadnymi stwierdzeniami, które by
były w stanie tego dokonac”. A podczas wykladu dla grupy teologów w Londynie Rahner
powiedział: “Zadaniem teologii jest wyjasnianie wszystkiego przez Boga i wyjasnianie
Boga jako niewyjasnialnego”. Niewyjasnialna tajemnica. Nie wiemy, nie możemy nic
powiedziec. Jedyne, co możemy powiedziec, to słowa zachwytu.
Słowa wskazuja, a nie opisuja. Tragiczne jest to, że ludzie staja
się balwochwalcami, sadzac, że gdy idzie o Boga, slowo jest tozsame z tym, co opisuje.
Jak można być tak oblakanym? Czy można wymyślec coś bardziej szalonego? Nawet wtedy,
gdy idzie o człowieka, o drzewo, o liście, czy o zwierzeta, to przecież słowa nie są
identyczne z tym, co oznaczaja. A czy możecie twierdzic, że tam gdzie idzie o Boga,
slowo jest jedyna rzecza? O czym mówicie? Jeden z uczonych biblistów o miedzynarodowej
slawie słuchal mych wykladów w San Francisco.
- Boże, dopiero po wysłuchaniu tych wypowiedzi zdałem sobie sprawę,
jakim balwochwalca byłem przez całe me życie! - powiedział mi otwarcie. - Nigdy nie
przyszlo mi do glowy, że mogę być balwochwalca. Klaniałem się falszywym bogom nie z
drewna czy metalu. Był to bozek duchowy.
Są to najbardziej niebezpieczni z balwochwalców. Tworza swego Boga z
bardzo subtelnej substancji - ze swego umyślu.
To, do czego prowadze, to świadomość rzeczywistości otaczajacej
ciebie. Świadomość to obserwacja, uwazne sledzenie tego, co się dzieje wewnatrz
ciebie i wokol ciebie. Wyrazenie “dzieje się” jest tu bardzo trafne. Drzewa, trawa,
kwiaty, zwierzeta, skaly, cala rzeczywistość znajduje się w ruchu. Wszystko może być
poddawane nieprzerwanej obserwacji. Jakże istotne dla człowieka jest to, by obserwować
nie tylko siebie, ale i cala rzeczywistość. Jesteś wiezniem wlasnych pojec? Chcesz
wydostac się z wiezienia? To patrz, obserwuj, spedzaj całe godziny na obserwacji. “Obserwacji
czego?” - pytasz. Czegokolwiek. Twarzy ludzi, ksztaltów drzew, lotu ptaka, stosu
kamieni, wzrostu trawy. Wejdz w kontakt z rzeczami, patrz na nie. Miejmy nadzieje, że
wowczas przelamiesz sztywne schematy, które wszyscy w sobie rozwinelisśmy i dzieki którym
nasze myśli i słowa z nas drwia. Miejmy nadzieje, że przejrzymy. Co zobaczymy? To, co
nazywamy rzeczywistościa, co wykracza poza słowa i pojecia. Jest to cwiczenie duchowe -
zwiazane z duchowością - zwiazane z wylamywaniem krat w twojej klatce, z uwalnianiem
się z wiezienia slów i pojec.
Jakie to smutne, jeśli przechodzimy przez życie i nigdy nie widzimy
go oczyma dziecka. Nie oznacza to oczywiście, że pojecia musimy odrzucic calkowicie,
są one bardzo cenne. Mimo iż zaczynamy bez nich, pełnia one bardzo pozyteczna funkcje
. Dzieki nim rozwijamy inteligencje. Otrzymujemy zaproszenie nie po to, by stac się
dziecmi, ale by stac się jak dzieci. Stan niewinności musi zakonczyc się upadkiem i
wygnaniem z raju. Dzieki pojeciom rozwijamy nasze “ja” i “mnie”. Ale musimy
powrocic do raju. Potrzebne nam jest powtorne odkupienie. Musimy odrzucic starego
człowieka w sobie, stara nature, uwarunkowana jaźń i powrocic do dziecinstwa, nie
stajac się jednak dzieckiem. Na samym poczatku życia patrzymy na rzeczywistość
dziwiac się, ale nie jest to pełne madrości zdziwienie mistykow, jest to bezksztaltne
zdziwienie dziecka. Nastepnie zdziwienie to obumiera i zostaje zastapione przez znudzenie
- w miare rozwoju pojec i slów. Pozniej jeszcze, przy odrobinie szczęścia, zaczynamy
się dziwic ponownie.
Milczenie
Dag Hammarskjold, były sekretarz generalny ONZ, okreslil to bardzo
pieknie: “Bóg nie umiera w momencie, gdy przestajemy wierzyc w jakieś osobowe bostwo.
To my umieramy w dniu, w którym nasze życie przestaje być rozswietlane promieniami
codziennie trwajacego zdumienia, którego zrodlo znajduje się poza wszelka przyczyna”.
Nie spierajmy się o słowa, bowiem “Bóg” to tylko slowo, pojecie. Nie spierajmy się
o rzeczywistość, dyskutujmy o opiniach, pojeciach, sadach. Odrzucmy swe opinie,
pojecia, przesady i sady, a sami to zobaczycie.
“Quia de Deo ścire non possumus quid sit, sed quid non sit, non
possumus considerare de Deo, quomodo sit set quomodo non sit”. Są to słowa św.
Tomasza wprowadzajace do “Summy Teologicznej”. “Poniewaz nie możemy stwierdzic,
czym jest Bóg, lecz jedynie czym Bóg nie jest, a więc nie możemy rozwazac, jaki Bóg
jest, ale tylko, jaki nie jest”. Wspomniałem wczesniej o komentarzu Tomasza odnoszacym
się do “De Sancta Trinitate” Boecjusza, gdy mówi on, że najwazniejszym stopniem
poznania Boga jest poznanie Boga jako nieznanego, tamquam ignotum. W swych “Quaestio
Disputata de Potentia Dei” Tomasz mówi: “Oto co jest w ludzkiej wiedzy o Bogu
ostateczne - wiedza, że nie znamy Boga”. Filozof ten uznany zostal za ksiecia teologów
. Był mistykiem, a dziś jest kanonizowanym swietym. Możemy mu zaufac.
W Indiach sanskryt nazywa coś takiego “neti neti”.Znaczy to: “nie
to, nie to”. Metoda Tomasza nazwana zostala “via negativa”, droga przez negacje. C
.S.Lewis w czasie, gdy umierala jego zona, prowadzil dziennik. Nosi on tytul “Obserwowany
zal”. Ozenil się z Amerykanka, która bardzo kochał. Powiedział kiedys swoim
przyjaciolom: “Bóg dal mi w wieku lat szesscdziesieciu to, czego odmawial mi w wieku
lat dwudziestu”. Wkrotce po slubie jego ukochana zona zmarla na raka, okropnie cierpiac
. Lewis powiada, że cala jego wiara rozpadla się jak domek z kart. I oto wielki
chrześcijanski apologeta, pod wplywem wlasnego nieszczęścia zadaje pytanie: “Czy Bóg
jest milujacym ojcem, dokonujacym wiwisekcji?” Istnieje calkiem pokazna liczba dowodów
na jedno i drugie. Pamietam, kiedy moja wlasna matka zachorowala na raka, moja siostra
zapytala: “Tony, dlaczego Bóg pozwolil, aby to się jej przytrafilo?” Odparłem
wowczas: “Moja droga, w zeszlym roku w Chinach susza spowodowala glod, w wyniku którego
zmarlo milion osob i nie sklonilo cię to do postawienia podobnego pytania”.
Czasami najlepsza rzecza sklaniajaca nas do przebudzenia jest nagle
nieszczęście, docieramy wowczas do wiary, jak mialo to miejsce w przypadku C.S.Lewisa
. Nigdy przedtem, jak mówił, nie miał watpliwości co do życia po śmierci, ale kiedy
zmarla jego zona, stracil tę pewność. Dlaczego? Poniewaz jej życie było dla niego
tak ważne. Lewis, jak wiadomo, jest mistrzem porownań i analogii.
To jest jak lina. Ktoś cię pyta:
- Czy utrzyma ona ciezar stu dwudziestu funtów?
Odpowiadasz:
- Tak!
- Dobrze, spuscmy więc na tej linie twego najlepszego przyjaciela.
Wtedy mówisz:
- Chwileczke, sprawdze te line jeszcze raz. Tracisz pewność.
W swym dzienniku Lewis napisal także, że niczego o Bogu wiedzieć nie
możemy, i nawet nasze pytania o Boga są absurdalne. Dlaczego? Bo to tak, jakby ktoś
slepy od urodzenia zapytal:
- Czy kolor zielony jest cieply czy zimny?
- Neti, neti. Ani tak, ani tak.
- Czy jest dlugi czy krotki?
- Ani tak, ani tak.
Niewidoma osoba nie zna slów ani pojec koloru, którego sobie nie może
wyobrazic, poczuc, ani doświadczyc. Można jej tylko o tym opowiedzieć poprzez analogie
. Bez wzgledu na to, jakie postawi pytanie, odpowiem mu: To nie to. C.S.Lewis
stwierdza, że przypomina to pytanie o to, ile minut mieści się w kolorze zoltym.
Wszyscy to pytanie traktuja bardzo powaznie, tocza dyskusje i wioda spory. Ktoś
sugeruje, że kolor zolty zawiera dwadzieścia piec marchewek, ktoś inny utrzymuje, że
siedemnaście ziemniaków i zaczynaja nagle ze sobą walczyc. Ani tak, ani tak!
To, co w naszej ludzkiej wiedzy na temat Boga jest pewne, to wiedza o
tym, że nic nie wiemy. Nasza wielka tragedia jest to, że wiemy zbyt duzo. Myślimy,
że wiemy, i to jest nasza tragedia. A w rzeczywistości, jak to wielokrotnie powtarzal
Tomasz z Akwinu (który jest nie tylko teologiem, ale i wielkim filozofem): “Wszystkie
wysilki umyślu ludzkiego nie są w stanie wyczerpac istoty zwyklej muchy.”
Uwikłanie W Kulturę
Są takie słowa, które nie odnosza się do niczego. Na przykład:
“Jestem Hindusem”. Przypuscmy, że jestem jencem wojennym w Pakistanie i mówią mi:
- Zamierzamy cię dzisiaj zabrac za granice, abyś mógł rzucic okiem
na swój kraj.
Przewoza mnie więc za granice, patrze poprzez nią i myślę: “Och,
mój kraj, mój piekny kraj. Widze wioski, drzewa i wzgorza. To mój rodzinny kraj”.
Po chwili jednak jeden ze strazników mówi:
- Przepraszam, ale pomyliliśmy się. Musimy pojechac jeszcze z
dziesiec mil.
Czego dotyczyla moja reakcja? Niczego. Miałem w umyśle slowo “Indie”
. Ale drzewa to nie Indie. Drzewa to drzewa. W rzeczywistości nie istnieja granice
pomiedzy krajami. To ludzki umysł je stworzyl. Zazwyczaj nalezacy do glupich,
ograniczonych polityków. Kiedys mój kraj był jednym krajem, teraz są już z niego
cztery. Gdybyśmy byli mniej czujni, byłoby ich szesc. Mielibyśmy wowczas sześć
flag, sześć armii. Dlatego jeszcze nikt nie zlapal mnie na tym, bym oddawal honory
fladze. Wszystkie flagi narodowe napawaja mnie odraza, gdyż są falszywymi bogami. Komu
mam oddawać honor? Mogę oddac honor ludzkości, ale nie fladze otoczonej armia.
Flagi istnieja jedynie w glowach ludzi. W kazdym razie slownik nasz
zawiera tysiace słów, które nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistości. Ale
wyzwalaja w nas wielkie emocje! Zaczynamy więc widzieć coś, czego nie ma. Naprawdę
widzimy indyjskie gory, podczas gdy ich nie ma i naprawdę widzimy Hindusow, którzy nie
istnieja. Istnieja jedynie wasze amerykanskie uwarunkowania. Ale to nie jest coś
specjalnie godnego podziwu. W krajach Trzeciego Świata wiele się dziś mówi o “inkulturacji”
. Czym jest to, co zwiemy “kultura”? Nie jestem tym slowem zachwycony. Czy oznacza
ono, że masz chec zrobic coś, poniewaz uwarunkowano ciebie tak, abyś to zrobil? Ze
chcialbyś czuc coś, poniewaz tak cię uwarunkowano? Czy oznacza to mechanicznie
podejmowane reakcje? Wyobrazmy sobie amerykanskie dziecko zaadoptowane przez rosyjska
parę i wychowywane w Rosji. Nie ma pojecia, że urodzilo się w Ameryce. Wychowywane
jest w kulturze rosyjskiej i umiera dla Matki Rosji. Nienawidzi Amerykanów. Dziecko to
zostaje wpisane w okreslona kulture, nasycone literatura. Patrzy na świat oczyma nabytej
kultury. Możesz nawet powiedziec, że nosi swą kulture ze sobą, tak jak ubranie.
Kobieta hinduska nosi sari, amerykanska coś innego. Japonka nosilaby kimono. Nikt nie
identyfikuje się z ubiorem. A wy chcecie nosic swą kulture z wiekszym zaangazowaniem
niż ubranie. Szczycicie się swą kultura. Uczy się was, że macie być z niej dumni.
Pozwolcie mi wyrazic to najdosadniej, jak umiem. Mam przyjaciela, jezuite, który
powiedział mi kiedys:
“Zawsze gdy widze zebraka lub biedaka, nie mogę nie dac mu jalmuzny
. Nauczyla mnie tego matka.”
Jego matka czestowala posilkiem kazdego biednego, który stanal na jej
drodze.
Powiedziałem mu:
“Joe, to co robisz, to nie cnota. To jest jedynie przymus, calkiem
mily z punktu widzenia zebraka, niemniej jednak przymus.”
Przypominam sobie też innego jezuite, który zwierzyl się na
spotkaniu swego zgromadzenia w Bombaju: “Mam osiemdziesiat lat, jestem jezuita od lat
szescdziesieciu pieciu. Ani razu nie zaniedbałem swej godzinnej medytacji, ani razu.”
Może to być bardzo chwalebne, ale też może to być jedynie przymus. Nie ma nic
wspanialego w tym, że pozostajemy jedynie mechanizmem. Piekno czynu nie polega na tym,
że stal się on nawykiem, ale na jego wrazliwości, świadomości, jasności
spostrzegania i celowości reakcji. Mogę powiedzieć “tak” jednemu zebrakowi, a
innemu “nie”. Nie jestem zniewolony przez żadne uwarunkowania ani zaprogramowanie ze
strony dotychczasowych doświadczen lub mojej kultury. Nikt niczego mi nie wdrukowal, a
jeśli nawet - nie może to być podstawa moich reakcji. Jeśli ktoś miał złe
doświadczenie z Amerykanami, albo pogryzl go pies, albo zatrul się jakims pokarmem, to
do konca życia te zdarzenia mają wywierac na niego wplyw? I to jest złe! Trzeba się od
tego uwolnic. Nie dzwigajcie brzemienia wszystkich swych przeszlych doświadczen.
Nauczcie się, co to znaczy w pełni czegoś doświadczac, nastepnie zostawcie to i
przejdzcie do nastepnej chwili nie skazonej chwila poprzednia. Bedziecie podrozować z
bagazem tak lękkim, że zdolacie przejść przez ucho igielne. Poznacie, czym jest
życie wieczne, poniewaz życie wieczne jest teraz, w bezczasowym “teraz”. Tylko tak
osiągniecie życie wieczne. A ilez to rzeczy dzwigamy! Nigdy nie przystepujmy do zadania
polegajacego na uwolnieniu siebie bez porzucenia tego bagazu. Wowczas bedziecie sobą.
Przykro to stwierdzic, gdziekolwiek jestem, spotykam mahometan, którzy posluguja się
swą religia, modlami, Koranem, aby uniemożliwic sobie spełnienie tego zadania. To samo
dotyczy Hindusów i chrześcijan.
Czy potraficie sobie wyobrazic człowieka, który nie znajduje się
już dluzej pod wplywem slów? Można zarzucic go dowolna ilością słów, a on nadal będzie
traktować cię tak, jak na to zasluzyłeś. Moiesz mu powiedziec: Jestem kardynalem,
arcybiskupem takim a takim - a on nadal będzie cię traktować jak zwyczajnego
człowieka, będzie cię widzieć takim, jakim jesteś. Jego patrzenie na świat nie jest
skazone etykietkami.
Przefiltrowana Rzeczywistość
Chcialbym powiedzieć coś jeszcze na temat naszej percepcji
rzeczywistości. Posluze się analogia. Prezydent Stanów Zjednoczonych musi posiadac
informacje zwrotna od swych obywateli. Papiez w Rzymie musi posiadac informacje zwrotna
od calego Kościola. Istnieja miliony informacji, które można im przedlozyc, ale nie
byliby w stanie takiej informacji przetrawic ani przyjac. Mają zaufanych ludzi, którzy
informacje tę analizuja, podsumowuja, przesiewaja; w koncu niektore z nich trafiaja na
ich biurka. To samo dzieje się z nami. Kazda zywa komorka naszego ciala, wszystkie
nasze zmyśly dostarczaja nam informacji zwrotnych od rzeczywistości. My jednak
nieustannie je filtrujemy. Kto (co) dokonuje tego? Nasze nastawienia? Nasza kultura?
Nasze zaprogramowanie? Nawet jezyk może być filtrem. Tyle jest tych filtrow, że
czasami tracimy z oczu rzeczy, które są przed nami. Wystarczy spojrzec na paranoika, który
zwykle zagrozony jest przez coś, czego nie ma, który interpretuje rzeczywistość w
kategoriach pewnych doświadczen z przeszlości lub pewnych uwarunkowań, którym go
poddano.
Jest jeszcze inny demon, który stanowi filtr. Nazywa się go
przywiazaniem, żądzą, nienasyceniem. Korzeniem smutku jest nienasycenie. Nienasycenie
niszczy i zakloca percepcje. Lęki i żądze przesladuja nas. Samuel Johnson
powiedział: “Wiedza o tym, że w przeciagu tygodnia ma się spasc z rusztowania,
znakomicie koncentruje umysł człowieka”.
Odsuwasz wszystko inne i koncentrujesz się na tym lęku albo na jakims
innym pragnieniu czy żądzy. W pewien sposób już za mlodu nafaszerowano nas
narkotykami. Wychowano nas tak, abyśmy potrzebowali ludzi. Do czego? Do tego, by nas
akceptowali, chwalili - czyli do tego wszystkiego, co nazywamy sukcesem. Są to słowa
nie majace żadnego odniesienia w rzeczywistości. Stanowia pewna konwencje, czyli są
czymś wymyślonym, ale nie zdajemy sobie sprawy, że nie mają nic wspolnego z
rzeczywistościa. Czym jest sukces? Jest to decyzja jakiejs grupy ludzi, że coś jest
dobre. Inna grupa może podjac decyzje, że ta sama rzecz jest zla. To, co uchodzi za
dobre w Waszyngtonie, może być uznane za złe w klasztorze. Sukces w pewnych kregach
politycznych, w innych uchodzic może za porazke. Są to konwencje. Ale traktujemy je
jako rzeczywistość. Za mlodu zaprogramowano nas, ukierunkowano na szczęście.
Nauczono, że aby być szczęśliwym, potrzeba pieniedzy, sukcesu, pieknego lub
przystojnego partnera, dobrej pracy, przyjaciol, duchowości, Boga - czy jak inaczej to
nazywacie. Dopóki tego nie bedziecie mieli, powiedziano wam, nie bedziecie szczęśliwi
. I to jest to, co nazywam przywiazaniem. Przywiazanie, to wiara w to, że nie majac
czegoś, nie można być szczęśliwym. Jeśli choć raz dasz się o tym przekonać - i
stanie to się częścią twej podświadomości, wrosnie w korzenie twego jesteśtwa -
jesteś skonczony.
“Jakże mogę być szczęśliwy, jeśli nie mam pieniedzy?” Ktoś,
kto nie ma miliona dolarów na koncie, może czuc się biedakiem, podczas gdy ktoś inny,
w zasadzie w ogole nie posiadajacy pieniedzy, czuje się bardzo bezpiecznie. Inaczej ich
zaprogramowano, to wszystko. Tego pierwszego nie ma sensu pouczac, co ma robic,
potrzebuje zrozumienia. Pouczanie na wiele się nie zda. Musi zrozumiec, że zostal
zaprogramowany, że to, co wyznaje, to sąd nieprawdziwy. Musi dostrzec jego
falszywość, spojrzec nań jak na fantazje. Co ludzie robia przez całe życie? Są
zajeci walka, walka i jeszcze raz walka. Nazywaja to przetrwaniem. Kiedy przecietny
Amerykanin mówi, że zarabia na życie, to nie nalezy tego rozumiec doslownie. Bowiem
posiada znacznie więcej, niż potrzebuje do życia. Przyjedzcie do mego kraju, a wowczas
to potwierdzicie. Do życia nie są niezbedne te wszystkie samochody, także telewizor
też nie jest konieczny do życia. Bez makijazu też można żyć. Do życia nie jest
potrzebna cala ta kolekcja ubran. Sprobujcie jednak o tym przekonać Amerykanów.
Przeszli solidne pranie mózgu, zostali zaprogramowani. A więc pracuja i usiluja zdobyc
pozadany przedmiot, który ich uszczęśliwi. Posłuchajcie tej wzruszajacej historii -
twojej, mojej, nas wszystkich.
“Nim nie będę miał tego (pieniedzy, przyjazni, czegokolwiek) nie
zamierzam być szczęśliwy. Muszę walczyc, by to uzyskac, a kiedy już będę miał,
będę walczyl, by to utrzymac. Dzieki temu przezywam wspaniale ekscytujace chwile.
Jestem podekscytowany, że zdobyłem to!”
Ale jak dlugo to trwa? Kilka minut, najwyzej kilka dni. Kiedy już
zdobedziesz swój nowy, wspanialy samochod, jak dlugo się nim ekscytujesz? Aż do chwili,
kiedy twe nastepne przywiazanie będzie zagrozone!
Natura ekscytacji jest taka, że wkrotce ogarnia nas zmeczenie.
Powiedziano mi, że modlitwa jest czymss wspanialym, powiedziano mi, że Bóg jest czymś
wspanialym, powiedziano mi, że przyjazn jest czymś wspanialym. Nie wiedzac, czym
naprawdę jest modlitwa, czym naprawdę jest Bóg, czym naprawdę jest przyjazn, uda nam
się jednak sporo odcyfrowac. Ale już po chwili znudziliśmy się nimi - zmieniliśmy
modlitwe, Boga, przyjaznie. Czy to nie wzruszajace? I nie ma z tego żadnego wyjścia, po
prostu nie ma wyjścia. Jest to jedyny model bycia szczęśliwym, jaki nam dano. Ani
nasza kultura, ani nasze spoleczenstwo, i - przykro mi to stwierdzic - nawet nasza religia
nie dostarczyly nam żadnego innego wzoru. Zostajesz kardynalem. Cóż to za zaszczyt!
Zaszczyt? Nazwaliście to zaszczytem? Uzyliście niewlaściwego słowa. Teraz inni będą
aspirować do tego tytulu. Wkroczyliśmy na obszar nazwany przez Ewangelie “światem”
i grozi wam zatrata duszy. Świat, potega, prestiz, wygrana, sukces, zaszczyt itp. - to
wszystko jest złudzeniem. Zdobywasz świat, a tracisz dusze. Całe twe życie było
puste i bezduszne. Nie ma w nim nic. Jest tylko jedno wyjście - odprogramowanie! Jak to
zrobic? - pytasz. Uświadom sobie zaprogramowanie. Nie możesz zmienic siebie wysilkiem
woli, nie możesz zmienic siebie poprzez idealy, nie możesz zmienic siebie przez
tworzenie nowych nawyków. Możesz zmienic swe zachowanie, ale nie siebie. Ty sam się
zmienisz tylko poprzez świadomossc i zrozumienie. Kiedy widzisz, że kamien jest
kamieniem, a kawalek papieru papierem, nie twierdzisz już, że kamien ten jest
drogocennym diamentem i nie utrzymujesz, że kawalek papieru jest czekiem na bilion dolarów
. Kiedy to dostrzezesz, zmienisz się. Nie ma wowczas miejsca na gwalt w probie
zmieniania siebie. W przeciwnym razie, to, co nazwiesz zmiana, stanowi tylko przesuwanie
mebli wokol ciebie. Zmienia się twe zachowanie, ale ty się nie zmieniłeś.
Niezależność
Jedyna możliwość, by zmienic siebie polega na odrzuceniu naszego
dotychczasowego sposobu rozumowania. Cóż oznacza ten sposób rozumowania?
Pomyślcie, jak jesteście zniewoleni przez rozmaite zwiazki.
Usilujemy zmienic świat w taki sposób, aby utrzymac te zwiazki, poniewaz świat ciagle
im zagraza. Boje się, że którys z przyjaciol przestanie mnie lubic, może zaprzyjaznie
się z kims innym. Muszę ciagle utrzymywać swą atrakcyjność, bo chcę ta droga
zdobyc jakas osobe. Ktoś wbil mi do glowy, że koniecznie potrzebuje jej lub jej
miłości. Ale w rzeczywistości wcale jej nie potrzebuje. Nie potrzebuje niczyjej
milosści, potrzeba mi tylko kontaktu z rzeczywistościa. Potrzebne mi jest wydostanie
się ze swego wiezienia wdrukowanych mi pogladów i tych wszystkich fantazji; potrzebne mi
jest przedostanie się do rzeczywistości. Rzeczywistość jest wspaniala, jest
absolutnie zachwycajaca. Życie wieczne jest teraz. Jesteśmy nim otoczeni jak ryba woda
w oceanie, ale wcale o tym nie wiemy. Zbytnio jesteśmy skoncentrowani na zwiazkach
emocjonalnych. Chwilami świat zmienia swe konfiguracje wpasowujac się w ten nasz
zwiazek, mówimy wowczas: “Jak swietnie, wygralismy!” Ale poczekaj, to się zmieni,
jutro będziesz znowu przygnebiony. Dlaczego trwamy w czymś takim?
Sprobujmy poświecic kilka minut na nastepujace cwiczenie. Pomyśl o
czymś lub o kims, z kim jesteś zwiazany. Innymi slowy o czymś lub o kims, bez czego
lub bez kogo - jak sądzisz - nie możesz być szczęśliwy. Może to być twoja praca,
twoja kariera, twój zawod, twój przyjaciel, pieniadze, cokolwiek. Powiedz tej osobie
czy temu czemuś: “Tak naprawdę to nie jesteś mi potrzebny do szczęścia. Oszukuje
tylko samego siebie, twierdzac, że bez ciebie nie będę szczęśliwy. Mogę być
szczęśliwy bez ciebie. Nie jesteś moim szczęściem, nie jesteś moja radościa.”
Jeśli twój zwiazek dotyczy jakiejs osoby, to slyszac te słowa nie będzie zbytnio
uszczęśliwiona, ale powiedz jej tak mimo wszystko. Możesz to zrobic tylko w swoim
sercu. W kazdym razie, nawiaz kontakt z prawda, wowczas przedrzesz się przez iluzje.
Szczęście nie jest stanem iluzoryczności, jest to stan odchodzenia od iluzji.
Możesz sprobować innego cwiczenia. Przypomnij sobie chwile, kiedy
byłeś nieszczęśliwy, zalamany, kiedy sądziles, że już nigdy nie będziesz
szczęśliwy (zmarl twój maz, twoja zona, opusścil cię twój najlepszy przyjaciel,
straciłeś wszystkie pieniadze). Co się stalo? Minelo troche czasu i zwiazałeś się z
czymś innym, znalazłeś kogos innego lub coś innego. Co stalo się ze starym
zwiazkiem? Nie potrzebowałeś go, by stac się znowu szczęśliwy, prawda? Powinieneś
był z tego wyciagnąć wnioski - ale my nigdy się nie uczymy. Jesteśmy zaprogramowani,
jesteśmy uwarunkowani. Jaka to ulga nie być emocjonalnie zwiazanym z czymś lub kims.
Gdybyś choć przez sekunde tego doświadczyl, wydostalbyś się ze swego wiezienia i
ujrzalbyś blekit nieba. któregos dnia, być może nawet byś pofrunal.
Z pewna obawa wyznaje, że rozmawiajac z Bogiem, powiedziałem Mu, że
go nie potrzebuje. Pierwsza moja reakcja było: Jak bardzo jest to sprzeczne z moim
wychowaniem. Niektorzy ludzie pragna ze swego przywiazania do Boga uczynic wyjatek. Mówia:
“Jeżeli Bóg jest tym Bogiem, którym wedlug mnie być powinien, nie będzie
zadowolony, kiedy przestane czuc się z nim zwiazany.” Jeśli myślisz, że nie majac
Boga, nie będziesz szczęśliwy, to ten bóg, którego masz na myśli nie ma nic
wspolnego z prawdziwym Bogiem. Myślisz o czymś, co jest mrzonka, myślisz o swej
wlasnej koncepcji. Czasem trzeba pozbyc się boga, by znalezc Boga. Mówi o tym wielu
mistyków. Zasklepiono nas tak bardzo, że nie dostrzegliśmy podstawowej prawdy, że
zwiazki emocjonalne bardziej kalecza, niż pomagaja w relacjach z innymi. Przypominam
sobie, jak bardzo byłem przestraszony, mówiąc bliskiemu przyjacielowi: “Naprawdę nie
potrzebuje ciebie. Mogę być calkowicie szczęśliwy bez ciebie. Mówiąc ci o tym -
czuje zarazem, że twoje towarzystwo przynosi mi wielka radosc; wlasnie teraz nie ma we
mnie żadnych obaw, zazdrości, prob zawladniecia tobą, uczepienia się ciebie. To
wspaniale uczucie być z tobą, nie czepiajac się ciebie. Jesteśs wolny, tak jak i ja.”
Jestem jednak pewien, że dla wielu z was brzmi to jak mowa w zupełnie
obcym jezyku. Aby w pełni ja zrozumiec, potrzebowałem wielu miesiecy, a pamietajcie,
że jestem jezuita i wszystkie moje duchowe praktyki dotycza tego wlasnie. Dlugo mi to
umykalo, gdyż moja kultura, spoleczenstwo w ogole, nauczylo mnie patrzec na ludzi w
kategoriach zwiazków emocjonalnych. Zawsze bawi mnie, gdy czasem slysze jak ludzie,
wydawaloby się dość obiektywni - terapeuci, duchowni - mówią o kims: “To swietny
facet, swietny, naprawdę go lubie.” Pozniej odkrylem, że lubie go, gdyż on lubi mnie
. Spogladam w głąb siebie i stwierdzam, że ciagle pojawia się to samo; jeśli jestem
przywiazany do uznania i pochwal, to widze innych ludzi przez pryzmat tego, czy
przywiazaniu temu zagrazaja czy też nie. Jeśli jesteś politykiem i chcesz być
wybranym, pod jakim katem będziesz ocenial ludzi, w jakim kierunku twoje zainteresowanie
ludzmi będzie zmierzalo? Bedziesz koncentrowal się na osobach, które będą na ciebie
glosowaly. Jeśli zainteresowany jesteś seksem, to pod jakim katem będziesz ocenial
mezczyzn i kobiety? Jeśli przywiazanie to dotyczyc będzie wladzy, twoje widzenie ludzi
będzie odpowiednio zabarwione. Kazde przywiazanie niszczy miłość. Czym jest
miłość? Miłość jest wrazliwościa, miłość jest świadomością. Podam przykład:
słucham symfonii, ale jeśli wylawiam tylko odglosy bebnow, to nie slysze symfonii. Czym
jest kochajace serce? Kochajace serce wsłuchane jest w życie jako calossc, we wszystkie
osoby. Kochajace serce nie ogranicza samo siebie do jednej osoby czy rzeczy. A w chwili,
w której pozwolisz sobie na przywiazanie, w sensie jakie temu slowu nadaje, blokujesz
otwartość na wiele innych spraw. Dostrzegasz tylko przedmiot swego przywiazania,
slyszysz tylko dzwiek bebnow; twoje serce twardnieje. Co więcej, staje się zaslepione,
gdyż nie widzi już przedmiotu swego przywiazania obiektywnie. Miłość pociaga za
sobą jasność percepcji, obiektywność widzenia. Nie ma nic jasniej widzacego ponad
miłość.
Uzależnienie Się Od Miłości
Serce pełne miłości pozostaje miekkie i wrazliwe. Gdy zaś bywasz
piekielnie zaangazowany w zdobycie czegoś, stajesz się okrutny, twardy, niewrazliwy.
Jakże możesz kochać ludzi, jeśli potrzebujesz ich do wlasnych celów? Możesz ich
tylko wykorzystywać i uzywac. Jeśli jesteś mi niezbedny, abym czul się szczęśliwy,
muszę ciebie uzyc, manipulować tobą; muszę znalezc sposoby i srodki, aby cię
zatrzymac. Nie mogę ci pozwolic, abyś był wolny. Tak naprawdę mogę kochać ludzi
tylko wtedy, gdy oczyściłem z nich swoje życie. Kiedy umre dla swej potrzeby ludzi,
stane na pustyni. Na poczatku będzie to okropne: poczujesz się opuszczony; jeśli
jednak wytrzymasz choć przez chwile, nagle odkryjesz, że to wcale nie jest opuszczenie.
To jest samotność, osamotnienie, ale pamietaj pustynia też zakwita. I wowczas w koncu
poznasz, czym jest miłość, czym jest Bóg, czym jest rzeczywistość. Ale poczatkowo
odstawienie narkotyku jest ciezkie - szczegolnie jeśli nie możesz liczyc na bardzo
głębokie i przenikliwe rozumienie albo dostateczne cierpienie. To wielka rzecz, jeśli
się cierpialo. Tylko wtedy masz naprawdę dość dotychczasowego życia. Możesz
wykorzystac cierpienie do tego, by polozyc mu kres. Wiekszość ludzi po prostu cierpi.
Wyjasnia to konflikt, którego czasami doświadczam - pomiedzy rola duchowego przewodnika
a rola terapeuty. Terapeuta mówi: Cierpienie nalezy zlagodzic. Natomiast przewodnik
duchowy twierdzi: Niech cierpi.
Kiedy wreszcie relacje z innymi ludzmi zaczna przyprawiać nas o
mdlości, zdecydujemy się wyrwać z tego wiezienia emocjonalnej zalezności od innych.
- Czy mam ci zaoferować srodek usmierzajacy bol, czy lekarstwo
usuwajace nowotwor? Decyzja nie jest latwa.
Niektorzy z niesmakiem tę ksiazkę zamkna i odrzuca. Niech to zrobia
. Nie podnos tej rzuconej ksiazki i nie mow, że nic się nie stalo. Duchowość jest
świadomością, świadomością, świadomością i jeszcze raz świadomością. Kiedy
twoja matka zlościla się na ciebie, nie mówiła, że coś z nią jest nie tak, mówiła
natomiast, że z tobą dzieje się coś zlego. W przeciwnym bowiem razie nie dawalaby
się ponieść zlości. Dokonalem, Matko, wielkiego odkrycia, że kiedy jesteś zla, to
jednak coś z tobą jest nie tak. Zatem zamiast zlościc się na mnie, lepiej byłoby,
byś zajela się sobą, problemem twojej zlości. Zastanów się nad nim i rozwiazuj go.
To nie jest mój problem. To, czy ze mną dzieje się coś zlego czy też nie,
przeanalizuje sam niezaleznie od twojej zlości.
Najzabawniejsze, że kiedy potrafie tak postepowac, bez negatywnych
uczuć wobec innych, staje się obiektywniejszy także wobec siebie. Tylko osoba bardzo
świadoma, potrafi odmówic przyjecia na siebie winy i zlości oraz odpowiedziec:
- Wściekasz się, tym gorzej dla ciebie. Nie mam najmniejszej
ochoty cię ratować i odmawiam ci swego poczucia winy.
- Nie zamierzam nienawidzic siebie za to, co zrobilem, cokolwiek by to
nie było. Tym wlasnie jest poczucie winy. Nie zamierzam fundować sobie negatywnych
uczuć i biczować się za swe postepki, niezaleznie od tego, czy były one dobre czy złe
. Jestem gotów to przeanalizowac, przyjrzec się temu i stwierdzic:
- Jeśli uczyniłem źle, zrobiłem to nieświadomie.
Nikt nie czyni zla w stanie świadomości. Dlatego wlasnie teologowie
mówią nam tak pieknie o tym, że Jezus nie mógł czynic zla. Ma to dla mnie głęboki
sens, gdyż osoba oświecona nie może czynic zla. Osoba oświecona jest wolna. Jezus
był wolny i dlatego nie mógł czynic zla. A poniewaz ty możesz czynic zło, nie
jesteś wolny.
Więcej Słów
Doskonale wyrazil to Mark Twain, kiedy pisal: “Było tak zimno, że
gdyby termometr był o cal dluzszy, zamarzlibyśmy na śmierć”.
Zamarzamy na śmierć z powodu slów. To nie zimno ma znaczenie, ale
termometr. To nie rzeczywistość ma znaczenie, ale to co ty sam sobie na jej temat mówisz
. Slyszałem swietna anegdotke o pewnym finskim farmerze. Kiedy przesuwano granice
rosyjsko-finska farmer ten musial podjac decyzje, czy chcę mieszkac w Rosji czy w
Finlandii. Po dluzszym namyśle powiedział, że chcę mieszkac w Finlandii, nie chcial
jednak urazic rosyjskich urzedników. Przyszli oni do niego z pytaniem, dlaczego
zdecydowal się na pobyt w Finlandii. Farmer odpowiedział:
- Zawsze chciałem mieszkac na ziemi rosyjskiej, ale w moim wieku
nie zdolalbym przezyc nastepnej srogiej rosyjskiej zimy.
Rosja i Finlandia są jedynie slowami lub pojeciami, ale nie w oczach
tych ludzi, nie w oczach zwariowanych istot ludzkich. Prawie nigdy nie patrzymy na
rzeczywistość. Pewien guru usilowal wyjasnic jakiemus audytorium, że ludzie silniej
niż na rzeczywistość reaguja na słowa. Zyja wręcz slowami, zywia się nimi. Jakis
mezczyzna wstal i zaprotestowal:
- Nie zgadzam się z tym, że słowa wywieraja na nas aż taki
wielki wplyw. -
Na co guru odparl:
- Siadaj, skurwysynie! -
Zsinialy ze zlości mezczyzna wykrzyknal:
- I to pan nazywa siebie osoba oświecona, guru, mistrzem, powinien
pan się wstydzic! -
Na co guru odparl:
- Prosze mi wybaczyc, sir. Ponioslo mnie. Naprawdę, prosze o
wybaczenie. To nie było zamierzone. Przepraszam. -
Mezczyzna w koncu się uspokoil. Wowczas guru powiedział:
- Wystarczyly dwa słowa, aby wywolac w panu burze i kilka słów,
by pana uspokoic. Prawda?
Słowa, słowa, słowa - czyż nie są one prawdziwymi wiezieniami,
jeśli nie uzywa się ich we wlaściwy sposób?
Ukryte Programy
Pomiędzy wiedzą i świadomością istnieje różnica taka, jak
między informacją i świadomością. Powiedziałem już, że człowiek nie może czynić
zła będąc świadomym. Ale może czynić zło wiedząc lub posiadając informacje, że
coś jest złe: “Ojcze przebacz im, bo nie wiedza, co czynią”.
Przełożyłbym to raczej tak: “Nie są świadomi tego, co czynią”.
Paweł powiedział o sobie, że jest największym z grzeszników, ponieważ zwalczał
Kościół Chrystusowy. Nie omieszkał jednak dodać: “Czyniłem to nie będąc
świadomym”. Albo: Gdyby byli świadomi, że krzyżują Chrystusa w Glorii, nigdy by
tego nie uczynili. Czy też: “Nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije,
będzie sądził, że oddaje cześć Bogu”. Nie będą świadomi, będą natomiast
ofiarami wiedzy i informacji. Tomasz z Akwinu ujął to tak: “Ilekroć grzeszą,
grzeszą pod płaszczykiem dobra”.
Sami się oślepiają: widzą coś jako dobre, choć wiedzą, że to
jest złe. Racjonalizują, gdyż szukają czegoś pod płaszczykiem dobra.
Pewna kobieta wymieniła dwie sytuacje, w których bardzo trudno było
jej zachować świadomość. Pracowała w jakimś przedsiębiorstwie usługowym, w którym
było mnóstwo interesantów, dzwoniących telefonów - musiała z nimi dawać sobie
radę, borykając się jednocześnie z rozgardiaszem spowodowanym przez nachalnych i
zirytowanych petentów. Ciężko jej było zachować łagodność i spokój. Druga
sytuacja dotyczyła jazdy samochodem, kiedy panował duży ruch, trąbiły klaksony,
kierowcy klęli. Pytała mnie, czy ta jej nerwowość ustąpi i czy będzie w stanie
zachować spokój.
Czy dostrzegliście jej przywiązanie? Spokój. Jej przywiązanie do
spokoju i ciszy. Mówi:
- Dopóki nie będę spokojna, nie będę szczęśliwa.
Czy kiedykolwiek przyszło wam do głowy, że możecie być
szczęśliwi pomimo napięcia? Nim zostałem oświecony, byłem przygnębiony; po tym, jak
zostałem oświecony, nadal jestem przygnębiony. Rozluźnienie i wrażliwość nie mogą
stanowić celu. Czy słyszeliście kiedyś o ludziach, którzy stawali się napięci
usiłując się zrelaksować? Jeśli jesteś napięty, po prostu obserwuj swe napięcie.
Nigdy nie zrozumiecie samych siebie, jeśli będziecie usiłowali się zmienić. Im
usilniej staracie się zmienić, tym gorzej to będzie wam się udawało. Jesteście
wezwani, by stać się świadomymi. Poczuj dzwoniący telefon, poczuj szarpanie nerwów,
poczuj kierownice w samochodzie. Innymi słowy, zbliż się do rzeczywistości, niech
napięcie czy spokój sobie trwa. W istocie będziesz musiał im pozwolić na takie
trwanie, bo zbytnio zaangażujesz się we wchodzenie w kontakt z rzeczywistością. Krok
po kroku, pozwól, aby to co się dzieje, spokojnie się działo. Prawdziwa zmiana
nastąpi we właściwym czasie. Nie dzięki twemu “ego”, ale dzięki rzeczywistości.
Świadomość daje rzeczywistości możliwość zmienienia ciebie. Zyskując
świadomość, zmieniasz się, ale musisz tego doświadczyć. Na razie po prostu uwierz mi
na słowo. Masz, być może, już jakiś plan dotyczący tego, jak stać się świadomym.
Twoje “ego”, na swój przebiegły sposób, usiłuje osiągnąć świadomość.
Obserwuj je! Napotkasz na opór, będziesz miał kłopoty. Jeśli ktoś zbyt usilnie stara
się być świadomym przez cały czas, to ujawnia pewien poziom lęku. Chcę być
przebudzonym, ciągle sprawdza, czy już jest przebudzony, czy też jeszcze nie. Jest to
forma ascetyzmu, a nie świadomości. Brzmi to dziwnie w kulturze, w której trening
przygotowujący do osiągnięcia celów, docierania dokądś, jest celem nadrzędnym,
choć w rzeczywistości nie mamy gdzie iść, bo tam, gdzie chcielibyśmy być, już
jesteśmy. Japończycy bardzo ładnie dają temu wyraz w powiedzeniu: “W dniu, w którym
zaniechasz podroży, dotrzesz do celu”. Twoja postawa winna być następująca: “Chcę
być świadomy, chcę mieć kontakt z tym, co jest, czymkolwiek by to nie było i niech
się dzieje to, co ma się dziać. Jeśli jestem przebudzony to dobrze, jeśli śpię, to
też dobrze”.
Z chwila gdy uczynisz z tego cel i będziesz się starał ten cel
osiągnąć, zaczniesz gloryfikować “ego”, umacniać je. Pragniesz miłego poczucia,
żeś tego “dokonał”. Kiedy jednak naprawdę tego dokonasz, nie będziesz o tym
wiedział. Twoja lewica nie będzie wiedziała, co czyni prawica.
“Panie, kiedyśmy to uczynili, nie byliśmy świadomi”. Czynienie
dobra najpiękniejsze jest wówczas, gdy nie wiemy, że robimy dobry uczynek. - “Mówisz,
że ja ci pomogłem. Była to moja przyjemność, tańczyłem mój taniec. Pomogło ci to,
no to cudownie. Przyjmij moje gratulacje. Niczego mi nie zawdzięczasz”.
Kiedy już dotrzesz do tego punktu, kiedy wreszcie będziesz świadomy,
coraz mniej będą obchodzić cię etykietki takie jak: “przebudzony” czy “pogrążony
we śnie”. Duże trudności sprawiło mi wzbudzenie w was ciekawości, a nie duchowej
chciwości. Przebudź się, to będzie cudowne. Po chwili nie będzie to już miało
znaczenia - jesteś świadomy, zatem żyjesz. Nieświadome życie niewarte jest tego, by
trwało. Pozostaw ból swemu własnemu losowi.
Poddanie Się
Im bardziej będziesz starał się zmienić, tym gorzej będzie ci to
wychodziło. Czy znaczy to, że pochwalam pewna dozę bierności? Tak, im większy
stawiasz opór, tym większą nadajesz moc temu, czemu się opierasz. Takie jest, jak
sądzę, znaczenie słów Jezusa: “Lecz jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek,
nadstaw mu drugi.” To ty dajesz moc demonom, które zwalczasz. Brzmi to bardzo po
wschodniemu. Jeśli jednak popłyniesz razem z wrogiem, pokonasz go. Jak walczyć ze
złem? Nie poprzez zmaganie się z nim, ale poprzez zrozumienie. Zło zniknie, jeśli
tylko zostanie zrozumiane. Jak walczyć z ciemnością? Nie przy pomocy pięści. Nie
można przegonić ciemności z pokoju za pomocą szczotki, trzeba włączyć światło. Im
usilniej walczysz z ciemnością, tym bardziej staje się ona dla ciebie realna, tym
bardziej wyczerpiesz samego siebie. Jeśli jednak włączysz światło świadomości,
ciemność się rozprasza. Załóżmy, że ten skrawek papieru jest czekiem na bilion
dolarów. Och, muszę go odrzucić, muszę, zgodnie z Ewangelią muszę się go wyrzec,
jeśli pragnę życia wiekuistego. Czy zamierzasz zastąpić jedną chciwość inną?
Chciwość dóbr materialnych chciwością duchowa? Poprzednio miałeś “ego”
ziemskie, a teraz zyskałeś “ego” duchowe i pomimo wszystko jest to “ego” -
subtelniejsze i takie, z którym znacznie trudniej walczyć. Kiedy czegoś się
wyrzekasz, związujesz się z tym. Jeśli jednak zamiast aktu wyrzeczenia przyjrzysz
się temu uważnie i powiesz: “No tak, to nie jest czek na bilion dolarów, ale kawałek
papieru”, to nie ma już z czym się zmagać, nie ma czego się wyrzekać.
Zaminowane Obszary
W moim kraju wielu mężczyzn dorasta w przekonaniu, że kobiety są
jak cielaki.
- Czy można ich za to winić? Przygotujcie się na szok: nie można.
Podobnie jak wielu Amerykanów widzi w określony sposób Rosję. Okulary, przez które
patrzą, zostały zabarwione w określony sposób i mamy właśnie określony skutek: w
takim kolorze widzą świat, w jakim zabarwione są ich okulary. Jak przywrócić światu
właściwe barwy, jak uświadomić patrzącym, że patrzą na świat przez kolorowe
szkła? Beznadziejne, dopóki nie spostrzegą swych podstawowych przesądów.
Kiedy zaczniesz patrzeć na świat przez pryzmat ideologii, jesteś
skończony . Żadna rzeczywistość nie wpasuje się w żadna ideologię. Życie
jest bogatsze. Dlatego też ludzie ciągle poszukują znaczenia życia. A życie nie ma
znaczenia, nie może mieć znaczenia, bo znaczenie jest formułą, znaczenie jest czymś,
co jest sensowne dla umysłu. Zawsze, skoro tylko wyławiasz sens z rzeczywistości,
napotykasz coś, co sens ten niszczy. Znaczenie może być odnalezione tylko wówczas, gdy
poza nie wykroczysz. Życie nabiera sensu, kiedy patrzysz na nie jako na tajemnicę, której
sens umyka konceptualizującemu umysłowi.
Nie twierdzę, że adoracja nie jest ważna, twierdzę natomiast, że
wątpienie jest nieskończenie ważniejsze od adoracji. Ludzie wszędzie szukają obiektów
adoracji, ale trudno spotkać ludzi, których postawy i przekonania byłyby wystarczająco
dojrzale do tego aktu. Jakże bylibyśmy zadowoleni, gdyby terroryści mniej wielbili
ideologię, a w zamian za to stawiali sobie więcej pytań. Nie lubimy jednak sobie samym
przystawiać takiej samej miarki, którą stosujemy wobec innych. Sądzimy, że to my mamy
rację, a nie terroryści. A ten, który jest terrorystą dla ciebie, przez innych może
być widziany jako męczennik.
Samotność ma miejsce wówczas, gdy odczuwamy brak ludzi, samotniczość
- kiedy wystarczamy sami sobie. Wspomnę tu dykteryjkę George'a Bernarda Shawa. Był
obecny na coctail-party, nudnym, jednym z wielu, kiedy to w trakcie przyjęcia nie mówi
się absolutnie nic ważnego. Ktoś zadał mu pytanie, czy zadowala go towarzystwo.
- Tak, ale wyłącznie własne - padła odpowiedz.
Nigdy tak naprawdę nie będziesz odczuwał radości z powodu
obecności innych, jeśli jesteś ich niewolnikiem. Społeczeństwo nie jest uformowane
przez określoną liczbę niewolników. Społeczeństwo uformowane jest przez władców i
królowe. To ty jesteś władcą, nie żebrakiem. To ty jesteś królową, a nie
żebraczką. W prawdziwej wspólnocie nie ma żebraczej misy. Nie ma wzajemnego
uzależnienia, lęku i strachu, zaborczości, żądań. Wspólnotę tworzą wolni ludzie,
a nie niewolnicy. Ta prawda jest bardzo oczywista, ale zagubiona przez naszą kulturę,
włączając w to kulturę religijna. Bowiem także kultura religijna może mieć bardzo
manipulacyjny charakter, jeśli się nie jest na baczności.
Niektórzy ludzie postrzegają świadomość jako szczytowy punkt,
plateau znajdujące się poza doświadczeniem codziennej chwili. Jest to potraktowanie
świadomości jako celu. Ale prawdziwa świadomość donikąd nie dąży, niczego nie
osiąga. Jak do tej świadomości docieramy? Poprzez świadomość. Kiedy ludzie mówią,
że chcą przeżyć każdą chwilę, to tak naprawdę mówią o świadomości - z
wyjątkiem tego “chcenia”. Świadomości doświadczać nie chcesz: masz ją albo nie.
Jeden z moich przyjaciół pojechał do Irlandii. Jak mi powiedział,
pomimo iż jest obywatelem amerykańskim, ma prawo do posiadania paszportu irlandzkiego: I
takim paszportem się posługuje, boi się bowiem jeździć za granicę na paszporcie
amerykańskim. Na wypadek spotkania z terrorystami będzie mógł powiedzieć: “Jestem
Irlandczykiem.” Ale ludzie, którzy usiądą obok niego w samolocie, nie będą widzieli
etykietki; chcą doświadczyć osoby, takiej jaka ona jest naprawdę. Ilu ludzi spędza
życie żywiąc się nie strawą, ale samym menu. Menu jest tylko wskaźnikiem czegoś, co
można dostać. Chcemy zjeść stek, a nie słowa.
Śmierć “Mnie”
Czy można być w pełni sobą nie doświadczając tragedii? Jedyną
rzeczywistą tragedią na ziemi jest niewiedza. To od niej pochodzi wszelkie zło. Jedyną
tragedią istniejącą na świecie jest nieświadomość i trwanie we śnie. Stąd wyrasta
strach, a ze strachu cała reszta. Śmierć nie jest tragedią w żadnym sensie. Śmierć
jest piękna, przerażająca jest tylko dla tych ludzi, którzy nigdy nie rozumieli
życia. Tylko wówczas gdy boisz się życia, lękasz się śmierci. Jeden z
amerykańskich pisarzy ujął to bardzo pięknie. Napisał, że przebudzenie jest
śmiercią wiary w niesprawiedliwość i tragedię. Dla mędrca koniec egzystencji
gąsienicy oznacza narodziny motyla. Śmierć jest zmartwychwstaniem. Nie mówimy tu o
zmartwychwstaniu, które kiedyś nastąpi, ale o tym, które teraz właśnie ma miejsce.
Jeśli umrzesz dla swej przeszłości, jeśli umrzesz dla każdej minuty, to jesteś
osobą w pełni żywą, ponieważ osoba w pełni życia jest osobą pełną śmierci.
Zawsze umieramy dla rożnych rzeczy. Zawsze rzucamy wszystko, by być w pełni żywym i
gotowym w każdej chwili na zmartwychwstanie. Mistycy, święci i inni czynią wielkie
wysiłki, by przebudzić ludzi. Jeśli się nie obudzą, stale towarzyszyć im będzie
zło, takie jak: głód, wojny, gwałt. Największym złem są ludzie - pogrążeni we
śnie, pozbawieni wiedzy.
Pewien jezuita napisał kiedyś do Ojca Arrupe, swego przełożonego,
pytając o względną wartość komunizmu, socjalizmu i kapitalizmu. Ojciec Arrupe dał
wspaniałą odpowiedź. Powiedział: “Każdy system jest tak dobry i tak zły jak
ludzie, którzy się nim posługują. Ludzie o złotych sercach sprawiliby, że
kapitalizm, komunizm czy socjalizm funkcjonowałby bez zarzutu”.
Nie pros świata, aby się zmieniał - to ty zmień się pierwszy. Wówczas
zobaczysz świat wystarczająco wnikliwie, by moc zmienić wszystko, cokolwiek uznasz za
stosowne. Pozbądź się zaćmy na własnych oczach. Jeśli tego nie uczynisz, tracisz
prawo do zmieniania czegokolwiek lub kogokolwiek. Póki nie jesteś świadom samego
siebie, nie masz żadnego prawa poprawiać innych lub świata. Zło w próbach zmieniania
innych ludzi czy świata - kiedy ty sam nie jesteś osoba świadoma - polega na tym, że
zmiany te mogą służyć tylko twoim interesom, dumie, dogmatycznym przekonaniom, albo po
prostu odreagowywaniu negatywnych emocji. Żywię negatywne uczucia, a więc radzę ci,
byś zmienił się w taki sposób, bym poczuł się lepiej. Najpierw rozwiąż problemy
swoich negatywnych emocji tak, abyś przystępując do zmieniania innych kierował się
nie nienawiścią lub negatywizmem, ale miłością. Może wydawać się dziwne także i
to, że ludzie bywają bardzo surowi wobec innych, a jednak są pełni miłości. Chirurg
może być wobec swego pacjenta nad wyraz bezlitosny, a jednak wykonywać swe zabiegi z
miłości. Miłość bywa doprawdy bezlitosna.
Wgląd I Rozumienie
Jakie warunki należy spełnić, by zmienić siebie? Choć
poświeciłem tej sprawie już tak wiele miejsca, to jednak teraz pragnę tej kwestii
przyjrzeć się z bliska. Po pierwsze - wgląd. Nie wysiłek, nie pielęgnowanie nawyków,
nie posiadanie ideałów. Ideały wyrządzają dużo zła. Cały czas poświęcasz na
koncentrowaniu się na tym, co być powinno, a nie na tym, jak jest. Narzucasz więc
rzeczywistości swoje wyobrażenia, nie rozumiejąc najpierw, czym ona jest w
rzeczywistości. Przytoczę przykład z własnej praktyki. Zgłosił się do mnie pewien
ksiądz, twierdząc, że jest leniwy, ale pragnie być pracowity i bardziej aktywny.
Tymczasem ciągle jest leniwy.
Pytam go, co znaczy “leniwy”?
Dawniej powiedziałbym mu:
- Sporządź listę rzeczy, które chcesz codziennie zrobić, a
następnie co wieczór odfajkuj to, co udało ci się wykonać i w ten sposób poprawisz
swe samopoczucie. Niech takie postępowanie stanie się twoim zwyczajem, nawykiem.
Albo zapytałbym go:
- Kto jest twoim ideałem, świętym patronem? -
A jeśli odpowiedziałby na przykład, że Franciszek Ksawery,
odpowiedziałbym:
- Patrz, jak dużo pracował Ksawery. Musisz medytować nad nim,
pomoże ci to. -
Jest to jeden ze sposobów rozwiązywania takich spraw, ale z
przykrością muszę stwierdzić, że sposób ten jest powierzchowny. Angażowanie woli,
wysiłku na długo nie pomaga. Zmienić się może zachowanie, ale nie osoba. Teraz radzę
inaczej. Mówię mu zatem:
- Leniwy, co to znaczy? Istnieje milion rodzajów lenistwa. Powiedz,
na czym polega twoje lenistwo. Scharakteryzuj to, co nazywasz lenistwem. -
Na co odpowiada:
- Dobrze, nigdy nie mogę niczego skończyć. Nie chce mi się nic
robić.
- Chcesz powiedzieć, że tak dzieje się od momentu, gdy wstajesz?
- Tak, budzę się rano i nie ma nic, dla czego warto byłoby wstać.
- Jesteś więc przygnębiony?
- Tak można byłoby to nazwać. Jest to jakiś rodzaj apatii.
- Czy zawsze taki byłeś?
- No, nie, nie zawsze. Gdy byłem młodszy, byłem aktywniejszy. W
seminarium pełen życia.
- Kiedy więc to się zaczęło?
- O, jakieś trzy... cztery lata temu...
Pytam go, co istotnego wtedy się wydarzyło. Myśli przez chwile,
wobec czego przerywam to milczenie:
- Jeśli aż tak głęboko musisz się zastanawiać, to pewnie nic
szczególnego wówczas, przed czterema laty, się nie zdarzyło. A rok wcześniej?
- No tak, tamtego roku przyjąłem święcenia kapłańskie -
odpowiedział.
- Czy coś jeszcze wydarzyło się tamtego roku?
- Nic bardzo ważnego, chodzi o końcowy egzamin z teologii. Oblałem
go. Byłem trochę rozczarowany, ale jakoś przebolałem. Biskup zamierzał wysłać mnie
do Rzymu, miałem zostać wykładowcą w seminarium. Bardzo mi to odpowiadało, ale
ponieważ oblałem egzamin, biskup zmienił zdanie i wysłał mnie do tej parafii. W
gruncie rzeczy było to trochę niesprawiedliwe, bo...
Narastała w nim złość, złość której jeszcze nie przetrawił.
Musimy przepracować tę swoja porażkę. W takiej sytuacji prawienie kazań nie ma sensu.
Nie ma też sensu podsuwanie jakichś pomysłów. Musimy doprowadzić do tego, by
człowiek stanął twarzą w twarz ze swoja złością i rozczarowaniem, by uzyskał
wgląd w swe emocje. Kiedy zdoła to przepracować, powróci znowu do życia. Gdybym go
surowo upomniał, to jedynie powiększyłbym jego poczucie winy. Wcześniej mówił, jak
bardzo ciężko muszą pracować jego bracia i siostry. Brak mu wglądu w siebie, który
by go uleczył. Jest to więc sprawa najważniejsza.
- Wielkim zadaniem -
powiedziałem mu - jest rozumienie. A
jak sądzisz - czy to cię uszczęśliwi? Po prostu założyłeś sobie, że w ten sposób
pozyskasz szczęście. Dlaczego postanowiłeś wykładać w seminarium? Ponieważ
chciałeś być szczęśliwy. Sądziłeś, że bycie profesorem, posiadanie pewnego
statusu i prestiżu, da ci szczęście. Czy tak się stało? Nie, jest ci potrzebne
zrozumienie.
Ogromną pomocą w identyfikacji tego, co się dzieje, jest rozróżnienie
pomiędzy “ja” i “mnie”. Pozwolę sobie przytoczyć przykład. Przychodzi do mnie
młody ksiądz, jest uroczy i utalentowany. Ale w jakiś dziwny sposób zbzikowany. Był
postrachem otoczenia. Zdarzały mu się nawet pobicia. Sprawa otarła się o policję. Do
czegokolwiek się zabierał, na przykład do zarządzania gruntami rolnymi lub szkołą,
zawsze po pewnym czasie pojawiały się problemy. Odbył nawet trzydziestodniowe
rekolekcje w miejscu, które my jezuici nazywamy Tertianship, gdzie oddawał się
codziennym rozmyślaniom o cierpliwości i miłości Jezusa wobec upośledzonych.
Wiedziałem jednak, że to nie przyniesie efektów. Niemniej jednak powrócił do domu, a
wyraźna poprawa trwała przez okres trzech czy czterech miesięcy (ktoś powiedział, że
większość rekolekcji zaczyna się od “W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego”, a
kończy je “jak było na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen”). Po upływie
tego okresu zaczął się zachowywać jak dawniej. Przyszedł więc z tym do mnie. Byłem
wówczas bardzo zajęty. Mimo iż przyjechał z innego miasta w Indiach, nie mogłem
poświęcić mu czasu. Wystąpiłem więc z propozycja:
- Idę na wieczorny spacer, jeśli chcesz, chodź ze mną, ale
więcej czasu nie mogę ci poświęcić.
Poszliśmy razem. Znałem go już wcześniej, a kiedy spacerowaliśmy
tknęło mnie dziwne przeczucie. Kiedy coś takiego mi się zdarza, konfrontuje to z
konkretną osobą. Powiedziałem mu więc:
- Mam jakieś dziwne przeczucie, że coś ważnego ukrywasz przede
mną, czy to prawda? -
Zareagował gwałtownie. Poczuł się urażony.
- Co przez to rozumiesz? Czy sądzisz, że udawałbym się w tak
długa podroż i prosiłbym, abyś poświęcił mi trochę czasu po to, bym coś miał
przed tobą ukrywać?- zapytał.
- No, tak. Tylko że coś takiego przyszło mi do głowy, to wszystko.
Pomyślałem, że będzie lepiej, jeśli to sprawdzę i po prostu ciebie o to zapytam.
Kontynuowaliśmy spacer. Niedaleko miejsca, w którym mieszkam, jest
jezioro. Pamiętam tę scenę bardzo dobrze. Powiedział:
- Czy moglibyśmy gdzieś tu usiąść?
- W porządku - odpowiedziałem.
- Masz racje. Coś przed tobą ukrywam - powiedział i
wybuchnął płaczem. - Chcę powiedzieć tobie coś, czego nikomu nigdy nie mówiłem
od czasu, gdy wstąpiłem do zakonu. Mój ojciec umarł, gdy byłem mały, a matka
musiała iść na służbę. Jej praca polegała na sprzątaniu łazienek. Czasami
musiała pracować po szesnaście godzin na dobę, aby nas utrzymać. Tak bardzo się tego
wstydzę, że trzymam to w tajemnicy i wciąż irracjonalnie się mszczę.
Negatywne uczucia zostały przeniesione na służbę. Nikt nie mógł
pojąc, dlaczego ten czarujący mężczyzna coś takiego robił. Jednak z chwilą, gdy on
to pojął, nigdy już nie było z nim problemów. Nigdy. Był uleczony.
Nie Pchać
Rozmyślania połączone z naśladowaniem zewnętrznych zachowań
Chrystusa nic nie dają. Nie idzie przecież o imitowanie Chrystusa, ale o to, by stać
się tym, czym był Chrystus. Jest to kwestia stania się Chrystusem, uzyskania
świadomości, zrozumienia tego, co dzieje się wewnątrz ciebie. Wszystkie inne metody
mające służyć zmianie siebie można porównać do pchania samochodu. Przypuśćmy, że
musisz udać się w podroż do odległego miasta. W drodze psuje ci się samochód. No
tak, fatalnie. Samochód jest zepsuty, a więc zakasujemy rękawy i zaczynamy pchać nasz
samochód. Pchamy i pchamy... aż do odległego miasta.
A następnie pchamy samochód droga do następnego miasta! Powiecie:
Ale czy to ma być życie? Wiecie czego wam potrzeba? Eksperta,
mechanika, który podniesie maskę i wymieni świece. Przekręci klucz w stacyjce i samochód
pojedzie. Potrzebny jest specjalista - potrzebne jest zrozumienie, wgląd, świadomość.
I wtedy nie będziecie musieli pchać. Niepotrzebny wysiłek! To dlatego ludzie są tacy
zmęczeni, obezwładnieni znużeniem. I mnie, i was nauczono niezadowolenia z siebie. I to
jest psychologiczne źródło zła. Jesteśmy ciągle niezadowoleni, nieusatysfakcjonowani
- ciągle pchamy. Pchaj, włóż w to jeszcze więcej wysiłku i jeszcze więcej. Ale
wewnętrzny konflikt pozostanie i bardzo niewiele z niego zrozumiesz.
Stawanie Się Prawdziwym
Jeden z bardziej znaczących dni przydarzył mi się w Indiach. Był to
naprawdę wielki dzień: dzień po tym, jak uzyskałem święcenia kapłańskie.
Zasiadłem w konfesjonale. Mieliśmy w naszej parafii świątobliwego księdza, jezuitę,
Hiszpana, którego znalem, zanim jeszcze znalazłem się w nowicjacie. W przeddzień
wstąpienia do nowicjatu pomyślałem, że lepiej będzie najpierw pójść do spowiedzi,
by móc wkroczyć tam z sumieniem lekkim i czystym i by nie było już potrzeby spowiadać
się przełożonemu nowicjatu. Ten stary hiszpański ksiądz miał zawsze tłumy
cierpliwie czekające w kolejce przed konfesjonałem. Posługiwał się fioletową
chustką, którą zakrywał oczy, mruczał coś pod nosem, zadawał pokutę i odsyłał
delikwenta. Spotkaliśmy się ledwie kilka razy, ale nazywał mnie Antonim. Stałem więc
cierpliwie w ogonku, a kiedy nadeszła moja kolej, próbowałem w czasie spowiedzi
zmienić glos. Wysłuchał mnie cierpliwie, zadał pokutę i dał rozgrzeszenie. A potem
powiedział:
- Antoni, kiedy udajesz się do nowicjatu?
W każdym razie poszedłem do tej parafii na drugi dzień po
święceniach. Stary ksiądz mówi do mnie:
- Chcesz posłuchać spowiedzi?
- Dobrze - mówię.
- Idź do mojego konfesjonału.
Pomyślałem sobie: Jestem świętym człowiekiem. Będę siedział w
jego konfesjonale.
Słuchałem spowiedzi przez trzy godziny. Była to niedziela palmowa,
wielkanocny tłum. Wyszedłem przygnębiony, nie tym, co usłyszałem, gdyż przygotowano
mnie do tego i wiedziałem, czego oczekiwać.
Wiecie, co mnie przygnębiło? Świadomość, że częstowałem ich
małymi, pobożnymi banałami: “Teraz módl się do Matki Boskiej, ona cię kocha”.
Albo: “Pamiętaj, Bóg jest z tobą”. Czy te pobożne komunały były lekarstwem na
raka? A to, z czym miałem do czynienia, to rak świadomości, brak poczucia
rzeczywistości.
Tego samego dnia złożyłem sobie uroczystą przysięgę:
“Będę się uczył, uczył tak, aby nikt nie mógł mi zarzucić:
- Ojcze, to wszystko, co mówisz, to najprawdziwsza prawda, ale całkowicie
bezużyteczna”.
Świadomość, wgląd. Kiedy staniesz się ekspertem (a wkrótce będziesz
ekspertem), nie będziesz potrzebował studiować psychologii. Kiedy zaczniesz obserwować
siebie i patrzeć na siebie, wyławiać owe negatywne uczucia, znajdziesz własny sposób
ich wyjaśnienia. I zauważysz zmianę. Wówczas będziesz musiał zmierzyć się z
wielkim łotrem, nikczemnikiem. Tym łotrem jest samopotępienie, nienawiść do siebie
samego, niezadowolenie z siebie.
Wybrane Obrazy
Pomówmy raz jeszcze o spontanicznej zmianie. Wymyśliłem metaforę
ilustrującą ten proces. Jest to obraz żaglówki. Kiedy żaglówka łapie silny wiatr,
mknie przed siebie, jakby woda nie stawiała jej żadnego oporu, a żeglarz prócz
sterowania nie musi niczego robić, nie wkłada w żeglowanie żadnego wysiłku, nie musi
popychać łodzi. Jest to obraz tego, co się dzieje wtedy, gdy zmiana następuje poprzez
świadomość, zrozumienie.
Przeglądając moje notatki znalazłem kilka cytatów, które dobrze
ilustrują to, co powiedziałem. Posłuchajcie choćby tego:
“Nie ma nic równie okrutnego niż natura. Nigdzie we Wszechświecie
nie ma przed nią ucieczki, jednak to nie natura zadaje nam rany, ale sam człowiek, swym
sercem.”
Czy pojmujecie to? To nie natura zadaje nam rany, ale nasze własne
serca. Jest taka historyjka o Paddym, który spadł z rusztowania. Pytają go:
- Czy upadek wyrządził ci krzywdę?
A on na to:
- Upadek? Nie, ale moment w którym przestałem spadać.
Gdy tniesz wodę, nie ranisz jej; gdy tniesz ciało stale, rozcinasz
je. Nosisz w sobie bardzo sztywne postawy, pielęgnujesz skostniałe iluzje; i one z
hukiem zderzają się z naturą. To one wyznaczają miejsca, gdzie jesteś raniony, to one
są źródłem twego bólu.
A oto następny piękny cytat, autorstwa któregoś z mędrców, choć
nie pamiętam którego. Podobnie, jak w wypadku Biblii, autor nie ma znaczenia. Znaczenie
ma treść.
“Jeśli nic nie przeszkadza oku, widzisz; jeśli nic nie przeszkadza
uchu, słyszysz; jeśli nic nie przeszkadza nosowi, czujesz; jeśli nic nie przeszkadza
umysłowi, myślisz”.
Mądrość ujawnia się wówczas, gdy zburzycie zapory, które wznieśliście
poprzez pojęcia i uwarunkowania. Mądrość nie jest czymś, co się nabywa, mądrość
nie jest doświadczeniem, mądrość nie jest stosowaniem wczorajszych iluzji do
dzisiejszych problemów. Kiedy przed laty studiowałem psychologię w Chicago, ktoś mi
powiedział:
- Często w życiu księdza doświadczenie pięćdziesięciu lat równe
jest jednemu rokowi powtórzonemu pięćdziesiąt razy... -
Dysponujesz zestawem metod, do których sięgasz. Masz sposoby radzenia
sobie z alkoholikami, księżmi, siostrami zakonnymi, rozwodnikami. Ale to nie jest
mądrość. Mądrość to wrażliwość na tę sytuację, tę osobę; wrażliwość nie
zmącona żadnym przeniesieniem z przeszłości, pozbawiona naleciałości z doświadczeń
przeszłości. Jest to coś całkiem innego, niż przywykliśmy sądzić. Do tego, co
powiedziałem, dodałbym jedno zdanie:
“Jeśli serce nie przeszkadza, prawdziwie kochasz”.
Mówiłem podczas tych dni o miłości. Możemy mówić jedynie o niemiłości.
Możemy mówić jedynie o nałogach, ale o miłości, jako takiej, niczego wprost
powiedzieć nie można.
Nie Mówiąc Nic O Miłości
Jak ja opisałbym miłość? Postanowiłem przedstawić wam jedna z
medytacji zamieszczonych w książce, która właśnie pisze. Przeczytam ja wam wolno,
rozważcie treść w czasie czytania. Muszę ją tu niestety przedstawić w skróconej
formie, tak by zmieścić się w trzech lub czterech minutach; w przeciwnym razie
zajęłoby mi to więcej niż pól godziny. Jest to komentarz do Ewangelii. Pomyślałem
najpierw o innym tekście, o cytacie zaczerpniętym z Platona:
“Nie można uczynić niewolnikiem człowieka wolnego, gdyż człowiek
wolny pozostaje wolny nawet w wiezieniu”.
W swej wymowie cytat ten przypomina zdanie z Ewangelii:
“A jeśli ktoś zmusza cię do jednego tysiąca (kroków), idź z nim
dwa tysiące”.
Może wydaje ci się, że mnie zniewoliłeś, każąc mi dźwigać
ciężary na plecach, ale tak nie jest. Jeśli ktoś usiłuje zmienić zewnętrzną
rzeczywistość, wydostając się z wiezienia, by być wolnym, to doprawdy pozostaje on
nadal więźniem. Wolność nie leży w okolicznościach zewnętrznych. Wolność nosi
się w sercu. Jeśli osiągnąłeś mądrość, któż cię zniewoli? Posłuchajcie jednak
zdania z Ewangelii, o którym wspomniałem uprzednio:
“Zaraz też nakłonił swoich uczniów, aby weszli do łodzi i
popłynęli przed Nim, a On tymczasem rozpuści tłumy. Rozpuściwszy je wszedł na gorę,
aby się pomodlić w samotności. A kiedy nastał wieczór, był tam zupełnie sam”.
Taka oto jest miłość. Czy kiedykolwiek przyszło wam do głowy, że
naprawdę możecie kochać tylko wtedy, gdy jesteście samotni? Zapytacie, jakie to ma dla
miłości znaczenie. Oznacza to widzenie osób, sytuacji, rzeczy takimi, jakimi są w
rzeczywistości, a nie takimi, jakimi sobie wyobrażacie, że są. I reagowanie na nie w
sposób, na jaki zasługują. Trudno mówić, że kochasz coś, czego nawet nie widzisz. A
co nam przeszkadza, by widzieć? Nasze uwarunkowania. Nasze pojęcia, nasze kategorie,
nasze przesady, nasze projekcje, etykietki, które przyjęliśmy z naszej kultury, z
doświadczenia przeszłości. Widzenie jest jednym z najbardziej żmudnych
przedsięwzięć człowieka, wymaga bowiem zdyscyplinowanego, czynnego umysłu.
Jednakże większość ludzi woli popaść w umysłowe lenistwo, niż
wziąć na siebie trud widzenia każdej osoby, każdej rzeczy w świeżości jej chwili
obecnej.
Utrata Kontroli
Jeśli chcecie zrozumiec, czym jest kontrola, wyobrazcie sobie małe
dziecko, które nauczono zazywać narkotyki. W miare jak narkotyk przenika cialo dziecka,
uzaleznia się ono od niego. Calym sobą domaga się narkotyku. Brak narkotyku staje
się wielkim udreczeniem. Śmierć wydaje się czymś lepszym. Pamietajcie o tym obrazie
- cialo uzaleznione od narkotyku. Dokladnie to wlasnie uczynilo z was spoleczenstwo,
kiedy przyszliście na świat. Nie pozwolono wam cieszyc się konkretnym, wartościowym
pozywieniem życia, jakim są: praca, zabawa, radosc, ssmiech, towarzystwo, przyjemności
zmyślowe i umyślowe. Podano wam narkotyk, w którym zasmakowaliście. Narkotyk zwany:
aprobata, uznaniem, szacunkiem.
Chcę tu zacytować wielkiego pisarza A.S.Neilla. Jest on autorem
“Summerhill”. Neill twierdzi, że chore dziecko poznać można po tym, że zawsze
krazy wokol rodzicow, a także po tym, że zainteresowane jest innymi osobami. Kiedy
dziecko pewne jest miłości matki, zapomina o matce, wychodzi na zewnatrz i bada świat.
Jest ciekawe. Szuka zaby i pakuje ja do buzi lub też wyczynia temu podobne rzeczy.
Jeśli dziecko krazy wokol matki, jest to zly znak, nie czuje się bezpiecznie. Być
może matka probuje pozbawic go miłości, nie dac mu tyle wolności i wsparcia, ile ono
potrzebuje. Być może na wiele subtelnych sposobów grozi, że go opusści.
A więc pozwolono nam zasmakować wielu rozmaitych narkotykow:
aprobaty, szacunku, sukcesu, bycia na samym szczycie, prestizu, umieszczenia nazwiska w
gazecie, potegi, bycia szefem. Nauczono nas cenic sobie role kapitana zespolu, dyrygenta
orkiestry itp. Kiedyśmy się już w tych narkotykach rozsmakowali, staliśmy się
uzaleznieni i zaczeliśmy się bac, że je utracimy. Przypomnijmy sobie poczucie braku
kontroli, przerazenie na myśl o niepowodzeniu, popełnieniu bledu, o perspektywie krytyki
. Staliśmy się tchorzliwie zalezni od innych i straciliśmy wolność. Teraz inni
ludzie posiadaja moc uszczęśliwiania lub unieszczęśliwiania nas. Pragniesz tych
narkotykow, ale nienawidzisz cierpienia, jakie się z nimi wiaze, czujesz się calkowicie
bezradny. Nie ma minuty, zebyś - świadomie czy też nieświadomie - nie dostrajal się
do reakcji innych, maszerujac w rytm ich bebnów. Dobra definicja osoby przebudzonej:
jest to osoba, która nie maszeruje w rytm bebnów spoleczenstwa; osoba, która tanczy
taniec wydobywajacy się z jej wnetrza. Kiedy nie uzyskasz aprobaty i jesteś ignorowany,
doświadczasz samotności tak nieznosnej, że czolgasz się do ludzi i zebrzesz o
przynoszacy ulge narkotyk zwany wsparciem, dodawaniem otuchy, odwagi. Życie z ludzmi w
takim stanie wymaga nigdy nie konczacego się napiecia. “Pieklo to inni” -
powiedział Sartre. I jakie to jest prawdziwe.
Trwajac w takim stanie zalezności, trzeba być zawsze w pełnej
gotowości, nigdy nie wolno pozwolic sobie na luz. Trzeba żyć tak, by zaspokoic
oczekiwania. Być z ludzmi oznacza życie w hapieciu. Być bez nich oznacza udreke
samotności, poniewaz brakuje ci ich. Utraciłeś zdolność widzenia ich takimi, jakimi
są w rzeczywistości i adekwatnego reagowania na ich ruchy, gdyż twoja percepcja
przycmiona jest potrzeba uzyskania narkotyku. Widzisz ich o tyle, o ile daja ci nadzieje
otrzymania narkotyku lub stanowia grozbe jego utraty. Zawsze, świadomie czy
nieświadomie, w taki wlasnie sposób patrzysz na ludzi. Czy dostane od nich to, czego
chcę, czy też nie?
A jeśli nie mogą oni dostarczyc narkotyku, przestaja mnie interesowac
. Zabrzmi to strasznie, ale nie wiem, czy jest tu choć jedna osoba, do której to się
nie odnosi.
Wsłuchując Się W Życie
Potrzebujesz więc świadomości i pozywienia. Potrzebujesz pozywienia
dobrego i zdrowego. Naucz się cieszyc solidnym pokarmem życia. Dobre jedzenie, dobre
wino, dobra woda. Smakuj je. Strac rozum i dojdz do zmyślów. To jest dobre, zdrowe
pozywienie. Przyjemność zmyślów i przyjemność umyślu. Poczytaj sobie dobra
ksiazke, jeśli sprawi ci to radosc. Wez udział w dobrej dyskusji lub też pomedytuj.
Takie zachowanie jest wspaniale. Niestety ludzie powariowali i staja się coraz wiekszymi
nalogowcami, poniewaz nie potrafia cieszyc się zyciem. Siegaja więc po coraz wieksze
dawki narkotyków.
W 1970 roku prezydent Carter zaapelowal do obywateli Stanów
Zjednoczonych o wieksza surowość obyczajów. Pomyślałem sobie wowczas: Nie powinien
apelować do nich o to, by byli bardziej surowi wobec siebie, powinni bardziej cieszyc
się zyciem. Wiekszość z nich zatracila zdolność radowania się. Naprawdę sądzę,
że wiekszość ludzi w krajach zamoznych utracila tę zdolność. Musza miec coraz
więcej i więcej drogich gadzetow, nie potrafia czerpac radości z rzeczy prostych, jakie
niesie życie. Byłem w miejscach, w których wszyscy mają dostep do najwspanialszej
muzyki, można najwspanialsze nagrania nabyc bardzo tanio, jest ich mnostwo. Ale nigdy,
nigdy nie widziałem, by ktoś ich słuchal. Nigdy. Są przestraszeni, nie mają więc
czasu na radowanie się zyciem. Są przepracowani, predzej, predzej, predzej, predzej.
Jeśli byście naprawdę cieszyli się zyciem i prostymi zmyślowymi przyjemnościami,
zdziwiloby was, jakie to jest wspaniale. Musicie rozwinąć w sobie niezwykla dyscypline,
podobna do tej, która posiadaja zwierzeta. Zwierzeta nigdy nie jedza więcej niż trzeba
. Pozostawione w swych naturalnych warunkach, nigdy nie staja się otyle. Nigdy nie
wypija ani nie zjedza niczego, co byłoby szkodliwe dla ich zdrowia. Nie spotkacie
zwierzecia palacego papierosy. Biora tyle, ile potrzebuja - przyjrzyj się swemu kotu, co
robi po spozyciu jedzenia, patrz, jak odpoczywa. I patrz, jak skacze, gdy przystepuje do
działania, patrz na prezność jego czlonkow, zywotność ciala. Myśmy to zatracili.
Zagubiliśmy w naszych umyślach, w naszych ideach i idealach, i tak dalej. I to ciagle
predzej, predzej, predzej. Nosimy w sobie wewnetrzny konflikt - swoje “ja”- którego
zwierzeta nie mają. Zawsze sami siebie potepiamy, wpedzamy w poczucie winy. Wiecie, o
czym mówię, prawda? Mógłbym powiedzieć o sobie to, co parę lat temu powiedział mi mój
przyjaciel jezuita:
- Zabierz ten talerz pelen slodyczy, poniewaz wobec cukierków i
czekolady trace swą wolność.
Odnosilo się to także i do mnie, bowiem traciłem swą wolność w
obliczu najrozniejszych rzeczy, ale teraz już nie! Zadowalam się niewielka ilością
rzeczy, ale ciesze się nimi bardzo intensywnie. Jeśli cieszysz się z czegoś
intensywnie, potrzebujesz niewiele. Niektorzy ludzie bardzo skrupulatnie obmyślaja swe
wakacje, planuja je miesiacami, a gdy już dotra na miejsce, zadreczaja się problemem
rezerwacji biletu powrotnego. Robia przy tym mnostwo zdjec i pozniej pokaza ci je w
albumie. Są to zdjecia miejsc, których nigdy nie widzieli, bowiem tylko je
fotografowali. Jest to metafora wspolczesnego życia. Nie wiem, czy nalezy zbyt mocno
bronic się przed tego rodzaju ascetyzmem. Zwolnij tempo i smakuj, wachaj, słuchaj,
pozwol swym zmyślom powrocic do życia. Jeśli szukasz krolewskiej drogi do mistycyzmu,
usiadz spokojnie i wsłuchaj się we wszystkie dzwieki wokol ciebie. Nie zatrzymuj się
na żadnym z nich; staraj się uslyszec je wszystkie. Och, kiedy twe zmyśly zostana
odblokowane, ujrzysz cuda. Jest to niezwykle ważne w procesie zmiany.
Koniec Analizy
Chcę, abyście dostrzegli roznice pomiedzy analiza i świadomością,
jak też miedzy informacja z jednej strony a wgladem z drugiej. Informacja nie jest
wgladem, analiza nie jest świadomością. Przypuscmy, że wszedłem tutaj z wezem
pelzajacym na mym barku i zwrocilbym się do was w sposób nastepujacy:
- Czy widzicie tego weza na moim ramieniu? Wlasnie przed moim przyjściem
tutaj sprawdziłem w encyklopedii, że waz ten zwany jest zmija Russella. Jessli mnie
ugryzie, umre w ciagu trzydziestu sekund. Czy mógłibyście powiedzieć mi, jak mam się
pozbyc tego stworzenia?
Kto by coś takiego bredzil? Posiadam informacje, ale nie posiadam
świadomości.
Albo, powiedzmy, rujnuje sobie zdrowie alkoholem.
- Uprzejmie prosze o podanie mi sposobów i srodkow, przy pomocy
których mógłbym się pozbyc nalogu.
Osoba, która by coś takiego powiedziała, nie ma świadomości. Wie,
że sama siebie niszczy, ale nie jest tego świadoma. Gdyby to sobie uświadomila, nalog
zniklby w tym samym momencie. Gdybym był świadom tego, jaki jest ów waz, nie
strzasnalbym go z ramienia, on zostalby strzasniety. I o tym wlasnie mówię; na tym
polega zmiana, o której mówię. Nie ty zmieniasz sam siebie, to nie “ja” zmienia
“siebie”. Zmiana zachodzi poprzez ciebie, w tobie. Jest to najbardziej adekwatny
sposób wyrazenia tego, co wtedy się dzieje. Dostrzegasz zmiane w sobie poprzez siebie,
w twojej świadomości; ta zmiana po prostu się wydarza. Nie ty jej dokonujesz. Bowiem
gdy ty ja realizujesz, jest to zly znak. Zmiana nie będzie trwala, ale dopóki trwa,
niech Bóg ma w opiece ludzi, którzy z tobą zyja, gdyż będziesz wobec nich bardzo
nieustepliwy i surowy. Nie sposób wytrzymac z ludzmi, którzy nawracaja się na bazie
nienawiści i niezadowolenia wobec siebie. Ktoś powiedział: “Jeśli chcesz być
meczennikiem, poslub swietego”. To przez świadomość zachowujesz delikatność,
subtelność, lagodność, otwartość, elastyczność. Niczego nie wymuszasz, zmiana
pojawia się sama.
Pamietam, jak pewien ksiadz w Chicago, gdzie studiowałem psychologie,
mówił nam:
- Posiadłem wszelkie informacje, wiedziałem, że alkohol mnie zabija
i wierzcie mi, nic nie jest w stanie zmienic alkoholika - nawet miłość zony czy dzieci
. Kocha ich, ale to go nie zmienia. Odkryłem jednak coś, co mnie zmienilo. Lezałem któregos
dnia w rynsztoku, mzyl kapusniak. Otworzyłem oczy i zobaczylem, że to mnie zabija.
Zobaczyłem to i nie miałem już ochoty nawet na krople alkoholu. I choć zdarzylo mi
się potem troche wypic, to nigdy tak, by zaszkodzic sobie. Nie uległem alkoholowi i nie
ulegne!
O tym wlasnie mówimy - świadomość. Nie informacja, ale
świadomość.
Jeden z moich przyjaciol, nalogowy palacz mówił:
- Wiesz, istnieje mnostwo dowcipów na temat palenia. Mówia, że
tyton zabija, ale spojrz na starozytnych Egipcjan. Wszyscy nie zyja, a nikt z nich nie
palil. -
Pewnego dnia, z powodu klopotcw z plucami, poszedl do naszego instytutu
badań nad rakiem w Bombaju. Lekarz powiedział mu:
- Ojcze, na plucach masz dwie plamki. Może to być rak, prosze
przyjść za miesiac na powtorne badania. -
Od tego czasu nie tknal papierosa. Przedtem wiedziel, że to go zabija
. Teraz był świadom, że może go to zabic. Na tym polega roznica.
Zalozyciel naszego zakonu, św. Ignacy, miał na to swietne okreslenie
. Nazywal to smakowaniem i czuciem prawdy - nie znajomością jej, ale smakowaniem i
czuciem. Kiedy uzyskasz poczucie prawdy - zmienisz się. Jeśli o niej tylko wiesz i
jeśli jest ona wylacznie w twojej glowie - zmiana się nie dokona.
Najpierw Umrzeć
Często powtarzam, że na to, by żyć naprawdę, trzeba najpierw
umrzeć. Najpierw należy wyobrazić sobie siebie w grobie, by uzyskać przepustkę do
życia. Wyobraź sobie, że leżysz w trumnie, w dowolnej pozycji. W Indiach umarli mają
podkurczone nogi. Zdarza się, że w tej pozycji niesie się ich na stos. Czasami jednak
leżą. A więc wyobraź sobie, że umarłeś i leżysz martwy. A teraz spójrz na swoje
problemy z tej perspektywy. Czyż wszystko nie ulega zmianie?
Cóż za wspaniała medytacja. Jeśli masz na to czas, powtarzaj ją
codziennie. Może brzmi to niewiarygodnie, ale przywróci ci to życie. Medytację na ten
temat zamieściłem w książce “U źródeł”. Zobacz, jak rozkłada się twoje
ciało, zostają jedynie kości, potem proch. Ilekroć o tym mówię, ludzie oburzają
się. - To wstrętne. - Ale co w tym jest takiego wstrętnego? Taka jest rzeczywistość,
na miłość boską. Wielu z nas jednak nie chce widzieć rzeczywistości. Nie chce
myśleć o śmierci. Ludzie nie żyją, większość z was nie żyje, jedynie
podtrzymujecie swe ciało przy życiu. To jednak nie jest życie. Nie żyjecie tak
naprawdę, dopóki nie będzie wam obojętne, czy jesteście żywi czy umarli. Dopiero
wtedy żyjecie. Kiedy jesteście gotowi utracić życie - zaczniecie żyć. Ale jeśli
zaczniecie chronić swe życie, jesteście martwi. Kiedy siedzisz na strychu, a ja mówię
ci:
- Zejdź na dół -
możesz odpowiedzieć:
- O nie, czytałem różne rzeczy o ludziach schodzących ze schodów.
Potykają się i łamią karki, to zbyt niebezpieczne. -
Albo też nie mogę nakłonić cię do przejścia przez ulice,
ponieważ mówisz:
- Czy wiesz, ilu ludzi zostało przejechanych przechodząc przez
jezdnie? -
A jeśli nie mogę spowodować, byś wychynął poza swe ciasne
przekonania i poglądy i zajrzał do innego świata, to jesteś martwy, nie żyjesz;
życie cię ominęło. Siedzisz w swym małym więzieniu, boisz się, tracisz swego Boga,
swą religię, swych przyjaciół i wszystko. Życie jest dla hazardzistów, naprawdę.
Tak mówił Jezus. Czy jesteś gotów, by je zaryzykować? Czy wiesz, kiedy będziesz gotów
je zaryzykować? Wówczas gdy zrozumiesz, że to, co ludzie nazywają życiem, nie jest
nim tak naprawdę. Ludzie wyznają błędny pogląd, według którego życie oznacza
utrzymywanie ciała przy życiu. A więc pokochaj myśl o śmierci, pokochaj ja. Powracaj
do niej ciągle. Myśl o tym, jak cudowne jest to martwe ciało, szkielet, kości
obracające się w garstkę prochu. I wówczas poczujesz ulgę. Wielu z was zapewne nie
wie, o czym mówię w tej chwili, nazbyt przerażeni jesteście tą myślą. Ale to wielka
ulga spojrzeć z tej perspektywy na życie wstecz.
Albo odwiedźcie cmentarz. Jest to niezwykle piękne i oczyszczające
doświadczenie. Patrzysz na czyjeś nazwisko i myślisz: “Żył tak wiele lat temu, dwa
stulecia temu, musiał mieć te same problemy, co ja. Musiał przeżyć tyle bezsennych
nocy. Cóż to za wariactwo, to nasze życie. Tak krótko żyjemy.” Pewien włoski poeta
powiedział:
“Żyjemy w blasku światła, nadchodzi wieczór, a po nim wieczna noc”.
To tylko błysk, a my go marnujemy. Marnujemy go swym strachem, zmartwieniami, troskami,
kłopotami.
Jeśli przeprowadzicie tę medytacje, zdarzyć się może, że po
prostu zakończycie ją na poziomie informacji, ale może też się zdarzyć, iż uda wam
się zakończyć ją na poziomie świadomości. I w tym momencie staniecie się nowi.
Przynajmniej dopóki ten moment trwa. Poznacie wówczas różnicę pomiędzy informacją a
świadomością.
Pewien zaprzyjaźniony ze mną astronom przekazywał mi niedawno niektóre
fundamentalne twierdzenia z zakresu astronomii. Nie wiedziałem przedtem, że kiedy
oglądam słońce, to widzę jego pozycję sprzed ośmiu i pól minuty. Tak więc nie
widzimy słońca tam, gdzie ono aktualnie się znajduje, ale gdzieś indziej. Podobnie i
gwiazdy, ślą nam światło sprzed setek i tysięcy lat. Kiedy na nie patrzymy, może ich
tam już nie być, mogą znajdować się już gdzie indziej. Powiedział mi też, że
jeśli wyobrazimy sobie galaktykę, cały Wszechświat, to nasza Ziemia byłaby zagubiona
gdzieś w okolicach końca ogona Mlecznej Drogi, nawet nie w jej centrum, a każda z
gwiazd jest słońcem. Zaś niektóre słońca są tak wielkie, że mogłyby pomieścić
nasze Słońce i Ziemie wraz z przestrzenia miedzy nimi. Przy ostrożnym szacunku,
istnieje sto milionów galaktyk! Wszechświat, o ile wiemy, poszerza się z prędkością
dwóch milionów mil na sekundę. Wsłuchiwałem się w te informacje zafascynowany, a
kiedy wyszliśmy z restauracji, w której spożywaliśmy posiłek, spojrzałem wzwyż i
poczułem, że patrzę na życie z innej perspektywy. To jest świadomość. A więc
wszystko to możesz przyswoić sobie jako zimny fakt (i będzie to informacja) albo nagle
uzyskasz inną perspektywę widzenia - tego, czym jesteśmy, czym jest Wszechświat, czym
jest ludzkie życie. Gdy odnajdziesz się w tej nowej perspektywie, będzie ona tym
właśnie, co mam na myśli, mówiąc o świadomości.
Kraina Miłości
Gdybyśmy tak naprawdę odrzucili iluzje, wraz z tym co nam dają lub
czego nas pozbawiają, bylibyśmy czujni. Konsekwencje niepodjęcia takiego działania są
przerażające i nie do uniknięcia. Tracimy zdolność przeżywania miłości. Jeśli
chcesz kochać, musisz na nowo nauczyć się patrzeć, a jeśli chcesz wiedzieć, musisz
rzucić swój nałóg. Tylko tyle. Wyzwól się ze swej zależności. Rozerwij sieć,
jaką omotało cię społeczeństwo dławiąc twe jestestwo. Musisz się uwolnić. Na
zewnątrz wszystko będzie szło jak dawniej, ale pomimo iż nadal będziesz w świecie,
nie będziesz już z tego świata. W głębi serca staniesz się wolny, w końcu
całkowicie samotny. Twoja zależność od narkotyku całkowicie obumrze. Nie musisz iść
na pustynię, jesteś pośród ludzi, ciesz się ich obecnością. Nie mają już jednak
władzy nad tobą, która pozwala im uszczęśliwiać lub unieszczęśliwiać ciebie. To
właśnie oznacza samotność. W takim odosobnieniu twoja zależność obumiera. Rodzi
się zdolność do miłości. Nie spoglądaj już na innych jak na środek narkotycznego
zaspokajania. Tylko ten, kto już tego próbował, zna okropności tego procesu. Jest jak
zaproszenie do śmierci. Jest jak zabranie biednemu narkomanowi jedynej radości życia,
jaką znał. Czy da się zastąpić ją smakiem chleba i owoców, czystym tchnieniem
porannego powietrza, słodyczą wody z górskiego potoku? Walcząc z objawami głodu i
pustką w sobie, które doświadcza teraz, gdy nie dostaje narkotyku, niczym tej pustki
nie jest w stanie zapełnić. Czy moglibyście wyobrazić sobie życie, w którym
wyrzekacie się przyjemności czerpanej z jednego choćby słowa uznania lub oparcia
głowy na czyimś ramieniu, dodającego trochę otuchy? Pomyślcie o życiu, w którym nie
jesteście emocjonalnie od nikogo zależni; tak, że nikt nie ma już mocy
uszczęśliwiania lub unieszczęśliwiania was. Nie zgadzacie się na to, by potrzebować
jakiejś konkretnej osoby, aby być kimś szczególnym dla kogoś, ani na to, by zwać
kogoś “swoim”. Ptaki mają swe gniazda, lisy swe nory, ale ty nie będziesz miał
gdzie schronić głowy w swej podroży przez życie. Jeśli kiedykolwiek dotrzesz do tego
stanu, dowiesz się w końcu, co to znaczy widzieć w sposób jasny, nie zamglony lękiem
ani pragnieniem. Każde słowo ma wówczas swoją wagę. Widzieć w sposób jasny i nie
przyćmiony przez lęk i pragnienia. Poznasz wówczas, co to znaczy kochać. Aby jednak
dojść do krainy miłości, trzeba przejść przez ból śmierci, gdyż kochać ludzi
oznacza nie potrzebować ich, umrzeć dla tej potrzeby i być całkowicie samotnym.
Jak można tam się dostać? Dzięki nieustannej świadomości, poprzez
nieskończoną cierpliwość i współczucie, jakie miałbyś dla narkomana. Przez
rozwijanie w sobie chęci kosztowania tego, co w życiu dobre, jako przeciwwagi wobec
narkotyku. Co zaś jest w życiu dobre? Umiłowanie pracy, którą lubisz wykonywać dla
niej samej, umiłowanie śmiechu i bliskości z ludźmi, do których się nie
przywiązujesz, nie uzależniasz emocjonalnie, choć ich towarzystwo przynosi ci radość.
Dobrze jest oddać się takiemu działaniu, w które możesz zaangażować się całym
sobą; działaniu, które samo w sobie przynosi ci tyle radości, że sukces, uznanie czy
aprobata po prostu nie mają żadnego znaczenia. Pomocny może też okazać się powrót
do natury. Porzuć tłum, idź w góry i w ciszy obcuj z drzewami, kwiatami, zwierzętami,
ptakami, z morzem, chmurami, niebem i gwiazdami.
Mówiłem już wam o tym, jakim ćwiczeniem duchowym jest
przypatrywanie się przedmiotom, uświadamianie sobie ich obecności wokół siebie.
Trzeba mieć nadzieję, że słowa znikną, pojęcia rozpłyną się, a ty zobaczysz i
wejdziesz w kontakt z rzeczywistością. Jest to lekarstwo na samotność. Zazwyczaj
usiłujemy leczyć swą samotność poprzez emocjonalne uzależnianie się od innych
ludzi, poprzez liczne towarzystwo i hałas. To nic nie daje. Wróć do przedmiotów, wróć
do przyrody, idź w góry. Wówczas poznasz, że serce przywiodło cię na rozległą
pustynie osamotnienia, że nie ma tam nikogo, kto by cię pocieszył, absolutnie nikogo.
Z początku będzie się to wydawać nie do zniesienia, ale tylko
dlatego iż nie jesteś nawykły do samotności. Jeśli zdołasz wytrwać przez jakiś
czas, pustynia nagle zakwitnie miłością. Twoje serce wybuchnie śpiewem. Będzie tam
panowała wieczna wiosna, porzucisz narkotyk i staniesz się wolny. Pojmiesz wówczas,
czym jest wolność, czym jest miłość i szczęście; czym jest rzeczywistość, prawda,
czym jest Bóg. Będziesz wiedział, wiedza twa wykroczy poza pojęcia i uwarunkowania,
nałogi i przywiązania. Czy pojmujesz sens tego, co mówię? Pozwól, bym zakończył ten
wywód uroczym opowiadaniem.
Był sobie człowiek, który wynalazł sztukę rozpalania ognia.
Wziął więc swoje narzędzia i powędrował do pewnego plemienia żyjącego na północy,
gdzie było bardzo zimno, dotkliwie zimno. Nauczył tamtejszych ludzi, jak rozpalać
ogień Ludzie byli bardzo tym zainteresowani. Pokazał im, jak można wykorzystać ogień
- do gotowania, ogrzewania itp. Byli tak wdzięczni, że nauczyli się sztuki krzesania
ognia. Nim jednak zdołali swą wdzięczność wyrazić, mężczyzna zniknął Nie
zależało mu ani na wdzięczności, ani na uznaniu. Zależało mu na tym, by im się
lepiej wiodło. Następnie powędrował do innego szczepu, gdzie znowu zademonstrował
wartość swego wynalazku. Tu także ludzie wykazali spore zainteresowanie, trochę zbyt
duże, by mogło ujść uwadze kapłanów, którzy spostrzegli, że człowiek ten
przyciąga wielkie tłumy, a oni tracą na popularności. Postanowili więc pozbyć się
przybysza. Otruli go, ukrzyżowali - możecie ująć to, jak chcecie. Obawiali się
jednak, że ludzie mogliby zwrócić się przeciwko nim, byli więc bardzo rozważni, a
nawet podstępni. Wiecie, co zrobili? Umieścili portret tego człowieka na głównym ołtarzu
świątyni. Narzędzia do krzesania ognia położono obok, a ludziom nakazano oddawać
część portretowi i narzędziom do krzesania ognia, zaś oni czynili tak przez wieki.
Trwał kult, ale nie było ognia.
Gdzie jest ogień? Gdzie jest narkotyk wykorzeniony z ciebie? Gdzie
jest wolność? Tego właśnie dotyczy duchowość. Jest czymś tragicznym, że tracimy te
sprawy z pola widzenia. Ich właśnie dotyczą słowa Jezusa Chrystusa. Ale my
poświeciliśmy nadto uwagi słowom: “Panie, Panie” - prawda? Gdzie jest ogień? A
jeśli kult nie daje ognia, jeśli adoracja nie prowadzi do miłości, jeżeli liturgia
nie prowadzi do jasnej percepcji rzeczywistości i Bóg nie wiedzie do życia, to czemu
służy religia? Poza tym ze tworzy jeszcze więcej podziałów, konfliktów i fanatyzmu?
To nie z powodu braku religii - w zwykłym tego słowa znaczeniu - cierpi świat, ale z
braku miłości, braku świadomości. A miłość rodzi się poprzez świadomość. Nie ma
innej drogi. Nie ma. Pojmij, jakie zapory budujesz na drodze miłości, wolności i
szczęścia, a wówczas one znikną. Zapal światło świadomości, a ciemności się
rozproszą. Szczęście nie jest czymś, co możesz nabyć, miłość nie jest czymś, co
możesz wyprodukować, miłość nie jest czymś, co możesz posiadać. Miłość jest
czymś, co może cię posiąść. Nie możesz wejść w posiadanie wiatru, gwiazd lub
deszczu. Nie posiadasz ich, poddajesz im się. Oddanie im może nastąpić jedynie wówczas,
gdy świadom będziesz swoich iluzji, swoich nałogów, pragnień i lęków. Jak już mówiłem
poprzednio, w pierwszej kolejności wielce pomocny może tu się okazać psychologiczny
wgląd, ale nie analiza - analiza paraliżuje. Wgląd nie musi być analizą. Dobrze to
ujął jeden z amerykańskich terapeutów: “Liczy się jedynie okrzyk: aha”. Samo
analizowanie nic nie daje, dostarcza tylko informacji. Jeśli natomiast prowadzi do
okrzyku “aha”, staje się wglądem. Oznacza zmianę. Po drugie, ważne jest
zrozumienie swego uzależnienia. Potrzebujesz na to czasu. Niestety, ogromna ilość czasu
poświeconego na przykład obrzędom lub śpiewaniu hymnów i pieśni, mogłaby być
owocnie wykorzystana dla zrozumienia siebie. Wspólne obrzędy liturgiczne nie tworzą wspólnoty.
W głębi serca wiecie o tym, tak jak i ja, że obrzędy te służą jedynie zamazywaniu różnic.
Wspólnota tworzy się poprzez zrozumienie przeszkód, jakie stawiamy na jej drodze,
poprzez zrozumienie konfliktów zrodzonych przez nasze lęki i pragnienia. W tym momencie
powstaje wspólnota. Musimy zawsze mieć się na baczności, aby nie uczynić z obrzędów
po prostu dodatkowej odskoczni od ważnych spraw życia. A życie nie oznacza pracy w
rządzie ani bycia ważnym biznesmenem, ani zajmowania się dobroczynnością. To nie jest
życie. Życie to odrzucanie wszelkich przeszkód i zanurzanie się w chwili obecnej z
cala świeżością. “Ptaki (...) nie sieja i nie żniwuja, i nie zbierają do
spichlerzy”... to jest życie. “Przypatrzcie się kwiatom polnym, nie pracują i nie
przędą”
Zacząłem od tego, że ludzie pogrążeni są we śnie, że są
martwi. Martwi zasiadają w rządach, martwi ludzie prowadza wielkie interesy, martwi
ludzie nauczają innych. Obudźcie się! Ożyjcie! Obrzędy mają was przebudzić, ale są
bezużyteczne. A coraz bardziej - wiecie o tym, tak samo jak i ja - tracimy młodzież.
Nienawidzą nas, nie są zainteresowani tym, by dokładano im jeszcze więcej lęków i
poczucia winy. Nie są zainteresowani kolejnymi kazaniami i napomnieniami. Są jednak
zainteresowani nauką o miłości. Jak mogą być szczęśliwi? Jak mogą żyć? Jak mogą
przeżyć te wspaniale chwile, o których mówią mistycy? Pojawia się więc tu druga
sprawa - rozumienie. A trzecia - to “nieidentyfikowanie się”. Kiedy tutaj dziś
szedłem, ktoś zadał mi pytanie, czy nigdy nie czuje się podle. Człowieku, czuję się
teraz i czułem się tak niegdyś. Mam swoje ataki. Ale to nie trwa długo, naprawdę nie
trwa. Co robię? Krok pierwszy: nie identyfikuje się z tym. Mam kiepskie samopoczucie.
Zamiast się tym przejmować lub poddawać irytacji, staram się zrozumieć to, że jestem
przygnębiony, rozczarowany, czy z rożnych powodów poobijany. Krok drugi: przyznaję
się, że to uczucie jest we mnie, nie w innych. Na przykład nie w osobie, która nie
napisała do mnie listu. Nie w świecie zewnętrznym, lecz we mnie. Dopóki myślę, że
przyczyna tego stanu znajduje się na zewnątrz mnie, czuję się usprawiedliwiony w
utrzymywaniu tego uczucia. Nie mogę powiedzieć, że każdy czuje w ten sposób; w
rzeczywistości tylko idioci tak czują, tylko ludzie pogrążeni we śnie. Krok trzeci:
jeszcze raz nie identyfikuj się z tym uczuciem. “Ja” nie jest tym uczuciem. “Ja”
nie jest samotne.
“Ja” nie jest przygnębione. “Ja” nie jest rozczarowane.
Rozczarowanie jest tam tylko obecne, istnieje, można je obserwować. Będziecie zdziwieni
tym, jak prędko znika. Wszystko, czego jesteście świadomi, zmienia się. Zmieniają
się chmury. Dokonując tej obserwacji, uzyskacie też wgląd w przyczyny, dla których
chmury w ogóle się pojawiły.
Mam tu wspaniały cytat, kilka zdań, które zapisałbym złotymi
zgłoskami. Pochodzą z książki A.S.Neilla “Summerhill”. Najpierw muszę objaśnić
tło. Prawdopodobnie wiecie, że Neill przez czterdzieści lat pracował w szkolnictwie.
Stworzył coś w rodzaju niezależnej szkoły. Przyjętym do szkoły dziewczętom i
chłopcom dał całkowitą wolność. Chcecie nauczyć się czytać i pisać - dobrze, nie
chcecie nauki czytania i pisania - też dobrze. - Możecie robić ze swym życiem, co
chcecie, pod jednym warunkiem: nie może to w żaden sposób niszczyć wolności innych.
Nie przeszkadzajcie innym w realizowaniu ich wolności, poza tym róbcie, co chcecie. Jak
twierdzi, najgorsi przyszli ze szkół zakonnych. Było to oczywiście w dawnych czasach.
Uczniowie ci potrzebowali około sześciu miesięcy, aby przezwyciężyć problem złości
i poczucia krzywdy, które nosili w sobie i tłumili. Przez sześć miesięcy buntowali
się i walczyli ze szkolnym systemem. Najwięcej kłopotu sprawiała pewna dziewczynka, która
wsiadała na rower i jechała do miasta, uciekając od lekcji, od szkoły, od wszystkiego.
Kiedy jednak bunt ucichł, wszyscy chcieli się uczyć; zaczynali nawet protestować,
kiedy nie było lekcji. Ale uczyli się tylko tego, co ich interesowało. Zmieniali się.
Na początku rodzice obawiali się posyłać dzieci do tej szkoły: Jak można ich
czegokolwiek nauczyć bez dyscypliny? Trzeba ich uczyć zgodnie z programem, kierować
nimi... W czym leżał sekret sukcesu Neilla? Miał do czynienia z najgorszymi dziećmi;
takimi, których nigdzie już nie chciano. A w przeciągu sześciu miesięcy wszystkie te
dzieci się zmieniły. Posłuchajcie, jak mówił na ten temat - wspaniale to, święte
słowa:
“Każde dziecko ma w sobie Boga. Nasze wysiłki, by je urobić,
powodują, że Bóg przemienia się w diabła. Do mojej szkoły przychodzą dzieci podobne
małym diablętom, nienawidzące świata, destruktywne, nie wychowane, kłamiące i
kradnące, nie opanowane. W ciągu sześciu miesięcy stają się szczęśliwymi, zdrowymi
dzieciakami, nie czyniącymi niczego złego”.
Te zadziwiające słowa pochodzą od człowieka, którego szkoła w
Wielkiej Brytanii jest systematycznie odwiedzana przez inspektorów Ministerstwa Edukacji,
przez dyrektorów i dyrektorki szkół i w ogóle wszystkich, którzy są tym dziełem
zainteresowani. Zadziwiające. Człowiek z charyzmą.
Czegoś takiego nie można dokonać powielając czyjeś osiągnięcia.
Żeby to osiągnąć, trzeba mieć szczególną osobowość. W wykładach dla dyrektorów
szkół mówił:
“Przyjedźcie do Summerhill, a zobaczycie drzewa w sadach
uginające się od owoców, nikt ich nie obrywa; nie ma tu agresji wobec władz szkoły,
dzieci są dobrze odżywione, pozbawione agresji i resentymentów. Przyjedźcie do
Summerhill, a zobaczycie, że nie ma tu kalekich dzieci, które by przezywano (wiadomo,
jak okrutne potrafią być dzieci wobec kogoś, kto się jąka). Nie spotkacie nikogo, kto
by jąkale dokuczał. Nigdy. Nie ma w tych dzieciach agresji, ponieważ nikt wobec nich
nie jest agresywny - oto przyczyna.”
Słuchajcie tych słów objawienia, świętych słów. Są jeszcze na
świecie tacy ludzie. Bez względu na to, co mówią uczeni, księża, teolodzy - istnieli
i nadal istnieją ludzie wolni od konfliktów, kłótni, zazdrości, wojen i wrogości!
Żyją w moim kraju lub - choć to smutne - żyli do niedawna. Mam pośród jezuitów
przyjaciół, którzy - jak mnie zapewniali - pracowali wśród ludzi niezdolnych do
kradzieży czy kłamstwa. Jedna z sióstr zakonnych opowiadała, że kiedy pracowała w północnych
Indiach, pośród pewnych wspólnot, ludzie ci nie mieli zwyczaju czegokolwiek zamykać na
klucz. Nigdy niczego tam nie ukradziono ani nie kłamano - aż do czasu, kiedy pojawili
się tam przedstawiciele rządu Indii i misjonarze.
Każde dziecko nosi w sobie Boga, nasze próby urobienia go przemieniają
Boga w diabla.
Jest taki wspaniały włoski film w reżyserii Federico Felliniego,
zatytułowany “Osiem i pól”. W jednej ze scen chrześcijański zakonnik wychodzi na
wycieczkę lub piknik z grupa chłopców w wieku 8-10 lat. Idą plażą, ich opiekun
zostaje z kilkoma chłopcami w tyle. Chłopcy z przodu spotykają starsza kobietę, która
jest dziwką, pozdrawiają ją, na co i ona odpowiada pozdrowieniem. Pytają:
- Kim jesteś?
Na co ona odpowiada, że jest prostytutką.
Nie wiedzą, co to znaczy, ale udają, że rozumieją. Jeden z chłopców
wydaje się wiedzieć nieco więcej od reszty, objaśnia więc:
- Prostytutka to taka kobieta, która robi rozmaite rzeczy, jeśli
się jej zapłaci.
- Czy zrobi to też dla nas, jeśli zapłacimy? - pytają.
- Czemu nie - pada odpowiedz.
Zbierają pieniądze, dają jej i pytają:
- Czy zrobisz coś dla nas, jeśli zapłacimy?
- Jasne, dzieciaki. Co chcecie, abym zrobiła?
Jedyne, co im przychodzi do głowy, to prośba, aby się
rozebrała. Kobieta ją spełnia. Patrzą na nią. Nigdy dotąd nie widzieli nagiej
kobiety. Nie wiedza, czego żądać jeszcze, więc proszą:
- Czy zatańczyłabyś dla nas?
- Jasne - odpowiada.
Gromadzą się wokół niej, śpiewają i klaszczą. Dziwka kreci
tyłkiem i wszyscy bawią się doskonale. Dostrzega to braciszek zakonny. Przybiega i
wrzeszczy na kobietę. Każe jej się ubrać, a narrator stwierdza:
- W tym momencie dzieci zostały zepsute, do tej chwili były
niewinne, piękne.
Nie jest to wcale rzadki problem. Znam w Indiach pewnego dość
konserwatywnego misjonarza, jezuitę. Wziął kiedyś udział w prowadzonych przeze mnie
zajęciach. Pracowaliśmy nad pewnym problemem przez ponad dwa dni, co wyraźnie
sprawiało mu ból. Następnego wieczoru podszedł do mnie i powiedział:
- Wiesz, Tony, nie potrafię wyrazić, jak bardzo męczy mnie ten
problem, który poruszyłeś.
- Dlaczego, Stan? - zapytałem.
- Stawia to na nowo pytanie dręczące mnie przez dwadzieścia piec
lat, straszne pytanie. Przez te lata wciąż pytałem siebie: Czy nie zdeprawowałeś
ludzi czyniąc ich chrześcijanami?
Jezuita ten nie był żadnym liberałem, był ortodoksyjnym, pełnym
oddania, pobożnym i konserwatywnym człowiekiem. Czuł jednak, że niszczy
szczęśliwych, pełnych miłości, prostych, prostolinijnych ludzi, czyniąc z nich
chrześcijan.
Misjonarze amerykańscy, którzy udali się ze swymi żonami na wyspy Mórz
Południowych, byli przerażeni widząc obnażone do pasa kobiety w kościele. Ich żony
nalegały, by kobiety te ubierały się przyzwoicie. Misjonarze dali im więc bluzy, by je
narzuciły na siebie. W następna niedziele wszystkie kobiety pojawiły się odziane w te
bluzy, ale powycinały w nich dwa otwory - dla wygody i lepszego chłodzenia ciała. To
one miały racje. Misjonarze popełnili błąd.
Wróćmy raz jeszcze do Neilla. Pisze on:
“Nie jestem geniuszem, jestem tylko człowiekiem, który odmawia
kierowania każdym krokiem dziecka”.
A co z grzechem pierworodnym? Neill twierdzi, że każde dziecko ma w
sobie Boga. Nasze wysiłki urobienia jego charakteru zmieniają Boga w diabła. Pozwala
dzieciom ukształtować swe własne wartości i są one niezmiennie prospołeczne i dobre.
Czy dacie wiarę? Kiedy dziecko czuje, że jest kochane (co oznacza: dziecko czuje, że
jesteś po jego stronie) jest w porządku. Nie doznaje już gwałtu. Nie ma strachu, nie
ma przemocy. Dziecko zaczyna traktować innych w taki sam sposób, jak samo jest
traktowane. Musicie przeczytać tę książkę. To święta księga, naprawdę.
Przeczytajcie ją. Zrewolucjonizowała moje życie i moje stosunki z ludźmi. Zacząłem
dostrzegać cuda. Zacząłem dostrzegać wieczne niezadowolenie z siebie, jakie mi
wpajano: współzawodnictwo, porównywanie się, to ciągle
nie-tak-dobrze-jakby-należało itp. Możecie się sprzeciwić, mówiąc, że gdyby mnie w
taki sposób nie popychano, nie byłbym tym, kim jestem. Ale czy naprawdę powinienem być
tym, kim jestem? A zresztą, komu potrzebne jest to, czym ja jestem? Chcę być
szczęśliwy, chcę być świętym, pełnym miłości, spokoju, chcę być wolny, chcę
być człowiekiem.
Czy wiecie, jakie są przyczyny wojen? Ich źródłem jest projekcja
konfliktów wewnętrznych na zewnątrz. Wskażcie mi osobę, która nie nosi w sobie wewnętrznego
konfliktu, a ja pokażę wam osobę wolną od przemocy. Będą w niej konflikty, ale
pozbawiona będzie nienawiści. Jeśli już podejmuje jakieś działania, działa jak
chirurg, jeśli działa, to działa jak pełen miłości nauczyciel wobec
niedorozwiniętych umysłowo dzieci. Nie obwinia ich, stara się je zrozumieć, ale
podejmuje działanie. Z drugiej strony, kiedy przystępujesz do działania pełen
nieukierunkowanej nienawiści i agresji, zwielokrotniasz szansę błędu. Próbujesz ugasić
ogień za pomocą benzyny. Próbujesz przeciwdziałać powodzi dolewając wody. Powtarzam
słowa Neilla:
“Każde dziecko ma w sobie Boga. Nasze wysiłki zmierzające do
urobienia jego charakteru, zmieniają Boga w diabla. Dzieci przychodzące do mojej
szkoły, to małe diablęta, nienawidzące świata, destrukcyjne, niewychowane,
kłamiące, kradnące, nieokrzesane. Po sześciu miesiącach są szczęśliwymi, zdrowymi
dziećmi, nie czyniącymi zła. Nie jestem geniuszem, jestem tylko człowiekiem, który
porzucił chęć kierowania każdym krokiem dziecka.
Pozwalam im stworzyć własne wartości, a wartości te nieodmiennie
są dobre i prospołeczne. Religia, która ma produkować dobrych ludzi, tworzy ludzi
złych, a religia zwana wolnością czyni ludzi dobrymi, ponieważ usuwa wewnętrzny
konflikt (dodałem słowo wewnętrzny), który przemienia ludzi w diabły”.
Neill pisze także:
“Pierwsza rzeczą, jaka robię, kiedy jakieś dziecko przybywa do
Summerhill, jest zniszczenie jego sumienia”.
Zakładam, że prawidłowo rozumiecie to, o czym mówi Neill.
Ja wiem. Nie potrzebujesz sumienia, kiedy jesteś świadomy, nie
potrzebujesz sumienia, kiedy jesteś wrażliwy. Nie uciekasz się wtedy do przemocy, nie
jesteś przepełniony strachem. Zapewne sądzicie, że jest to ideał nieosiągalny. No cóż,
przeczytajcie tę książkę. Spotykam wszędzie osoby, które nagle poznały tę prawdę:
korzenie zła są w tobie. Kiedy to wreszcie zrozumiesz - przestaniesz tyle od siebie
żądać, tak wiele po sobie się spodziewać, zmuszać się, by rozumieć. Dbaj o siebie,
dostarczaj sobie pełnowartościowego dobrego pokarmu. Nie myślę tu tylko o jedzeniu:
myślę o zachodach słońca, o przyrodzie, o dobrym filmie i dobrej książce, o pracy
dającej radość, o dobrym towarzystwie i... miejmy nadzieje, że uda ci się przełamać
swoje uzależnienie od uczuć innych.
Jakiego rodzaju uczucia doznajesz, gdy zdarza ci się obcować z
naturą albo kiedy pochłonięty jesteś pracą, która cię fascynuje? Albo kiedy, tak
naprawdę - w atmosferze otwartości i bliskości - rozmawiasz z kimś, czyje towarzystwo
sprawia ci radość, choć wzajemnie nie uzależniacie się od siebie? Jakiego rodzaju
uczucia wówczas żywisz? Porównaj te uczucia z tymi, które pojawiają się w tobie, gdy
zwycięsko wychodzisz z jakiejś kłótni, wygrywasz wyścig, stajesz się popularny lub
kiedy wszyscy ci przyklaskują. Te ostatnie uczucia nazywam ziemskimi. Poprzednie nazywam
uczuciami duszy. Wielu ludzi zdobywa świat zatracając swą dusze. Wielu ludzi wiedzie
puste, bezduszne życie, ponieważ karmią się popularnością, uznaniem, pochwala: “Ja
jestem O.K.”, “ty jesteś O.K.”, “spójrzcie na mnie! “, “zwróćcie uwagę na
mnie! “, docencie mnie!”. Rządzenie, siła, zwycięstwo w wyścigu. Czy i ty się tym
karmisz? Jeśli tak, to jesteś trupem. Zatraciłeś duszę. Posilaj się czymś innym,
pożywniejszą substancją. Wtedy ujrzysz przemianę. Czyż osiąganie tego celu nie
uczyniłem zadaniem całego twego życia?
Posłowie
Anthony De Mello S. J. jest zarazem znany i nieznany w Polsce. Wydano
prawie wszystkie jego książki (Śpiew ptaka, Verbinum, 1989; Sadhana -
Ścieżka do pana Boga, Verbinum 1989; U źródeł, WAM, 1991, Minuta
mądrości, WAM, 1991), choć dystrybucja ich była dość istotnie zawężona. Nie
każdy zainteresowany zawartą w nich problematyką mógł po nie sięgnąć. Podobny los,
choć w mniejszym stopniu, dotknął Thomasa Mertona. Ze szkodą dla życia duchowego
Polaków obydwaj autorzy nie weszli do głównego obiegu czytelniczego w stopniu, na jaki
zasługują. A ich książki to niewątpliwie bestsellery.
Anthony de Mello, jezuita, urodził się w 1931 roku w Bombaju,
ukończył studia filozoficzne, teologiczne i psychologiczne. W pracach swych łączył
tradycyjna mistykę europejska - szczególnie hiszpańską - z filozofia i mistyką
Wschodu. Wykorzystywał swe psychoterapeutyczne umiejętności w pracy duszpasterskiej.
Wykraczał zdecydowanie poza tradycyjne metody psychoterapeutyczne wchodząc w obszar
psychologii duchowości. W jego wypadku było to absolutnie uzasadnione. Był on bowiem w
większym stopniu przewodnikiem duchowym niż psychoterapeuta. W pełni zasłużył na
miano jezuickiego guru - jakże niekonwencjonalnego! Zmarł nagle w 1987 roku.
Przebudzenie
jest zbiorem rekolekcji wygłoszonych przez
Anthony'ego de Mello, których nie zdążył już zredagować. Dokonał tego jego współpracownik
i spadkobierca J. Francis Stroud. Nie dziwmy się, że mają one taka, czasem może
irytującą, formę. Pozornie nieuporządkowane myśli, wątki wielokrotnie powtarzane
oddają najlepiej spontaniczność jego wypowiedzi. Niekiedy dość dowolnie cytuje słowa
z Pisma Świętego czy słowa mistyków lub filozofów. Polski Wydawca tam tylko, gdzie ze
stuprocentową pewnością mógł zidentyfikować cytowany fragment, przytacza polskie
tłumaczenie odnośnego tekstu. W pozostałych przypadkach tłumaczono słowa de Mello.
Postąpiliśmy tak, wychodząc z założenia, iż o wiele ważniejsze w tych rekolekcjach
jest ich znaczenie dla przemiany duchowej czytelnika niż wierność tekstowi, na jakim
Autor prowadzi swoje rozważania. Uzasadnia to pięknie de Mello w przypowieści, jaką
przedstawił w Śpiewie ptaka.
Dialog pomiędzy nowo nawróconym ku Chrystusowi a jego niewierzącym
przyjacielem:
- Tak więc nawróciłeś się ku Chrystusowi?
- Tak.
- W takim razie na pewno dużo o Nim wiesz. Powiedz mi, w jakim kraju
się narodził?
- Nie wiem.
- Ile miał lat, gdy umarł?
- Nie wiem.
- Wiesz przynajmniej, ile kazań wygłosił?
- Nie wiem.
- Prawdę mówiąc, wiesz bardzo mało jak na człowieka, który
twierdzi, że nawrócił się ku Chrystusowi.
- Masz racje. Wstydzę się, że tak mało o Nim wiem. Ale jednak coś
o Nim wiem.
Przed trzema laty byłem pijakiem. Miałem długi. Moja rodzina
rozpadała się. Moja żona i dzieci bały się moich nocnych powrotów do domu. A teraz
przestałem pić, nie mam długów, nasz dom jest szczęśliwym domem, dzieci z tęsknotą
wypatrują co wieczór mojego powrotu. Wszystko to zrobił dla mnie Chrystus. I to jest
to, co wiem o Chrystusie.
Znać naprawdę, znaczy zostać przemienionym przez to, co się zna.
|