PRZEBUDZENIE

Anthony de Mello

Wstęp
Przebudzenie
Czy Pomogę Wam Podczas Tych Rekolekcji
O Właściwym Rodzaju Egoizmu
O Pragnieniu Szczęścia
Czy Podczas Naszych Rozważań O Duchowości Mówimy O Psychologii
Wysłuchaj I Oducz Się
Maskarada Dobroczynności
O Co Tak Naprawdę Ci Chodzi
Dobry, Zły Czy Szczęściarz
Nasze Iluzje Dotyczące Innych
Samoobserwacja
Świadomość, Która Nie Ocenia
Iluzja Nagrody
Odnalezienie Siebie
Obnażanie Się Do “Ja”
Negatywne Uczucia Wobec Innych
O Zależności
Jak Zdarza Się Szczęście
Strach - Korzenie Gwałtu
Świadomość I Kontakt Z Rzeczywistością
Dobra Religia - Antyteza Nieświadomości
Etykietki
Co Przeszkadza Szczęściu
Cztery Kroki Ku Madrości
Rację Ma Świat
Somnambulizm
Zmiana Jako Żądza
Zmieniona Osoba
Osiągnięcie Milczenia
Przegrać Wyścig Szczurów
Permanentna Wartość
Pragnienie, Nie Preferencja
Uczepienie Się Złudzeń
W Objęciach Wspomnień
Przejście Do Konkretów
Milczenie
Uwikłanie W Kulturę
Przefiltrowana Rzeczywistość
Niezależność
Uzależnienie Się Od Miłości
Więcej Słów
Ukryte Programy
Poddanie Się
Zaminowane Obszary
Śmierć “Mnie”
Wgląd I Rozumienie
Nie Pchać
Stawanie Się Prawdziwym
Wybrane Obrazy
Nie Mówiąc Nic O Miłości
Utrata Kontroli
Wsłuchując Się W Życie
Koniec Analizy
Najpierw Umrzeć
Kraina Miłości
Posłowie


Wstęp

Kiedyś wśród przyjaciół poproszono Tony'ego de Mello, by powiedział parę słów o swojej pracy. Wstał i opowiedział historyjkę, która później powtórzył w trakcie rekolekcji i którą odnaleźć można w jego: “Śpiewie ptaka”. Ku memu zmieszaniu opowieść tę adresował do mnie.

    Pewien człowiek znalazł jajko orła.

    Zabrał je i włożył do gniazda kurzego w zagrodzie.

    Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt i wyrósł wraz z nimi.

    Orzeł przez całe życie zachowywał się jak kury z podwórka, myśląc, że jest podwórkowym kogutem.

    Drapał w ziemi szukając glist i robaków.

    Piał i gdakał. Potrafił nawet trzepotać skrzydłami i fruwać kilka metrów w powietrzu.

    No bo przecież, czyż nie tak właśnie fruwają koguty?

    Minęły lata i orzeł zestarzał się.

    Pewnego dnia zauważył wysoko nad sobą, na czystym niebie wspaniałego ptaka.

    Płynął elegancko i majestatycznie wśród prądów powietrza, ledwo poruszając potężnymi, złocistymi skrzydłami.

    Stary orzeł patrzył w górę oszołomiony.

    - Co to jest? - zapytał kurę stojącą obok.

    - To jest orzeł, król ptaków - odrzekła kura.

    - Ale nie myśl o tym Ty i ja jesteśmy inni niż on.

    Tak więc orzeł więcej o tym nie myślał. I umarł, wierząc, że jest kogutem w zagrodzie.

Poczułem zmieszanie? Nie, wręcz zniewagę! Publicznie porównany do kury. Ale przecież w pewnym sensie miał racje, ale i nie miał. Znieważony? Ależ nie! Nie o to chodziło Tony'emu. Ale przecież przypowieść ta była adresowana do mnie i pozostałych słuchaczy. W jego oczach byłem orłem, nieświadomym, jak wysoko mogą go ponieść jego skrzydła. Opowiadanie to pozwoliło mi pojąc wielkość Tony'ego, jego miłość i szacunek dla innych. Ujmowało to niezwykle trafnie istotę jego pracy, sens działań zmierzających do przebudzenia. To był Tony w swej najlepszej formie, głoszący znaczenie przebudzenia, znaczenie nas samych dla siebie i innych, wskazując na fakt, iż jesteśmy lepsi niż sami wiemy o tym.

W niniejszej książce wypowiedzi Tony'ego mają formę dialogu, rozmowy - ujawnia on wszystkie swoje zalety w polemice, walce. Porusza te wszystkie tematy, które tkwią głęboko w sercach słuchaczy.

Zachowanie siły jego słów, spontaniczności i umiejętności prowadzenia dialogu było dla mnie w tej książce głównym zadaniem po jego śmierci. Dziękuję bardzo za pomoc, jaką otrzymałem od George'a McCauleya S.J., Joan Brady, Johna Culkina i innych - zbyt wielu, by ich tu wymienić.

Raduj się tą książką, niech myśli w niej zawarte przenikną do twej duszy, słuchaj ich - tak jak sugeruje Tony - sercem. Słuchając Tony'ego, usłyszysz też siebie. Pozostawiam Cię z Tonym - duchowym przewodnikiem, przyjacielem na całe życie.

J.Francis Stroud S.J.
De Mello Spirituality Center
Fordham University
Bronx, New York

Przebudzenie

Przebudzenie to duchowość. Ludzie najczęściej śpią, nie zdając sobie z tego sprawy. Rodzą się pogrążeni we śnie. Żyją śniąc. Nie budząc się zawierają małżeństwa. Płodzą dzieci we śnie i umierają, nie budząc się ani razu. Pozbawiają się tym samym możliwości zrozumienia niezwykłości i piękna ludzkiej egzystencji. Mistycy, niezależnie od wyznawanej przez siebie doktryny, zgodni są co do tego, że wszystko, co nas otacza, jest takie, jakie być powinno. Wszystko. Cóż za przedziwny paradoks. Najtragiczniejsze jest jednak to, że większość ludzi nigdy tego nie jest w stanie zrozumieć. Nie są w stanie tego pojąć, gdyż pogrążeni są we śnie. Śnią sen prawdziwie koszmarny.

W ubiegłym roku oglądałem w hiszpańskiej telewizji pewna historyjkę o mężczyźnie, który pukając do drzwi pokoju swego syna wolał:

    - Jaime, obudź się!

    Syn w odpowiedzi:

    - Nie chcę wstawać, tato.

    Poirytowany ojciec:

    - Wstawaj, musisz iść do szkoły!

    Jaime na to:

    - Nie chcę iść do szkoły.

    - Dlaczego? - pyta ojciec.

    - Są trzy powody ku temu - stwierdził Jaime. - Po pierwsze, bo tam jest potwornie nudno; po drugie, bo mi dzieciaki dokuczają, a wreszcie po trzecie, bo nienawidzę szkoły.

    Na to ojciec:

    - To ja ci podam trzy powody, dla których powinieneś pójść do szkoły. Po pierwsze, bo to jest twój obowiązek; po drugie, bo masz czterdzieści piec lat; i po trzecie, ponieważ jesteś dyrektorem szkoły.

Obudź się! Przebudź się wreszcie! Jesteś dorosły. Nie jesteś niemowlakiem, by cały czas spać. Obudź się! Porzuć swe zabawki. Pora wydorośleć.

Większość ludzi twierdzi, iż pragnie jak najszybciej opuścić przedszkole. Ale nie wierz im. Nie mówią prawdy. Jedyne, czego naprawdę chcą, to by naprawić im popsute zabawki. “Oddaj mi moja żonę”. “Przyjmij mnie znowu do pracy”. “Oddaj mi moje pieniądze”. “Zwróć mi moją wcześniejszą reputację”. Tego właśnie naprawdę chcą. Pragną, aby zwrócono im dotychczasowe zabawki. Tylko tego, niczego więcej. Psychologowie twierdza, że ludzie chorzy w istocie rzeczy nie chcą naprawdę wyzdrowieć. W chorobie jest im dobrze. Oczekują ulgi, ale nie powrotu do zdrowia. Leczenie bowiem jest bolesne i wymaga wyrzeczeń.

Przebudzenie, jak wiadomo, nie jest rzeczą najbardziej przyjemna. W łóżku jest ciepło i wygodnie, budzenie nas irytuje. I to jest powód, dla którego prawdziwy guru nigdy nie usiłuje ludzi budzić. Mam nadzieje, że okażę się na tyle mądry, by nie podejmować próby budzenia tych, którzy śpią. Naprawdę, nie moja to sprawa, że spisz. I jeśli nawet będę niekiedy mówił “obudź się”, to bynajmniej nie po to, by przerwać twój sen. Moja sprawa jest robić jedynie to, co powinienem. Tańczyć swój taniec. Jeśli potraficie uzyskać coś dla siebie z tych moich rozważań, to bardzo dobrze; jeśli nie, tym gorzej dla was! Jak powiadają Arabowie: “Natura deszczu jest zawsze taka sama, pozwala rosnąc cierniom na bagnach, jak i kwiatom w ogrodach”.

Czy Pomogę Wam Podczas Tych Rekolekcji

Myślicie, że zamierzam Wam dopomóc? Nie. Po stokroć nie. Nie spodziewajcie się, aby to, co mówię, pomogło komukolwiek. Mam jednak nadzieje, że tym, co powiem, również nikomu nie zaszkodzę. Jeśli moje rozważania miałyby wyrządzić ci jakąś szkodę - to przyczyna tej szkody tkwi w tobie. Jeśli udałoby się w czymś tobie dopomóc - to sam tego dokonałeś. Naprawdę, to ty sam sobie pomogłeś. Nie ja. Czy uważasz, że ludzie są w stanie ci pomoc? Jeśli tak myślisz, to jesteś w błędzie. Czy sądzisz, że ludzie dadzą ci oparcie? Wierz mi, nie mogą ci tego dostarczyć.

Pamiętam pewną kobietę biorącą udział w prowadzonej przeze mnie grupie psychoterapeutycznej. Była to bardzo religijna siostra zakonna. W trakcie posiedzenia powiedziała mi:

    - Nie czuje wsparcia ze strony przełożonej.

    Zapytałem ja zatem:

    - Co przez to rozumiesz?

    A ona na to:

    - Moja przełożona, stojąca na czele prowincji, nigdy nie pojawia się wśród nowicjuszek, które mi podlegają. Nigdy. Z jej ust nigdy też nie padły słowa uznania.

    Odpowiedziałem jej na to:

    - Dobrze, odegrajmy małą scenkę. Załóżmy, że znam przełożona prowincji. Przypuśćmy, że wiem, co ona myśli na twój temat. A więc mówię ci (jako osoba grająca role przełożonej prowincji): “Wiesz, Mary, nie pojawiam się nigdy u ciebie, gdyż jest to jedyne miejsce w prowincji, które nie przysparza mi kłopotów. Wiem, że podlega ono tobie, a więc wszystko musi być w porządku”. Jak się teraz czujesz? - zapytałem.

    - Wspaniale - odpowiedziała.

    Wówczas jej powiedziałem:

    - Czy zgodzisz się na chwile opuścić ten pokój? Będzie to część zadania.

    Wyszła. Podczas jej nieobecności powiedziałem do reszty uczestników sesji:

    - Nadal jestem przełożona prowincji. Mary jest jak dotąd najgorsza ze wszystkich podległych mi mistrzyń nowicjatu. Nie pojawiam się u niej, gdyż nie mogę znieść widoku tego, co ona tam u siebie wyprawia. To jest po prostu straszne. Jeśli jednak powiem jej prawdę, biedne nowicjuszki jeszcze bardziej na tym ucierpią. Za rok, dwa zamierzam zastąpić ja kimś innym. Przygotowuje już kogoś na jej miejsce. Na razie pomyślałam, że powiem jej kilka miłych słów, aby jej pomoc przetrwać. Co o tym sądzicie? -

    Odpowiedzieli:

    - No, tak. To jedyne, co mogłaś w tej sytuacji zrobić.

    Zawołałem Mary i zapytałem ja, czy nadal czuje się wspaniale.

    - O tak - odpowiedziała.

Biedna Mary! Sądziła, że otrzymuje wsparcie od przełożonej, a w rzeczywistości było to zupełnie coś innego. Jest bowiem tak, iż to, co czujemy i myślimy, stanowi zazwyczaj iluzje wyprodukowana przez nasze głowy, łącznie z tym wszystkim, co dotyczy pomocy udzielanej nam przez innych ludzi.

Myślisz, że pomagasz ludziom, bo ich kochasz. Jeśli tak, to chciałbym cię powiadomić, że w nikim nie jesteś zakochany. Kochasz jedynie swą z góry przyjętą i pełną nadziei wizję tej osoby. Pomyśl o tym przez chwile. Nigdy nie byłeś zakochany w rzeczywistej osobie, byłeś natomiast zakochany w swojej a priori przyjętej wizji tej osoby. I czy to nie jest właśnie powód, dla którego się odkochujesz? Twoja wizja uległa zmianie, prawda? “Jak mogłeś mnie do tego stopnia zawieść, skoro ja tobie tak ufałem?” - mówisz komuś. Czy rzeczywiście ufałeś mu? Nigdy nikomu nie ufałeś! Przestań w to wierzyć! To część prania mózgu, ufundowanego ci przez społeczeństwo. Przecież nigdy nikomu nie ufasz. Za jednym wyjątkiem: ufasz jedynie swemu sadowi na temat danej osoby. Na co więc się żalisz? Prawda jest taka, że nie lubisz przyznawać się do tego, że “mój sąd był nieprawdziwy”. To cię zbytnio nie zachwyca. Wolisz powiedzieć: “Jak mogłeś sprawić mi taki zawód”.

A więc podsumujmy. Ludzie tak naprawdę nie chcą dojrzeć, nie chcą się zmienić, nie chcą być szczęśliwi. Jak to mi kiedyś ktoś mądrze powiedział: “Nie staraj się ich uszczęśliwiać na sile, bo narobisz sobie kłopotów. Nie próbuj uczyć świni śpiewu. Stracisz swój czas, a i świnię zdenerwujesz”. Przypomina mi się tu jeszcze inna historia o biznesmenie, który wszedł do baru, usiadł i zobaczył faceta z bananem w uchu. Wyobraź sobie, z bananem w uchu! I myśli sobie: “Czy ja czasem nie powinienem mu jakoś o tym powiedzieć? Nie, przecież to nie moja sprawa”. Ale myśl ta nie daje mu spokoju. Po jednym czy dwóch drinkach zwraca się do faceta:

    - Przepraszam, hmm, ma pan banana w uchu.

    Facet na to:

    - Przykro mi, ale nie wiem, o co panu chodzi.

    Biznesmen powtarza:

    - Ma pan banana w uchu!

    Na co indagowany:

    - Głośniej, proszę, bo mam banana w uchu!

 

Takie działanie nie ma sensu. “Przestań, przestań i jeszcze raz przestań” - mówię do siebie. Powiedz swoje i zmykaj stad. Jeśli skorzystają z tego, to dobrze. Jeśli nie, to trudno!

O Właściwym Rodzaju Egoizmu

Jeśli naprawdę pragniesz swego przebudzenia, to chciałbym, abyś najpierw zrozumiał, że w gruncie rzeczy nie chcesz się przebudzić. Pierwszym krokiem do przebudzenia jest uczciwe przyznanie się, że to ci się nie podoba. Nie chcesz być szczęśliwy. Chcesz przeprowadzić mały test? No to spróbujmy. Zajmie ci to dokładnie minutę. Możesz zamknąć oczy lub pozostawić je otwarte. To nie ma znaczenia. Pomyśl o kimś, kogo bardzo kochasz, z kim jesteś bardzo blisko, o kimś, kto jest ci bardzo drogi i powiedz do niego w myślach: “Bardziej pragnę być szczęśliwy, niż mieć ciebie”. Zobacz, co się dzieje. “Wolę być szczęśliwy, niż mieć ciebie. Gdybym miał możliwość wyboru, bez wahania wybrałbym szczęście”. Ilu z was podczas wypowiadania tych słów czuło się egoistami? Sądzę, że wielu. Widzicie, co z nami zrobiono? Zobaczcie, jak w was wdrukowano myślenie: “Jak mogę być takim egoista”. Ale spójrzcie, kto tu jest egoistą. Wyobraź sobie osobę, która mówi do ciebie: “Jak możesz być takim egoista, że wybierasz szczęście zamiast mnie?” Czy nie miałbyś ochoty wówczas jej odpowiedzieć: “Wybacz, ale jak możesz być takim egoista, żeby wymagać ode mnie, bym wyżej cenił ciebie od szczęścia?”

Pewna kobieta opowiadała mi, że kiedy była dzieckiem, jej kuzyn-jezuita głosił rekolekcje w kościele jezuitów w Milwaukee. Każdą konferencje rozpoczynał słowami:

    - “Spełnieniem miłości jest poświęcenie, jej miara brak egoizmu”. - Wspaniale stwierdzenie. Zapytałem ja:

    - Czy chciałabyś, abym cię kochał kosztem mego szczęścia?

    - Tak - odparła.

Jakież to urzekające! Czyż to nie cudowne? Kochałaby mnie kosztem swego szczęścia, a ja kochałbym ja kosztem mego szczęścia. I tak mielibyśmy w konsekwencji dwie nieszczęśliwe istoty. Ale to nieważne, niech żyje miłość.

O Pragnieniu Szczęścia

Mówiłem już, że nie chcemy być szczęśliwi. Pragniemy czegoś innego. Ściśle rzecz biorąc, nie chcemy być bezwarunkowo szczęśliwi. Gotów jestem być szczęśliwy, jednak pod warunkiem, że będę miał to, tamto i jeszcze coś innego. Ale w gruncie rzeczy to tak samo, jakby powiedzieć do przyjaciela lub Boga, albo do kogokolwiek innego:

    - Ty jesteś moim szczęściem. Jeśli nie posiądę ciebie, to nie będę szczęśliwy.

Jest to bardzo ważne stwierdzenie i musimy je w pełni zrozumieć. Nie potrafimy być szczęśliwi tak sobie, po prostu dla samego faktu; zadamy spełnienia jakichś tam warunków. Mówiąc dosadnie - nie potrafimy wyobrazić sobie, że można być szczęśliwym bez spełnienia tych warunków. Nauczono nas wiązać szczęście z ich występowaniem.

Zatem pierwsza rzecz, jaka musimy uczynić, jeśli chcemy się przebudzić, to uświadomić sobie ten fakt. Jeśli pragniemy kochać, jeśli chcemy być wolni, jeśli tęsknimy za radością, pokojem i duchowością, to musimy to zrozumieć. To właśnie dlatego duchowość jest czymś jak najbardziej praktycznym na świecie. Wymyślcie cokolwiek bardziej praktycznego niż duchowość, taka, o jakiej mówię. Nie mówię ani o pobożności, ani o dewocji, ani o religii, ani o oddawaniu czci, ale o duchowości - a więc o przebudzeniu, i tylko o przebudzeniu! Spójrzcie na ludzi o zranionych sercach, na samotnych, spójrzcie na przerażonych, zagubionych, spójrzcie na konflikty uczuć w sercach ludzi, konflikty wewnętrzne i zewnętrzne. Przypuśćmy, że poszukaliście kogoś, kto znalazł sposób na pozbycie się tego wszystkiego.

Załóżmy, że osoba ta podała sposób uniknięcia tego olbrzymiego drenażu energii, zdrowia, emocji spowodowanego tymi konfliktami i uwikłaniami.

Czy chcielibyście tego? Przypuśćmy, że ktoś pokazał nam sposób, dzięki któremu moglibyśmy prawdziwie nawzajem kochać się, żyć w pokoju i w miłości. Czy można wymyślić coś bardziej praktycznego? A jednak ludzie sadza, że wielki biznes jest czymś bardziej praktycznym i ze praca jest czymś bardziej praktycznym, i ze nauka jest czymś bardziej praktycznym. Ciekaw jestem, jakie to korzyści mamy z lądowania człowieka na Księżycu, jeśli my sami nie potrafimy żyć tu, na tej ziemi?

Czy Podczas Naszych Rozważań O Duchowości Mówimy O Psychologii

A może psychologia jest czymś bardziej praktycznym niż duchowość? Nie. Nic nie jest bardziej praktyczne niż duchowość. W czym może człowiekowi pomoc biedny psycholog? Może rozładować napięcie skumulowane w człowieku. Sam jestem psychologiem, czynnym psychoterapeuta i staje wobec wielkiego konfliktu wewnętrznego, ilekroć muszę wybierać pomiędzy psychologia a duchowością. Zastanawiam się, czy pojmujecie, o czym tu teraz myślę. Ja sam przez wiele lat nie potrafiłem zrozumieć sensu tych pojęć.

Wyjaśnię to. Nie pojmowałem tego aż do chwili, gdy nagle odkryłem, ile ludzie musza się nacierpieć w jakimś związku, by zrozumieć iluzoryczność wszelkich związków. Czy to nie straszne? Musza cierpieć w jakimś związku, zanim się nie obudzą i nie stwierdza: “Mam tego dość! Musi istnieć jakiś lepszy sposób na życie niż uzależnianie się od innych”. A co ja uczyniłem jako psychoterapeuta? Przychodzili do mnie ludzie ze swymi problemami dotyczącymi kłopotów w związkach z innymi, z nieumiejętnościami komunikowania się z nimi itp., i czasami im pomagałem.

Jednakże często, przykro mi jest to przyznać, nie była to pomoc właściwa, gdyż ugruntowywałem ich w uśpieniu. Być może powinni jeszcze więcej pocierpieć. Być może powinni osiągnąć dno, by potem moc powiedzieć: “Mam tego wszystkiego dość”. Tylko wtedy, gdy ma się dość własnej choroby, można się z niej wyzwolić. Zazwyczaj idzie się do psychiatry lub psychologa, aby uzyskać ulgę. Powtarzam - ulgę, a nie po to, aby się wyleczyć. Jest taka opowiastka o Johnnym, który - jak utrzymywano - był trochę niedorozwinięty umysłowo. Jednakże, jak się to potem okaże, wcale tak nie było. Johnny brał udział w zajęciach plastycznych w szkole specjalnej, gdzie dano mu do zabawy plastelinę. Wziął kawałek plasteliny, poszedł w kąt i zaczął się nią bawić. Podchodzi do niego nauczyciel i mówi:

    - Cześć, Johnny.

    Na co chłopiec odpowiada:

    - Cześć.

    Z kolei nauczyciel:

    - Co trzymasz w ręku?

    Johnny odpowiada:

    - To jest kawałek krowiego łajna.

    - Co z niego zrobisz? - kontynuuje rozmowę nauczyciel.

    - Nauczyciela - odpowiada chłopiec.

“No cóż, Johnny znów cofnął się w rozwoju” - pomyślał nauczyciel. Wola więc dyrektora, który akurat obok przechodził i oświadcza:

    - U Johnny'ego obserwuje regres.

    Dyrektor podchodzi więc do Johnny'ego i mówi:

    - Hej, synu.

    Na co Johnny:

    - Hej.

    Dyrektor pyta następnie:

    - Co tam masz w ręku?

    A on odpowiada:

    - Kawałek krowiego łajna.

    - Co z tego zrobisz? - pyta dalej.

    - Dyrektora.

Dyrektor dochodzi do wniosku, że Johnnym powinien zając się szkolny psycholog. Polecił, by posłano po niego. Psycholog jest mądrym gościem. Przychodzi i mówi:

    - Cześć, Johnny.

    Na co chłopiec odpowiada:

    - Cześć.

    Psycholog mówi dalej:

    - Wiem, co masz w ręku...

    - Co? - pyta chłopiec.

    - Kawałek krowiego łajna.

    - To prawda - odpowiada Johnny.

    - I wiem, co z niego robisz.

    - Co? - pyta chłopiec.

    - Robisz psychologa.

    - Nieprawda. Nie mam wystarczającej ilości krowiego łajna!

I taki to ma być chłopiec umysłowo upośledzony. Biedni psychologowie. Jakże są pożyteczni. Naprawdę są sytuacje, gdy pomoc psychoterapeuty jest nieodzowna, gdy pacjent znajduje się na krawędzi szaleństwa, obłędu. Z tego miejsca równie jest blisko do przeżycia mistycznego, jak i do psychozy. Mistyk jest przeciwieństwem lunatyka. Czy wiecie, jaka jest jedna z oznak przebudzenia? Jest nią pojawienie się pytania, które człowiek sam sobie stawia: “Czy to ja zwariowałem, czy też oni wszyscy?” Naprawdę tak jest. Bo wszyscy jesteśmy stuknięci. Cały świat zwariował. Obłąkani lunatycy! Jedynym powodem, dla którego nie zamyka się nas w Wariatkowie, może być to, że jest nas tak wielu. Jesteśmy więc stuknięci. Kierujemy się stukniętymi poglądami na miłość, związki międzyludzkie, szczęście, radość, na wszystko. Jesteśmy do tego stopnia stuknięci, że kiedy wszyscy są co do czegoś zgodni, to z cala pewnością możesz być pewien, że się mylą! Każda nowa idea, każda wielka idea na samym początku wyznawana była przez jedna jedyna osobę. Przez najmniejsza z mniejszości. Ów człowiek zwany Jezusem Chrystusem to jednoosobowa mniejszość. Wszyscy mówili co innego niż on. Budda - też jednoosobowa mniejszość. Wszyscy myśleli inaczej. Chyba to Bernard Russell powiedział: “Każda wielka idea na początku jest bluźnierstwem”. Dobrze powiedziane. W tej książce usłyszycie jeszcze niejedno bluźnierstwo. “Bluźni!” - powiedzą. A przecież ludzie są stuknięci, są pogrążeni we śnie i im prędzej to stwierdzisz, tym lepiej wpłynie to na twoja psychikę. Nie ufaj im. Nie ufaj najlepszym przyjaciołom. Zerwij ze swymi najlepszymi przyjaciółmi. Są bardzo sprytni. Tak samo jak i ty w stosunku do innych, choć pewnie o tym nie wiesz. O, jakże jesteś przebiegły, subtelny i sprytny. Czujesz się bohaterem!

Nie rozpieszczam cię, nie sypie komplementami, prawda? Ale powtarzam. Musisz pragnąc przebudzenia. Jesteś stworzony do wielkich czynów. I nawet o tym nie wiesz. Sądzisz, że przepełnia cię miłość. Ha ha, a kogo to niby tak kochasz? Czyż nawet samopoświęcenie nie ugruntowuje w tobie dobrego samopoczucia? “Poświęcam się! Żyje zgodnie ze swymi ideałami”. Ale coś z tego masz, prawda? Zawsze masz coś z tego wszystkiego, co robisz. Tak jest, dopóki się nie obudzisz.

A więc, krok pierwszy. Uświadom sobie, że nie chcesz się tak naprawdę obudzić. Bardzo trudno się obudzić, kiedy się jest zahipnotyzowanym tak, aby w skrawku starej gazety widzieć czek na milion dolarów. Jak trudno jest oderwać się od tego skrawka starej gazety.

Ilekroć usiłujesz się czegoś wyrzec, ulegasz złudzeniu. Co ty na to? Naprawdę ulegasz złudzeniu. Czego się wyrzekasz? Ilekroć wyrzekasz się czegoś, wiążesz się z tym na zawsze. Pewien guru z Indii twierdzi, że kiedy przychodzi do niego prostytutka, mówi wyłącznie o Bogu.

    - Mam dość życia, które wiodę - mówi. - Chcę Boga.

I zawsze, kiedy odwiedza go ksiądz, mówi jedynie o seksie. Widzisz więc, że jeśli wyrzekasz się czegoś, to zrastasz się z tym na zawsze. Kiedy coś zwalczasz, wiążesz się z tym na wieki. Tak długo, jak z tym walczysz, tak też długo dajesz temu moc. Dokładnie taka moc, jak tę, która wkładasz w tę walkę. Dotyczy to komunizmu i wszystkiego innego. Tak więc musisz “przyjąć” swoje demony, bo kiedy z nimi walczysz, to dajesz im sile. Czy nikt ci dotąd tego nie mówił?

Kiedy się czegoś wyrzekasz, stajesz się z tym związany. Jedynym sposobem, aby się z tego wyzwolić, jest poddać się temu. Nie wyrzekaj się niczego, poddaj się temu. Pojmij prawdziwa wartość takiego czy innego obiektu, a już nie będziesz musiał się go wyrzekać. Po prostu odpadnie to od ciebie. Ale oczywiście, jeśli tego nie dostrzegasz, jeśli nadal jesteś zahipnotyzowany, to uważasz, że nie będziesz szczęśliwy bez tego czy tamtego. Jednym słowem - ugrzązłeś. Czego ci natomiast potrzeba? Bynajmniej nie tego, czego zada tak zwana “duchowość”, a mianowicie skłonienia cię do podejmowania ofiar i wyrzeczeń. To nic nie da. Ciągle pogrążony jesteś we śnie. Potrzeba ci nade wszystko rozumienia, rozumienia i jeszcze raz rozumienia. Jeśli zrozumiesz, pożądanie po prostu zniknie. Innymi słowy: jeśli się obudzisz, to pragnienie przestanie ci dokuczać.

Wysłuchaj I Oducz Się

Niektórych z nas budzą bardzo twarde doświadczenia życiowe. Cierpimy tak bardzo, że się budzimy. Ale ludzie wciąż na nowo zderzają się z życiem. I kontynuują swój lunatyczny marsz. Nie budzą się nigdy. Nawet nie podejrzewają, że może być jakąś inna droga. Do głowy im nie przyjdzie, że może istnieć coś lepszego. A jednak, jeśli nawet nie zderzyłeś się wystarczająco z życiem i nie nacierpiałeś się dostatecznie, masz jeszcze jedna drogę prowadzącą do przebudzenia. Po prostu naucz się słuchać. Nie znaczy to, że musisz się ze mną zgadzać. To nie byłoby słuchanie. Wierz mi, tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia to, czy zgadzasz się ze mną czy nie. A to dlatego, że zgoda i niezgoda odnoszą się do słów, koncepcji, teorii. Nie mają nic wspólnego z prawda. Prawdy nie da się wyrazić słowami. Prawdę dostrzega się nagle, jako skutek przyjęcia określonej postawy. A więc możesz się nie zgadzać ze mną, a jednak dostrzec prawdę. Konieczna jest tu tylko otwartość, chęć odkrywania czegoś nowego. I to tylko jest ważne, a nie to, czy zgadzasz się ze mną lub nie. W końcu to, co tu przekazuje, to - nie da się ukryć - teorie. Żadna teoria nie pokrywa się całkowicie z rzeczywistością. A więc mogę ci mówić nie o samej prawdzie, ale o przeszkodach dotarcia do niej. Potrafię to opisać. Nie mogę natomiast opisać prawdy. Nikt nie może tego dokonać. Jedyne, co mogę opisać, to błąd - abyś mógł go porzucić. Jedyne, co mogę dla ciebie zrobić, to rzucić wyzwanie twej wierze i systemowi wierzeń, które cię unieszczęśliwiają. Jedyne, co mogę dla ciebie zrobić, to pomoc ci oduczyć się. Oto na czym polega uczenie się duchowości; oduczanie się prawie wszystkiego, czego cię nauczono. Jest to chęć oduczania się, umiejętność słuchania.

Czy słuchasz w taki sposób, jak czyni to większość ludzi, którzy słuchają jedynie po to, aby się utwierdzić w tym, co i tak wcześniej wiedza? Poobserwuj siebie wtedy, gdy do ciebie mówię. Często będziesz wstrząśnięty, może zszokowany, zbulwersowany, zirytowany, sfrustrowany.

A może powiesz: “Świetnie!”

Czy słuchasz jedynie po to, by potwierdzić swe dotychczasowe przekonania? A może słuchasz, by odkryć coś nowego? To bardzo ważne, po co słuchasz. I jakże trudno śpiącym to odróżnić. Jezus głosił DOBRA nowinę, a jednak odrzucono ja. Nie dlatego, że nie była dobra, ale dlatego, że była nowa. Nie cierpimy rzeczy nowych. Nienawidzimy ich. Im szybciej to sobie uświadomisz, tym lepiej. Nie chcemy wiedzieć rzeczy nowych, jeśli nas niepokoją. Zwłaszcza, jeśli wymagają od nas zmiany nas samych. A najbardziej nie chcemy ich, gdy wymagają od nas stwierdzenia: “Myliłem się”. Pamiętam spotkanie z pewnym osiemdziesięciosiedmioletnim jezuita z Hiszpanii. Był moim profesorem i rektorem w Indiach trzydzieści czy czterdzieści lat wcześniej.

    - Powinienem ciebie usłyszeć sześćdziesiąt lat temu - powiedział. - Coś ci powiem. Przez całe życie myliłem się.

Boże, usłyszeć coś podobnego! To jakby ujrzeć jeden z cudów świata. Panie i panowie, to jest wiara! Otwartość na prawdę, bez względu na konsekwencje, bez względu na to, dokąd ona prowadzi, i nawet jeśli nie wiadomo, dokąd cię zaprowadzi. To jest wiara! Nie tyle zbiór przekonań, co zawierzenie. Wiara daje nam olbrzymie poczucie bezpieczeństwa, zawierzenie natomiast jest niepewnością. Porzuć taka zadufana wiarę. Przygotuj się na to, by iść, i bądź otwarty. Szeroko otwarty! Jesteś gotów, by słuchać? Pamiętaj jednak: być otwartym nie oznacza bynajmniej, byś był naiwny; nie jest to równoznaczne z połykaniem wszystkiego, co mówią do ciebie. O nie! Musisz rzucić wyzwanie wszystkiemu, co mówię. Ale taki sprzeciw ma wypływać z twojej otwartości, a nie uporu. Sprzeciwiaj się wszystkiemu. Przypomnij sobie wspaniale słowa Buddy, kiedy powiedział:

    “Mnichom i uczonym nie wolno akceptować moich poglądów - z szacunku. Musza je analizować tak, jak złotnik sprawdza jakość kruszca. Trąc, skrobiąc, pocierając i topiąc”.

Jeśli tak czynisz, słuchasz prawdziwie. Zrobiłeś następny wielki krok ku przebudzeniu. Pierwszym krokiem była gotowość przyznania się do tego, że nie chcesz się obudzić, że nie chcesz być szczęśliwy. Wiele w tobie opiera się czemuś takiemu. Drugim krokiem jest gotowość rozumienia i słuchania, kwestionowania całego twojego systemu wierzeń. Nie tylko wierzeń religijnych, tylko politycznych, tylko społecznych, tylko psychologicznych, ale ich wszystkich razem. Gotowość do przebadania ich na nowo, jak w opowieści Buddy.

A ja dam wam mnóstwo okazji ku temu.

Maskarada Dobroczynności

Dobroczynność jest prawdziwa maskarada interesowności przebranej za altruizm. Mówicie, że trudno się z tym zgodzić, bowiem jesteście uczciwi usiłując kochać i spełniać pokładane w was zaufanie. Postaram się to wyrazić prościej. Zacznijmy od przykładu ekstremalnego. Istnieją dwa rodzaje samolubstwa. Pierwszy polega na tym, że mam przyjemność w sprawianiu sobie przyjemności. Nazywamy to po prostu egocentryzmem. Z drugim mamy do czynienia wówczas, gdy odnajduje przyjemność w sprawianiu przyjemności innym. Jest to nieco bardziej wyrafinowany rodzaj egocentryzmu.

Pierwszy typ samolubstwa sam narzuca się ludzkim oczom, drugi natomiast jest ukryty, głęboko ukryty, dlatego też nader niebezpieczny. Powoduje on bowiem, iż zaczynamy wierzyć, że jesteśmy naprawdę wspaniali. Protestujesz przeciwko temu, co mówię. Świetnie!

Mówi pani, że jest pani osobą samotną i wiele czasu poświęca pani pracy na probostwie. Ale proszę przyznać, że robi to pani także z egocentrycznych pobudek. Chcę pani być potrzebna - i wie jednocześnie o tym, że ta potrzeba wynika z pragnienia bliższego kontaktu ze światem. Ale utrzymuje pani, że ponieważ inni potrzebują pani pracy, to mamy tu do czynienia z wymiana dwustronna. Jest pani osobą mądrą. Powinniśmy się od pani uczyć. To prawda:

    “Coś daje i zarazem coś otrzymuje”.

Racja. Pomagam, daje, ale i w zamian dostaje. Pięknie. Prawdziwe to i uczciwe. Ale to nie jest dobroczynność, to po prostu oświecona interesowność.

A pan? Twierdzi pan, że w takim razie Ewangelia Jezusa jest także - w ostatecznym rozrachunku - nauką głoszącą chwałę interesowności. Przecież osiągamy życie wieczne poprzez dobre uczynki. “Chodźcie błogosławieni mojego Ojca, gdy byłem głodny, nakarmiliście mnie”, i tak dalej... A więc mówi pan, że takie stwierdzenie idealnie przystaje do tego, co powiedziałem wcześniej. Patrząc na Jezusa, mówi pan, widzimy, że jego dobre uczynki w końcowym rozrachunku są interesowne, gdyż nastawione są na wygranie duszy dla życia wiecznego. I to wydaje się panu głównym motorem i znaczeniem życia; dbałość o własne interesy poprzez działania dobroczynne. No dobrze. Ale widzi pan, jest w tym trochę oszustwa, bowiem miesza pan w to religie. To, co pan mówi, jest uzasadnione. Jest prawdziwe. Ale o Ewangelii, Biblii i Jezusie będziemy jeszcze mówić pod koniec tych rekolekcji. Teraz powiem jedynie coś, co jeszcze bardziej skomplikuje cala sprawę.

    “Byłem głodny, a nakarmiliście mnie, byłem spragniony, a napoiliście mnie”.

 

I jaka jest odpowiedz? -

    “Kiedy? Kiedy to uczyniliśmy? Nie wiemy.”

Nie byli tego świadomi! Czasem nawiedza mnie wstrząsająca wizja, w której władca mówi: “Byłem głodny, a nakarmiliście mnie”, zaś ludzie po jego prawicy odpowiadają: “To prawda, Panie, wiemy o tym”. “Nie mówiłem do was - rzecze król. - To niezgodne z pismem, nie powinniście o tym wiedzieć”..

Czy to nie interesujące? Ale wy wiecie. Wy znacie uczucie głębokiej przyjemności płynącej z robienia dobrych uczynków. Aha! To prawda! To dokładne przeciwieństwo sytuacji, w której ktoś stwierdza: “I cóż jest takiego wspaniałego w tym, co zrobiłem? Coś zrobiłem i coś otrzymałem. Nie miałem pojęcia, że uczyniłem coś dobrego. Nie wiedziała lewica, co czyni prawica”. Wiecie, że dobro ma znaczenie wówczas, gdy czynione jest bezwiednie. Nigdy nie będziecie lepsi niż wtedy, gdy nie wiecie, jak jesteście dobrzy. Albo jak powiedziałby wielki sufi: “Świętym jest się tak długo, dopóki się o tym nie wie”. Nieświadomość siebie! Tak, nieświadomość siebie!

Niektórzy z was z tym się nie zgadzają. Mówicie: “Czyż przyjemność płynąca z dawania nie jest życiem wiecznym tu i teraz?” Nie wiem. Po prostu nazywam przyjemność przyjemnością i niczym więcej. Przynajmniej na razie, dopóki nie zajmiemy się religia. Chciałbym jednak, abyście już na początku coś zrozumieli: religia nie jest - powtarzam - nie jest koniecznie związana z duchowością. A więc na razie pozostawmy religie na boku. Zapytacie tu może, jaka jest sytuacja żołnierza, który padł na granat, aby nie zranił innych. Albo mężczyzny, który w ciężarówce pełnej dynamitu wjechał do amerykańskiego obozu w Bejrucie? Nikt z nas nie może wykazać się miłością większa niż ta. Tyle, że Amerykanie są innego zdania. Postąpił umyślnie. Zrobił coś strasznego. Prawda. Ale zapewniam was, że wcale tak nie myślał. Sądził, że idzie do nieba. To prawda. Zupełnie tak, jak żołnierz zakrywający swym ciałem granat.

Usiłuje zarysować wizerunek czynu, w którym brak jest ego. Czynu, którego dokonujesz już jako przebudzony. Wówczas właśnie ten czyn jest przez nas dokonywany. Twój czyn w takim przypadku staje się zdarzeniem.

“Niech mi się to zdarzy”. Nie wykluczam tego. Ale kiedy ty to czynisz, doszukuje się egoizmu. Nawet wówczas, gdy są to tylko zapewnienia typu: “Pozostanie po mnie pamięć jako o bohaterze” albo: “Nie mógłbym żyć, gdybym tego nie zrobił, nie byłbym w stanie żyć ze świadomością, że stchórzyłem”. Pamiętaj, iż nie wykluczam jednak innych możliwości. Nie twierdze, że nie istnieją czyny pozbawione egoizmu. Być może są. Matka ratująca dziecko - swoje dziecko na przykład. Ale jak to się dzieje, że nie ratuje dziecka sąsiadów? Bowiem pojawia się tu owo “moje”. Oto żołnierz umierający za swoja ojczyznę. Zaniepokojony jestem wieloma takimi śmierciami. Pytam wówczas samego siebie: “Czy przypadkiem nie są one wynikiem prania mózgu?” Również rozmaici męczennicy wzbudza ja we mnie przeróżne podejrzenia. Sądzę bowiem, że nierzadko są oni ofiarami prania mózgu. Męczennicy mahometańscy, hinduscy, buddyjscy, chrześcijańscy są ofiarami prania mózgu!

Oto wbili sobie do głowy, że musza umrzeć, gdyż śmierć jest czymś wspaniałym. Nie są w stanie pojąć, w czym rzecz, więc idą na to. Ale uwaga, nie wszyscy są tacy. Nie twierdze bynajmniej, że wszyscy - choć nie wykluczam i takiej możliwości.

Wielu komunistów, to również ofiary prania mózgu. No cóż, w to jest wam łatwiej uwierzyć, prawda? Ich mózgi były do tego stopnia wyprane, że gotowi byli na śmierć. Myślę sobie czasem, że za pomocą tych samych procesów stworzyć można na przykład św. Franciszka Ksawerego i terrorystę.

Można odbyć trzydziestodniowe rekolekcje i wyjść z nich z miłością ku Chrystusowi, ale bez śladu jakiejkolwiek samoświadomości. Bez żadnego śladu. Przynieść to może wiele bólu. Osoba taka uważa się bowiem za wielkiego świętego. Nie chcę tu zniesławiać Franciszka Ksawerego, który prawdopodobnie był wielkim świętym, ale i był też człowiekiem o trudnym charakterze. Był bardzo kiepskim przełożonym. Naprawdę. Spójrzcie na historyczne fakty, a przyznacie mi racje. Gdy tylko coś w nadgorliwości swej zdziałał Ksawery, wszystko musiał prostować Ignacy (Loyola - przyp.red.). Łagodził szkody, jakie ten dobry człowiek wyrządził w swej nietolerancji. Trzeba naprawdę być bardzo nietolerancyjnym, by osiągnąć to, co on zdołał osiągnąć. Naprzód, naprzód i jeszcze dalej - niezależnie od tego, ilu jeszcze polegnie po obu stronach drogi. Zwykł wykluczać uczestników swej wspólnoty, którzy później odwoływali się do Ignacego. A ten miał w zwyczaju mawiać: “Przyjedź do Rzymu, to porozmawiamy o tym”. Ignacy w tajemnicy, cichaczem, przyjmował ich ponownie do wspólnoty. Jaka role w postępowaniu Ksawerego odgrywała samoświadomość? Jakie mamy prawo, by osadzać innych? Nie wiem.

Nie twierdze, że nie istnieje coś takiego, jak czysta motywacja. Mówię tylko, że zazwyczaj wszystko, co robimy, przynosi nam jakieś korzyści. Wszystko. Kiedy robisz coś, by zyskać miłość Chrystusa, czy to samolubność? Tak. Gdy podejmujesz zabiegi, by zdobyć czyjakolwiek miłość, zabiegasz o własne korzyści. Widzę, że będę ci musiał jeszcze przejrzyściej to wyjaśnić.

Załóżmy, że mieszkasz w Phoenix (stolica Arizony, de Mello nawiązuje do Mormonów - przyp. tłum.) i musisz wykarmić ponad pięćset dzieci dziennie. Czy z tego powodu czujesz się dobrze? Jasne, że tak. Jakże mógłbyś czuć się źle, czyniąc tak dobrze. Ale czasami nie jest ci najlepiej. A to dlatego, że są ludzie, którzy robią wszystko, by nie mieć złego samopoczucia. Swe zachowanie nazywają dobroczynnością. Jednak u podstaw ich działania leży poczucie winy. Nie czynią tego z miłości, lecz z poczucia winy. Ale dzięki Bogu, ty robisz to z miłości do ludzi. Odczuwasz przy tym radość. Cudownie! Jesteś zdrowa jednostka, kierujesz się bowiem własnym interesem. I to jest zdrowe.

Pozwólcie, że podsumuje to, co mówiłem o dobroczynności bezinteresownej. Powiedziałem, iż istnieją dwa rodzaje interesowności. Myślę, że powinienem wymienić trzy. Pierwsza, kiedy czynie coś, co sprawia mi przyjemność albo raczej - gdy pozwalam sobie na doznawanie przyjemności. Druga, kiedy pozwalam sobie na przyjemność sprawiania przyjemności innym. Nie powinniście być z tego dumni. Nie sądźcie, że z tego powodu jesteście wspaniali. Jesteście po prostu przeciętnymi osobami, tyle ze o bardziej wyrafinowanym guście. Macie dobry smak, ale nie świadczy to bynajmniej o stanie waszego ducha. Jako dziecko lubiłeś coca-cole, teraz jesteś dorosły i cenisz smak chłodnego piwa w upalny dzien. Masz wyrobiony smak. Jako dziecko uwielbiałeś czekoladę, teraz jesteś starszy i lubisz słuchać symfonii i czytać poezje. Masz tylko bardziej wyrafinowane gusta. Ale ciągle lubisz przyjemności, choć teraz jest to przyjemność płynąca ze sprawiania innym przyjemności. W końcu mamy trzeci typ (najgorszy), kiedy robisz coś dobrego tylko po to, by uniknąć złego samopoczucia. Jednak spełnianie dobra nie daje ci przyjemności, wręcz przeciwnie, wywołuje w tobie negatywne uczucia. Nie cierpisz tego. Poświęcasz się w imię miłości, ale to ci się nie podoba. No widzisz, jak mało o sobie wiesz, jeśli sądzisz, że znasz prawdziwe motywy swojego postępowania.

O, gdybym mógł dostać choćby jednego dolara za każdy dobry uczynek, który wywołał we mnie negatywne uczucia, byłbym dziś milionerem. Bywa przecież i tak:

    - Czy mógłbym wpaść do ciebie dziś wieczorem, ojcze?

    - Ależ tak, bardzo proszę.

Tymczasem nie chcę się z nim spotkać i nie cierpię tych spotkań. Chcę oglądać telewizje, ale jakże śmiałbym mu odmówić? Nie umiem powiedzieć - nie. Mówię: “Ależ tak, oczywiście”, choć w duchu myślę: “O Boże, muszę to zrobić”. Spotkanie z nim jest dla mnie nieprzyjemne, ale i powiedzenie mu o tym jest także nieprzyjemne - tak więc wybieram mniejsze zło i mówię:

    - Dobrze wpadnij.

 

I kiedy będzie już po wszystkim, kiedy wyjdzie, będę szczęśliwy. Wreszcie przestanę się fałszywie uśmiechać. Ale właśnie wchodzi.

    - Jak się masz?

 

- Cudownie - odpowiada i mówi, jak to lubi ze mną pracować, a ja myślę: “O Boże, kiedy wreszcie przejdzie do rzeczy”. W końcu mówi, o co mu chodzi, a ja metaforycznie wyrzucam go z mieszkania, mówiąc:

- Każdy głupek rozwiązałby ten problem samodzielnie - i odsyłam go do literatury przedmiotu. “No, wreszcie się od niego uwolniłem” - myślę. Następnego ranka przy śniadaniu (ponieważ nie czuje się wobec niego w porządku) podchodzę doń i mówię:

    - No i jak tam. A on odpowiada:

    - Całkiem nieźle.

 

I dodaje:

    - Wie ojciec, to, co wczoraj ojciec mi powiedział, bardzo mi pomogło. Czy moglibyśmy spotkać się jeszcze dziś po lunchu?

    “O Boże!” - westchnąłem w duchu.

Taki sposób spełniania dobrych uczynków jest najgorszy z możliwych. Robisz coś, by uniknąć złego samopoczucia. Nie masz serca, by komuś powiedzieć, że chcesz być sam. Pragniesz, by mówiono o tobie, że jesteś dobrym księdzem! Kiedy mówisz: “Nie lubię nikogo ranić”, podpowiem ci, byś skończył z tym tłumaczeniem. Nie wierze ci! Nie wierze nikomu, kto wyznaje, że nie lubi ranić innych. Uwielbiamy to robić, szczególnie ranić niektórych. Kochamy to. A kiedy robi to ktoś inny, cieszymy się niepomiernie. Nie chcemy tak postępować sami, bo mogłoby się to obrócić przeciwko nam. Aha, a więc o to chodzi. Jeśli kogoś ranimy, zyskujemy złą opinie. Nie będą nas lubić, będą źle gadać o nas, a tego przecież nie chcemy!

O Co Tak Naprawdę Ci Chodzi

Życie jest bankietem. Tragedia tego świata jest, że większość umiera na nim z głodu. Naprawdę tak uważam. Jest taka historyjka o ludziach płynących na tratwie z wybrzeży Brazylii i umierających z pragnienia. Nie mieli pojęcia, że płynęli po wodzie zdatnej do picia. Rzeka wpływała do morza z taka siłą, że jeszcze kilka mil w głąb oceanu można było pić słodką wodę. Nie wiedzieli o tym. W taki sam sposób my płyniemy po oceanie pełnym radości, szczęścia i miłości. Większość ludzi nie ma o tym zielonego pojęcia. Przyczyna takiego stanu rzeczy: pranie mózgu. Dlaczego ma to miejsce? Ludzie są zahipnotyzowani, śpią. Wyobraźcie sobie sztukmistrza, który hipnotyzuje widza tak, że widzi on coś, czego nie ma, natomiast nie dostrzega tego, co jest. Tak właśnie dzieje się z nami. Okażcie skruchę i przyjmijcie dobra nowinę. Okażcie skruchę! Obudźcie się! Nie łkajcie nad waszymi grzechami. Po cóż szlochać nad grzechami, które popełniliście we śnie? Czy chcecie opłakiwać to, co robiliście, gdy byliście zahipnotyzowani? Dlaczego chcecie być właśnie takimi? Porzućcie sny! Obudźcie się! Okażcie skruchę! Oczyśćcie umysł ze starego. Spójrzcie na wszystko w nowy sposób!

Bo

    “Królestwo jest tutaj”!

 

Rzadko który chrześcijanin słowa te traktuje poważnie. Mówiłem ci już, że pierwsza rzeczą, która powinieneś uczynić, to przebudzić się, ale uświadomić sobie musisz, że tak naprawdę to nie chcesz być przebudzony. Wolałbyś po stokroć bardziej mieć to wszystko, co zgodnie z hipnotyczna sugestia, która ci zaaplikowano, jest ci tak drogie, tak ważne w twoim życiu i konieczne do przetrwania. Drugą ważną rzeczą, którą musisz uczynić, to zrozumieć, że być może oparłeś swe życie na fałszywych ideach. I że te poglądy mają taki wpływ na twoje życie, iż wprowadzają do niego straszny bałagan, utrzymują cię w stanie uśpienia. Są to poglądy dotyczące miłości, wolności, szczęścia i wielu innych spraw. A nie jest rzeczą łatwą słuchać kogoś, kto podważa te poglądy i idee, które uznałeś za własne i które są tobie tak bliskie.

Znane są psychologiczne prace dotyczące prania mózgu. Wykazano w nich, że ma ono miejsce wówczas, kiedy następuje przyjęcie albo “introjekcja” idei, nie własnej, ale czyjejś. Zabawne jest to, że gotowi jesteśmy za tę obca idee umrzeć. Dziwne, prawda? Pierwszym testem na to, czy mózg twój został wyprany i przyjął obce przekonania oraz poglądy, jest moment, kiedy zostają one zakwestionowane. Czujesz się zszokowany. Twe reakcje pełne są emocji. To bardzo ważny znak. I choć nie jest on niezawodny, to mimo wszystko uznać go można za całkiem dobry wskaźnik prania mózgu. Jesteś gotów umrzeć za idee, która nigdy tak naprawdę nie była twoja. Terroryści i święci (tak zwani “święci”) przyjmują jakąś ideę, połykają ją w całości, i są gotowi za nią umrzeć. Nie jest łatwą rzeczą słuchać o jakiejś idei, szczególnie jeśli angażuje się w to emocje. A jeśli nawet w trakcie słuchania nie angażujesz swych emocji, to i tak słuchać ci nie jest łatwo. Słuchasz bowiem z pozycji swego zaprogramowanego umysłu, uwarunkowanego, hipnotycznego stanu. Co więcej, często wszystko to, co zostało powiedziane, interpretujesz właśnie w kategoriach swego zahipnotyzowanego umysłu. W kategoriach umysłu zaprogramowanego i uwarunkowanego. Zupełnie jak pewna dziewczyna, która słuchając wykładu o rolnictwie mówi: - Ma pan racje. Najlepszym nawozem jest stary koński obornik. Czy mógłby pan jeszcze mi tylko powiedzieć, ile lat powinien mieć koń, by uzyskać najlepszy efekt?

Widzicie, z jakiego wyszła założenia. Wszyscy mamy takie własne założenia, prawda? I właśnie z tych pozycji słuchamy.

    - Henry, jak się zmieniłeś! Byłeś kiedyś taki wysoki, a teraz jesteś taki niski. Byłeś tak dobrze zbudowany, a stałeś się taki szczupły. Byłeś blondynem, a teraz włosy ci ściemniały. Co się stało, Henry?

 

A Henry odpowiada:

    - Nie jestem Henry, jestem John.

    - Och, i do tego zmieniłeś imię.

Co zrobić, by tacy zaprogramowani ludzie potrafili słuchać? Słuchać i widzieć, to najtrudniejsze rzeczy na świecie. Nie chcemy widzieć. A jak sądzicie, czy kapitalista chcę widzieć, co jest dobre w systemie komunistycznym? Czy uważacie, że komunista kwapi się, by zobaczyć, co jest dobre i zdrowe w systemie kapitalistycznym? Czy myślicie, że bogaty człowiek potrafi patrzeć na biednych? Nie chcemy patrzeć, ponieważ grozi nam odrzucenie wcześniejszych poglądów. Grozi nam zmiana. Nie chcemy patrzeć. Kiedy patrzysz, możesz stracić kontrole nad życiem, która z takim trudem utrzymujesz. I tak oto, tym czego najbardziej potrzebujesz, aby się obudzić, jest nie moc lub siła, młodość czy nawet wielka energia. Jedyna rzeczą, której tak naprawdę ci potrzeba, to otwartość, gotowość do nauczenia się czegoś nowego. Prawdopodobieństwo, że się obudzisz, jest wprost proporcjonalne do tego, ile prawdy jesteś w stanie znieść nie ratując się ucieczka. Jak wiele jesteś w stanie przyjąć? Jak wiele z tego, co było ci tak bliskie, potrafisz zakwestionować nie szukając ratunku w ucieczce? Na ile jesteś gotów do myślenia o nieznanym?

Pierwsza reakcja będzie strach. Nie idzie o to, że boimy się nieznanego. Nie możesz bać się czegoś, czego nie znasz. Nikt nie boi się nieznanego. To, czego się obawiamy, to utrata znanego. Tego właśnie się obawiasz.

Posłużyłem się wcześniej przykładem, z którego wynika, że to wszystko, co robimy, jest skażone egoizmem. Nie brzmi to mile dla ucha. Ale zastanówmy się nad tym stwierdzeniem przez chwile, wejdźmy głębiej w jego sens. Jeśli wszystko, co robisz, ma swe źródło w interesowności - oświeconej czy też nie - co dzieje się z działaniami na rzecz innych, z twoimi dobrymi uczynkami? Co się z nimi dzieje? Oto małe ćwiczenie. Pomyśl o wszystkich dobrych uczynkach, jakie spełniłeś, albo o kilku z nich (bo masz na to zaledwie kilka sekund). Teraz przyjmij, że wszystkie one w istocie swojej były interesowne, bez względu na to, czy o tym wiedziałeś czy nie. Co dzieje się z twoja duma? Co dzieje się z twoja próżnością? Co dzieje się z twoim dobrym samopoczuciem, którego dostarczałeś sobie wtedy, gdy robiłeś coś, co - jak sądziłeś - było takie miłosierne? Staja się dość płaskie, prawda? Co się dzieje z twoim patrzeniem z góry na sąsiada, który wydawał ci się taki egoistyczny. Tak jest, wszystko już się zmienia. “No dobrze - mówisz - mój sąsiad miał bardziej pospolite upodobania niż ja.”

Wierz mi, że w tym momencie jesteś bardziej niebezpieczny niż on. Jezus Chrystus miał -jak się zdaje - znacznie mniej kłopotów z takimi osobami, jak twój sąsiad, niż z takimi, jak ty. O wiele więcej kłopotów przysparzali mu dopiero ludzie, którzy byli prawdziwie przekonani, że są dobrzy. Pozostali nie byli groźni, ci którzy byli otwarcie egoistyczni i wiedzieli o tym. Czy rozumiesz, jakie to wyzwolenie? Hej, obudź się! To wyzwolenie. Jest cudownie! Czy czujesz się przygnębiony? Być może tak. Czy nie jest wspaniale zdać sobie sprawę z tego, że nie jesteś lepszy od reszty świata? Czy to nie cudowne? Jesteś rozczarowany? Spójrz, co odkryliśmy! Co stało się z twoja próżnością? Chciałeś pozwolić sobie na mile uczucie, że jesteś lepszy niż inni. Tymczasem mogliśmy tu zobaczyć fałsz takiego przekonania.

Dobry, Zły Czy Szczęściarz

Egoizm ma - jak sądzę - swe źródło w instynkcie samozachowawczym, który jest naszym najgłębszym i podstawowym instynktem. Jak możemy zupełnie pozbyć się egoizmu? To niemożliwe; to tak, jakby dążyć ku samozagładzie. Dla mnie byłoby to równoważne z nieistnieniem. Czymkolwiek by to było, mówię: przestańcie zamartwiać się własnym egoizmem. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Swego czasu ktoś powiedział coś bardzo pięknego o Jezusie (ten człowiek nie był chrześcijaninem): “U Jezusa wspaniale było to, że potrafił znaleźć wspólny język nawet z grzesznikami; rozumiał, że nie był ani trochę lepszy niż oni”. Jesteśmy inni - na przykład od kryminalistów różnimy się tylko tym, czego nie robimy lub co robimy, ale nie różnimy się tym, czym jesteśmy. Jedyna różnica pomiędzy Jezusem a tymi innymi jest taka, że on był przebudzony, a oni nie. Spójrzcie na ludzi, którzy wygrali na loterii. Czy mówią na przykład: “Jestem ogromnie dumny, że mogę odebrać wygrana, nie ze względu na siebie, ale ze względu na swój naród i społeczeństwo”? Czy ktokolwiek, kto wygrał na loterii, powie coś podobnego? Nie. Gdyż mieli po prostu szczęście. Wygrali na loterii główną nagrodę. Czy to jest powód do dumy?

W oparciu o tę sama zasadę, jeśli osiągnąłeś oświecenie - dążyłeś do tego we własnym interesie, a nadto miałeś po prostu szczęście. Jakaż z tego tytułu chwała dla ciebie? Cóż w tym takiego chlubnego? Czy dostrzegasz teraz, jak bezgranicznie naiwny jest zachwyt nad sobą z powodu dobrych uczynków? Faryzeusze nie byli złymi ludźmi, byli głupi. Byli głupi, nie źli. Nie przestali myśleć. Ktoś powiedział kiedyś: “Nie śmiem przestać myśleć, bo gdybym to zrobił, nie wiedziałbym później, jak znowu zacząć.”

Nasze Iluzje Dotyczące Innych

A więc gdybyś przestał myśleć, zrozumiałbyś w końcu, że nie ma z czego być tak dumnym. Jakie to ma znaczenie dla twoich związków z ludźmi? Na co narzekasz? Młody człowiek przychodzi i żali się, że jego dziewczyna odeszła, że grała nieuczciwie. Na co się żalisz? Spodziewałeś się czegoś lepszego? Spodziewaj się zawsze najgorszego, masz do czynienia z egoistycznymi ludźmi. To ty jesteś idiotą - idealizowałeś ją, czyż nie tak? Sądziłeś, że jest księżniczką. Myślałeś, że ludzie są bardzo mili. Nie są! Nie są mili! Są równie źli, jak ty - źli, rozumiesz? Śpią tak, jak i ty. A o co według ciebie mają zabiegać? O własny interes, tak jak i ty to czynisz. Nie ma między wami żadnej różnicy. Czy potrafisz sobie wyobrazić, jaka to ulga, że już nigdy nie dasz się zwieść, nie będziesz już nigdy rozczarowany? Już nigdy nikt nie doprowadzi cię do rozpaczy. Nie będziesz czuł się odrzucony. Chcesz się obudzić? Pragniesz szczęścia? Chcesz wolności? Proszę bardzo - odrzuć tylko fałszywe idee. Przejrzyj grę ludzi. Jeśli przejrzysz własną grę, przejrzysz grę innych. Wówczas ich pokochasz. W przeciwnym razie spędzisz życie szarpiąc się ze swymi fałszywymi pojęciami na ich temat, ze swymi iluzjami, które notorycznie rozpadają się w zderzeniu z rzeczywistością.

Prawdopodobnie zrozumienie tego, że po żadnym z nas - z wyjątkiem znikomej liczby ludzi przebudzonych - nie należy spodziewać się niczego innego, jak tylko egoizmu i działania w bardziej lub mniej wyrafinowany sposób skierowanego na własny interes - dla wielu z was będzie bardzo trudne. Ale dzięki temu możemy uniknąć rozczarowań. Jeśli cały czas jesteś w kontakcie z rzeczywistością, nic nie jest w stanie cię rozczarować. Ale ty wolisz malować ludzi w jasnych kolorach, nie chcesz widzieć ich prawdziwych twarzy, bo i nie pragniesz ujrzeć swojego prawdziwego oblicza. A więc płacisz teraz za to odpowiednia cenę.

Ktoś kiedyś zapytał: “Czym jest oświecenie? Czym jest przebudzenie?” Nim omówię tę kwestię, pozwolę sobie opowiedzieć pewną historyjkę.

Oto pewien londyński tramp poszukiwał miejsca na nocleg. Z trudem zdobył kromkę chleba do zjedzenia. Doszedł do bulwaru nad Tamizą. Ponieważ mżyło, owinął się w swój stary płaszcz. Właśnie miał się ułożyć do snu, gdy nagle pojawił się elegancki Rolls-Royce. Wysiadła z niego piękna młoda dama i powiedziała:

    - Mój dobry człowieku, chyba nie zamierzasz spędzić nocy na tym nabrzeżu?

    A tramp na to:

    - Ależ tak.

    Ona w odpowiedzi:

    - Nie mogę na to pozwolić. Proszę jechać do mego domu, gdzie wygodnie się prześpisz i zjesz dobrą kolację.

Nalegała, by włóczęga wsiadł do samochodu. Wyjechali poza granice Londynu, gdzie znajduje się okazała rezydencja i rozlegle włości damy. Został wprowadzony przez majordomusa, któremu dama poleciła:

    - James, dopilnuj, by położono go w którymś z pokoi dla służby i dobrze potraktowano.

 

Tak też James uczynił. Młoda dama rozebrała się i już miała się położyć do snu, gdy nagle przypomniała sobie o swoim gościu. Narzuciła coś na siebie i powędrowała korytarzem do skrzydła przeznaczonego dla służby. Dostrzegła światło w pokoju, w którym zakwaterowano trampa. Pukając delikatnie w drzwi, otworzyła je i zauważyła, że mężczyzna jeszcze nie śpi.

    - Czy coś cię gnębi, mój dobry człowieku, czy podano ci dobry posiłek? - zapytała.

    - Nigdy w życiu nie jadłem lepszego, proszę pani - padła odpowiedz.

    - Czy nie jest ci zimno? - pytała dalej.

    - Ależ nie, jest cudownie ciepło.

    Zapytała w końcu:

    - A może potrzebujesz towarzystwa? Posuń się trochę! - mówiąc to podeszła do niego.

On odsunął się nieco w bok i... wpadł do Tamizy! Ha! Nie spodziewaliście się tego! Oświecenie! Oświecenie! Przebudzenie. Kiedy będziesz gotów zamienić swe iluzje na rzeczywistość, gdy będziesz już przygotowany, by zamienić sny na fakty, to oznaka, że jesteś na dobrej drodze. Tu życie zaczyna mieć sens. Wówczas dopiero życie jest piękne.

A oto inna historyjka, o Ramirezie. Jest stary. Dożywa swych dni we własnym zamku na wzgórzu. Wygląda przez okno leżąc jest bowiem sparaliżowany) i widzi swego wroga. Jest on równie stary jak Ramirez, opiera się na lasce, powoli i z trudem wchodzi na wzgórze. Ramirez nie może mu w tym przeszkodzić, gdyż służba akurat w tym dniu ma wolne. Tak więc jego wróg otwiera drzwi i idzie wprost do sypialni, wyciąga spod płaszcza broń. Mówi:

    - W końcu wyrównamy rachunki, Ramirez.

    Starzec jak może stara się odwieść go od tego zamiaru.

    - Daj spokój, Borgia, nie możesz tego zrobić. Nie jestem już tym człowiekiem, który potraktował cię tak niegodziwie wiele lat temu, gdy byłeś młodzikiem. A i ty nie jesteś już tym samym młodym mężczyzną. Schowaj broń!

    - Nie - odpowiada Borgia - twoje słodkie słówka nie odwiodą mnie od mojej świętej misji. Żądam satysfakcji, nic na to nie poradzisz.

    A Ramirez na to:

    - W tym mogę ci dopomóc.

    - W jaki sposób? - pyta wróg.

    - Mogę się obudzić - mówi Ramirez.

    I tak też czyni: budzi się!

 

Tym właśnie jest oświecenie. Kiedy ktoś ci mówi: “Nic już na to nie możesz poradzić”, ty odpowiadaj mu: “Ależ nie, mogę się przecież obudzić!” Nagle życie przestaje być koszmarem, jak to wcześniej nam się zdawało. Obudź się!

Ktoś zadał mi pytanie. Jak ono brzmiało? Zapytał mnie:

    - Czy jesteś oświecony?

Jak myślisz, co wtedy odpowiedziałem? A jakie ma to znaczenie?

Ale ty chcesz znać odpowiedz. Musiałaby ona brzmieć:

    - Skąd mam wiedzieć? Jakie to ma znaczenie?

Wiecie, jeśli ktoś pragnie czegoś w nadmiarze, to wówczas na ogół pakuje się w kłopoty. I jeszcze coś. Gdybym był oświecony, a wy słuchalibyście mnie dlatego właśnie, iż jestem oświecony, to wpakowalibyście się w olbrzymie kłopoty. Czy bylibyście gotowi poddać się praniu mózgu ze strony kogoś, kto jest oświecony? Jak wiecie, prania mózgu może dokonać każdy. I jakie to ma znaczenie, czy ten ktoś jest oświecony, czy też nie? Ale chcielibyśmy przecież oprzeć się na kimś, to prawda. Chcemy znaleźć oparcie w kimś, kto - jak sądzimy - dotarł już do celu. Daje to nam nadzieję, nieprawdaż? Ale nadzieję na co? Czyż nie jest to tylko odmienna twarz pożądania?

Chcesz nadziei na coś lepszego niż to, co masz teraz, prawda? W przeciwnym razie pozbawiony byłbyś nadziei. Zapominasz jednak o jednym. Że masz teraz to wszystko, czego tak bardzo pragniesz. Choć o tym nie wiesz. Dlaczego nie skupiasz się na chwili obecnej, tylko żyjesz nadzieją na lepszą przyszłość? Dlaczego nie staramy się rozumieć teraźniejszości? Zapominając o niej żywimy się nadzieją na przyszłość. Czy wobec tego przyszłość nie jest następną pułapką?

Samoobserwacja

Jedyny sposób przyjścia tobie z pomocą to rzucić wyzwanie twoim ideom. Jeśli gotów jesteś słuchać, i jeśli jesteś gotów podjąć to wyzwanie, pozostaje ci tylko jeszcze jedno do zrobienia. Ale w tym już nikt nie może ci pomoc. Czym jest ta najważniejsza ze wszystkich rzeczy? Jest to samoobserwacja. Nikt za ciebie tego nie może zrobić. Nikt ci nie poda metody. Nikt też nie poda sposobu. W chwili, w której podpatrzysz jakąś technikę, staniesz się znowu zaprogramowany. Samoobserwacja - ogląd samego siebie - to rzecz bardzo ważna. To nie to samo, co zaabsorbowanie sobą. Zaabsorbowanie sobą, to zajmowanie się sobą. Jesteś wówczas sobą zainteresowany, zatroskany o siebie. Mówię natomiast o samoobserwacji. Co to jest? Oznacza to - tak dalece, jak to jest możliwe - obserwacje wszystkiego, co jest w tobie i dookoła ciebie - tak, jak gdyby wszystko to przydarzyło się komuś innemu. Co oznacza to ostatnie zdanie? Znaczy ono, że powinieneś patrzyć na wszystko tak, jakbyś nie był z tym w żaden sposób związany.

Cierpisz z powodu depresji i lęków dlatego, że identyfikujesz się z nimi. Mówisz: “Jestem przygnębiony”. Ale to nieprawda. Ty nie jesteś przygnębiony. Jeśli chciałbyś to wyrazić dokładniej, mógłbyś powiedzieć: “Doświadczam teraz przygnębienia”. A ty potrafisz swój stan wyrazić zaledwie zdaniem: “Jestem przygnębiony”. Nie jesteś przecież swą depresja. To tylko chytra sztuczka twego umysłu, dziwaczna iluzja. Sam wpakowałeś się w ten sposób myślenia, choć go sobie nie uświadamiasz. Jestem swą depresja, jestem swym lękiem, jestem swą radością, jestem swym wzruszeniem. “Jestem zachwycony!”

Z cala pewnością nie jesteś zachwycony. Może jest w tobie, akurat w tym momencie, zachwyt - ale poczekaj, to się zmieni, to nie będzie trwało wiecznie. Nigdy nic nie trwa wiecznie, wszystko się zmienia, wszystko podlega ciągłej zmianie.

Chmury nadchodzą i odchodzą, niektóre z nich są czarne, a niektóre białe, niektóre z nich są wielkie, a inne małe. Zstąp głębiej w tę metaforę. To ty jesteś niebem obserwującym chmury. Dla ludzi Zachodu stwierdzenie to jest szokujące. A przecież nie masz na to wpływu. Nie staraj się na nic wpływać. Nie zatrzymuj niczego. Patrz! Obserwuj !

Kłopot z większością ludzi polega na tym, że są straszliwie zajęci organizowaniem rzeczywistości, której nawet nie rozumieją. Zawsze coś ustalamy, organizujemy... Nigdy nie przyjdzie nam do głowy, że rzeczy nie potrzebują być organizowane. Naprawdę. To wielkie odkrycie. Rzeczy potrzebują jedynie zrozumienia. Jeśli je zrozumiesz, one się zmienia.

Świadomość, Która Nie Ocenia

Chcesz zmienić świat? A może byś zaczął od siebie? Może tak na początek dokonaj zmiany w sobie? Jak to osiągniesz? Przez obserwacje. Poprzez zrozumienie. Bez żadnej ingerencji i oceny z twej strony. Ponieważ jeśli oceniasz, to nie możesz zrozumieć.

Jeśli powiesz o kim…, że jest “komunista”, to w tym momencie skończyło się rozumienie. Przyczepiłeś mu etykietkę.

“Ona jest kapitalistka” - w tym momencie przestałeś rozumieć. Dałeś jej etykietkę, a jeśli etykietka wyraża półtony twej aprobaty lub dezaprobaty, to jeszcze gorzej!

Jak zamierzasz zrozumieć to, co dezaprobujesz albo co aprobujesz w danej materii? Żadnych sądów, żadnych komentarzy, żadnych nastawień. Po prostu obserwacja, studia, ogląd bez pragnienia zmiany. Ponieważ jeśli pragniesz zmiany tego, co jest, na to, co powinno być - powinno być według ciebie - przestajesz rozumieć. Treser stara się zrozumieć psa, aby moc go nauczyć określonych sztuczek. Naukowiec obserwuje mrówki bez z góry określonego celu - poza sama obserwacja - po to, aby się o nich jak najwięcej nauczyć. Nie ma innego celu. Nie zamierza ich trenować, ani niczego od nich uzyskać. Jest nimi zainteresowany, chcę o nich dowiedzieć się jak najwięcej. Takie jest jego nastawienie. W dniu, w którym uda ci się takie nastawienie osiągnąć, doświadczysz cudu. Zmienisz się - bez wysiłku i we właściwy sposób. Zmiana sama się wydarzy, nie będziesz jej musiał dokonywać. Ponieważ świadomość życia drzemie w tobie, w głębokich ciemnościach, cokolwiek jest źle, zniknie. A cokolwiek dobre, zostanie wyłonione. Doświadczysz tego, naprawdę.

To jednak wymaga umysłu zdyscyplinowanego. Mówiąc “dyscyplina” nie mam na myśli wkładu pracy, wysiłku. Mówię o czymś zupełnie innym. Czy kiedykolwiek przyglądałeś się uważnie sportowcom? Całe ich życie wypełnia sport, ale jakże są zdyscyplinowani. A spójrz na rzekę płynąca ku morzu. Tworzy brzegi, które ja zawierają. Jeśli jest w tobie coś, co podąża we właściwym kierunku, samo kreuje swą własną dyscyplinę. Staje się tak w chwili, w której zakażony zostajesz bakcylem świadomości. I to jest cudowne! Jest to najcudowniejsza rzecz na świecie. Najważniejsza i najcudowniejsza. Nie ma nic tak ważnego na świecie, jak przebudzenie. Nic! I oczywiście jest to także swego rodzaju dyscyplina.

Nie ma nic bardziej wspaniałego niż bycie świadomym. Czy chciałbyś żyć w ciemnościach? Czy chciałbyś podejmować działania nieświadom, mówić, nie wiedząc, co znaczą twe słowa? Albo czy chciałbyś widzieć rzeczy i nie uświadamiać sobie, na co patrzysz? Jak powiedział wielki mędrzec, Sokrates: “Życie nieświadome nie jest warte tego, by je przeżyć”. To oczywista prawda. Większość ludzi nie przezywa swego życia świadomie. Prowadza życie mechaniczne, myślą mechanicznie - zazwyczaj cudzymi myślami - mechanicznie przeżywają emocje, mechanicznie działają, mechanicznie reagują. Czy chcesz zobaczyć, jak bardzo upodobniłeś się do maszyny? “Ach, jaka masz piękna spódnicę” - słowa te wydatnie poprawiły twe samopoczucie, prawda? I to z powodu spódnicy, na miłość boska! Czujesz się z siebie dumna słysząc taki komplement. Ludzie odwiedzają mnie w moim Centrum w Indiach i mówią:

    - Cóż za cudowne miejsce, cóż za wspaniale drzewa (a te rosną całkiem niezależnie ode mnie). Jaki wspaniały klimat.

A ja natychmiast czuje się lepiej, aż do chwili, kiedy się na tym przyłapuję. Czy można wyobrazić sobie coś równie głupiego? Nie jestem odpowiedzialny za te drzewa; i nie wybierałem tego miejsca na Centrum. Nie ode mnie zależy pogoda. To po prostu takie jest. Ale moje “ja” uwikłało się w to, zatem czuje się dumny. Czuje się dumny ze “swej” kultury i ze “swego” narodu. Jak to możliwe, by zgłupieć aż do tego stopnia. Doprawdy. Mówią mi, że moja wielka hinduska kultura stworzyła tak wielkich mistyków. Ale przecież nie ja ich stworzyłem. Nie biorę za nich odpowiedzialności. Albo mówią mi:

    - Ten twój kraj z całą tą nędzą, to okropne.

Czuje się zawstydzony. Ale przecież to nie ja stworzyłem tę nędzę. O co tu idzie? Czy kiedykolwiek przestaniesz tak myśleć?

Mówią mi:

    - Sądzę, że jesteś bardzo czarującą osobą.

I już czuje się świetnie. Zostałem pogłaskany. Dlatego nazywają to: Ja jestem O.K. i ty jesteś O.K. Nosze się z zamiarem napisania książki, której tytuł brzmiałby: “Ja jestem osłem i ty jesteś osłem”. Otwarte przyznanie się do bycia osłem, to największe wyzwolenie, coś najpiękniejszego na świecie. Jakże jest to cudowne. Kiedy ktoś by mi powiedział: “Nie masz racji”, ja mu odpowiem: “A czego się spodziewałeś po ośle?”

Rozbrojeni. Wszyscy powinni być rozbrojeni. To jest ostateczne wyzwolenie. Ja jestem osłem i ty jesteś osłem. W normalnym życiu dzieje się tak: naciskam guzik i jesteś “na górze”, naciskam guzik i jesteś “na dole”. I taki właśnie jesteś. Ilu znasz ludzi, na których nie działa pochwala i oskarżenie? To nieludzkie - mówimy. Ludzkie - to znaczy, że trzeba być trochę małą małpką, aby każdy mógł pociągnąć cię za ogon, a ty robisz to, co robić powinieneś. Ale czy to jest ludzkie? Jeśli uważasz, że jestem czarujący, znaczy to ze właśnie w tym momencie jesteś w dobrym nastroju i nic więcej. Znaczy to też że pasuje do twojej listy zakupów. Wszyscy nosimy przy sobie taka listę zakupów i trzeba się do tej listy dopasować - wysoki, hmm, ciemny, hmm, przystojny, hmm - zgodnie z naszymi upodobaniami.

    “Lubię brzmienie jej głosu. Jestem zakochany” - mówisz.

 

Nie jesteś zakochany, ty głupi ośle. Ilekroć jesteś zakochany - waham się, czy to powiedzieć - jesteś osłem w sposób szczególny. Usiądź i popatrz, co się z tobą dzieje. Chcesz uciec. Ktoś kiedyś powiedział: “Dziękuj Bogu za rzeczywistość i możliwość ucieczki od niej”. I to właśnie ma miejsce. Jesteśmy tacy mechaniczni w swym życiu, tak bardzo pod kontrola. Piszemy książki o tym, jak się kontrolować i jak cudownie być kontrolowanym i jak bardzo potrzebujemy, by nam mówiono: “Jesteś O.K.” Czujesz się wtedy wspaniale. Jak cudownie jest siedzieć w wiezieniu. Albo, jak to ktoś kiedyś powiedział, być w swej klatce. Czy lubisz być w wiezieniu? Czy lubisz być pod kontrola? Powiem wam coś. Ilekroć pozwalacie sobie na dobre samopoczucie, kiedy mówią wam, że jesteście O.K., tylekroć przygotujcie się na źle samopoczucie - z chwila gdy powiedzą wam, że nie jesteście dobrzy. Dopóki żyjesz po to, by spełniać cudze oczekiwania, lepiej dobrze zważ, w co się ubierasz, jak się czeszesz i czy masz dobrze wyczyszczone buty. Krotko mówiąc, bacz na to, czy spełniasz każde ich cholerne oczekiwanie. I to ma być ludzkie?

To właśnie odkryjesz, gdy zaczniesz się obserwować. Będziesz przerażony! W gruncie rzeczy nie jesteś ani O.K., ani nie O.K. Możesz pasować do aktualnych nastrojów albo trendów mody! Czy to znaczy, że stałeś się O.K.? Czy to twoje bycie O.K. zależy od tego? Czy zależy od tego, co o tobie ludzie myślą? Jezus Chrystus musiał być porządnie nie O.K., zgodnie z tymi standardami. Ty nie jesteś O.K. i ty nie jesteś nie O.K., ty jesteś ty. Mam nadzieje, że przynajmniej dla niektórych z was będzie to duże odkrycie. Jeśli podczas tych wspólnie spędzonych dni trzech lub czterech z was dokona tego odkrycia, to... cóż za wspaniała sprawa! Niezwykła! Wyrzuć ten cały bełkot z byciem O.K. i nie O.K., wyrzuć wszystkie te osady i po prostu obserwuj, patrz. Dokonasz wielkich odkryć. Odkrycia te zmienia ciebie. Bez najmniejszego wysiłku, wierz mi.

Przychodzi mi tu na myśl pewien facet, żyjący w Londynie zaraz po wojnie. Siedzi, trzymając na kolanach owiniętą w brązowy papier paczkę. Jest duża i ciężka. Konduktor autobusu podchodzi do niego i pyta:

    - Co tam pan trzyma na kolanach?

    A człowiek ten odpowiada:

    - To niewypał. Wykopaliśmy go w ogródku i wiozę go na posterunek policji.

    Na to konduktor:

    - Nie może pan tego trzymać na kolanach. Proszę to położyć pod siedzeniem.

Psychologia i duchowość, tak jak je generalnie pojmuje, przenoszą bombę z twoich kolan pod siedzenie. Tak naprawdę nie rozwiązują twoich problemów. Zamieniają jedynie jeden problem na drugi. Czy nigdy cię to nie zastanowiło? Miałeś problem, teraz zamieniłeś go na inny. Zawsze tak będzie, dopóki nie rozwiążemy problemu zwanego - ty sam.

Iluzja Nagrody

Bez tego nie dojdziemy donikąd. Wielcy mistycy i mistrzowie Wschodu zapytują: Kim jesteś? Wielu ludzi sądzi, że najważniejszym na świecie pytaniem jest: Kim jest Jezus Chrystus? - Błąd! Wielu sądzi, że jest nim pytanie: Czy istnieje Bóg? - Źle! Dla wielu będzie to pytanie: Czy istnieje życie pozagrobowe? - Źle! Natomiast pytanie: Czy jest życie przed śmiercią? - wydaje się nikogo nie interesować. Zgodnie z moim doświadczeniem ci, którzy tak bardzo emocjonują się i martwią o to inne życie, to ci właśnie, którzy nie wiedza, co zrobić z tym życiem. Jednym ze znaków przebudzenia jest fakt, że nie dbasz ani trochę o to, co zdarzy się w przyszłym życiu. Nie obchodzi cię to, nie zajmuje. Nie interesuje cię to i koniec.

Czy wiesz, czym jest nieśmiertelność? Sądzisz, że jest to życie, które trwa wiecznie. Ale twoi teolodzy powiedzą ci, że to jest bez sensu, ponieważ taka wieczność oznacza nadal bycie wewnątrz czasu. Jest to tylko czas trwający zawsze. Nieśmiertelność oznacza pozaczasowość, a więc brak czasu. Umysł ludzki nie może tego pojąć. Umysł ludzki może pojąć czas i może jednocześnie mu zaprzeczyć. To, co jest poza czasem, jest także poza naszymi możliwościami zrozumienia. Mistycy mówią nam jednak, że nieśmiertelność jest tu i teraz. Co powiesz na tę dobrą nowinę? Jest już tu, teraz. Ludzie są tacy zmartwieni, kiedy mówię, żeby zapomnieli o swej przeszłości. Są tacy z niej dumni. Albo tacy zawstydzeni. A są jedynie szaleni! Porzućcie ją! Kiedy słyszysz: “Żałuj za swą przeszłość”, to zdaj sobie sprawę, że jest to wielka religijna przeszkoda na drodze do przebudzenia. Obudź się! Oto jest właściwy sens żalu. Bynajmniej nie oznacza to: Łkaj nad swymi grzechami. Obudź się! Zrozum i przestań płakać. Zrozum! Obudź się!

Odnalezienie Siebie

Wielcy mistrzowie powiadają, że najważniejsze pytanie na świecie brzmi: Kim jestem? Albo inaczej: Czym jest “ja”? Czym jest to, co nazywam “ja”? Czym jest to, co nazywam sobą? Pojąłeś, czym jest świat, a nie zrozumiałeś tego, kim jesteś. Rozumiesz astronomię, wiesz, co to czarne dziury i kwazary, znasz informatykę, a nie wiesz, kim jesteś. No tak, wciąż jesteś pogrążony w śpiączce. Jesteś śpiącym naukowcem. Mówisz, że wiesz, kim jest Jezus Chrystus, a nie wiesz, kim ty jesteś! Skąd wiesz, że zrozumiałeś Jezusa Chrystusa? Kim jest ta osoba, która twierdzi, że wszystko to pojęła? Spróbujmy wpierw na to pytanie odpowiedzieć. Czyż taka odpowiedź nie jest fundamentem wszystkiego? Nie-zrozumienie zrodziło tych wszystkich religijnych głupców, którzy odpowiedzialni są za religijne wojny - mahometan walczących z Żydami, protestantów zwalczających katolików oraz całą resztę tych bezsensownych konfliktów. Nie wiedzą kim są, bo gdyby wiedzieli, nie toczyliby wojen. Nie inaczej jest w powiastce, w której mała dziewczynka pyta chłopczyka:

 

- Czy jesteś prezbiterianinem?
Na co on odpowiada:
- Nie jestem. My należymy do innego diabelstwa!

Teraz jednak chciałbym podkreślić znaczenie samoobserwacji. Słuchacie mnie, a przecież docierają do was wszystkie inne dźwięki poza moim głosem. Czy uświadamiacie sobie swoje reakcje podczas słuchania mnie? Jeśli nie, grozi wam pranie mózgu. Albo też możecie zostać wchłonięci przez siły drzemiące wewnątrz was, których istnienia nawet nie podejrzewacie. A jeśli nawet jesteście świadomi tego, jak na mnie reagujecie, to czy jednocześnie jesteście świadomi, skąd te reakcje płyną? Być może wcale nie ty mnie słuchasz, ale twój ojciec? Sądzisz, że to niemożliwe. Ależ tak. Wciąż spotykam ludzi, biorących udział w sesjach terapeutycznych, którzy są całkowicie nieobecni. Obecni są natomiast ich ojcowie, ich matki, ale nie oni sami. Oni nigdy nie byli obecni. “Żyje, ale to nie jestem ja, to mój ojciec we mnie”. Jest to jak najbardziej, a nawet dosłownie prawdziwe. Mógłbym przeanalizować cię kawałek po kawałku i pytać: Od kogo pochodzi to zdanie; od ojca, matki, babci, dziadka, od kogo?

Kto żyje w tobie? Odkrycie tego może być dla ciebie przerażające. Sądzisz, że jesteś wolny, a prawdopodobnie nie ma takiego gestu, myśli, emocji, postawy, poglądu, który by nie był zapożyczony od kogoś innego. Czy to nie przerażające? A ty nawet o tym nie wiesz. Pomówmy o mechanicznym życiu, które wdrukowano w ciebie. Jesteś ogromnie pewien rozmaitych rzeczy i sądzisz, że to ty jesteś tym, który jest ich tak pewien. Ale czy jest tak naprawdę? Będziesz musiał być bardzo świadom wszystkiego, by zrozumieć, że być może to, co ty nazywasz “ja”, jest prostym konglomeratem doświadczeń, uwarunkowań i programowań.

To proces bolesny. I w gruncie rzeczy, kiedy zaczynasz się budzić, przechodzisz przez wiele bolesnych doświadczeń. Rozpadające się iluzje boleśnie ranią. Wszystko, co - jak sądzisz - zbudowałeś, zaczyna się walić. To boli. I tego właśnie dotyczy żal za grzechy, i tego dotyczy przebudzenie. Więc może znajdźmy chwilę czasu, już teraz, tutaj, gdzie siedzimy, na uświadomienie sobie, nawet w czasie gdy mówię, tego, co czuje wasze ciało, co dzieje się w waszym umyśle i w jakim stanie emocjonalnym się znajdujecie? Czy uświadamiacie sobie te tablice, kolor ścian, materiał, z jakiego są zbudowane? A czy świadomi jesteście mej twarzy, własnych reakcji na nią? Jest to ważne, gdyż niezależnie czy jesteście tego świadomi, czy nie, jakoś na nią reagujecie. I najprawdopodobniej nie jest to wasza reakcja, ale reakcja, której was nauczono. A czy uświadamiacie sobie treść tego, co właśnie powiedziałem - choć bardziej będzie w tym wszystkim decydowała pamięć niż świadomość?

Uświadomcie sobie swą obecność w tym pomieszczeniu. Powiedzcie sobie: “jestem w tym pokoju”. To tak, jakbyś był na zewnątrz i obserwował siebie. Zauważysz pewną różnicę uczuciową, w porównaniu z obserwacją przedmiotów w pokoju. Później zadaj pytanie: “Kim jest osoba, która patrzy?” To “ja” patrzę na “mnie”. Czym jest to “ja”? Czym jest to “mnie”? Na razie wystarczy, jeśli “ja” będzie obserwowało “mnie”. Ale jeśli okaże się, że sam siebie potępiasz, nie zaprzestawaj potępiać się, nie porzucaj aprobaty, przyglądnij im się jedynie. “Ja” potępia “mnie”, “ja” dezaprobuje “mnie”, “ja” aprobuje “mnie”. Przyjrzyj się temu dobrze przez chwilę. Nie staraj się tego zmieniać! Nie mów: “Och, mieliśmy tego nie robić”. Obserwuj, co się wydarzy. Jak już poprzednio wam mówiłem, samoobserwacja oznacza śledzenie tego wszystkiego, co dzieje się w tobie i dookoła ciebie, tak jakby to dotyczyło nie ciebie, ale kogoś zupełnie obcego.

Obnażanie Się Do “Ja”

A teraz proponuję inne ćwiczenie. Proszę napisać na kawałku papieru krótką charakterystykę siebie. Na przykład: człowiek interesu, ksiądz, człowiek, katolik, Żyd... Cokolwiek.

Niektórzy, jak widzę, piszą takie rzeczy: poszukujący pielgrzym, kompetentny, żywotny, niecierpliwy, skoncentrowany, elastyczny, pojednawczy kochanek, istota ludzka, nadmiernie ustrukturalizowany. Jest to, mam nadzieję, owoc samoobserwacji. Jak gdybyś patrzył na kogoś innego, nie na siebie. Zauważcie jednak, że macie do czynienia z “ja”, które obserwuje “mnie”. Jest to interesujący fenomen, który od wieków fascynuje filozofów i mistyków, naukowców, psychologów. “Ja” może obserwować “mnie”. Wygląda na to, że zwierzęta nie są w stanie tego dokonać. Wydaje się również, że potrzebna jest do tego określona doza inteligencji. To, co zamierzam wam teraz powiedzieć, nie jest metafizyka, nie jest też filozofią. To czysta obserwacja i zdrowy rozsądek. Wielcy mistycy Wschodu odwołują się tak naprawdę do “ja”, a nie do “mnie”. W istocie niektórzy z tych mistyków uczą, że zaczynać powinniśmy od rzeczy, od świadomości rzeczy, by następnie przechodzić do świadomości myśli (czyli do “mnie”) i dopiero na końcu osiągnąć świadomość tego, który myśli. Rzeczy, myśli, myśliciel. Tak naprawdę szukamy myśliciela. Czy myślący zna samego siebie? Czy mogę wiedzieć, czym jest “ja”? Niektórzy z mistyków odpowiadają: “Czy nóź może ciąć sam siebie? Czy ząb może sam siebie pogryźć? Czy oko widzi samo siebie? Czy ja może poznać siebie?”

Mnie jednak interesuje coś nieskończenie bardziej praktycznego, a mianowicie to, czym “ja” nie jest. Będę teraz posuwał się tak małymi kroczkami, jak tylko to jest możliwe, gdyż konsekwencje mogą być nieobliczalne. Niezwykle wspaniałe albo ponad miarę tragiczne, to zależy od waszego punktu widzenia.

Posłuchajcie. Czy jestem mymi myślami o tym, że myślę? Nie. Myśli przychodzą i odchodzą. Nie jestem moimi myślami. Czy jestem moim ciałem? Wiem, że miliony komórek naszego ciała ulegają w każdej minucie zmianie lub są odnawiane, tak że co siedem lat wszystkie zostają wymienione. Komórki pojawiają się i znikają. Rosną i obumierają. Ale “ja” wydaję się trwać. Czy więc moje ciało to ja? Na pewno nie!

Jestem czymś innym i czymś więcej niż moje ciało. Można by powiedzieć, że ciało jest częścią “ja”, ale jest to podlegająca zmianie część “ja”. Jest w ciągłym ruchu, podlega nieustannej zmianie. Nazywamy je zawsze tak samo, ale ono się zmienia. Podobnie mamy jedną nazwę dla wodospadu Niagara, ale wodospad ten tworzony jest przez wodę, która za każdym razem jest inna. Używamy tej samej nazwy dla ciągle zmieniającej się rzeczywistości.

A moje imię? Czy “ja” jest moim imieniem? Nie ulega wątpliwości, że nie, gdyż mogę zmieniać imię nie zmieniając “ja”. A moja kariera? A moje poglądy? Mówię, że jestem katolikiem, wyznawca judaizmu - czy to jest istotna część mojego “ja”? Czy jeśli przyjmę inną religię, to “ja” ulegnie zmianie? Czy mam wówczas nowe “ja”, czy też to samo “ja”, tyle że zmienione? Innymi słowy, czy moje imię jest istotna częścią mnie, mojego “ja”? Czy moja religia jest istotna częścią mojego “ja”? Przytoczyłem historyjkę o małej dziewczynce, która pyta małego chłopca, czy jest prezbiterianinem. Ktoś opowiedział mi inna, o Paddy. Paddy idzie ulicą Belfastu i nagle od tyłu czuje przystawiony do głowy pistolet. Słyszy:

    - Jesteś katolikiem czy protestantem?

    Paddy musi szybko myśleć. Odpowiada więc:

    - Jestem Żydem.

    Na co słyszy glos:

    - Jestem największym szczęściarzem pośród Arabów w Belfaście.

Etykietki są dla nas niezwykle ważne. “Jestem republikaninem” - mówimy. Ale czy rzeczywiście? Nie myślisz chyba poważnie, że przystępując do jakiejś partii zyskujesz nowe “ja”. Czy nie jest to stare “ja” z nowymi politycznymi przekonaniami? Słyszałem kiedyś o mężczyźnie, który pytał swego przyjaciela:

    - Czy zamierzasz głosować na republikanów?

    - Nie, będę głosował na demokratów - pada odpowiedź. - Mój ojciec był demokratą, mój dziadek był demokratą, mój pradziad też był demokratą.

    - Dziwaczne rozumowanie. Gdyby twój ojciec był koniokradem, tak jak i dziadek, a może również pradziadek, to kim byłbyś?

    - Ach - odpowiada przyjaciel - wówczas byłbym republikaninem.

Tak wiele życia poświęcamy przywiązywaniu wagi do etykietek, naszych własnych i innych. Słowem, szyldy identyfikujemy z ludzkim “ja”. Często pojawiają się etykietki: “katolik”, “protestant”. Pewien człowiek poszedł kiedyś do księdza i poprosił:

    - Ojcze, chciałbym, abyś odprawił mszę za mego psa.

    Ksiądz był oburzony.

    - Mszę za twego psa, co ty sobie wyobrażasz!

    - Pokochałem tego psa i chciałbym zamówić mszę w jego intencji.

    - Nie odprawiamy tu mszy w intencji psów. Może pan zapytać gdzie indziej, czy nie odprawiono by takiej mszy - odparł ksiądz.

    Wychodząc mężczyzna rzucił księdzu:

    - Trudno. Ja naprawdę kochałem tego psa. Podczas mszy za niego zamierzałem dać milion dolarów na ofiarę.

    Na to ksiądz:

    - Niech pan chwilę poczeka. Nie powiedział mi pan przecież, że pański pies był katolikiem.

Jeśli jesteś uwikłany w sieć etykietek, jakie mają one znaczenie względem “ja”? Czy można byłoby powiedzieć, że “ja” nie jest żadną etykietką, z którą jesteśmy związani? Etykietki należą do “mnie”. To, co podlega nieustannej zmianie, to właśnie owo “mnie”. Czy “ja” podlega jakimkolwiek zmianom? To prawda, bez względu na to, jakie etykietki masz na myśli (być może za wyjątkiem “istoty ludzkiej”) stosować je należy do “mnie”. A więc, kiedy wyjdziesz na zewnątrz siebie i obserwujesz “mnie”, przestajesz identyfikować się ze “mną”. Cierpienie istnieje we “mnie” i zaczyna się wówczas, gdy identyfikujesz, „ja” z “mnie”.

Załóżmy, że obawiasz się czegoś lub czegoś pożądasz, albo też czymś się niepokoisz. Kiedy “ja” nie identyfikuje się z pieniędzmi, nazwiskiem, narodowością, osobami, przyjaciółmi ani z żadną inną cechą, wówczas “ja” nigdy nie jest zagrożone.

Pomyśl o czymś, co było powodem bólu, zmartwienia czy niepokoju. Cóż takiego odkryjesz?

Po pierwsze, uchwycisz pożądanie kryjące się za cierpieniem. Stwierdzisz, że jest coś czego bardzo chcesz, i gdyby nie to pragnienie, nie doznawałbyś cierpienia. Czym jest to pożądanie?

Po drugie, stwierdzisz, że nie jest to jedynie proste pożądanie. Jest ono uwikłane w identyfikację. Musiałeś sobie w jakiś sposób powiedzieć: “Istnienie mego, 'ja' nieodłącznie związane jest z tym pożądaniem”. Cierpienie wynika z identyfikowania siebie z czymś, co jest na zewnątrz lub wewnątrz psychiki człowieka.

Negatywne Uczucia Wobec Innych

Podczas jednej z moich konferencji ktoś podzielił się następującym przeżyciem:

- Chciałem opowiedzieć wam coś wspaniałego, co autentycznie mi się przydarzyło. Poszedłem do kina i wkrótce po tym pracowałem nad ważnym dla mnie problemem. Miałem kłopoty z trzema osobami w moim życiu. Powiedziałem więc sobie: “Dobrze, zrobię tak, jak to widziałem na filmie, wyjdę poza siebie”. W ciągu kilku godzin uzyskałem dobry kontakt ze swymi uczuciami, z tymi negatywnymi uczuciami wobec wspomnianych osób. “Naprawdę nienawidzę tych ludzi” - stwierdziłem. “Jezu, jak możesz mi pomoc?” Chwilę później rozpłakałem się, gdy zdałem sobie sprawę, że Jezus umarł również za tych ludzi i że nie są oni winni tego, jakimi są. Tego popołudnia musiałem iść do biura i rozmawiać z nimi. Opowiedziałem im o swoich problemach, a oni zgodzili się ze mną. Nie doprowadzali mnie już do szaleństwa i nie czułem wobec nich nienawiści.

Ilekroć żywisz wobec kogoś negatywne uczucia, żyjesz iluzją. Coś jest z tobą nie tak. Nie widzisz tego, co rzeczywiste. Coś wewnątrz ciebie musi ulec zmianie. Co jednak zazwyczaj robimy, kiedy te negatywne uczucia nas ogarniają? - “On jest winny, ona jest winna. Oni powinni się zmienić”. Nie! Świat jest w porządku. To z tobą nie jest w porządku. Tym, który ma się zmienić, jesteś ty.

Ktoś z was opowiadał o pracy. Podczas zebrania pracowników pewien człowiek powiedział:

- Jedzenie tutaj śmierdzi - a dietetyczka omal nie wyleciała ze złości w powietrze. Identyfikowała się z jedzeniem. Tak, jakby mówiła: “Każdy, kto atakuje pożywienie, atakuje mnie. Czuję się zagrożona!” Ale “ja” nigdy nie jest zagrożone, to tylko jego “mnie” zostało zagrożone.

Załóżmy jednak, że jesteś świadkiem wciąż powtarzającej się niesprawiedliwości; czegoś, co jest w oczywisty i obiektywny sposób złe. Czy nie byłoby słuszną rzeczą powiedzieć, że nie powinno to mieć miejsca? Czy nie należałoby się w jakiś sposób zaangażować w skorygowanie sytuacji, która jest zła? Ktoś rani dziecko, jesteś świadkiem ewidentnego zła. Co w takich sytuacjach robić? Mam nadzieję, że nie zakładaliście, iż powiem: nie powinniście nic robić. Powiedziałem tylko, że jeśli nie będzie w was negatywnych emocji, będziecie znacznie bardziej efektywni. Kiedy w grę wchodzi negatywne uczucie, jesteście ślepi. Na scenę wkracza “mnie” i wszystko idzie na opak. Tam, gdzie borykaliśmy się z jednym problemem, teraz mamy dwa. Wiele osób błędnie przyjmuje, że nie mieć negatywnych emocji, takich jak złość, resentyment, nienawiść oznacza nierobienie niczego w danej sytuacji. Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie jesteś pod wpływem emocji, ale szybko przechodzisz do działania. Stajesz się bardzo wyczulony na ludzi i sprawy dookoła ciebie. To, co zabija wrażliwość, to właśnie tak zwana “uwarunkowana jaźń”. Ma to miejsce wtedy, kiedy tak bardzo identyfikujesz się z “mnie”, że jest tego “mnie” zbyt wiele, byś mógł widzieć sprawy obiektywnie, na chłodno. To bardzo ważne, aby przystępując do działania widzieć wszystko z pewnym dystansem. A negatywne emocje taki dystans uniemożliwiają.

Czy wobec tego istnieje taki rodzaj pasji, która motywuje nas czy też aktywizuje naszą energię do walki z jakimś obiektywnym złem? Czymkolwiek by nie była, nie jest to reakcja, ale działanie.

Niektórzy z was zastanawiają się zapewne, czy istnieje jakiś przejściowy obszar, nim coś stanie się częścią mnie, nim dojdzie do identyfikacji. Powiedzmy, że umiera przyjaciel. Jest rzeczą ludzką i słuszną, że odczuwamy smutek. Ale jaka to jest reakcja? Litujesz się nad sobą? Co właściwie opłakujesz? Pomyśl o tym. To, co powiem, zabrzmi okropnie, ale jak już powiedziałem - przychodzę z innego świata. Reagujesz na tę śmierć jak na osobista stratę, prawda? Opłakujesz swoje “mnie” i innych ludzi, którym przyjaciel mógł przynieść radość. Ale to oznacza, że przykro ci z powodu innych ludzi, którym jest przykro z własnego powodu. Gdyby nie było im przykro z własnego powodu, to z jakiego? Nigdy nie czujemy żalu z powodu utraty czegoś, czego prawo do wolności uznaliśmy, czego nigdy nie usiłowaliśmy posiąść. Smutek jest oznaką tego, że uzależniłem swoje szczęście od jakiejś rzeczy lub osoby, przynajmniej w pewnym zakresie. Do tego stopnia przyzwyczailiśmy się do tego, że kiedy słyszymy coś przeciwnego, to takie stwierdzenie brzmi dla nas nieludzko.

O Zależności

A przecież wszyscy mistycy o tym nam właśnie mówili. Nie twierdzę, że “mnie”, czyli uwarunkowana jaźń, nie będzie czasami wpadała w stare koleiny. W ten sposób nas uwarunkowano. Rodzi się jednak pytanie, czy możliwe jest przeżycie życia, w którym byłoby się tak całkowicie samotnym, że nie zależałoby się już od nikogo.

Wszyscy w jakimś stopniu wzajemnie od siebie zależymy. Zależymy od rzeźnika, piekarza, producenta świec. Jest to zależność wzajemna. To dobrze! W ten sposób tworzymy społeczeństwo. Powierzamy pewne funkcje rożnym ludziom dla dobra nas wszystkich - tak, byśmy funkcjonowali lepiej i żyli efektywniej. Taką przynajmniej mamy nadzieję. Być od kogoś zależnym psychicznie, być od kogoś zależnym emocjonalnie - co to ze sobą niesie? Oznacza to, że moje szczęście zależne jest od innej istoty ludzkiej.

Pomyślcie o tym. Jeśli tak jest, to następnie, bez względu na to czy sobie uświadamiacie to, czy nie, żądacie od innych, by jakoś przyczynili się do waszego szczęścia. A wówczas pojawia się następny krok: strach. Strach przed utratą, strach przed alienacją, strach przed odrzuceniem i wzajemną kontrolą. Miłość doskonała wyklucza lęk. Tam, gdzie jest miłość, nie ma miejsca na żądania, na oczekiwania, nie ma zależności. Nie żądam, abyś uczynił mnie szczęśliwym; moje szczęście nie jest zależne od ciebie. Jeśli mnie opuścisz, nie będę rozczulał się nad sobą, twoje towarzystwo sprawia mi wielką radość, ale nie mogę zatrzymywać cię kurczowo dla siebie.

Cieszę się bez potrzeby zawłaszczania tego, co sprawia mi radość. To, co naprawdę mnie cieszy, to nie ty; to coś większego niż ty i ja. To coś - jak odkryłem - jest podobne do symfonii, jest osobliwym rodzajem orkiestry grającej jakąś melodie w twojej obecności, ale kiedy odejdziesz, orkiestra grać nie przestanie. Gdy spotkam kogoś innego, gra ona inną melodię, równie zachwycającą. A kiedy jestem sam, orkiestra gra nadal. Jej repertuar jest olbrzymi, nigdy grać nie przestaje.

I tego właśnie dotyczy przebudzenie. Z tego też powodu jesteśmy zahipnotyzowani, odmóżdżeni, śpimy. To straszne pytanie, ale czy możesz twierdzić, że mnie kochasz, jeśli jesteś do mnie przyklejony i nie pozwalasz mi odejść? Jeśli nie pozwalasz mi być sobą? Czy możesz twierdzić, że mnie kochasz, jeśli to ty potrzebujesz mnie psychicznie i emocjonalnie, by być szczęśliwym? Ta iluzja pryska jak bańka mydlana w obliczu uniwersalnej nauki wszelkich Świętych Ksiąg, wszystkich religii, wszelkiej mistyki. Jak mogło do tego dojść, że przez tyle lat nam to umykało? - pytam siebie wciąż na nowo. Jak to się stało, że tego nie dostrzegałem?

Kiedy czytamy rozmaite radykalne sądy w Pismach, zaczynamy się dziwić: Czy ten człowiek zwariował? Jeśli jednak przez chwilę dobrze się zastanowić, to wszyscy inni wydają się zwariowani... “Dopóki nie będziesz miał w nienawiści swego ojca, matki, braci i sióstr, dopóki nie wyrzekniesz się wszystkiego, co posiadasz, nie możesz być moim uczniem.” Musisz porzucić wszystko. Nie idzie tu o wyrzeczenie fizyczne, to byłoby za proste. Kiedy wyrzekniesz się swoich iluzji, wejdziesz w końcu w kontakt z rzeczywistością, i uwierz mi, już nigdy nie będziesz samotny, już nigdy samotności nie będziesz leczył towarzystwem. Samotność leczy się kontaktem z rzeczywistością. Mam tak wiele do powiedzenia na ten temat. O porzucaniu iluzji, o nawiązywaniu kontaktu z rzeczywistością i o samym kontakcie z nią. Czymkolwiek ona jest, nie można jej nazwać. Możemy ją tylko poznać; po odrzuceniu tego, co nierealne. Czym jest brak samotności, możesz dowiedzieć się jedynie wtedy, gdy przestaniesz kurczowo trzymać się innych, kiedy odrzucisz swą zależność. Pierwszym krokiem będzie spostrzeżenie tego stanu rzeczy jako czegoś pożądanego. Jeśli zaś będzie to dla ciebie czymś pożądanym, jak możesz się do tego zbliżyć?

Pomyśl o samotności, która jest twoim udziałem. Czy jakiekolwiek towarzystwo uwolni cię od niej? Tylko na chwilę cię od niej oderwie. A wewnątrz jest pustka, czyż nie tak? Kiedy ta pustka wypływa na powierzchnię, co wówczas robisz? Uciekasz, włączasz telewizor, radio, czytasz książkę, szukasz towarzystwa, rozrywki, oderwania. Wszyscy to robią. W tym zakresie kwitnie za naszych dni wspaniały interes, cały zorganizowany przemysł odrywania nas od pustki, dostarczania rozrywki.

Jak Zdarza Się Szczęście

Zbliż się do siebie samego. Dlatego właśnie powiedziałem wcześniej, że samoobserwacja jest tak wspaniałą i niezwykłą rzeczą. Po jakimś czasie nie będziesz już potrzebował wkładać w to żadnego wysiłku, bo kiedy iluzje zaczną się kruszyć, zaczniesz poznawać rzeczy, których nie da się opisać. To właśnie nazywa się szczęściem. Wszystko się zmienia, a ty przywykniesz do świadomości.

Jest taka anegdota o uczniu, który przyszedł do mistrza i poprosił:

    - Czy mógłbyś udzielić mi swej mądrości? Czy mógłbyś powiedzieć mi coś, co przeprowadzi mnie przez życie?

Ponieważ był to dzień, w którym mistrz zachowywał milczenie, podał jedynie uczniowi kartkę papieru. Napisane na niej było: “Świadomość”. Kiedy uczeń to zobaczył, powiedział:

    - To zbyt mało. Czy mógłbyś przekazać mi coś więcej? -

    Mistrz wziął kartkę z powrotem i napisał: “Świadomość, świadomość, świadomość”.

    Uczeń na to:

    - Dobrze, ale co to znaczy?

    Mistrz znowu odebrał kartkę i napisał:

    “Świadomość, świadomość, świadomość oznacza świadomość.”

A to oznacza właśnie obserwację siebie. Nikt nie może ci pokazać, jak to się robi, gdyż wówczas podarowałby ci jedynie metodę, sposób na zaprogramowanie ciebie. Ale obserwuj siebie sam. Kiedy prowadzisz rozmowę - czy jesteś tego świadomy, czy jedynie identyfikujesz się z tą rozmową? Kiedy byłeś na kogoś zły, czy byłeś świadom tego, że jesteś po prostu zły, czy też identyfikowałeś się ze swą złością? Czy później, kiedy miałeś chwilę czasu, przeanalizowałeś swoje doświadczenie i starałeś się je zrozumieć? Z czego ta złość się brała? Co ja spowodowało? Nie znam innej drogi do świadomości. Można jedynie zmieniać to, co poddaje się zrozumieniu. Nie rozumiesz i nie uświadamiasz sobie tego, co tłumisz. Wówczas się nie zmieniasz. Ale kiedy to coś zrozumiesz, to i to się zmieni.

Czasem zadają mi pytanie:

    - Czy to uzyskiwanie świadomości jest procesem stopniowym, czy nagłym olśnieniem?

Są tacy szczęściarze, którzy doznają nagłego olśnienia. Po prostu stają się nagle świadomi. Inni dojrzewają powoli, stopniowo. Widzą coraz więcej. Iluzje rozpadają się, rozmaite fałszywe wyobrażenia się złuszczają i osoby te zaczynają docierać do rzeczywistości. W tej kwestii nie ma żadnej generalnej zasady.

Jak w znanej historii o lwie, który napotyka stado owiec, pośród których ze zdumieniem spostrzega lwa. Takiego, który od maleńkości wychowany był przez owce. Beczał jak owca i poruszał się jak owca. Nasz lew ruszył wprost ku niemu, a kiedy “owczy lew stanął przed nim, drżał na całym ciele.

    Lew zapytał go:

    - Co robisz pośród tych owiec? -

    A lew-owca odpowiedział:

    - Jestem owcą.

    - Nie. Nie jesteś. Pójdź ze mną.

    Zaprowadził lwa-owce do stawu i powiedział:

    - Spójrz!

Gdy lew-owca zobaczył swe odbicie w wodzie, wydal z siebie potężny ryk i w tym momencie dokonała się przemiana. Nigdy już nie był taki, jak kiedyś.

Jeśli masz szczęście i bogowie są dla ciebie łaskawi, albo jeśli przepełniony zostałeś łaską boską (możesz w tym miejscu użyć każdego odpowiadającego ci terminu teologicznego), to będziesz mógł nagle zrozumieć, czym jest “ja” i nigdy już nie będziesz tą samą osobą, co przedtem. Nigdy. Nic już nie będzie w stanie cię dotknąć i nikt nie będzie w stanie cię zranić.

Nie będziesz się bał nikogo i niczego. Czy to nie jest wspaniałe? Będziesz żył jak król, jak królowa. To właśnie oznacza królewskie życie. A nie głupoty w rodzaju umieszczania swego zdjęcia w gazecie albo posiadania wielkich pieniędzy. To wszystko jest bufonada. Nie boisz się nikogo, bo zupełnie cię zadowala bycie nikim. Nie dbasz o sukces ani o porażkę. Nic one dla ciebie nie znaczą. Zaszczyty i niełaska nic nie znaczą! Jeśli się wygłupiłeś, to też nie ma znaczenia. Czyż nie znalazłeś się w znakomitym położeniu? Niektórzy ludzie osiągają je w pocie czoła, krok po kroku, przez tygodnie i miesiące samoobserwacji. Nie mogę ci niczego w tym względzie obiecać. Choć nie znam osoby, która nie dostrzegłaby wyraźnej różnicy w przeciągu paru tygodni. Zmienia się jakość ich życia; tak, że nie musza już wierzyć tylko na słowo. Widza, że stali się inni. Inaczej reagują. Dokładnie rzecz ujmując, mniej reagują, a więcej działają. Widzą rzeczy, których przedtem nigdy nie dostrzegali.

Jesteś wówczas bardziej energiczny, znacznie bardziej żywotny. Ludzie myślą, że jeśli nie będą wypełnieni rozmaitymi pragnieniami, to upodobnia się do drewnianego kloca. W rzeczywistości jednak pozbywają się napięcia. Jeśli wyzbędziesz się lęku przed przegraną, napięcia związanego z przymusem wygrywania, staniesz się sobą. Będziesz rozluźniony. Nie prowadzi się samochodu z włączonymi hamulcami. A ty tak właśnie postępujesz.

Jest takie piękne powiedzenie autorstwa Tranxu, wielkiego chińskiego mędrca. Zadałem sobie trud, by nauczyć się go na pamięć.

“Kiedy łucznik strzela nie dla wygranej, panuje nad wszystkimi swoimi władzami. Kiedy strzela, by wygrać mosiężną klamrę, staje się nerwowy. Kiedy strzela, by zdobyć nagrodę wykonaną ze złota, staje się ślepy, widzi cel podwójnie, a umysł go zawodzi. Umiejętności jego się nie zmieniły: to nagroda go rozdwaja. Zależy mu na niej! Więcej myśli o niej niż o strzelaniu, a potrzeba zwycięstwa wysysa jego moc”.

Czy nie opisano tutaj większości z nas? Jeśli żyjesz ot tak, dla niczego w szczególności, dysponujesz wówczas wszystkimi swymi zdolnościami, posiadasz cala swą energię, jesteś odprężony, nie zależy ci. To, czy wygrasz, czy przegrasz, nie ma znaczenia.

Istnieje więc życie mające ludzki sens. I takie powinno być życie. Może ono jednak realizować się jedynie poprzez świadomość. I poprzez świadomość pojmiesz, że chwała nie znaczy nic. Jest społeczną konwencją. I to wszystko. Dlatego to mistycy i prorocy nie dbają o nią ani trochę. Chwała lub hańba pozbawione były dla nich wszelkiego znaczenia. Żyli w innym świecie, w świecie przebudzonych. Podobnie do sukcesu lub porażki nie przywiązywali żadnej wagi. Trwali w postawie: “Ja jestem osłem i ty jesteś osłem, w czym więc problem?”

Ktoś kiedyś powiedział:

- Trzy najtrudniejsze dla istoty ludzkiej rzeczy nie mają związku ani z wyczynami fizycznymi, ani z osiągnięciami natury intelektualnej.

    Pierwsza z nich - to odwzajemnienie nienawiści miłością,

    druga - przyjęcie odrzuconych,

    trzecia - przyznanie się do błędu.

Są to jednak zarazem najłatwiejsze rzeczy pod słońcem, jeśli tylko nie zidentyfikowałeś się ze swoim “mnie”. Łatwo wówczas powiedzieć: “Myliłem się! Gdybyś znał mnie lepiej, wiedziałbyś, jak często sam jestem w błędzie. Czego jednak oczekujesz po ośle?” Jeśli tylko nie identyfikujesz się z rozmaitymi aspektami “mnie”, nikt nie jest w stanie cię zranić. Początkowo rozmaite stare uwarunkowania będą starały się przebić i wówczas będziesz przygnębiony i pełen lęku. Będziesz się smucił, płakał i tak dalej. - Nim byłem oświecony, byłem przygnębiony. Po oświeceniu nadal jestem przygnębiony. Ale jest tu pewna różnica. Z tym przygnębieniem już się nie identyfikuję. Czy wiesz, jak wielka to różnica?

Wykraczasz poza siebie i spoglądasz na depresję z góry, nie identyfikujesz się z nią. Nie robisz nic, by się jej pozbyć, jesteś pełen woli życia, podczas gdy ona przechodzi przez ciebie i znika. Jeśli nie wiesz, co to oznacza, to naprawdę masz wiele do zrobienia. A lęk, pytasz? Pojawi się, ale ciebie to już nie niepokoi. Dziwne! Lękasz się i nie martwisz. Czyż to nie paradoks? A ty pozwalasz tej chmurze płynąć, bowiem im silniej z nią walczysz, tym większą dajesz jej siłę. Chętnie natomiast obserwujesz, jak przepływa. Możesz być szczęśliwy w swym lęku. Czyż to nie jest zwariowane? Możesz być szczęśliwy w swej depresji. Ale nie możesz sobie pozwolić na błędne rozumienie szczęścia. Sądziłeś, że szczęście to ekscytacja i dreszcze. Nieprawda, one tylko powodują depresję. Czy nikt ci o tym nie mówił? Jesteś podekscytowany, dobrze, ale właśnie torujesz sobie drogę do następnej depresji. Przy okazji w ten sposób pielęgnujesz kryjący się w tobie lęk. Co zrobić, aby takie szczęście trwało nadal? - To nie jest szczęście, to po prostu uzależnienie.

Ciekaw jestem, ile nie uzależnionych osób czyta tę książkę. Jeśli jesteś podobny do wielu innych, to myślę, że jesteś uzależniony. Osób bez nałogów jest mało, bardzo mało. Nie patrz z góry na alkoholików i narkomanów - nie jesteś lepszy, bardzo prawdopodobne, że jesteś w takim samym stopniu uzależniony, jak oni. Gdy po raz pierwszy zajrzałem w ten nowy świat, wydawał mi się przerażający. Pojąłem, co to znaczy być samotnym, nie mieć żadnego schronienia, aby porzucić wszystko i samemu być wolnym. Nie być dla nikogo kimś szczególnym i kochać wszystkich - bo to jest prawdziwa miłość. Ogrzewa dobrych i złych w jednakowym stopniu. Powoduje, że deszcz spada na świętych w takiej samej mierze, jak i na grzeszników.

Czy róża może powiedzieć: “Udzielę swej woni jedynie ludziom dobrym, którzy będą mnie wąchać, a nie zrobię tego wobec ludzi złych?” Albo czy lampa może zadecydować: “Dam oświetlenie wyłącznie ludziom dobrym, a nie będę święciła dla złych.” Albo drzewo: “Obdarzę swym cieniem tylko dobrych odpoczywających pode mną, zaś złych ludzi nie ocienię.”

A są to właśnie obrazy miłości.

Były obecne zawsze, zawarte w pismach, ale my nigdy ich nie dostrzegaliśmy. Byliśmy nazbyt pogrążeni w wizji tego, co nasza kultura miłością nazywa, z jej pieśniami i poematami - a co tak naprawdę miłością nie jest; co więcej: stanowi jej przeciwieństwo. Jest żądzą, kontrolą, posiadaniem. Jest manipulacją, strachem i niepokojem, a to na pewno nie jest miłość. Podawano nam, że szczęście ma absolutną cenę, jest wakacyjną przystanią. Pamiętaj jednak, że nie ma ono z tym nic wspólnego. Mamy swoje subtelne sposoby uzależniania swego szczęścia od wielu rzeczy istniejących zarówno w nas, jak i poza nami. Mówimy: “Nie chcę być szczęśliwy, nim nie wyjdę z nerwicy.” Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Możesz być szczęśliwy razem ze swoją nerwica. A czy chcesz usłyszeć jeszcze lepsze wiadomości? Jest tylko jeden powód, dla którego nie doświadczasz tego, co w Indiach nazywają “anand” - rozkoszą, szczęściem. Jest tylko jeden powód, że nie doświadczasz tego już teraz. A polega on na tym, że myślisz czy też koncentrujesz się na tym, czego nie masz. W przeciwnym razie musiałbyś doświadczać błogostanu.

Jezus mówił rzeczy zgodne ze zdrowym rozsądkiem do ludzi świeckich, do głodnych, do biednych. Przynosił im dobre nowiny: to dla was, weźcie. Ale kto tego słucha? Nikogo to nie obchodzi, lepiej jest spać.

Strach - Korzenie Gwałtu

Ktoś powiedział, że istnieją jedynie dwie rzeczy na świecie: Bóg i strach. Miłość i strach są właśnie tymi dwiema rzeczami. Jest tylko jedno zło na świecie - strach, jest tylko jedno dobro na świecie - miłość. Czasami jedynie inaczej są określane. Niekiedy miłość nazywana jest szczęściem, wolnością, pokojem, radością, Bogiem czy zgoła czymś innym. Ale nieważne, jak ją zwał. I nie ma na świecie takiego zła, które nie pochodziłoby ze strachu. Nie ma.

Ignorancja i strach, ignorancja wypływająca ze strachu. Wszelkie zło pochodzi ze strachu i każdy gwałt z niego się bierze. Osoba rzeczywiście pozbawiona agresji jest osobą, która nie ma w sobie strachu. Gdy obawiasz się czegoś, stajesz się zły. Przypomnij sobie, kiedy ostatni raz byłeś zły. Idź dalej. Pomyśl, kiedy byłeś zły i jaki lęk krył się pod twoją złością. Czego bałeś się stracić? Co miano ci zabrać, iż tak bardzo się bałeś? To tutaj tkwi przyczyna twej złości. Pomyśl o jakiejś złej osobie, być może to ty jesteś źródłem jej strachu. Czy widzisz, jak jest przestraszona? Jest naprawdę wystraszona, bez żartów. Ostatecznie są jedynie dwie rzeczy na świecie: miłość i strach.

Porzucam me rozważania w tym momencie, nieuporządkowane, i skupiam się to na jednej, to na drugiej sprawie, powracając raz po raz do wcześniejszych tematów. Czynię tak dlatego, gdyż myślę, że jest to sposób na uchwycenie tego, o czym mówię. Jeśli nie dotrę do ciebie za pierwszym razem, może uda mi się za drugim, a to, co nie docierało do jednej osoby, może dotrze do drugiej. Omawiam rozmaite sprawy. Choć tak naprawdę mówię o jednej. Nazywa się przebudzenie, nazywa się miłość, duchowość, wolność, świadomość czy jakoś tam jeszcze. Naprawdę idzie tu o tę sama rzecz.

Świadomość i Kontakt Z Rzeczywistością

Obserwować wszystko wewnątrz siebie i na zewnątrz, a jeśli coś ci się przyda - umieć patrzeć na to tak, jakby przydarzyło się to komuś innemu. Nie komentować, nie osądzać, nie ustosunkowywać się do tego, nie wpływać, nie usiłować zmieniać, tylko rozumieć. Czyniąc tak, zaczniesz sobie zdawać sprawę, że coraz mniej identyfikujesz się ze swoim “mnie”. Św. Teresa z Avili mówi, że pod koniec życia Bóg obdarzył ją szczególną łaską. Co prawda, nie używa tego właśnie współczesnego pojęcia, ale do niego rzecz tę można sprowadzić: idzie o łaskę nieidentyfikowania się z “mnie”. Jeśli ktoś ma raka, a ja tej osoby nie znam, nie jestem tym faktem wcale poruszony. Gdybym był przepełniony miłością i wrażliwością, być może byłbym w stanie tej osobie pomóc, choć zapewne nie byłbym emocjonalnie poruszony sytuacją, w jakiej ona się znalazła. Jeśli przygotowujesz się do egzaminu, mnie to nie porusza, mogę ci z filozoficznym spokojem poradzić: “Im więcej się tym będziesz przejmował, tym gorzej wypadniesz. Dlaczego nie pozwolisz sobie na przerwę w nauce?” Lecz kiedy nadejdzie dzień mojego egzaminu, wtedy okazuje się, że to całkiem inna sprawa. Dzieje się tak, gdyż utożsamiłem się z “mnie” - z moją rodziną, moim krajem, moją własnością, moim ciąłem, ze sobą samym.

Co by było, gdyby Bóg obdarzył mnie łaską nienazywania tych rzeczy moimi?

Byłbym ponad nimi, byłbym ponad identyfikacjami. To właśnie oznacza utracić siebie, zaprzeć się siebie, umrzeć dla siebie.

Dobra Religia - Antyteza Nieświadomości

Podczas jednej z konferencji podszedł ktoś do mnie i zadał pytanie, co sądzę o Matce Boskiej Fatimskiej, co o niej myślę. Tego rodzaju pytania przypominają mi pewną historię. Kiedyś wzięto posążek Matki Boskiej Fatimskiej do samolotu, aby odbyć pielgrzymkę. Kiedy samolot przelatywał nad południową częścią Francji, zaczęła trząść się i drgać tak, jakby miała za chwilę się rozlecieć. W pewnym momencie figura wykrzyknęła: “Matko Boska z Lourdes, módl się za nami!” I wszystko powróciło do normy. Czyż to nie wspaniale, że jedna Matka Boska pomaga innej Matce Boskiej? Kiedy indziej grupa tysiąca pielgrzymów udawała się z pielgrzymką do Mexico City, do kaplicy Matki Boskiej z Guadelupy, by zaprotestować wobec decyzji biskupa, który ogłosił, że patronką diecezji ma być Matka Boska z Lourdes. Ludzie ci byli przekonani, że Matka Boska z Guadelupy tę decyzję odebrała bardzo boleśnie, dlatego protestowali, by zadośćuczynić tej obrazie. Jeśli się nie pilnujemy, religia może sprawiać właśnie tego rodzaju kłopoty.

Gdy przemawiam do hindusów, mówię im: “Wasi kapłani nie będą tym zachwyceni (zauważcie, jaki jestem dziś rano ostrożny), ale Bóg, zgodnie z nauką Jezusa Chrystusa, byłby znacznie bardziej zadowolony, widząc waszą przemianę niż wasza religijność. Byłby znacznie szczęśliwszy z powodu waszej miłości niż z powodu waszej adoracji.” A zwracając się do mahometan, mówię: “Wasz Ajatollah i wasi mułłowie nie będą zachwyceni, gdy to usłyszą, ale Bóg znacznie bardziej będzie zadowolony, widząc, jak stajecie się osobami pełnymi miłości, niż gdy mówicie: Panie, Panie!”

Nieskończenie ważniejsze jest wasze przebudzenie. Ono właśnie oznacza duchowość, oznacza wszystko. Jeśli do tego dojdziecie, to dojdziecie do Boga. Wówczas czcić go będziecie “w duchu i prawdzie”. Wtedy staniesz się miłością, kiedy przemienisz się w miłość. Niebezpieczeństwo, jakie ze sobą niesie religia, bardzo trafnie ujmuje anegdota opowiedziana przez kardynała Martiniego, arcybiskupa Mediolanu. Historia dotyczy włoskiej pary zawierającej związek małżeński. Umówili się z proboszczem parafii, że urządzą małe przyjęcie na dziedzińcu, poza kościołem. Ponieważ padał deszcz, poprosili, by ksiądz zgodził się na przeniesienie tej uroczystości do kościoła. Ojciec wielebny nie był tym zbytnio zachwycony, ale argumentowali w ten sposób:

- Zjemy trochę ciasta, pośpiewamy chwilę, wypijemy kieliszek wina i pójdziemy do domu.

Po namyśle ojciec wielebny uległ. A że byli to kochający życie Włosi, wypili trochę wina, pośpiewali, potem wypili trochę więcej wina i zaśpiewali trochę więcej pieśni, tak, iż w ciągu pól godziny mała uroczystość przerodziła się w wielkie wesele. Wszyscy bawili się świetnie, wesoło i swawolnie. Ojciec wielebny chodził cały spięty tam i z powrotem po zakrystii, bardzo niezadowolony z powstałego rabanu i hałasu. W pewnym momencie wchodzi zakrystianin i stwierdza:

    - Widzę ojcze, że jesteś zdenerwowany.

    - Oczywiście, że jestem. Prószę posłuchać, jaki harmider robią w Domu Bożym. Na miłość boska!.

    - Masz rację, ojcze, ale oni naprawdę nie mieli gdzie pójść.

    - Wiem o tym. Ale czy musza być tacy głośni?

    - Nie zapominajmy, że Jezus także obecny był kiedyś na weselu. -

    Na to ojciec wielebny:

    - Wiem, że Jezus był na weselu. Nie musisz mi tego przypominać! Ale, oni tam nie mieli Najświętszego Sakramentu.

Tak już czasami bywa, że Przenajświętszy Sakrament staje się ważniejszy niż sam Jezus Chrystus. Religijność staje się ważniejsza od miłości. Kościół ważniejszy od życia, ważniejszy od sąsiada. I tak dalej. Tkwi w tym niebezpieczeństwo. Według mnie Jezus ewidentnie nas nawoływał, abyśmy temu co najważniejsze przyznawali pierwszeństwo. Istota ludzka jest znacznie ważniejsza od szabatu. Czynienie tego, o czym mówię, stawanie się tym, co wam wskazuję, jest znacznie ważniejsze niż Pan. Ale wasz mułła nie będzie zadowolony, gdy to usłyszy, zapewniam was. Wasi księża też tym nie będą uszczęśliwieni. Przynajmniej niektórzy. I o tym właśnie mówimy. Duchowość. Przebudzenie. Jeszcze raz powtarzam: jeśli pragniecie swego przebudzenia, jest rzeczą niezmiernie ważną, by rozpocząć to, co nazywam “samoobserwacją”.

Uświadom sobie to, co mówisz, to, co robisz, bądź świadom tego, co myślisz, bądź świadom tego, jak działasz. Bądź świadom swych motywów; tego, skąd one się, biorą. Nieświadome życie nie jest warte tego, by je przeżyć. Nieświadome życie jest życiem mechanicznym. Jest nieludzkie, jest zaprogramowane, jest uwarunkowane. Równie dobrze mógłbyś być kamieniem lub drewnem. W kraju, z którego pochodzisz, setki tysięcy ludzi wegetują w skrajnym ubóstwie, pracują przez cały dzień, wykonują ciężką pracę fizyczną, umęczeni kładą się spać i wreszcie budzą się, by wszystko zacząć od początku. Patrząc na to myślisz: “Cóż to za życie! Czy to wszystko, co życie ma im do zaoferowania?” I nagle wstrząsa tobą odkrycie, że niemal 100% ludzi żyje podobnie. Możesz iść do kina, jeździć samochodem, możesz odbyć daleka podróż morska, ale czy sądzisz, że jesteś dużo lepszy od innych ludzi? Jesteś równie martwy jak oni. Jesteś tak samo maszyną jak i oni - nieco większa, ale jednak maszyną. To smutne. To smutne, że ludzie idą przez życie w podobny sposób.

Ludzie idą przez życie z ustalonymi poglądami - nigdy się nie zmieniają. Są tego po prostu nieświadomi. Równie dobrze mogliby być drewnianymi klocami, skałami, chodzącymi i gadającymi maszynami. Ale nie istotami ludzkimi. Są kukiełkami, sterowanymi przez rozmaite sprawy, jak za pociągnięciem sznurka. Naciśnij guzik, a uzyskasz reakcję. Mogę przewidzieć, w jaki sposób zachowa się dana osoba, jeśli tylko przyjrzę się jej dokładnie. Czasami podczas pracy w grupach terapeutycznych zapisuję sobie w notatniku, kto konkretnie rozpocznie sesję i kto tamtemu czy tamtej odpowie. Czy uważacie, że to niewłaściwe? Nigdy nie wierzcie ludziom, którzy wam mówią: “Zapomnij o sobie! Wyjdź ze swą miłością ku innym.” Nie słuchajcie ich! Mylą się całkowicie! Najgorszą rzeczą, jaką można zrobić udzielając komuś pomocy, jest zapomnieć o sobie.

Dane mi było to zrozumieć w bardzo gwałtowny sposób, wiele lat temu. Studiowałem wówczas psychologię w Chicago. Brałem udział w kursie poradnictwa dla księży. Czytałem sporo książek poświeconych poradnictwu, a na zajęcia przynieśliśmy taśmy z nagraniami sesji terapeutycznych. W zajęciach, jak dobrze pamiętam, brało udział dwadzieścia osób. Kiedy nadeszła moja kolej, instruktor włączył taśmę z nagraniem rozmowy przeprowadzonej przeze mnie z młodą kobietą. Zgodnie ze swoim zwyczajem, po pięciu minutach instruktor wyłączył magnetofon i zapytał: - Czy są jakieś, komentarze? - Ktoś z obecnych wyraził zdziwienie:

    - Dlaczego pytałeś ją o to?

    Odpowiedziałem:

    - Nie zadawałem żadnego pytania. Jestem pewien, że nie zadałem jej żadnego pytania.

    - Zadałeś.

Byłem absolutnie przekonany, iż mam racje. W tamtym czasie świadomie stosowałem w mojej praktyce metodę zaproponowana przez Carla Rogersa, która jest niedyrektywna i skierowana na osobę. Stosując tę metodę, nie zadaje się pytań osobie, z którą przeprowadza się rozmowę. Nie przerywa się rozmowy, powstrzymując się również od udzielania rad. Miałem świadomość, że stosując tę metodę nie mogę zadawać pytań. W trakcie sesji wywiązała się sprzeczka. W końcu instruktor zadecydował:

 

- A dlaczego by nie posłuchać nagrania raz jeszcze? Tak więc ponownie przesłuchaliśmy ten fragment i ku memu przerażeniu stwierdziłem, że zadałem jednak nachalnie pytanie; tak wyraźnie, jak tylko można to sobie wyobrazić. Potężne pytanie. Najdziwniejsze dla mnie było to, że owo pytanie słyszałem trzykrotnie. Po raz pierwszy wtedy, gdy je zadałem, po raz drugi, gdy przesłuchiwałem taśmę przed zajęciami (by się upewnić, że na zajęcia zabiorę właściwą kasetę) i po raz trzeci podczas zajęć. Ale ja tego nie zauważyłem! Świadomość mi nie dopisała.

Zjawisko to często ma miejsce podczas sesji terapeutycznych oraz spotkań, w których biorę udział jako duchowy przewodnik. Nagrywamy rozmowę, a kiedy klient później jej słucha, często mówi:

 

- Tak naprawdę, to o czym ojciec mówił podczas rozmowy, usłyszałem dopiero podczas przesłuchiwania taśmy.

I co ciekawsze: ja tego również nie słyszałem. Odkrycie, że podczas sesji terapeutycznej wypowiada się rozmaite kwestie, nie uświadamiając sobie tego, jest szokujące. Co więcej, pełne zrozumienie tego, co się mówiło, jeszcze bardziej deprymuje. Czy to jest ludzkie, jak sądzicie? Zapomnij o sobie i wyjdź ku innym - mówicie!

Po przesłuchaniu całej kasety, tam w Chicago, instruktor zapytał, czy ktoś ma jeszcze jakieś uwagi. Jeden z księży, pięćdziesięcioletni mężczyzna, którego lubiłem, zwrócił się do mnie:

    - Tony, chciałbym ci zadać osobiste pytanie, czy mogę?

    Odpowiedziałem:

    - Tak, jeśli nie będę chciał odpowiedzieć, to nie odpowiem.

    - Czy kobieta, z która rozmawiałeś, była ładna?

Wiecie, byłem wówczas na takim etapie rozwoju, czy niedorozwoju, że nie zauważałem, czy ktoś jest ładny czy nie. Nie miało to dla mnie znaczenia. Ludzie byli owieczkami z Chrystusowej owczarni, ja byłem pasterzem. Udzielałem pomocy. Czyż to nie wspaniałe! Nauczono nas takiego patrzenia. Zatem odpowiedziałem mu:

    - A co to ma do rzeczy?

    A on odpowiedział:

    - Ma. Ty jej nie lubisz, prawda?

    - Co?! - wykrzyknąłem.

Nigdy nie zwracałem uwagi na to, czy lubię czy nie lubię poszczególnych osób. Jak większość z nas, zdarzało mi się, że byłem świadom swej niechęci do pewnych ludzi, ale ogólnie rzecz biorąc wobec innych zachowywałem postawę emocjonalnej obojętności.

    - Na podstawie czego tak sądzisz? - zapytałem.

    - W oparciu o kasetę - odparł.

    Posłuchaliśmy raz jeszcze, a on powiedział:

    - Wsłuchaj się w swój glos. Zauważ, jaki stał się słodki. Jesteś poirytowany, prawda? -

Byłem. I dopiero wówczas uświadomiłem to sobie. A cóż takiego ja jej tak niedyrektywnie mówiłem?

    - “Nie wracaj tu”.

 

Nie uświadamiałem tego sobie jednak. Mój przyjaciel ksiądz powiedział:

    - Jest kobietą. Wyczuje to. Kiedy masz się z nią spotkać następnym razem?

    - W przyszłą środę.

    - Sądzę, że nie przyjdzie - powiedział.

Nie przyszła. Czekałem tydzień i nie przyszła. Czekałem następny tydzień i też się nie zjawiła. Wówczas zatelefonowałem do niej, łamiąc jedną z moich podstawowych zasad, która brzmi:

    “Nie bądź ratownikiem”.

    Wykręciłem numer i powiedziałem:

    - Pamiętasz to nagranie, które pozwoliłaś mi wykorzystać na zajęciach? Bardzo mi pomogło, grupa wytknęła mi szereg błędów (nie powiedziałem jej jakich). Być może dzięki temu następna sesja będzie efektywniejsza. Tak więc, gdybyś tylko zechciała kontynuować, mogłyby pojawić się lepsze efekty.

    Odpowiedziała:

    - Dobrze, przyjdę.

Przyszła. Moja niechęć do niej dalej tkwiła we mnie. Nie opuściła mnie, ale z drugiej strony również nie przeszkadzała. Co sobie uświadamiasz, to też kontrolujesz; to czego sobie nie uświadamiasz, kontroluje ciebie. Zawsze jesteśmy niewolnikami tego, czego sobie nie uświadamiamy: Jeśli coś sobie uświadomisz, uwolnisz się od tego. To coś jest oczywiście nadal w tobie, jednak nie stanowi dla ciebie przeszkody. Nie kontroluje cię, nie zniewala. I na tym polega podstawowa różnica.

Świadomość, świadomość, świadomość i jeszcze raz świadomość. Na kursie tym nauczono nas, jak być aktywnym obserwatorem. Wyrażając to bardziej obrazowo, mówię do was i w tym samym czasie jestem obok, obserwuję was i obserwuję siebie. Kiedy słucham ciebie, jest dla mnie rzeczą nieskończenie ważniejszą wsłuchać się w siebie niż w ciebie. Oczywiście, słuchanie ciebie jest ważne, ale ważniejsze, bym ja słuchał siebie. W przeciwnym razie ciebie nie mógłbym usłyszeć. Albo przeinaczałbym wszystko, co powiesz. Podchodziłbym do ciebie z pozycji własnych uwarunkowań. Reagowałbym na ciebie przez pryzmat rozmaitych swych zagrożeń, mojej potrzeby manipulowania tobą, żądzy sukcesu, swej irytacji i uczuć, których mogę sobie nie uświadamiać. A więc jest niesłychanie ważne, bym się wsłuchał w siebie słuchając ciebie. Tego nas uczono w związku z nabywaniem świadomości.

Nie musicie zawsze wyobrażać sobie, że unosicie się gdzieś w powietrzu. Żeby uzyskać choć przybliżone pojęcie o tym, co mówię, wyobraźcie sobie dobrego kierowcę prowadzącego samochód i koncentrującego się na tym, co do niego mówicie. Możecie się nawet kłócić, ale on cały czas doskonale respektuje znaki drogowe. W momencie, kiedy wydarzy się coś niepokojącego, kiedy pojawi się jakiś dźwięk, jakiś hałas, czy uderzenie, usłyszy je natychmiast.

- Czy na pewno zamknąłeś tylne drzwi? - zapyta. Jak to się dzieje, że na to wszystko zwraca uwagę? Jest przytomny, czujny.

To, o czym tu teraz mówię, to nie koncentracja. To nie jest najważniejsze. Wiele technik medytacyjnych uczy koncentracji. Ja jestem wobec nich nastawiony sceptycznie. Pociągają za sobą gwałt, a często dalsze uwarunkowanie i programowanie. Polecam świadomość, która wcale nie musi być tożsama z koncentracja. Koncentracja jest światłem punktowym, reflektorem. Otwierasz się na wszystko, cokolwiek wejdzie w obszar twej uwagi. Może ona zostać odwrócona lub rozproszona - świadomości nie można odwrócić.

Patrzę na to drzewo i martwię się. Czy ze mną wszystko jest w porządku? Gdybym zamierzał koncentrować się tylko na drzewach, to byłoby ze mną źle. Ale jeśli uświadamiam sobie, że jestem także zmartwiony, to nie stanowi to żadnego zaburzenia. Po prostu jestem świadomy tego, na czym koncentruje się moja uwaga. Kiedy cokolwiek pójdzie nie tak albo zdarzy się coś niepomyślnego, natychmiast będziesz zdenerwowany. Coś nie gra! Będziesz zdenerwowany w chwili, gdy uświadomisz sobie jakiekolwiek negatywne uczucia. Jak ten kierowca samochodu.

Wspomniałem już, że św. Teresa z Avili powiedziała, iż Bóg obdarzył ja łaską nieidentyfikowania się z samą sobą. Często w ten sposób mówią małe dzieci. Dwulatek na przykład powiada: “Tommy dziś rano jadł śniadanie.” Nie mówi: “Jadłem śniadanie”, choć to on przecież jest owym Tommym. Mówi “Tommy” w trzeciej osobie. Podobne odczucia są udziałem mistyków. Nie identyfikują się już ze sobą, trwają w pokoju. To jest ta łaska, o której mówiła św. Teresa. To jest to “ja”, do którego odkrycia nawołują wciąż mistycy Wschodu. I ci z Zachodu także! A do nich można również zaliczyć Mistrza Eckharta.

Etykietki

Ważne jest nie to, by wiedzieć, kim lub czym jest “ja”. Tego nigdy się nie osiągnie. Ważne jest to, aby odrzucić etykietki. Jak mówią mistrzowie Zen: “Nie szukaj prawdy, po prostu odrzuć swoje poglądy”. Odrzuć swoje teorie, nie szukaj prawdy. Prawda nie jest czymś, co się szuka, ona jest. Jeśli przestaniesz tkwić przy swoich poglądach, pojmiesz to. Coś podobnego ma miejsce tutaj. Jeśli odrzucisz etykietki, którymi się posługujesz, zrozumiesz to. Co rozumiem pod terminem “etykietka”? Każdą etykietkę, którą sobie możesz wyobrazić, być może za wyjątkiem określenia “istota ludzka”. Ja jestem istotą ludzką. Jasne, oczywiście; ale niewiele mówiące. Kiedy jednak mówisz: “Jestem człowiekiem sukcesu” - to to już głupota. Sukces nie stanowi części twego “ja”. Sukces jest czymś, co przychodzi i odchodzi, dziś może być twoim udziałem, jutro już nie. Sukces to nie jest “ja”. Mówiąc: “Byłem człowiekiem sukcesu” - myliłeś się, pogrążony byłeś w ciemności. Utożsamiałeś się z sukcesem. To samo odnosi się do sytuacji, gdybyś powiedział: “Jestem nieudacznikiem, prawnikiem, biznesmenem.” Wiesz, co się stanie, jeśli zaczniesz identyfikować się z takimi rzeczami. Przylgniesz do nich, zaczniesz się martwic, że je utracisz i stanie się to źródłem twoich cierpień. To właśnie miałem na myśli, kiedy poprzednio powiedziałem: “Jeśli cierpisz, to znaczy, że spisz.” Chcecie znaku świadczącego, że spicie? Oto on. Cierpicie. Cierpienie jest znakiem braku kontaktu z prawdą. Cierpienie dane jest ci po to, abyś otworzył oczy na prawdę, żebyś mógł zrozumieć, że gdzieś jest jakiś fałsz, tak samo jak ból fizyczny mówi o jakiejś niewydolności, o chorobie. Cierpienie wskazuje na istnienie fałszu. Wyzwala się w kolizji z rzeczywistością. Kiedy twoje złudzenia zderzają się z rzeczywistością, kiedy fałsz zderza się z prawdą, wówczas pojawia się cierpienie. Poza tym nie ma cierpienia.

Co Przeszkadza Szczęściu

To, co chcę powiedziec, zabrzmiec może nieco pompatycznie, ale jest prawdziwe. Może stac się najwazniejszym momentem w waszym życiu. Jeśli uchwycicie, o co mi chodzi, zlapiecie sekret przebudzenia. Bylibyście szczęśliwi zawsze. Nigdy więcej nie bylibyście nieszczęśliwi. Nic już nie byłoby w stanie was zranic. Dokladnie tak: nic. Jeśli wylejesz w powietrze czarna farbe, powietrze pozostanie bezbarwne. Nigdy nie zabarwisz go na czarno. I ty możesz pozostac tak nienaruszony. Są ludzie, którzy osiągneli to, co nazywam ludzkim istnieniem. Nie zawladnal nimi nonsens bycia kukielka rzucana raz w jedna raz w druga strone. Nie doszlo do glosu pozwalanie zdarzeniom lub innym ludziom, aby dyktowali, jak się masz czuc. Ale czujesz się tak, a nie inaczej i mówisz, że latwo cię zranic. Ha! Ja ci mówię, że jesteś kukielka. Zatem czy chcesz nią być nadal? Wystarczy nacisnąć guzik i lecisz w dol - lubisz to? Jeśli jednak odmawiasz identyfikowania się z któras z etykietek, wiekszość twoich klopotów zniknie.

Bedziemy mówić dalej o lęku przed choroba i śmiercią, choć zazwyczaj obawiasz się tego, co może ci się przydarzyc w życiu zawodowym. Pewien drobny biznesmen, piecdziesieciolatek, saczy piwo w jakims barze i rozmyśla: “Gdy spojrzec na wszystkich z mojej klasy, to widac, że im się w życiu udalo”. Idiota! Cóż to znaczy “udalo się”. Ich nazwiska pojawily się na lamach gazet? Czy wedlug ciebie oznacza to jakieś osiągniecie? Jeden z nich jest prezesem korporacji, inny prezesem sadu, jeszcze inny kims jeszcze. Malpy, wszyscy oni są malpami.

Kto ustala kryteria sukcesu? Wyglupione spoleczenstwo! Glownym jego zadaniem jest utrzymywanie ludzi w chorobie! Im szybciej zdasz sobie z tego sprawę, tym lepiej. Wszyscy oni są chorzy. To lunatyczni szalency! Zostałeś prezesem przytulku dla oblakanych i jesteś z tego dumny, mimo iż to nic nie znaczy. Bycie prezesem korporacji nie ma nic wspolnego z życiowym sukcesem. Posiadanie wielkich pieniedzy nie jest rownoznaczne z odniesieniem w życiu sukcesu. Odniesiesz sukces, jeśli się obudzisz! Wowczas nie musisz nikomu się tlumaczyc ani wyjasniac; nie obchodzi cię, jak o tobie ktoś myśli czy mówi. Nie masz zmartwien, jesteś szczęśliwy. I to wlasnie nazywam sukcesem. Dobra praca, dobra opinia, nie mają nic wspolnego ze szczęściem czy sukcesem. Nic! Są calkowicie od tego niezalezne. To, co niejednego dzisiaj naprawdę obchodzi, kryje się przede wszystkim w obawie, co o nim pomyśla dzieci, najblizsi sasiedzi, jego zona. Powinieneś być slawny. Nasze spoleczenstwo i kultura wbija nam to do glowy rano i w nocy. Nasladujcie ludzi, którzy tego dokonali! Czego dokonali? Jedynie zrobili z siebie glupców. Cala swą energie zainwestowali w coś, co pozbawione jest wartości. Przestraszeni i zagubieni - są kukielkami jak i cala reszta. Spojrz, jak dumnie stapaja po scenie. Spojrz, jacy są wytraceni z rownowagi, jeśli przydarzy im się plama na koszuli. I ty to nazywasz sukcesem? Spojrz, jacy są przerazeni swoja wizja, że gdzieś tam nie zostana wybrani ponownie. I ty to nazywasz sukcesem? Są ciagle kontrolowani, poddawani nieustannej manipulacji. Nie potrafia cieszyc się zyciem . Stale są napieci i pełni lęku. Czy to jest dla człowieka naturalne? Czy wiesz, dlaczego tak się dzieje? Z jednego tylko powodu. Ci ludzie utozsamiali się z pewnymi etykietkami. Dokonali identyfikacji swego “ja” z pieniedzmi, stanowiskiem bądź zawodem. I to był ich błąd.

Slyszeliście historie o prawniku, który otrzymal rachunek za prace hydrauliczne? Mówi do hydraulika:

    - Chcesz dwieście dolarów za godzine roboty? Nawet ja tyle nie otrzymuje za swoja prace.

    A na to hydraulik:

    - Ja też, jako prawnik, nie zarabiałem tak duzych pieniedzy.

Możesz być hydraulikiem, prawnikiem, biznesmenem czy ksiedzem, ale nie ma to istotnego znaczenia dla “ja”. Ciebie to nie dotyczy. Jeśli jutro zmienisz swój zawod, to tak, jakbyś wymienil ubranie. “Ja” pozostaje nietkniete. Czy ty jesteś swoim ubraniem? Czy jesteś swoim imieniem? Czy jesteś swoim zawodem? Przestań się z nimi utozsamiac! One przychodza i odchodza.

Jeśli to zrozumiesz, nic nie jest w stanie cię dotknac. Podobnie jak i komplementy czy pochwaly. Kiedy ktoś mówi: “Jesteś wspanialy”, to o czym on wlaściwie mówi? Mówi o “mnie”, a nie o “ja”. To “ja” nie jest ani wspaniale, ani kiepskie. “Ja” nie jest zwyciestwem ani porazka. Nie jest żadna z tych etykietek. Tę przychodza i odchodza. Zaleznie od kryteriów ustalonych przez spoleczenstwo. Zaleza też od twych uwarunkowań. Uzaleznione są od humoru osoby, która przypadkiem akurat z tobą rozmawia. Nie mają nic wspolnego z “ja”, które nie jest żadna z tych etykietek. “Mnie” jest genialnie samolubne, glupie, dziecinne - jest to wielki, duzy osiol. Może więc zdobedziesz się na to, by powiedziec: “Jestem osłem, wiem o tym od lat.” Uwarunkowana osobowość - czego więcej po niej się spodziewales? Dlaczego się z nią identyfikujesz? To przecież takie glupie! To nie jest “ja”, to jest po prostu “mnie”.

Chcesz być szczęśliwy? Ciagle trwajace szczęście nie ma swej przyczyny. Prawdziwe szczęście też nie ma swej przyczyny. Nie możesz więc mnie uszczęśliwic. Nie jesteś moim szczęściem. Jeśli zapytasz przebudzona osobe: “Dlaczego jesteś szczęśliwa?” Odpowie ci ona: “A dlaczego by nie?” Szczęście jest naszym stanem naturalnym. Szczęśliwość jest naturalnym stanem malych dzieci, do których Krolestwo nalezy aż do chwili, gdy je powstrzymamy i zarazimy glupota spoleczenstwa i kultury. Aby zdobyc szczęście, nie potrzebujesz niczego robic, bo szczęścia zdobyc nie można. Czy ktoś z was wie dlaczego? Poniewaz już je mamy. Jakże można zdobyc coś, co już się posiada? Dlaczego wobec tego nie doświadczacie go? Poniewaz musicie coś odrzucic. Musicie zrezygnować ze złudzeń. Aby być szczęśliwym, niczego nie trzeba dodawac, trzeba coś jedynie odrzucic. Życie jest latwe, jest zachwycajace. A jeśli jest trudne, to jedynie z powodu waszych złudzeń, waszych ambicji, waszej chciwości i nienasycenia. Czy wiecie, skad to wszystko się bierze? Z utozsamiania się z rozmaitego rodzaju etykietkami.

Cztery Kroki Ku Madrości

Pierwsza rzecza, jaka powinieneś zrobic, to ujawnienie negatywnych uczuć, których istnienia nawet sobie nie uswiadamiasz. Wielu ludzi zywi takie nie uswiadamiane negatywne uczucia. Wielu jest przygnebionych, nie zdajac sobie sprawy z wlasnego przygnebienia. Dopiero, kiedy zetkna się z radościa, uzmyślawiaja sobie, jak bardzo byli przygnebieni. Nie można walczyc z nowotworem, jeśli nie zostal wykryty. Nie wytropisz szkodnika na farmie, jeśli nie będziesz wiedział o jego istnieniu.

Po pierwsze zatem, musisz uświadomic sobie samo istnienie owych negatywnych uczuć. Pytasz, jakie to są uczucia? Na przykład jesteś posepny. Posepny i w zlym nastroju. Nienawidzisz siebie lub masz poczucie winy. Uwazasz, że życie jest bez sensu, czujesz się urazony, nerwowy, spiety. Wejdz najpierw w kontakt z tymi uczuciami.

Po drugie (a jest to program czterostopniowy), musisz zaakceptować fakt, że uczucia te istnieja w tobie, a nie na zewnatrz ciebie. Wydaje się to czymś banalnie oczywistym. Ale czy jest tak na pewno? Wierzcie mi, że nie. Ludzie mają doktoraty z filozofii, są rektorami uniwersytetow, ale często nie są w stanie tego pojac. W szkolach nie uczono ich, jak żyć; uczono wszystkiego innego, ale nie tego. Jak to ktoś wyznal: “Otrzymałem niezwykle staranne wyksztalcenie, wiele lat zajelo mi jego przezwyciezanie”. I wyobrazcie sobie, wlasnie tej kwestii dotyczy duchowość. Oduczanie się. Oduczania się tego bezuzytecznego bagazu smieci, którym cię karmiono.

Negatywne uczucia istnieja w tobie, nie w otaczajacej ciebie rzeczywistości. Nie trudz się, by ja zmieniac. To przecież szalenstwo! Nie probuj zmieniac innych. Marnujesz czas i energie. Nie probuj zmieniac wspolmalzonka, szefa, przyjaciela, wroga i wszystkich pozostalych. Nie musisz zmieniac niczego. Negatywne uczucia są w tobie. Nikt na swiecie nie jest w stanie cię uszczęśliwic. Nic na swiecie nie jest w stanie zranic cię lub skaleczyc. Nie ma takiego zdarzenia, takich warunkow, sytuacji czy osoby. Nikt ci tego nie powiedział? Mówili wręcz coś odwrotnego. Teraz wiesz, dlaczego tkwisz w tym chaosie. Teraz możesz zrozumiec, dlaczego pograzony jesteś we snie. Nigdy ci tego nie powiedziano. Ale jest to przecież samo przez się zrozumiale.

Przypuscmy, że deszcz przerwal ci mila wycieczke. Kto fakt ten przezywa negatywnie? Deszcz czy ty? Co jest przyczyna tego negatywnego uczucia? Deszcz czy twoje nastawienia? Kiedy uderzasz się kolanem w stol, stol ma się dobrze. Zajety jest realizowaniem tego, do czego zostal powolany - do bycia stolem. Bol jest w twoim kolanie, nie w stole. Mistycy wciąż probuja nam przekazywac, że rzeczywistość, która nas otacza, jest najzupełniej w porządku. Problemy tkwią nie w tej rzeczywistości, znajduja się one wylacznie w ludzkich umyślach. Powinniśmy dodac: w glupich, spiących ludzkich umyślach. Sama rzeczywistość jest pozbawiona problemów. Zabierzcie z Ziemi ludzi, a życie trwać będzie nadal, przyroda istniec będzie nadal w calej swej krasie i intensywności. W czym mialby znajdować się problem? Nie ma żadnego problemu. Ty jesteś tym problemem. To ty stworzyłeś problemy. Utozsamiłeś “ja” z “mnie i to wlasnie jest ten problem. Uczucie to jest w tobie, nie w rzeczywistości.

Po trzecie, nie identyfikuj się z tym uczuciem. Nie ma ono nic wspolnego z “ja”. Nie okreslaj istoty swego “ja” w kategoriach tego uczucia. Nie mow: “Jestem przygnebiony. Jeśli byś powiedział: “To jest przygnebienie”, byłbyś blizszy prawdy. Gdy powiesz: “Depresja jest we mnie”, to postepujesz wlaściwie tak, jak gdy stwierdzasz: “Posepność jest we mnie”. Ale niemadrze czynisz, gdy powiadasz: “Jestem posepny”, gdyż definiujesz siebie w kategoriach uczucia. Jest to twoje złudzenie, błąd. Jest w tobie - akurat teraz - przygnebienie, rozgoryczenie, a1e zostaw je w spokoju, niech sobie będą. Na pewno mina. Wszystko mija, wszystko. Twoje depresje i wzloty nie mają nic wspolnego z twoim szczęściem. Są punktami na drodze zataczanej przez wahadlo twego losu. Jeśli szukasz silnych wrazen i dreszczu emocji, przygotuj się na depresje. Czy pragniesz zazycia swego narkotyku? Przygotuj się więc, że po jego zazyciu będziesz miał kaca. Ruch wahadla w jedna strone nieuchronnie pociaga za sobą ruch w przeciwna. Zjawisko to nie ma nic wspolnego z “ja”, nie ma nic wspolnego ze szczęściem. Odnosi się to do “mnie”. Jeśli zapamietasz to dobrze, jeśli powtorzysz to tysiac razy, jeśli po wielokroc sprobujesz wykonać te trzy kroki, to w koncu postepować będziesz wlaściwie. Być może nie będziesz potrzebowal podejmować tych prob aż tyle razy, może ci się to uda już za drugim razem. Nie wiem. Nie ma tu żadnej reguly. Ale poprobuj to tysiackrotnie, a uda ci się dokonać najwiekszego odkrycia w swoim życiu. Do diabla z kopalniami zlota na Alasce. Co zrobilbyś z tym zlotem? Jeśli nie jesteś szczęśliwy, nie możesz żyć. A zatem znalazłeś już prawdziwe zloto. Jesteś krolem, jesteś ksiezniczka. Jesteś wolny, już cię naprawdę nie obchodzi, czy jesteś akceptowany czy odrzucany, nie sprawia ci to żadnej roznicy. Psychologowie mówią nam, jak ważne jest poczucie przynalezności. Gadanie! Dlaczego mialbyś chciec przynalezec do kogokolwiek? To już nie ma teraz znaczenia.

Jeden z moich przyjaciol opowiadal mi, że istnieje taki afrykanski szczep, w którym kara śmierci polega na ostracyzmie spolecznym. Jeśli wyrzuca cię z Nowego Jorku lub z jakiegokolwiek miejsca twego zamieszkania, nie umrzesz. Jak to się dzieje, że ci Afrykanie umieraja? Poniewaz uczestnicza w zbiorowej glupocie ludzkości. Sadza, że nie nalezac nigdzie, nie będą w stanie żyć. Podobnie mniema wiekszość ludzi. Są przekonani, że musza gdzieś nalezec. Ale ty nie musisz przynalezec do nikogo ani do niczego, do żadnej grupy. Nie musisz być nawet zakochany. Kto ci wmówił, że musisz być zakochany? To, czego potrzebujesz, to wolność. To, czego potrzebujesz, to kochać. I taka jest twa natura. A z tego, co mi mówisz, wynika, że chcesz być pozadany. Chcesz być oklaskiwany, atrakcyjny, chcesz, by stadko malych malpek za tobą się uganialo. Marnujesz swoje życie. Obudź się. Nie potrzebujesz tego. Możesz trwać w blogim szczęściu i bez tych atrakcji.

Spoleczenstwo nie będzie uszczęśliwione tym, co mówię, poniewaz - jeśli to zrozumiesz i otworzysz oczy - staniesz się dla niego zagrozeniem. Jak to możliwe, by kontrolować osobe taka, jak ty? Nikogo nie potrzebuje, nie boi się krytyki, nie dba o to, co o niej myśla i co o niej mówią. Przeciela te wszystkie sznureczki, za pomoca których nią sterowano. Nie jest już kukielka. To niesie zagrozenie. Takiej osoby najlepiej się pozbyc. Mówi prawdę. Stala się nieustraszona. Przestala być ludzka. - Wlasnie ludzka! Prosze, cóż za paradoks: w koncu przecież stala się istota ludzka! Wydarla się ze swego zniewolenia, wydobyła się z wiezienia.

Nic nie usprawiedliwia negatywnych uczuć. Nie ma na swiecie takiej sytuacji, która usprawiedliwialaby ich podtrzymywanie. Wszyscy mistycy zdarli sobie gardla, by to nam powiedziec. Ale nikt ich nie słucha. Uczucia negatywne są w tobie. W Bhagawad-Gicie, swietej ksiedze hinduizmu, Pan Kriszna mówi do Arjuny: “Rzuc się w wir bitwy, ale serce twe niech trwa wsrod kwiecia lotosu, u stop Pana”. Cudowna sentencja. Aby osiągnąć szczęście, nie musisz robic nic. Mistrz Eckhart powiedział bardzo pieknie: “Boga nie osiąga się w procesie dodawania duszy czegokolwiek, ale przez odejmowanie”. Aby być wolnym niczego nie rob, ale coś odrzucaj. Wowczas będziesz wolny.

Po czwarte: Jak zmieniac wszystko? Jak zmieniac siebie? Musisz wiele rzeczy zrozumiec, a wlaściwie jedna rzecz, która można wyrazic na wiele sposobów.

Wyobrazcie sobie pacjenta, który idzie do lekarza i mówi mu, na co cierpi. Doktor odpowiada:

    - Rozumiem panskie symptomy. Wie pan, co zrobie? Zapisze lekarstwo dla pana sasiada.

    Pacjent odpowiada:

    - Dziekuje, bardzo dziekuje. To bardzo poprawi moje samopoczucie.

 

Idiotyczne to, prawda? Ale wlasnie tak czynimy. Osoba pograzona we snie sądzi, że poczuje się lepiej, jeśli zmieni się ktoś inny. Cierpisz, bo spisz, ale myślisz sobie: “Jakże piekne byłoby życie, gdyby ktoś inny się zmienil. Jakże piekne byłoby życie, gdyby zmienil się mój sasiad, zona, szef”.

Zawsze chcemy, by dla naszego dobrego samopoczucia zmienil się ktoś inny. Ale czy nigdy nie pomyśleliście, co by się stalo, gdyby rzeczywiście twój maz, twoja zona się zmienili? Byłbyś rownie bezradny jak przedtem, rownie nie przebudzony jak dotad. Ty jesteś tym, który ma się zmieniac, który musi zazyc lekarstwa. Twierdzisz: “Czuje się dobrze, bo świat jest w porządku.” Błąd! Świat jest w porządku, poniewaz ja czuje się dobrze. Tak twierdza wszyscy mistycy.

Rację Ma Świat

Kiedy się przebudzisz, kiedy zrozumiesz, kiedy zobaczysz - porzadek świata wyda ci się sluszny. Zawsze gnebi nas probłem zla. Istnieje niezwykle sugestywne opowiadanie o malym chlopcu wedrujacym wzdluz brzegu rzeki. Spostrzega krokodyla zlapanego w siec. Krokodyl odzwywa się do niego:

    - Czy ulitujesz się nade mną i uwolnisz mnie? Być może wygladam fatalnie, ale wiesz, to nie moja wina. Tak mnie stworzono. Bez wzgledu na mój wyglad bije we mnie serce matki. Przybyłam tutaj w poszukiwaniu pozywienia dla moich malych i wpadlam w pulapke.

    Na to chlopiec:

    - Gdybym pomógł ci uwolnic się z tej pulapki, zlapalabyś mnie i pozarla.

    Na co krokodyl:

    - Czy myślisz, że zrobilabym to swemu dobroczyncy i wyzwolicielowi?

Chlopiec daje się przekonać i zdejmuje siec, a krokodyl go lapie. Uwieziony pomiedzy szczekami krokodyla mówi:

    - A więc tym mi odplacasz za mój dobry uczynek? Krokodyl odpowiada:

    - No tak, synu, nie odnos tego tak wylacznie do siebie. Taki jest świat. Takie są reguly życia.

 

Chlopiec protestuje, wobec czego krokodyl sklada propozycje:

    - Zapytajmy kogos, czy nie mam racji?

Wtem chlopiec spostrzega ptaka siedzacego na galezi i pyta:

    - Ptaku, czy krokodyl ma racje?

    Ptak odpowiada:

    - Krokodyl ma racje. Spojrz na mnie. Pewnego razu wracałem do gniazda niosac pozywienie dla moich malych. Wyobraz sobie moje przerazenie, gdy zobaczyłem weza wspinajacego się po cichu po pniu wprost ku gniazdu. Byłem calkowicie bezradny. Waz pozeral moje małe, jedno po drugim. Krzyczałem i piszczalem, ale bezskutecznie. Krokodyl ma racje, takie jest prawo życia, tak skonstruowany jest świat .

    Na co krokodyl:

    - No widzisz.

    Ale chlopiec nie rezygnuje i prosi:

    - Zapytajmy jeszcze kogos innego.

    Krokodyl zgadza się. Na brzegu rzeki pasie się stary osiol.

    - Osle - mówi chlopczyk - czy krokodyl ma racje? Osiol odpowiada:

    - Tak, ma calkowita racje. Spojrz na mnie. Całe życie pracowałem ciezko dla mego pana i ledwo miałem co jesc. Teraz kiedy jestem stary i bezuzyteczny, pan wypuścil mnie i tak oto wedruje po swiecie, czekajac, aż jakis dziki zwierz zakonczy dni mego życia. Krokodyl ma racje, takie jest życie, tak jest skonstruowany świat.

    Krokodyl na to:

    - No widzisz.

    Chlopiec nie ustepuje:

    - Daj mi jeszcze jedna, ostatnia szanse. Zapytajmy kogos raz jeszcze. Pamietaj o tym, jak byłem dobry dla ciebie.

    Krokodyl się zgadza. Chlopiec widzi przebiegajacego krolika i pyta:

    - Kroliku, czy krokodyl ma racje?

    Krolik siada i zwraca się do krokodyla:

    - Powiedziałeś tak temu chlopcu?

    Krokodyl mówi:

    - Tak.

    Na co krolik:

    - Poczekaj chwile, musimy to przedyskutowac. Krokodyl na to się zgadza.

    - Jakże możemy dyskutowac, skoro trzymasz tego chlopca w paszczy? - stwierdza krolik. - Wypusc go, musi wziac udział w naszej naradzie.

    A na to krokodyl:

    - Jesteś sprytny, kroliku. Jak go wypuszcze, to mi ucieknie.

    Krolik w odpowiedzi:

    - Myślalem, że jesteś rozsadniejszy. Gdyby chcial uciekac, jedno uderzenie twojego ogona zabije go.

    Krokodyl zgadza się z krolikiem i wypuszcza chlopca.

    Krolik krzyczy:

    - Uciekaj! - i chlopiec daje nogi za pas.

    Wowczas krolik zwraca się do chlopca:

    - Czy nie przepadasz za miesem krokodyla? Czy ludzie z twojej wsi nie lubia smacznych posilków? Tak naprawdę, to do konca nie wypuściłeś krokodyla z sieci. Tkwi w niej jeszcze. Dlaczego nie pojdziesz do swej wsi i nie zawolasz swych ziomków?

 

Chlopiec tak czyni.

Mieszkancy wioski przybywaja z siekierami, wloczniami i kijami i zabijaja krokodyla. Chlopcu towarzyszy jego pies. Dostrzega krolika, lapie go i zagryza . Chlopiec przybywa zbyt pozno. Umierajacy krolik mówi:

    - Krokodyl miał racje, takie jest prawo życia.

 

Nie istnieje wyjasnienie wszelkiego cierpienia, zla, meczarni, zniszczenia i glodu na swiecie. Nigdy tego nie wyjasnisz. Możesz bawic się swymi wyjasnieniami, religijnymi czy też innymi - ale nie wyjasnisz tego nigdy. Bo życie jest tajemnica, co oznacza, że twój myślacy umysł nie jest tego w stanie rozwiklac. Dlatego wlasnie masz się przebudzić i wtedy dopiero pojmiesz, że nie w swiecie ukryte są problemy, ale ze ty sam jesteś problemem.

Somnambulizm

O tym wszystkim mówią swiete ksiegi, ale ty nie będziesz w stanie zrozumiec z nich ani słowa - zanim się nie obudzisz. Ludzie pograzeni we snie czytaja swiete ksiegi i w oparciu o nie krzyzuja Mesjasza. Musisz się obudzić, aby pojac sens tych swietych ksiag. One mają sens jedynie dla przebudzonych. Podobnie i rzeczywistość. Nigdy jednak nie będziesz w stanie oddac tego slowami; może bardziej za pomoca czynów. Ale i wowczas trzeba się będzie upewnic, czy nie rzucasz się w działanie po to, aby uciec przed negatywnymi uczuciami. Wielu ludzi rzuca się w wir działania pogarszajac tylko sprawę. Nie przychodza z miłości, lecz wypchani są negatywnymi uczuciami. Poczuciem winy, zlościa, nienawiścia, pewnego rodzaju poczuciem niesprawiedliwości lub czymś podobnym. Musisz upewnic się co do “swej” istoty, nim podejmiesz działanie. Musisz upewnic się co do tego, kim jesteś - nim zaczniesz działac. Niestety, kiedy ludzie spiący przechodza do działania, zamieniaja po prostu jedno okrucienstwo na drugie, jedna niesprawiedliwość na druga. I trwa to tak bez ustanku. Mistrz Ekhart mówi: “Nie przez działania będziesz zbawiony (lub przebudzony, nazywaj to, jak chcesz), ale przez swe bycie. Nie to, co robisz, będzie sadzone, ale to, czym jesteś”. Co ci da nakarmienie glodnych, pojenie spragnionych, odwiedzanie wiezniów?

Pamietasz to zdanie ze św. Pawla: “Gdybym caly swój majatek rozdal na zywienie ubogich i wlasne cialo wydal na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże...” Nie twoje czyny, ale sposób bycia ma znaczenie. Wtedy możesz działac. Możesz, ale nie musisz. Dopóki nie jesteś przebudzony, nie możesz o tym decydowac. Niefortunnie kladzie się caly nacisk na znaczenie tego świata, a bardzo malo uwagi poświeca się kwestii przebudzenia. Kiedy się już przebudzisz będziesz wiedział, co robic albo czego nie robic. Jak wiecie, niektorzy mistycy bywaja bardzo dziwni. Jak Jezus, który mógł o sobie powiedzieć mniej więcej coś takiego: “Nie zostałem poslany do tamtych ludzi, ograniczam się do tego, co mam czynic wlasnie teraz. Pozniej, być może...” Niektorzy mistycy trwają w milczeniu. Niektorzy z nich spiewaja. Jeszcze inni zaciagaja się na sluzbe. Nigdy nie można przewidziec, co zrobia . Kieruja się wlasnymi prawami, dokladnie wiedza, co ma być zrobione. “Rzuc się w wir walki, ale serce twe niech trwa wsrod kwiecia lotosu, u stop Pana”, jak to wam już wczesniej mówiłem.

Wyobraz sobie, że znajdujesz się w kiepakiej formie, w zlym nastroju, ale ktoś pokazuje ci piekna okolice. Krajobraz jest piekny, jednak twój minorowy nastroj nie pozwala ci zobaczyc czegokolwiek. Kilka dni pozniej przechodzisz ta sama droga i mówisz: “Wielkie nieba, gdzie ja byłem, że tego nie widziałem?” Wszystko staje się piekne, kiedy ty się zmieniasz. Albo spogladasz na drzewa i gory przez szyby zalane deszczem: wszystko wydaje ci się rozmazane i bezksztaltne. Masz ochote wyjść i zmienic te drzewa i te gory. Poczekaj chwile, sprawdz, jaka jest pogoda. Kiedy zamilknie burza i przestanie padac, wyjrzysz przez okno i powiesz: “Jakże inaczej to wszystko wyglada.” Widzimy ludzi i rzeczy nie takimi, jakimi są, ale takimi, jakimi my jesteśmy. Dlatego kiedy dwie osoby patrza na coś czy na kogos, reaguja w odmienny sposób . Postrzegamy rzeczy lub osoby nie takimi, jakimi one są, ale zaleznie od tego, jacy my jesteśmy.

Pamietacie zdanie z Pisma Św. o tym, że dla kochajacych Boga wszystko przemienia się w zloto? Kiedy w koncu się obudzisz, nie będziesz probowal robic dobrych rzeczy - one po prostu będą się wydarzac. Zrozumiesz nagle, że wszyatko, co cię spotyka, jest dobre. Pomyśl o ludziach, z którymi zyjesz i których chcialbyś zmienic. Oceniasz ich jako niestalych, nierozwaznych, niepewnych, zdradliwych . Ale kiedy ty się zmienisz, to i oni będą inni. I ty będziesz inaczej na nich patrzyl. Ktoś, kto wydawal się przerazajacy, teraz wyda się przestraszony. Ktoś, kto wydawal się grubianski, również wyda się dreczony lękiem. Zupełnie nagle nikt nie będzie w stanie cię zranic. Nikt nie będzie w stanie wymoc na tobie czegokolwiek. To coś takiego, jak na przykład wtedy, gdy zostawiasz na stole ksiazke, ja ją podnosze i mówię: “Usilujesz coś na mnie wymoc - muszę bowiem tę ksiazke wziac albo nie wziac.” Jakże ludzie są zajeci oskarzajac wszystkich dookola, bombardujac oskarzeniami życie, spoleczenstwo, sasiadów. W ten sposób nic nie będziesz w stanie zmienic; utkniesz w swym koszmarnym snie, nigdy się nie przebudzisz.

Przecwicz to tysiackrotnie:

 

    a) zidentyfikuj swe negatywne uczucia;

    b) zaakceptuj, że są one w tobie, a nie na zewnatrz, w swiecie;

    c) nie traktuj ich jako integralnej cześci “ja”, są one bowiem czymś przejściowym;

    d) zrozum, że kiedy ty się zmienisz, zmieni się wszystko.

 

Zmiana Jako Żądza

Nadal stoimy wobec wielkiego pytania: “Co zrobilem, by zmienic siebie?” Mam wam do przekazania zaskakujaca niespodzianke, znakomita nowine! Nie musicie nic robic w tej sprawie. Im więcej działań zaczniecie podejmować w tym kierunku, tym będzie dla was gorzej. Jedyne, co macie zrobic, to zrozumiec. Pomyśl o kims, z kim mieszkasz lub z kim pracujesz, kogo nie lubisz, kto wzbudza w tobie negatywne uczucia. Sprobuje pomoc ci w zrozumieniu tego, co w tobie się dzieje.

Po pierwsze, musisz zrozumiec, że negatywne uczucia istnieja wewnatrz ciebie. Ty jesteś za nie odpowiedziałny, nikt inny. Ktoś inny na twoim miejscu zachowalby calkowity spokoj i pełny luz wobec tej osoby. Nie działalaby ona w najmniejszym stopniu na niego. Na ciebie jednak działa. A teraz, zrozum nastepna rzecz: tę mianowicie, że czegoś zadasz. Masz pewne oczekiwania wobec tej osoby. Czy potrafisz to sobie uzmyślowic? Powiedz do tej osoby: “Nie mam prawa niczego od ciebie zadac.” Mówiąc tak odrzucasz swe oczekiwania. “Nie mam żadnego prawa czegokolwiek od ciebie zadac. Będę oczywiście bronil się przed skutkami twych działań czy nastrojow, czy czegokolwiek, ale możesz być tym, czym ty chcesz. Nie mam prawa stawiać ci żadnych zadan.”

Zauwaz, co się z tobą dzieje, kiedy to mówisz. Czy wyczuwasz w sobie jakis opor przed wypowiedzeniem tych slów? Mój Boże, ile jeszcze będziesz mógł odkryc tajemnic dotyczacych twego “mnie”. Pozwol wyjść na jaw temu malemu dyktatorowi, tyranowi siedzacemu w tobie. Myślales, ie jesteś potulnym barankiem, prawda? Nie, ja jestem tyranem i ty nim także jesteś. Mala wariacja na temat: Ja jestem osłem i ty jesteś osłem. Ja jestem dyktatorem i ty jesteś dyktatorem. Chcę rzadzic twoim zyciem za ciebie, chcę ci powiedzieć bardzo dokladnie czego oczekuje; jaki masz być, jak masz się zachowywac, i lepiej jeśli będziesz zachowywal się zgodnie z tym, co mówię, w przeciwnym bowiem razie znienawidzisz samego siebie. Pamietaj o tym, co mówiłem - wszyscy są lunatykami.

Pewna kobieta opowiadala mi, że jej syn zdobył nagrode w szkole. Była to nagroda za osiągniecia w nauce i sporcie. Cieszyla się bardzo z osiągniec syna, ale kusilo ja, by mu powiedziec: “Nie chelp się za bardzo ta nagroda, bo ci to zaszkodzi wowczas, gdy nadejdzie czas, że przestaniesz być tak dobry.” Jej problem polegal na tym, co zrobic, by ustrzec syna przed przyszlym rozczarowaniem, nie gaszac jego radości doznawanej w biezacej chwili.

Mamy nadzieje, że kiedy ona sama dojrzeje, to i on zrozumie, o co tu chodzi. Tu nie idzie o to, czy ona mu to powie. Raczej o to, kim ona w koncu się stanie . Wtedy zrozumie. Wowczas będzie wiedziała, co i kiedy powiedziec. Nagroda była wynikiem rezultatów osiągnietych we wspolzawodnictwie, które może być okrutne, jeśli zbudowane jest na nienawiści do samego siebie i innych. Ludzie osiągaja dobre samopoczucie dzieki zlemu samopoczuciu innych, poprzez pokonywanie innych. Czyż nie jest to obrzydliwe? Ale dla domu wariatów jakże znamienne!

Pewien amerykanski lekarz opisal skutki wspolzawodnictwa w swoim życiu . Pojechal na studia medyczne do Szwajcarii, gdzie studiowalo wielu Amerykanów. Niektorzy z nich przezyli szok, w momencie gdy zobaczyli, że nikt nie wystawia tam stopni, nie wręcza żadnych nagrod, nie ma listy dziekanskiej, brak też “pierwszych” oraz “drugich” na roku. Na rok nastepny przechodzilo się albo nie.

“Niektorzy z nas - pisze - nie mógłi się po prostu z tym pogodzic . Zaczeliśmy paranoicznie podejrzewac, że jest w tym jakis haczyk”. Część z nich przeniosla się do innych uczelni. Ci, którzy pozostali, odkryli nagle coś dziwnego, czego nigdy nie zauwazyli na uniwersytetach amerykanskich: studenci, najlepsi studenci pomagali innym w nauce, dzielili się swymi sukcesami. Jego syn studiuje w amerykanskiej Akademii Medycznej i opowiada na przykład, jak to w laboratorium studenci często demontuja mikroskop - w taki sposób, by nastepny po nich musial stracic kilka minut na nastawienie ostrości. Wspolzawodnictwo. Musza zwyciezyc, musza być doskonali. Przytacza też piekna historyjke, która jest prawdziwa, choć może być traktowana jako doskonala metafora. Było w Ameryce takie małe miasteczko, którego mieszkancy zbierali się wieczorem, aby sobie pomuzykowac. Mieli saksofoniste, perkusiste i skrzypka. Byli to ludzie w starszym wieku. Gromadzili się wspolnie dla towarzystwa i czystej radości muzykowania, choć w tej materii nie byli specjalnie dobrzy. Cieszyli się wspolnie spedzonym czasem, aż do momentu gdy postanowili wybrac nowego dyrygenta, pełnego ambicji i energii. Nowy dyrygent powiedział im:

    - Słuchajcie, musimy przygotować koncert dla miasta.

Stopniowo pozbywal się osob, które graly gorzej, wynajal zawodowych muzykow, którzy zastapili starych. Stworzyl orkiestre z prawdziwego zdarzenia, a nazwiska wszystkich muzyków umieszczono w miejscowej gazecie.

Czyż to nie cudowne znalezc się w gazecie? Postanowili więc przenieść się do innego miasta i tam grac. Ale niektorzy ze starych czlonków orkiestry ze lzami w oczach mówili:

    - Jakże wspaniale było dawnej, kiedy graliśmy źle, ale z radościa.

W ich życie wkradlo się okrucienstwo, ale nikt go nie rozpoznal. Widzicie, jakimi lunatykami są ludzie!

Niektorzy z was pytali mnie, co miałem na myśli, mówiąc: “Rob swoje i bądź sobą, to jest w porządku”. Ale ja będę się bronil, będę sobą. Innymi slowy, nie pozwole sobą manipulowac. Będę zyl swoim zyciem, szedl swoja droga, pozwole sobie na swobode myślenia po swojemu, na niepodazanie za swymi sklonnościami i pozadaniami. I będę ci mówił: “Nie”, jeśli nie przyjme twego towarzystwa. Nie dlatego, że wzbudzasz we mnie negatywne uczucie. Bo już nie wzbudzasz. Nie masz nade mną wladzy. Mogę po prostu pragnac, by być z kims innym.

Jeśli więc zapytasz:

    “Może poszlibyśmy do kina?”

    Odpowiem:

    “Przykro mi, chcę iść z kims innym. Wolę jego towarzystwo.”

 

I to jest w porządku. Mówienie ludziom “nie” jest wspaniala rzecza, jest to część przebudzenia. Przebudzenie to życie nie wedlug regul narzucanych mi przez innych, ale zgodnie z tym, jak tobie się wydaje. I zrozum, to nie jest egoizm. Egoizmem jest wymaganie od innych, by zyli zyciem, które akurat tobie wydaje się najwlaściwsze. To jest egoizm. Żyć swoim zyciem nie jest egoizmem. Egoizm zawiera się w zadaniu, by ktoś zyl zgodnie z twoimi upodobaniami, zyl dla twojej prozności, dla twego zysku i twojej przyjemności. To jest naprawdę samolubstwo. Tak więc będę chronil samego siebie. Nie będę czul się zobligowany do bycia z tobą, nie będę czul się zobowiazany do przytakiwania twoim gustom. Jeśli twoje towarzystwo będzie mile, będę się nim cieszyl - nie uzalezniajac się od niego. Ale nie unikam cię już z powodu jakichkolwiek negatywnych uczuć, które we mnie wzbudzasz. Nie masz już takiej mocy.

Przebudzenie powinno być niespodzianka. Kiedy czegoś się nie spodziewasz, a to się zdarza, czujesz się zaskoczony. Kiedy zona Webstera przylapala go na tym, że calowal pokojowke, powiedziała mu, że jest bardzo zaskoczona. Webster był jednak pedantyczny w doborze wlaściwych slów (jest to zupełnie zrozumiale u autora slownikow), tak więc odpowiedział: “Nie, kochanie, ja jestem zaskoczony. Ty jesteś zdumiona!”

Dla niektórych przebudzenie staje się celem samym w sobie. Podporzadkowuja mu całe swe życie. Mówia: “Nie będę szczęśliwy, dopóki nie osiągnę przebudzenia.” W takim przypadku lepiej pozostac tam, gdzie się jest i po prostu być świadomym sposobu swego bycia. Zwykla świadomość jest szczęściem w porownaniu z przymusem reagowania przez caly czas na wszystko. Ludzie reaguja tak szybko, bo nie osiągneli zrozumienia. Przyjdzie czas, że zrozumiesz, że są chwile, kiedy będziesz reagowal w ukierunkowany sposób, nawet przy pełnej świadomości. W miare poszerzenia świadomości reagować będziesz coraz rzadziej, a więc i działac będziesz coraz mniej . Ale tak naprawdę nie ma to wiekszego znaczenia.

Pewien uczen powiedział swemu guru, że udaje się w jakieś odlegle miejsce, by pomedytowac, i ma nadzieje, że osiągnie tam oświecenie. Przysylal więc swemu guru co sześć miesiecy wiadomości o tym, jakie czyni postepy. Pierwsza informacja brzmiala: “Teraz rozumiem, co to znaczy zatracic siebie”. Guru podarl kartke i wyrzucil ja do kosza na smieci. Po nastepnych sześciu miesiacach otrzymal nastepna relacje: “Teraz osiągnałem wrazliwość na wszystkie istoty”. Guru podarl i to. Trzecia wiadomość dotyczyla kolejnych postepow: “Teraz pojałem tajemnice jedności i wielości”. I ta kartka zostala podarta. Trwalo to tak przez lata, aż w koncu nie nadeszla żadna wiadomość. Po pewnym czasie guru zainteresowal się ponownie losem ucznia i kiedy jakis podroznik udawal się w tamte strony, poprosil go, by dowiedział się, co stalo się z tym człowiekiem. Otrzymal wreszcie informacje od ucznia. Napisal on: “A jakie to ma znaczenie?” Kiedy guru to przeczytal, powiedział:

    - Dokonal tego! Udalo mu się w koncu! Udalo!

 

Pewien zolnierz na polu bitwy upuścil swój karabin na ziemie, podniosl lezacy kawalek papieru i przez czas jakis mu się przygladal. Nastepnie pozwolil, by skrawek papieru upadl z powrotem na ziemie. Pozniej poszedl w inne miejsce i uczynil to samo. Koledzy sądzili, że niepotrzebnie naraza się na niechybna śmierć i potrzebuje pomocy. Umieszczono go w szpitalu i zapewniono opieke najlepszego psychiatry. Nie przynosilo to jednak żadnych efektów. Wedrowal po salach i podnosil kawalki papieru, przygladal im się bezmyślnie i pozwalal spadac na ziemie. W koncu uznano, że wojsko powinno się go pozbyc. Wezwano go więc i wręczono zaswiadczenie o zwolnieniu z armii. Wzial je bezmyślnie do reki, spojrzal na nie i wykrzyknal:

    - To jest to! Wlasnie to!

    Wreszcie znalazl to, czego szukal.

 

Tak więc zacznijcie uswiadamiac sobie swój wlasny stan, jakikolwiek by on nie był. Przestancie odgrywać role dyktatora. Przestancie zmuszac siebie do przyjmowania jakiegokolwiek kierunku. Wowczas pewnego dnia pojmiecie, że dzieki zwyklej świadomości osiągneliście to, do czego przedtem tak usilnie i nadaremnie dazyliście.

Zmieniona Osoba

Nie formuluj żadnych zadań na swej drodze do świadomości. Twoje zachowanie powinno przypominać raczej przestrzeganie zasad obowiazujacych na przykład w ruchu drogowym. Jeśli nie respektujesz znaków drogowych, placisz mandat. Tu, w Stanach Zjednoczonych, jezdzi się prawa strona jezdni, w Anglii lewa, w Indiach także lewa strona jezdni. Nieprzestrzeganie przyjetych w danym kraju zasad kwalifikuje się do ukarania mandatem. I nie ma tu miejsca na zranione uczucia, zadania, oczekiwania. Po prostu trzeba się stosować do wymogów okreslanych przez kodeksy ruchu drogowego.

Pytacie, gdzie tu jest miejsce na wspolczucie, na wine. Bedziecie wiedziec, skoro tylko się przebudzićie. Jeśli masz poczucie winy wlasnie teraz, to jakim sposobem mogę ci to wyjasnic? Skad wiedziałbys, czym jest wspolczucie? Czasem ludzie chca nasladować Chrystusa, ale kiedy malpa gra na saksofonie, nie oznacza to, że stala się muzykiem. Nie możecie nasladować Chrystusa przez powtarzanie jego zewnetrznych zachowan. Trzeba stac się Chrystusem. Wowczas bedziecie miec rzetelne rozeznanie, co w konkretnej sytuacji nalezy zrobic, biorac pod uwage swój temperament i charakter, oraz temperament i charakter osoby, z która się zetkniecie. Nikt wowczas nie musi wam tego mówić. Aby tak czynic, trzeba być tym, kim był Chrystus. Zewnetrzne nasladownictwo wiedzie donikad. Jeśli myślicie, że wspolczucie oznacza miekkosc, to nie ma sposobu, bym mógł wam opisac, czym jest wspolczucie. Absolutnie żadnej możliwości, poniewaz wspolczucie może być czymś bardzo twardym. Wspolczucie zawierac może spora dawke surowości, może ono solidnie tobą wstrzasnac, może też “zakasac rekawy” i dokonać na tobie operacji. Wspolczucie może miec bardzo rozne oblicza, może być bardzo delikatne, ale skadze już teraz mógłbyś o tym wiedziec? Dopiero gdy staniesz się miłością - innymi slowy, gdy odrzucisz swe iluzje i przywiazania - dopiero wtedy będziesz wiedział.

W miare jak coraz mniej i mniej identyfikowal się będziesz ze swoim “ja”, zapewnisz sobie coraz lepszy kontakt ze wszystkim i ze wszystkimi. A wiesz dlaczego? Poniewaz przestajesz się bac, że ktoś cię zrani, że nie będzie cię lubil . Nie będziesz pragnal wywierac na nikim dobrego wrazenia. Czy potrafisz wyobrazic sobie ulge polegajaca na tym, że poczujesz się uwolniony od tego wewnetrznego przymusu? Cóż za ulga! Wreszcie szczęście! Nie odczuwasz już koniecznej potrzeby wyjasniania wszystkiego. I dobrze. Bo też co tu jest do wyjasniania. A nadto nie ma w tobie przymusu ani potrzeby przepraszania. O wiele bardziej wolałbym uslyszec, że mówicie: “Obudziłem się” niż “przepraszam”. Wolałbym uslyszec, jak mówisz do mnie: “Obudziłem się po naszym ostatnim spotkaniu, to, co ci uczynilem, już więcej się nie powtorzy” niż: “Tak mi przykro z powodu tego, co zrobilem”. Dlaczego ktoś mialby wymagac przeprosin? Musisz zbadac tę kwestie.. Nawet jeśli ktoś zrobilby ci jakieś swinstwo, to nie ma tam miejsca na przepraszanie.

Nikt ci nie zrobil swinstwa. Zrobil swinstwo komuś, kim - jak sądzil - jesteś, ale nie tobie. Nikt nie odrzuca ciebie, odrzuca tylko to, kim jesteś wedlug jego mniemania. Zreszta jest to bron obosieczna, nikt też nie akceptuje ciebie. Dopóki ludzie się nie obudza, po prostu akceptuja lub odrzucaja posiadane przez siebie wyobrazenie o tobie. Stworzyli sobie twój wizerunek i albo go odrzucaja, albo akceptuja . Widzisz, jak głęboko to siega. Jest to nieco zbyt daleko idace wyzwolenie. Ale też zobacz, jak latwo kochać wszystkich, kiedy nie identyfikujesz się z tym, co oni wyobrazaja sobie na twój lub też na swój temat. Wowczas latwo jest ich kochać - wszystkich.

Obserwuje “mnie”, ale nie myślę o “mnie”. Poniewaz myślace “mnie” czyni tak wiele zlego. I kiedy “mnie” poddaje wlasnej obserwacji, ciagle jestem świadom, że jest to jedynie refleksja. W rzeczywistości nie myśli się o “ja” i “mnie”. Jesteś jak kierowca samochodu, który ani na moment nie chcę ze swej świadomości wyeliminować obecności tego pojazdu. Można sobie przez chwile pomarzyc, ale zarazem nie można tracic świadomości tego, co nas otacza. Musisz być zawsze czujny, ale tak, jak czuwa matka. Nie zbudzi jej ryk samolotów przelatujacych nad domem, ale uslyszy przez sen kwilenie swego dziecka. Jest czujna i w tym sensie - przebudzona. O przebudzeniu nic nie można powiedziec, można jedynie mówić o snie. Na przebudzenie można jedynie wskazac. Nie można niczego powiedzieć o szczęściu. Szczęście nie da się zdefiniowac, opisac można jedynie nieszczęście. Przestań być nieszczęśliwy, to zrozumiesz. Miłości nie można zdefiniowac, brak miłości można. Kiedy pozbedziesz się braku miłości - zrozumiesz. Chcecie wiedziec, kto jest przebudzony? Dowiecie się tego jedynie wtedy, gdy się przebudzićie.

Czy zakladam, na przykład, że nie powinniśmy formulować żadnych zadań wobec dzieci? Powiedziałem: “Nie macie prawa formulować żadnych zadan”. Predzej czy pozniej dziecko będzie musialo od was odejsc, zgodnie z nakazem Pana. I wowczas nie bedziecie mieli do niego żadnego prawa. W gruncie rzeczy nie jest to twoje dziecko i nigdy nim nie było. Nalezy do życia, nie do ciebie. Nikt nie nalezy do ciebie. To, o czym mówisz, to wychowanie dziecka. Jeśli chcesz dostac obiad, przyjdz miedzy dwunasta a pierwsza, bo pozniej obiadu nie dostaniesz. Czas. W ten sposób świat funkcjonuje. Nie przyjdziesz na czas, nie dostaniesz obiadu. Jesteś wolny, to prawda, ale i ponosisz konsekwencje swej wolności.

Kiedy mówię o tym, że nie nalezy miec żadnych oczekiwań wobec innych, mam na myśli oczekiwania i wymagania sluzace wlasnemu dobremu samopoczuciu. Prezydent Stanów Zjednoczonych musi oczywiście stawiać obywatelom pewne wymagania. Policjant także. Ale są to wymagania dotyczace ich zachowania - zasady ruchu drogowego, funkcjonowania organizacji, wlaściwych regul spolecznego wspolistnienia. Nie są one formulowane jedynie po to, by prezydenta czy policjanta wprowadzic w dobry nastroj.

Osiągnięcie Milczenia

Wszyscy pytaja mnie, co się stanie, kiedy już się przebudza. Czy w pytaniu tym tkwi jedynie ciekawość? Lubimy pytac, czy to lub tamto pasuje do danego systemu, albo jaki ma sens w danym kontekście, lub do czego będzie podobne to, co nastapi. Przebudzcie się, a bedziecie wiedziec, jak to jest. Tego nie można opisac. Na Wschodzie mówi się: “Ci, którzy wiedza, nie mówią. Ci, którzy mówią, nie wiedza.” Tego nie można wypowiedziec; można jedynie przyblizyc poprzez opis, czym nie jest. Guru nie może dac ci prawdy. Prawdy nie da się ujac w słowa, zamknąć w formule. Bo wowczas to nie jest prawda; jest to oddalanie się od rzeczywistości. Nie ujmiesz rzeczywistości za pomoca formul. Guru może jedynie wskazac twe bledy. Jeśli je porzucisz, poznasz prawdę. Ale nawet wtedy nie możesz jej wypowiedziec. Posrod greko-katolickich mistyków jest to przekonanie powszechne. Wielki Tomasz z Akwinu pod koniec swego życia przestal mówić i pisac - zaczal widziec.

Zawsze wydawalo mi się, że to jego slynne milczenie trwalo kilka miesiecy, tymczasem ciagnelo się ono przez lata. Bowiem zdal sobie sprawę, że zrobil z siebie glupca i powiedział to wprost. To tak, jakby ktoś, kto nigdy nie jadł zielonego mango, pytal mnie: “Jak ten owoc smakuje?” Odpowiedziałbym: “Jest kwasny”. Mówiąc cokolwiek wprowadzilbym cię w błąd. Sprobujcie to zrozumiec. Ludzie w swej wiekszości nie są zbyt madrzy, opieraja się na slowie - nie na slowie Pisma na przykład - wszystko pojmuja blednie. Mówię: “Kwasny”, a ty pytasz: “Kwasny jak cytryna, kwasny jak ocet?” Odpowiadam: “Nie. Kwasny jak mango”. “Nigdy nie probowałem manga” pada odpowiedz. Tym gorzej! Ale nie daje mu to spokoju i w koncu pisze doktorat na ten temat. A nie robilby tego, gdyby tylko sprobowal manga. Naprawdę . Może napisalby doktorat, ale już na inny temat. I kiedy pewnego dnia sprobuje w koncu owocu magno, powie: “Boże, zrobiłem z siebie glupca. Nie powinienem był pisac tego doktoratu”. Tak wlasnie postapil Tomasz z Akwinu.

Wielki niemiecki filozof i teolog napisal cala ksiazke tylko o milczeniu św. Tomasza. A on po prostu milczal. Nic nie mówił. W prologu do “Summy Teologicznej”, bedacej synteza calej jego teologii, napisal: “O Bogu nie możemy powiedziec, kim jest, ale raczej, czym nie jest”. A więc, nie możemy mówić o tym, jaki On jest, ale raczej, jaki On nie jest. A w swym slynnym komentarzu do traktatu Boecjusza “O Trojcy Swietej” mówi, że są trzy drogi poznania Boga: pierwsza poprzez dzielo stworzenia, druga poprzez działanie Boga w historii i trzecia poprzez najwyzsza forme wiedzy o Bogu - poprzez poznanie Boga tamquam ignotum (poznanie Boga jako niepoznawalnego).

Najwyzsza forma wiedzy o Trojcy jest to, iż nie wie się, kim Ona jest . I takiej tezy wcale nie wyglasza Wschodni Mistrz Zenu. Mówi tak kanonizowany swiety Kościola rzymsko-katolickiego, od wielu stuleci uznany za ksiecia teologii. Poznać Boga jako nieznanego. W innym miejscu św. Tomasz powiada nawet: jako niepoznawalnego. Rzeczywistość, Bóg, boskosc, prawda, miłość są niepoznawalne, to znaczy nie mogą być pojete przez myślacy umysł. Powinno to powstrzymac olbrzymia ilość pytan, które ludzie stawiaja, poniewaz zyja iluzja, że możemy wiedziec. A nie wiemy. I wiedzieć nie możemy.

Czym zatem jest Pismo Sw.? Jest aluzja, kluczem, ale nie opisem. Fanatyzm jednego szczerze wierzacego, któremu wydaje się, że wie, powoduje o wiele więcej zla niż wspolny wysilek dwustu lajdaków. Przerazenie ogarnia, gdy się widzi, co szczerze wierzacy wyczyniaja tylko dlatego, iż wydaje im się, że wiedza. Czyż nie byłoby wspaniale żyć na swiecie, gdzie wszyscy ludzie mówiliby: “Nie wiem.” Jedna wielka przeszkode mielibyśmy za sobą. Czy nie byłoby to cudowne?

    Przychodzi do mnie mezczyzna niewidomy od urodzenia i pyta:

    - Czym jest to, co nazywacie zielonym?

 

Jak opisac komuś zielony kolor, kto nie dostrzega barw od urodzenia? Może przez analogie?

    Mówię mu więc:

    - Kolor zielony jest czymś w rodzaju delikatnej muzyki.

    Pyta:

    - Jak delikatna muzyka?

    - Tak - mówię - jak delikatna, kojaca muzyka.

    Przychodzi drugi ociemnialy i pyta:

    - Czym jest kolor zielony?

 

I mówię mu, że jest podobny do miekkiej satyny, bardzo miekkiej i kojacej w dotyku. Nastepnego dnia widze, jak tych dwoch wygraza sobie nawzajem.

    Jeden z nich mówi:

    - Jest jak delikatna muzyka.

    Na co drugi:

    - Jest jak miekka satyna. -

I tak to trwa. Zaden z nich w gruncie rzeczy nie wie, o czym mówi, gdyby bowiem wiedzieli, milczeliby. I to tak wlasnie jest. A nawet gorzej, poniewaz pewnego dnia przywracasz, powiedzmy, temu niewidomemu wzrok, a on siedzi w ogrodzie i rozglada się wokol. Mówisz do niego:

    - Teraz wiesz, jak wyglada kolor zielony.

    A on odpowiada:

    - To prawda. Slyszałem go troche tego ranka.

Prawda jest taka, że otoczeni jesteście przez Boga i nie widzicie Go, bo coś o Bogu “wiecie”. Ostateczna bariera w dostrzezeniu Boga jest wasze wyobrazenie o Nim. Brak wam Boga, bo wydaje wam się, że “wiecie”. Jest to straszny aspekt religii. Mówia o tym Ewangelie, że religijni ludzie “wiedzieli”, a więc pozbyli się Jezusa. Najwyzsza forma wiedzy o Bogu jest wiedza o Bogu niepoznawalnym. Stanowczo zbyt wiele slychac gadaniny o Bogu, świat jest tym przesycony. Zbyt malo za to jest świadomości, zbyt malo miłości, zbyt malo szczęścia - ale nie naduzywajmy i tych slów. Zbyt malo porzucen iluzji, odrzucen bledow, rezygnacji z wlasnych uwiklań i zbyt wiele okrucienstwa. Zbyt malo świadomości. I to jest przyczyna cierpienia świata, a nie brak religii. Religia dotyczyc ma przebudzenia, ma mówić o braku świadomości. Spojrzcie, jacy jesteśmy zdegenerowani. Odwiedzcie mój kraj i zobaczcie, jak zabijaja się nazwajem z powodu religii. Znajdziecie to wszedzie. “Ten, który wie, nie mówi. Ten, który mówi, nie wie”. Wszystkie objawienia są niczym innym, jak tylko palcem wskazujacym na ksiezyc. Tu na Wschodzie mówimy: “Kiedy medrzec wskazuje ksiezyc, idioci patrza na palec”.

Jean Guitton, bardzo pobozny i ortodoksyjny pisarz francuski, dodaje do tego przerazajacy komentarz: “Często uzywamy tego palca, by wylupic oczy”. Czy nie jest to przerazajace? Świadomość, świadomość i jeszcze raz świadomość! W świadomości wasze uzdrowienie, w świadomości prawda, w świadomości wyzwolenie. W świadomości jest duchowość, w świadomości tkwi rozwoj, w świadomości zawarta jest miłość, w świadomości tkwi przebudzenie. Świadomość.

Muszę mówić o slowach i pojeciach, gdyż pragne wam wyjasnic, dlaczego patrzac na drzewo tak naprawdę go nie widzimy. Wydaje nam się, że widzimy, ale zapewniam was, że nie widzimy. Patrzac na jakas osobe nie widzimy tej osoby naprawdę, tak nam się tylko wydaje, że ja widzimy. To, co widzimy, to coś, na czym zafiksowal się nasz umysł. Odnosimy jakieś wrazenie i nastepnie kurczowo się go trzymamy, patrzac na tę osobe przez jego pryzmat. I czynimy tak naprawdę, że wszystkim . Jeśli to pojmiecie, zrozumiecie także piekno i wspanialość stanu świadomości - odnoszacej się do wszystkiego wokol. Bo tam jest rzeczywistość, “Bóg” - czymkolwiek jest - też tam jest. Biedna mala rybka w oceanie pyta: “Przepraszam, któredy do oceanu? Czy możesz powiedzieć mi, gdzie go znajde?” Wzruszajace? Gdybyśmy tylko przejrzeli na oczy i zobaczyli, wowczas również byśmy zrozumieli.

Przegrać Wyścig Szczurów

Powrocmy do tej pieknej sentencji z Ewangelii, że trzeba zatracic siebie, by się odnalezc. Myśl ta obecna jest w prawie calej literaturze religijnej, we wszystkich religiach, w calej literaturze mistycznej. Jak można zatracic siebie? Czy kiedykolwiek probowałeś coś stracic? To prawda: im usilniej czegoś probujesz, tym trudniej to osiągnac. Tracisz rozmaite rzeczy przez to, iż nadmiernie pragniesz je osiągnac. Tracisz, gdyż nie jesteś tego świadom. No tak, jak zatem obumrzec dla siebie samego? Mówimy tu oczywiście o śmierci, a nie o samobojstwie. Zada się od nas obumarcia, a nie pozbawiania się życia. Przysporzenie jazni bolu, cierpienie, byłoby jedynie umocnieniem jazni. Dawaloby to przeciwny od zamierzonego efekt. Nigdy nie jesteś tak przepełniony swym “ja”, jak wtedy gdy cierpisz. Nigdy nie jesteś tak skoncentrowany na sobie, jak wtedy gdy jesteś przygnebiony. Nigdy nie jesteś blizszy zapomnienia siebie, jak wowczas gdy jesteś szczęśliwy. Szczęście uwalnia cię od “ja” . To cierpienie, bol, nedza i depresja wiaze cię z “ja”. Zauwaz, jak świadomy jesteś swego zeba, gdy cię boli. Kiedy ten bol ustapi, nie uswiadamiasz sobie nawet, iż twój zab istnieje. Tak samo jest z glowa, gdy cię nie boli. Jakże inaczej jest wtedy, gdy bol rozsadza ci glowe.

A więc zalozenie, że możesz się wyprzec swego “ja” poprzez przysporzenie mu bolu, negowanie go, umartwianie - jak to tradycyjnie pojmowano - jest calkowicie falszywe, bledne. Zatracenie “ja” oznacza obumarcie rozplyniecie się, oznacza zrozumienie jego prawdziwej natury. Kiedy pojmiesz ja, ono zaniknie, przestanie istniec. Przypuscmy, że któregos dnia ktoś puka do drzwi mojego pokoju.

    - Prosze wejść - mówię. - Czy wolno zapytac kim pan jest?

    On zaś odpowiada:

    - Jestem Napoleonem.

    - Czy to nie ten Napoleon...

    - Ten wlasnie. Bonaparte. Cesarz Francji.

    - Co też pan mówi! - odpowiadam i myślę, że lepiej wobec tego faceta miec się na baczności. - Może Wasza Wysokość raczy usiasc - mówię.

    - Slyszalem, że ksiadz niezle sobie radzi z rozwojem duchowym. Mam problem natury duchowej. Obawiam się, że teraz trudniej mi będzie ufac Bogu. Moja armia walczy w Rosji, a ja spedzam bezsenne noce, zastanawiajac się, jak to się zakonczy .

    - No tak, Wasza Wysokosc, mógłbym coś na to poradzic. Sugerowalbym raczej przeczytanie rozdziału szostego wedlug Mateusza: “Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosna, nie pracuja ani przeda”.

W tym momencie zaczynam się zastanawiac, kto jest bardziej szalony, ten facet czy ja. Ale brne dalej z tym lunatykiem. Tak wlasnie na poczatku postepuje wobec ciebie madry guru. Towarzyszy ci, traktujac serio twoje problemy. Otrze kilka lez z twoich oczu. Jesteś wariatem, ale jeszcze o tym nie wiesz. Wkrotce musi nadejść chwila, kiedy wytraci ci z reki bron i powie:

    - Skoncz z tym. Nie jesteś Napoleonem.

W slynnych dialogach Katarzyny ze Sieny, Bóg miał jej powiedziec: “Ja jestem tym, który jest, ty jesteś ta, której nie ma”. Czy kiedykolwiek doświadczyłeś swego nieistnienia? My na Wschodzie mamy obrazowe przedstawienie tego przezycia. Jest to obraz tancerza i tanca. Bóg jest tancerzem, a stworzenia boskie tancem. Nie jest tak, że Bóg jest wielkim tancerzem, a ty jesteś malym tancerzem. O nie! Nie jesteś tancerzem w ogole. Ciebie się tanczy! Czy kiedykolwiek tego doświadczyles? A może kiedy człowiek odzyskuje rozum i zdaje sobie sprawę, że nie jest Napoleonem, nie przestaje istniec? Istnieje nadal, ale nagle uzmyślawia sobie, że jest czymś innym, niż myślal.

Utracenie swojego “ja” oznacza, iż nagle zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy zupełnie kims innym, niż dotad sądzilismy. Myślales, że jesteś w samym centrum? Teraz doświadczasz siebie jako satelity. Myślales, że jesteś tancerzem, teraz doświadczasz siebie jako tanca. Są to tylko analogie, obrazy, nie możesz więc ich traktować doslownie. Daje ci tylko klucz, wskazuje kierunek. To są tylko wskazowki. Pamietaj o tym. Nie możesz trzymac się ich nazbyt kurczowo. Nie traktuj ich zbyt doslownie.

Permanentna Wartość

Przejdzmy do innej już kwestii - pozostaje jeszcze problem wartości osobowej. Wartość osobowa nie jest rownoznaczna z poczuciem wlasnej wartości. Jakie są zrodla poczucia wlasnej wartości. Sukcesy odnoszone w pracy zawodowej? Posiadanie pieniedzy? Atrakcyjność dla mezczyzn (jeśli jesteś kobieta) lub atrakcyjność dla kobiet (jeśli jesteś mezczyzna)? Jakże to wszystko jest nieprawdziwe, jakże przemijajace. Czy mówiąc o wlasnej wartości, nie mówimy tak naprawdę o tym, jak odzwierciedlamy się w umyślach innych ludzi? Ale czy musimy od tego się uzalezniac? Swą wartość rozumiesz dopiero wowczas, gdy przestajesz identyfikować się lub definiować siebie w kategoriach tych ulotnych przymiotów. Jestem piekny nie dlatego, że wszyscy mówią, iż jestem piekny. W istocie nie jestem ani piekny, ani brzydki. Są to cechy, które przemijaja. Na przykład już jutro mógłbym nagle przeksztalcic się w odrazajaco szpetne stworzenie, ale nadal to będę ja. A potem, powiedzmy, poddam się operacji plastycznej i znowu stane się piekny. Czy moje “ja” staje się naprawdę piekne? Trzeba wiele czasu, by kwestie tę bardzo wnikliwie przemyślec. Problem ten jedynie naszkicowalem, rzucajac myśli jedne po drugich w skondensowanej formie, jeśli jednak zastanowicie się nad tym głębiej, to zrozumiecie, o czym mówiłem . Przetrawicie rzecz cala i odkryjecie tam kopalnie zlota. Wiem o tym, bo pamietam, jak wielki skarb odkrylem, gdy po raz pierwszy zmierzyłem się z tymi problemami.

Przyjemne doświadczenia dodaja życiu uroku. Doświadczenia bolesne tego nie zapewniaja. Jednak doświadczenia przyjemne - choć dodaja uroku - same w sobie nie mogą prowadzic do rozwoju. Do rozwoju wioda bolesne doświadczenia. Cierpienie wskazuje na istnienie w tobie takich obszarow, które są jeszcze nie rozwiniete, które musza dojrzec, ulec transformacji i zmianie. Gdybyś wiedział, jak wykorzystac cierpienie, och, jakże mógłbyś się rozwinac! Ograniczmy się na razie do cierpienia natury psychologicznej, do wszystkich negatywnych emocji, jakie nosisz w sobie. Nie trac czasu na żadne z nich. Już wam powiedziałem, co z nimi możecie zrobic. Ogarnia cię rozczarowanie, gdy sprawy przybieraja inny obrot, niż ty byś tego oczekiwal. Obserwuj to! Zwroc uwage, jak ten stan rzeczy oddziałuje na ciebie. Jeśli to mówię, to nie dlatego by cię w tym wzgledzie potepiac (w przeciwnym bowiem razie zlapalibyście się w pulapke nienawiści do siebie samych). Obserwujcie to tak, jakbyście swą obserwacje skierowali na inna osobe. Przypatrzcie się temu rozczarowaniu i przygnebieniu, które was ogarnia pod wplywem czyjejs krytyki. O czym to swiadczy?

Slyszeliście na pewno i takie wywody: “Co? Kto może twierdzic, że zmartwienie nie pomaga? Z pewnością pomaga. Zawsze, ilekroc martwie się o coś, to to coś się nie zdarza!” No tak, z pewnościa, jemu to pomógło. Pamietacie, jak ktoś inny mówił: “Neurotyk jest osoba, która martwi się o coś, co nie zdarzylo się w przeszlości.” Rzeczywiście. To jest roznica. Zmartwienia, lęki - o czym one swiadcza?

Negatywne uczucia. Kazde negatywne uczucie można wykorzystac w rozwoju świadomości, w jej rozumieniu. Daja ci one okazje, byś odczul je i popatrzyl na nie od zewnatrz. Poczatkowo będzie ci towarzyszyla depresja, ale zwiazek miedzy owymi negatywnymi uczuciami a depresja szybko zostanie rozciety. Kiedy to zrozumiesz, będzie się ona pojawiać coraz rzadziej, aż w koncu zaniknie. Zreszta już wowczas i tak nie będzie to mialo dla ciebie żadnego znaczenia. Przed osiągnieciem oświecenia bywałem przygnebiony. Po jego osiągnieciu nadal jestem przygnebiony. Ale stopniowo lub gwaltownie - lub nagle - osiągniesz stan pełnego przebudzenia. Jest to stan, w którym porzuca się pragnienia i żądze. Pamietajcie jednak, co mam na myśli, mówiąc “pragnienia” i “zadze”. Idzie o takie ich rozumienie, wedlug którego “nie mogę uwazac się za szczęśliwego, nim nie osiągne tego, czego pragne”. Mam na uwadze te przypadki, w których szczęście pozostaje uzaleznione od zaspokojenia jakiegos pragnienia.

Pragnienie, Nie Preferencja

Nie staraj się tlumic pragnien, poniewaz stracisz energie życiowa. Bedziesz pozbawiony energii, a to jest straszne. Pragnienie, w zdrowym sensie, to nic innego niż energia, a im więcej mamy energii, tym lepiej. Nie chciej więc tlumic awych pragnien, ale zrozum je. Zrozum je, powtarzam. Zmierzaj do tego, by nie tyle swe pragnienie zaspokoic, ile je zrozumiec. Nie wyrzekaj się obiektów twoich pragnien, zrozum je, ujrzyj ich prawdziwe oblicze. Zobacz, ile są tak naprawdę warte. Jeśli zwyczajnie stlumisz swe pragnienia i odrzucisz przedmiot swego pozadania, to prawdopodobnie zwiazesz się z nim jeszcze mocniej. Jeśli jednak przyjrzysz mu się uwaznie i zobaczysz, ile jest wart naprawdę; jeśli pojmiesz, że z jego powodu przygotowujesz sobie grunt pod nieszczęście, rozczarowanie, depresje, to wowczas twoje pozadanie przeksztalcone zostanie w coś, co nazywam preferencja.

Jeśli idziesz przez życie majac okreslone preferencje, od których jednak się nie uzalezniasz - wowczas jesteś osoba przebudzona. Poszerzasz swą świadomość. Pełnia świadomości, szczęście - nazywaj to jak chcesz - jest porzuceniem iluzji, oaiagnieciem stanu, w którym widzisz rzeczy takimi, jakimi są naprawdę: na tyle, na ile istota ludzka jest w stanie tak postrzegac, a nie tak, jak chcę twoje “ja”. Porzuc iluzje, przygladaj się rzeczom, ujrzyj rzeczywistość. Ilekroc jesteś nieszczęśliwy, tylekroc musiałeś rzeczywistości coś od siebie dodac . I ten dodatek cię unieszczęśliwia. Powtarzam: dodałeś coś..., jakas wlasna negatywna reakcje. Rzeczywistość dostarcza ci bodzcow, ty reagujesz na nie. Twoja reakcja zawiera ten dodatek. A jeśli zbadasz dokladnie to, co dodales, znajdziesz tam jakas iluzje, jakieś zadanie, jakieś oczekiwanie, jakieś pragnienie. Zawsze. Przykladów takich iluzji jest wiele. Kiedy pojdziesz ta droga, o której powiem ci nieco dalej, odkryjesz je sam.

Na przykład, iluzja, błąd w myśleniu, polegajacy na przekonaniu, że zmieniajac świat zewnetrzny ty sam się zmieniasz. Nie zmienisz się ani troche, jeśli ograniczysz się tylko do zmiany swego zewnetrznego świata. Jeśli podejmiesz nowa prace, zwiazesz się z nowym malzonkiem, sprawisz sobie nowy dom, nowego guru lub nawet nowa duchowość, to tego rodzaju zmiany ciebie samego nie zmienia. Nie zmienisz charakteru pisma poprzez zmiane piora. Nie zmienisz swego intelektu zmieniajac kapelusz na glowie. Poprzez takie działania zmiana się w tobie nie dokona. Niestety, wiekszość ludzi cala swą energie inwestuje w reorganizacje świata zewnetrznego - tak, aby był on zgodny z ich upodobaniami. Czasem odnosza zwyciestwo: na okolo piec minut daje im to krotkie wytchnienie, ale i wowczas odczuwaja napiecie. Bo życie stale plynie, ciagle się zmienia.

Jeśli więc chcesz żyć, to nie możesz miec stalego miejsca zamieszkania. Nie wolno ci miec schronienia. Musisz płynąć wraz z zyciem. Jak powiedział wielki Konfucjusz: “Ten, który stale jest szczęśliwy, musi się często zmieniac”. Plynac. Ale my ciagle ogladamy się za siebie. Przywieramy do przeszlości i przywieramy do terazniejszości.

“Gdy przykladasz reke do pluga, nie ogladaj się wstecz”. Czy chcesz uradować ucho jakas melodia? Symfonia? Nie zatrzymuj sluchu jedynie na kilku nutach. Pozwol im przeminac, pozwol im plynac. Radość ze słuchania symfonii zalezy od twej gotowości do tego, czy pozwolisz jej przemijac. Gdyby jakis konkretny fragment skupil twa uwage, tak ze krzyknalbyś do orkiestry: “Grajcie to wciąż od nowa”, to nie byłaby to już symfonia. Czy znacie opowieść Nasr-ed-Dina, starego mully? Jest on legendarna postacia, do której przyznaja się Grecy, Turcy, Persowie. Swej mistycznej nauce nadal forme opowiadan, zazwyczaj smiesznych. Obiektem zartów jest zawsze sam stary Nasr-ed-Din.

    Pewnego dnia Nasr-ed-Din brzdakal na gitarze, wygrywajac zawsze tę sama nute. Po chwili zebral się wokol niego tlum, było to bowiem na targowisku, i ktoś z zebranych zauwazyl:

    - To mila dla ucha nuta, mullo, ale dlaczego jej nie zmienisz, tak jak to czynia inni muzycy?

    - Ci glupcy - odparl Nasr-ed-Din - poszukuja wlaściwej nuty. ja ją znalazlem.

 

Uczepienie Się Złudzeń

Kiedy się na czymś zawieszasz, burzysz swe życie: kiedy się czegoś uczepiasz, przestajesz żyć. Pełno takich stwierdzen na wszystkich stronach Ewangelii. Dochodzisz do tego przez zrozumienie. Zrozum! Zrozum inne jeszcze złudzenie, to mianowicie ze szczęście nie jest tym samym, co ekscytacja, nie jest tym samym, co dreszcz emocji. Innym jeszcze złudzeniem jest wiara, że dreszcz emocji jest nastepstwem zaspokajania żądzy. Żądze niosa ze sobą lęk i wczesniej lub pozniej przeradzaja się w przesyt. Jeśli wycierpiałeś wystarczajaco duzo, to jesteś gotów to dostrzec. Karmicie się ekscytacja. To tak, jakby karmic wyścigowego konia samymi przysmakami. Dawać mu wino i ciastka. Nie karmi się w ten sposób wyścigowych koni. To tak, jakby zywic człowieka wylacznie tabletkami. Nie napełnisz sobie nimi zoladka. Potrzebujesz dobrego, solidnego, pozywnego jedzenia i picia. Musisz to dobrze sam przemyślec.

Kolejnym złudzeniem jest to, że ktoś inny może to za ciebie zrobic . Zbawiciel, guru, nauczyciel. Nawet najwiekszy na swiecie guru nie może wykonać za ciebie chocby pojedynczego kroku. Musisz go zrobic sam. Jak pieknie wyrazil to św. Augustyn: “Jezus Chrystus sam nie mógł uczynic niczego dla wielu z tych, którzy go słuchali” . Prawda ta znajduje też swój wyraz w arabskim powiedzeniu: “Natura deszczu jest jedna, ale powoduje ona, że rosna zarowno ciernie na bagnach, jak i kwiaty w ogrodach” . To ty sam musisz tego dokonac. Nikt ci w tym pomoc nie może. To ty musisz strawic pozywienie, które zjadles, to ty musisz zrozumiec. Nikt nie może zrozumiec za ciebie. To ty musisz szukac. A jeśli tym, czego szukasz, jest prawda, to sam ja musisz odnalezc . Nie możesz się opierac na nikim innym.

Inne jeszcze złudzenie polega na przekonaniu, że niezmiernie istotna jest rzecza, aby być szanowanym, kochanym, docenianym, waznym. Mówi się nawet, że posiadamy naturalna potrzebe bycia kochanym, bycia docenianym, potrzebe przynalezności. To klamstwo. Porzuc te złudzenia, a odnajdziesz szczęście. Mamy naturalna potrzebe dazenia do wolności, naturalna potrzebe kochania, ale nie bycia kochanym. Czasem na sesjach grup terapeutycznych napotykasz na bardzo pospolity problem: nikt mnie nie kocha, a zatem jak mogę być szczęśliwy? Pytam wowczas ja lub jego:

    - Chcesz powiedziec, iż nie zdarzaja ci się takie chwile, w których zapominasz, że nie jesteś kochany i czujesz się szczęśliwy?

    - Oczywiście, że się zdarzaja.

Na przykład kobieta, która wciagnal film. Jest to komedia, więc wybucha smiechem i w owej blogoslawionej chwili zapomina o tym, aby przypomniec sobie, że nikt jej nie kocha, nikt. A jest szczęśliwa! Nastepnie wychodzi z kina z kolezanka, na która czeka przyjaciel. Zostawiają ją sama. Zaczyna myślec:

    “Wszystkie moje przyjaciolki kogos mają, a ja nie mam. Jestem taka nieszczęśliwa. Nikt mnie nie kocha!”

W Indiach wielu biednych ludzi posiada radia tranzystorowe, stanowiace nadal pewnego rodzaju luksus. “Wszyscy mają tranzystory, a ja nie mam. Jestem nieszczęśliwy.” Dopóki radia tranzystorowe się nie rozpowszechnily, byli szczęśliwi bez radia. Tak samo dzieje się i z tobą. Gdyby ci nikt nie powiedział, że nie bedac kochanym jest się nieszczęśliwym, byłbyś szczęśliwy. Możesz być szczęśliwy nie bedac kochany, nie bedac pozadany czy dla kogos atrakcyjny. Stajesz się szczęśliwy przez kontakt z rzeczywistościa. To wlasnie jest zrodłem szczęścia: kolejne chwile kontaktu z rzeczywistościa. Tu wlasnie znajdziesz Boga, tu znajdziesz szczęście. Wiekszość ludzi nie jest przygotowana, aby to uslyszec.

Inne złudzenie polega na tym, że zewnetrzne zdarzenia lub inni ludzie mogą cię zranic. Nie mogą. To ty im dajesz taka wladze nad sobą.

Inne złudzenie. Jesteś tozsamy z tymi wszystkimi etykietkami, jakimi opatrzyli cię inni ludzie albo i ty sam. Nie jesteś, nie jesteś! Nie musisz więc tak kurczowo się ich trzymac. W domu, w którym ktoś nazwie mnie geniuszem, a ja potraktuje go powaznie, znajde się w powaznych tarapatach. Czy rozumiesz dlaczego? Bo od tego momentu staje się napiety. Będę musial żyć zgodnie z ta przypieta mi etykieta, będę musial ze opinie podtrzymywac. Po kazdym wykladzie zmuszony będę pytac: “Czy podobalo się wam moje wystapienie? Czy nadal uwazacie, że jestem genialny?” Widzicie,co się dzieje? A więc porzuccie etykietki! Wyrzuccie je, a bedziecie wolni! Nie identyfikujcie się z nimi. Mówia one jedynie o tym, co myśla inni. Jak ciebie odbieraja w danej chwili. Czy rzeczywiście jesteś geniuszem? Dziwakiem? Mistykiem? Wariatem? A jakie to ma w gruncie rzeczy znaczenie? Zakladajac, że nadal prowadzisz w pełni świadome życie, zyjesz od chwili do chwili. Pieknie zostalo to wyrazone slowami Ewangelii:

    “Przypatrzcie się ptakom niebieskim, które lataja w powietrzu, nie sieja i nie zniwuja, i nie zbieraja do spichlerzy... Przypatrzcie się kwiatom polnym, nie pracuja, i nie przeda”.

Tak przemawia prawdziwy mistyk, osoba przebudzona.

Czego więc się lękacie? Czy twój lęk zdola przedluzyc życie chocby o jedna chwile? Po cóż martwic się o dzien jutrzejszy? Czy będę istnial po śmierci? Po cóż - powtarzam - zamartwiać się o dzien jutrzejszy? Zanurz się w dniu dzisiejszym. Ktoś powiedział: “Życie jest czymś, co przydarza się nam w czasie, gdy jesteśmy zajeci planowaniem innych rzeczy”. Trafne. Zyj chwila obecna. Kiedy się przebudzisz, będzie się to tobie coraz cześciej zdarzalo. Odnajdziesz siebie w czasie terazniejszym, będziesz smakowal kazdy moment swego życia. Innym dobrym znakiem przebudzenia jest słuchanie symfonii, kawalek po kawalku, bez pokusy zatrzymywania się na któryms z wyodrebnionych fragmentów.

W Objęciach Wspomnień

Mamy tu nastepny problem, kolejny temat. Wiaze się on bardzo ścisle z tym, co mówiłem już wczesniej na temat konieczności uświadomienia sobie tego wszystkiego, co dorzucamy do rzeczywistości. Zrobmy zatem ten nastepny krok.

Pewien jezuita opowiadal mi kiedys, jak to przed laty przemawial do mieszkanców Nowego Jorku - w czasie, gdy Portorykanczycy nie byli tam, z jakis powodow, zbyt popularni. Stawiano im rozmaite zarzuty. Na to ów jezuita powiedział:

    - Pozwolcie, że wam przeczytam rozne opinie, które ludzie z Nowego Jorku wypowiadaja o poszczegolnych grupach etnicznych. -

 

To, co im faktycznie przeczytal, dotyczylo Irlandczykow, Niemców i innych emigrantów. Ale były to opinie sprzed wielu lat! Ujal rzecz bardzo dobrze, mówiąc:

    - Ludzie ci nie niosa ze sobą przestepczości, staja się przestepcami tutaj, w okreslonych sytuacjach. Musimy ich zrozumiec. Jeśli chcecie uzdrowic tę sytuacje, nie ma sensu podejmować działan, u podstaw których leza przesady . Powinniście rozumiec, a nie potepiac. -

 

I to jest sprytny sposób na przeprowadzanie zmian wewnatrz siebie. Nie przez potepienie, nie przez obrzucanie samego siebie wyzwiskami, ale przez zrozumienie tego, co się dzieje. Nie przez uznanie siebie za starego, brudnego grzesznika. Nie, nie, raz jeszcze nie!

Aby uzyskac świadomość, musisz zobaczyc, a nie zobaczysz, jeśli jesteś uprzedzony. Prawie na wszystko i na wszystkich patrzymy poprzez okulary uprzedzen . Już to samo w zasadzie wystarczy, aby zniechecic kazdego. Jest z tym tak, jak ze spotkaniem dawno utraconego przyjaciela.

    - Część, Tom - mówię - fajnie, że cię widze. - I obejmuje go serdecznie.

 

Kogo obejmuje? Toma czy swoje wspomnienia o nim? Zyjacego człowieka czy cialo? Zakladam, że nadal jest tym atrakcyjnym facetem, za którego go uwazalem. Zakladam, że nadal odpowiada moim wyobrazeniom o nim, moim wspomnieniom i skojarzeniom. A więc obejmuje go. Po pieciu minutach stwierdzam, że zmienil się i trace zainteresowanie jego osoba. Obejmowałem tym serdecznym gestem niewlaściwa osobe.

Jeśli chcecie wiedziec, jak bardzo to jest prawdziwe, posłuchajcie. Pewna siostra zakonna z Indii udaje się na rekolekcje. W zakonie wszyscy mówią:

    - Wiemy, że to część jej charyzmatu, zawsze bierze udział w rekolekcjach, ale nigdy się nie zmieni.

Zdarzylo się jednak, że siostra zmienila się pod wplywem udziału w jakiejs grupie terapeutycznej lub pod wplywem czegoś innego. Zmienila się i wszyscy tę roznice dostrzegaja. Mówia:

    - Och, chyba naprawdę zajrzalas w głąb siebie.

To prawda. Tę zmiane widac w jej zachowaniu, w jej ciele, na twarzy. Jeśli dokonuje się istotna wewnetrzna przemiana, zawsze jest widoczna. Odbija się na twarzy, w oczach, na calym ciele. Dobrze, siostra wraca do zakonu, a poniewaz wszyscy tam mają pewien jej wizerunek, nadal patrza na nią przez pryzmat wczesniejszego nastawienia . Są jedynymi osobami, które nie widza żadnych zmian. Mówia:

    - No tak, wydaje się nieco zwawsza, ale poczekajcie, znowu ulegnie depresji. -

I po kilku tygodniach siostra rzeczywiście wpada w depresje. Spełnia ich nastawienie.

A one wszystkie mówią:

    - Widzicie, jest tak jak mówiłysmy, nie zmienila się wcale.

Tragedia polega na tym, że ona jednak się zmienila, natomiast siostry tego nie dostrzegly. Percepcja może miec bardzo niszczace konsekwencje w miłości i stosunkach miedzyludzkich.

Jakiekolwiek by te stosunki nie były, wymagaja one spełnienia dwoch warunkow: obiektywnej percepcji (oczywiście na tyle, na ile jesteśmy do niej zdolni - wiele osob kwestionowaloby możliwość pełnej, obiektywnej percepcji; sądzę jednak, iż wszyscy zgodza się co do tego, że jest rzecza pozadana dazenie do obiektywizmu postrzegania) i adekwatności reakcji. Adekwatna reakcja jest znacznie bardziej prawdopodobna w sytuacji wlaściwej percepcji. Jeśli spostrzeganie ulega zaburzeniu, najprawdopodobniej nie zareagujesz wlaściwie. Jak możesz kochać kogos, kogo nawet nie widzisz? Czy naprawdę widzisz osobe, do której jesteś przywiazany? Czy naprawdę widzisz osobe, której się obawiasz, której z tego powodu nie lubisz? Nigdy nie widzimy tego, czego się boimy!

    - Bojazn przed Panem jest poczatkiem madrości - mówią mi czasami ludzie.

Poczekajcie chwile. Mam nadzieje, że wiedza, co mówią, bo zawsze mamy w nienawiści to, czego się boimy. Zawsze chcemy zniszczyc i pozbyc się, uniknąć tego, czego się boimy. Nie lubisz osob, których się boisz. I nie widzisz tej osoby, bo emocje staja na przeszkodzie. Ta sama prawda odnosi się do sytuacji, kiedy ktoś cię pociaga. Kiedy wchodzi w gre prawdziwa miłość, nie czujesz już antypatii wobec ludzi w zwyklym znaczeniu tego słowa. Widzisz ich takimi, jakimi są i reagujesz na nich adekwatnie. Ale na tym poziomie twoje sympatie, antypatie, preferencje nadal wchodza ci w droge. Musisz więc być świadom swych sympatii i antypatii, swych upodoban. Wszystko to jest w tobie, wszystko jest skutkiem uwarunkowań, w jakich się znajdujesz. Jak to się dzieje, że lubisz rzeczy, których ja nie lubie? Poniewaz twoja kultura jest inna niż moja. Twoje wychowanie było inne niż moje. Gdybym poczestowal cię któryms z moich przysmakow, odwrocilbyś się z niesmakiem.

W pewnym regionie Indii mieszkaja ludzie, którzy uwielbiaja spozywanie psiego miesa. Gdybyście się dowiedzieli, że wlasnie podano wam do zjedzenia stek z psa, na pewno by was zemdlilo. Dlaczego? Inaczej was uwarunkowano, inaczej zaprogramowano . Hindusów zemdliloby na sama wiadomość, że wlasnie zjedli befsztyk, który tak bardzo uwielbiaja Amerykanie. Pytacie: “Dlaczego nie chca jeść befsztyków?” - Z tego samego powodu, dla którego wy nie jecie miesa z rodzimego psa. Powod jest ten sam. Krowa dla hinduskiego wiesniaka jest tym samym, czym pies dla was. Nie chcę jeść jej miesa. Istnieja kulturowe nastawienia, które chronia te zwierzeta, tak bardzo przydatne w gospodarstwie itd.

Dlaczego więc tak naprawdę zakochuje się w jakiejs osobie? Dlaczego zakochuje się w pewnym typie osob, a w innym nie? Poniewaz jestem uwarunkowany. Mam w umyśle pewne nieuświadomione wyobrazenie powodujace, że okreslony typ osob pociaga mnie bardziej. Kiedy więc spotykam taka osobe, zakochuje się w niej bez pamieci. Ale czy tak naprawdę ujrzałem tę osobe? Nie! Zobacze ja dopiero wtedy, gdy się z nią ozenie. Dopiero wowczas przyjdzie przebudzenie! A wtedy dopiero... powinna się zacząć miłość. Ale zakochanie nie ma nic wspolnego z miłością. To nie jest miłość, ale pozadanie, palace pozadanie. Calym sercem pragniesz, aby ukochana istota powiedziała ci, że jesteś dla niej atrakcyjny. Jest to dla ciebie doznanie niezwykle. A w miedzyczasie wszyscy dookola mówią: “Co on u diabla w niej widzi?” Ale to jest jego uwarunkowanie: on po prostu nie widzi. Mówi się, że miłość jest slepa. Wierzcie mi, to zupełne klamstwo - nie ma niczego bardziej widzacego niż prawdziwa miłość. Niczego. Jest ona czymś najwyrazniej widzacym pod sloncem. Poświecenie jest slepe, przywiazanie jest slepe, pozadanie jest slepe - ale nie prawdziwa miłość. Nie popełnij bledu i nie nazywaj tych uczuć miłością. Ale oczywiście w wiekszości wspolczesnych jezyków slowo to zostalo sprofanowane. Ludzie mówią o uprawianiu miłości, o zakochaniu się. Postepuja jak ten maly chlopczyk, który bawiac się z dziewczynka pyta ja:

    - Czy byłas kiedys zakochana?

    A ona odpowiada:

    - Nie. Ja tylko lubilam.

 

Przede wszystkim potrzebna jest nam jasność widzenia. Jedna przyczyna nieadekwatnego postrzegania ludzi jest ewidentna. Winne są temu emocje, nasze uwarunkowania, nasze sympatie i antypatie. Musimy z tym walczyc. Ale musimy walczyc z czymś jeszcze bardziej podstawowym - z naszymi ideami, przekonaniami, pojeciami. Wierzcie lub nie, ale kazde pojecie, które mialo dopomoc nam w zaciesnieniu kontaktu z rzeczywistościa, staje się w koncu bariera w tym kontakcie, gdyż wczesniej lub pozniej zapominamy, że słowa nie są tym samym, co nazywaja. Pojecia nie są tozsame z rzeczywistościa. Roznia się od siebie, i to bardzo. Dlatego wlasnie powiedziałem wam wczesniej, że ostateczna przeszkoda w odnalezieniu Boga jest samo slowo “Bóg” i nasze pojecie Boga. Może ono znaczaco zaszkodzic, jeśli nie zachowamy ostrozności w poslugiwaniu się nim. W zalozeniu slowo to mialo być pomocne - i być może jest - ale może też stac się przeszkoda.

Przejście Do Konkretów

Kazde pojecie odnosi się do pewnej liczby konkretnych przedmiotów. Nie mówię tu o nazwach indywidualnych, takich jak Maria czy Jan, które nie posiadaja znaczenia konceptualnego. Pojecia są uniwersalne. Na przykład slowo “lisc” może odnosic się do kazdego pojedynczego liścia. Co więcej, slowo to odnosi się do wszystkich liści wszystkich drzew: do liści duzych, malych, zasuszonych, zoltych i zielonych, liści bananowca itd. Skoro więc oznajmie, że dziś rano widziałem lisc, to jednak nie bardzo wiadomo, co w gruncie rzeczy ujrzalem.

Zobaczmy, czy dobrze mnie rozumiecie. Wiecie, czego nie widziałem? To, co widziałem, nie było zwierzeciem. To, co widziałem, nie było psem. Nie był to człowiek. Nie był to but. Macie więc pewne mgliste wyobrazenie o tym, co widziałem, ale nie jest ono uszczegolowione, konkretne.”Istota ludzka” odnosi się nie do człowieka pierwotnego ani do człowieka cywilizowanego, nie do ludzi doroslych, nie do dzieci, nie do mezczyzn ani kobiet, nie odnosi się do żadnego okreslonego wieku, do żadnej konkretnej kultury, ale do pojecia. Istota ludzka jest wszakze czymś konkretnym, nigdy bowiem nie spotkaliśmy uniwersalnej istoty ludzkiej, o jakiej mówi to pojecie. Pojecia wskazuja na coś, ale zawsze nieprecyzyjnie. Umyka im to, co konkretne, niepowtarzalne. Pojecie jest ogolne.

Kiedy podaje wam pojecie, daje wam coś, ale jednoczesnie malo wam daje . Pojecia są nieslychanie wartościowe i uzyteczne w nauce. Jeśli na przykład powiem, że wszyscy tu obecni są zwierzetami, będzie to bardzo poprawne z naukowego punktu widzenia. Ale jesteśmy czymś więcej niż zwierzetami. Jeśli powiem, że Mary Jane jest zwierzeciem, nie rozmine się z prawda. Ale poniewaz pominałem coś, co jest dla niej bardzo istotne, będzie to dla niej stwierdzenie nieprawdziwe, a nadto krzywdzace. Kiedy jakas konkretna osobe nazywam kobieta, to nie zaprzeczam prawdzie, ale jest też w tej osobie szereg cech, które nie pasuja do pojecia “kobieta”. Jest ona ta konkretna, niepowtarzalna kobieta, która poznać można jedynie przez doświadczenie, a nie konceptualizacje. Konkretna osobe muszę sam zobaczyc, sam doświadczyc, poddac swej intuicji. Indywidualna osoba może być poznana przez intuicje, a nie przez konceptualizacje.

Osoba znajduje się poza myślacym umyślem. Wielu z was odczuwaloby dume, gdyby nazwano ich Amerykanami, podobnie wielu Hindusów byłoby dumnych, gdyby nazwano ich Hindusami. Ale co to oznacza: “Amerykanin”, “Hindus”? Jest to umowa, nie jest to część waszej natury. Te okreslenia daja wam jedynie etykietke. Niczego to nie mówi o osobie. Pojecia zawsze pomijaja coś nieslychanie waznego, coś cennego, co znajduje się wylacznie w rzeczywistości i co jest niepowtarzalnym konkretem. Pieknie to ujal wielki Krishnamuri: “W dniu, w którym nauczysz dziecko słowa ptak, przestaje ono na zawsze widzieć ptaka”. To prawda! Kiedy dziecko po raz pierwszy widzi puszyste, zywe, poruszajace się stworzenie, a ty powiesz: “Wrobel”, nastepnego dnia, gdy dziecko zobaczy inne puszyste, poruszajace się stworzenie podobne do tamtego, powie: “O wrobel. Widziałem wrobla. Jestem znudzony wroblami.”

Jeśli przestaniecie patrzec na rzeczywistość przez pryzmat swych pojec, nigdy nie bedziecie znudzeni. Kazda najmniejsza rzecz jest niepowtarzalna. Kazdy wrobel rozni się od innych wrobli, choć tak bardzo są do siebie podobne. Podobienstwa są nieslychanie pomocne, w oparciu o nie dokonujemy abstrakcji, tworzymy pojecia. Są pomocne we wzajemnej komunikacji, edukacji, w nauce.Są jednak także bardzo mylace, stanowia wielka przeszkode w dostrzezeniu konkretnego indywiduum. Jeśli wszystko, czego doświadczasz, mieści się w pojeciach, to nie doświadczasz rzeczywistości, gdyż ta jest konkretem. Pojecie jest pomocne w drodze do rzeczywistości, ale kiedy droge tę już pokonasz, musisz jej doświadczyc, poczuc ja bezposrednio.

Druga cecha pojecia jest jego statyczność, podczas gdy rzeczywistość jest plynna. Uzywamy ciagle tej samej nazwy dla wodospadu Niagara, ale woda, która tam plynie, jest stale inna. Poslugujemy się slowem “rzeka”, ale woda w niej stale plynie. Jednym slowem okreslamy nasze cialo, ale nasze komorki ciagle się odnawiaja. Przypuscmy, że na zewnatrz wieje niezwykle silny wiatr, a ja chcę przekazac moim krajanom, czym jest amerykanska wichura czy huragan. Lapie go więc w pudlo, wracam do Indii i mówię: “Spojrzcie na to.” Oczywiście nie jest to wichura. Dlatego, że zostala zlapana. Albo chcę wam pokazac, czym jest nurt rzeki i przynosze wam w tym celu wode z rzeki w wiadrze. W momencie gdy nabiore wody do wiadra, ta woda przestaje plynac. W chwili gdy ujmiesz coś w ramy pojecia - przestaje być plynne, staje się statyczne, martwe. Zamarznieta fala nie jest już fala. Istota fali jest ruch; jeśli ja zatrzymac, przestaje być fala. Pojecia są zawsze zamarzniete. Rzeczywistość jest plynna.

W koncu, jeśli mamy uwierzyc mistykom (a nie wymaga to zbyt wiele wysilku - nikt jednak nie może dostrzec tego od razu), rzeczywistość jest calościa, a słowa i pojecia jedynie ja dziela na cześci. Dlatego tak trudno jest tlumaczyc z jednego jezyka na drugi, poniewaz kazdy jezyk tnie rzeczywistość w nieco inny sposób. Angielskiego słowa “home” nie można przetlumaczyc na odpowiednik francuski czy hiszpanski. “Casa” to nie dokladnie to samo co “home”. Slowo “home” niesie specyficzne dla jezyka angielskiego skojarzenia. Kazdy jezyk posiada specyficzne dla niego słowa i wyrazenia, poniewaz rozcinamy rzeczywistość i coś do niej dodajemy lub od niej odejmujemy, w charakterystyczny dla danego jezyka sposób. Rzeczywistość jest calościa, a my tniemy ja, aby tworzyc pojecia i uzywamy słów, by wskazac na rozne jej cześci. Gdybyście nigdy w życiu nie widzieli żadnego zwierzecia i pewnego dnia znalezlibyście ogon - tylko ogon - i ktoś by wam oznajmil: “To jest ogon” - czy w czymkolwiek byłoby to dla was uzyteczne? Czy na tej podstawie mógłibyście sobie wyrobic zdanie, co to jest zwierze?

Idee dziela na fragmenty nasze postrzeganie świata, nasza intuicje, nasze doświadczenie. Mistycy nieustannie nam to przypominaja. Słowa nie są w stanie oddac rzeczywistości. Mogą tylko na nią wskazywac. Uzywa się ich jako drogowskazów prowadzacych do rzeczywistości. Z chwila gdy już tam dotrzeaz, porzuc pojecia, są bowiem bezuzyteczne. Pewien hinduski kaplan sprzeczal się kiedys z filozofem, który utrzymywal, że ostatnia przeszkoda na drodze do Boga jest slowo “Bóg”, pojecie Boga . Kaplan był tym bardzo zaszokowany, ale filozof dowodzil: “Z osla, którego dosiadasz, gdy dojedziesz do celu - musisz zejsc. Uzywasz pojec, by gdzieś dotrzec, nastepnie musisz je porzucic, wyjść poza nie.” Nie trzeba być mistykiem, by zrozumiec, że rzeczywistość jest czymś, czego nie można uchwycic za pomoca slów czy pojec. By poznać rzeczywistość trzeba wykroczyc poza wiedze.

Czy słowa te nie są wam skads znane? Ci sposrod was, którzy czytali “Chmure niewiedzy”, poznaja te słowa. Poeci, malarze, mistycy i wielcy filozofowie zazwyczaj przeczuwaja tę prawdę. Przypuscmy, że pewnego dnia obserwuje drzewo. Dotychczas, ilekroc widziałem to drzewo, mówiłem: “No tak, to jest drzewo”. Ale dziś, gdy patrze na nie, nie widze drzewa. Przypuscmy, że nie widze tego, do czego jestem przyzwyczajony. Widze coś swiezym okiem dziecka. Brak mi slów na opisanie tego doznania. Widze coś niepowtarzalnego, stanowiacego zmieniajaca się calosc, niepodzielna . Ogarnia mnie strach. Gdyby ktoś mnie spytal: “Co widziałes?” -jak sądzicie, co bym mu odpowiedział? Nie mógłbym znalezc slów. Nie ma slów oddajacych rzeczywistość . Gdybym znalazl “odpowiednie” słowa, pojawilbym się ponownie w swiecie pojec.

A więc, jeśli nie potrafie wyrazic rzeczywistości widzianej moimi oczami, doświadczanej przez me zmyśly, to jak można wyrazic to, czego oko nie widziało i ucho nie slyszalo? Jak znalezc słowa okreslajace boska rzeczywistość? Czy pojmujecie już, co mieli na myśli Tomasz z Akwinu, Augustyn i wszyscy pozostali, gdy mówili - a czego ciagle naucza Kościol - ze Bóg jest tajemnica dla ludzkiego umyślu nie do pojecia?

Wielki Karl Rahner, w odpowiedzi na słowa zawarte w liście mlodego, niemieckiego narkomana, ze: “Wy teologowie mówicie o Bogu, a nie mówicie o tym, jak ten Bóg mialby być czymś istotnym w moim życiu, jak mógłby uwolnic mnie od narkotyków?”, napisal: “Muszę z cala szczerością przyznac, że dla mnie Bóg był zawsze absolutna tajemnica. Nie wiem, czym Bóg jest i nikt tego nie wie. Mamy przeczucia, przypuszczenia, podejmujemy nieudolne i nieadekwatne proby przyobleczenia tajemnicy w szaty slów. Ale nie dysponujemy żadnymi pojeciami, żadnymi stwierdzeniami, które by były w stanie tego dokonac”. A podczas wykladu dla grupy teologów w Londynie Rahner powiedział: “Zadaniem teologii jest wyjasnianie wszystkiego przez Boga i wyjasnianie Boga jako niewyjasnialnego”. Niewyjasnialna tajemnica. Nie wiemy, nie możemy nic powiedziec. Jedyne, co możemy powiedziec, to słowa zachwytu.

Słowa wskazuja, a nie opisuja. Tragiczne jest to, że ludzie staja się balwochwalcami, sadzac, że gdy idzie o Boga, slowo jest tozsame z tym, co opisuje. Jak można być tak oblakanym? Czy można wymyślec coś bardziej szalonego? Nawet wtedy, gdy idzie o człowieka, o drzewo, o liście, czy o zwierzeta, to przecież słowa nie są identyczne z tym, co oznaczaja. A czy możecie twierdzic, że tam gdzie idzie o Boga, slowo jest jedyna rzecza? O czym mówicie? Jeden z uczonych biblistów o miedzynarodowej slawie słuchal mych wykladów w San Francisco.

- Boże, dopiero po wysłuchaniu tych wypowiedzi zdałem sobie sprawę, jakim balwochwalca byłem przez całe me życie! - powiedział mi otwarcie. - Nigdy nie przyszlo mi do glowy, że mogę być balwochwalca. Klaniałem się falszywym bogom nie z drewna czy metalu. Był to bozek duchowy.

Są to najbardziej niebezpieczni z balwochwalców. Tworza swego Boga z bardzo subtelnej substancji - ze swego umyślu.

To, do czego prowadze, to świadomość rzeczywistości otaczajacej ciebie. Świadomość to obserwacja, uwazne sledzenie tego, co się dzieje wewnatrz ciebie i wokol ciebie. Wyrazenie “dzieje się” jest tu bardzo trafne. Drzewa, trawa, kwiaty, zwierzeta, skaly, cala rzeczywistość znajduje się w ruchu. Wszystko może być poddawane nieprzerwanej obserwacji. Jakże istotne dla człowieka jest to, by obserwować nie tylko siebie, ale i cala rzeczywistość. Jesteś wiezniem wlasnych pojec? Chcesz wydostac się z wiezienia? To patrz, obserwuj, spedzaj całe godziny na obserwacji. “Obserwacji czego?” - pytasz. Czegokolwiek. Twarzy ludzi, ksztaltów drzew, lotu ptaka, stosu kamieni, wzrostu trawy. Wejdz w kontakt z rzeczami, patrz na nie. Miejmy nadzieje, że wowczas przelamiesz sztywne schematy, które wszyscy w sobie rozwinelisśmy i dzieki którym nasze myśli i słowa z nas drwia. Miejmy nadzieje, że przejrzymy. Co zobaczymy? To, co nazywamy rzeczywistościa, co wykracza poza słowa i pojecia. Jest to cwiczenie duchowe - zwiazane z duchowością - zwiazane z wylamywaniem krat w twojej klatce, z uwalnianiem się z wiezienia slów i pojec.

Jakie to smutne, jeśli przechodzimy przez życie i nigdy nie widzimy go oczyma dziecka. Nie oznacza to oczywiście, że pojecia musimy odrzucic calkowicie, są one bardzo cenne. Mimo iż zaczynamy bez nich, pełnia one bardzo pozyteczna funkcje . Dzieki nim rozwijamy inteligencje. Otrzymujemy zaproszenie nie po to, by stac się dziecmi, ale by stac się jak dzieci. Stan niewinności musi zakonczyc się upadkiem i wygnaniem z raju. Dzieki pojeciom rozwijamy nasze “ja” i “mnie”. Ale musimy powrocic do raju. Potrzebne nam jest powtorne odkupienie. Musimy odrzucic starego człowieka w sobie, stara nature, uwarunkowana jaźń i powrocic do dziecinstwa, nie stajac się jednak dzieckiem. Na samym poczatku życia patrzymy na rzeczywistość dziwiac się, ale nie jest to pełne madrości zdziwienie mistykow, jest to bezksztaltne zdziwienie dziecka. Nastepnie zdziwienie to obumiera i zostaje zastapione przez znudzenie - w miare rozwoju pojec i slów. Pozniej jeszcze, przy odrobinie szczęścia, zaczynamy się dziwic ponownie.

Milczenie

Dag Hammarskjold, były sekretarz generalny ONZ, okreslil to bardzo pieknie: “Bóg nie umiera w momencie, gdy przestajemy wierzyc w jakieś osobowe bostwo. To my umieramy w dniu, w którym nasze życie przestaje być rozswietlane promieniami codziennie trwajacego zdumienia, którego zrodlo znajduje się poza wszelka przyczyna”. Nie spierajmy się o słowa, bowiem “Bóg” to tylko slowo, pojecie. Nie spierajmy się o rzeczywistość, dyskutujmy o opiniach, pojeciach, sadach. Odrzucmy swe opinie, pojecia, przesady i sady, a sami to zobaczycie.

“Quia de Deo ścire non possumus quid sit, sed quid non sit, non possumus considerare de Deo, quomodo sit set quomodo non sit”. Są to słowa św. Tomasza wprowadzajace do “Summy Teologicznej”. “Poniewaz nie możemy stwierdzic, czym jest Bóg, lecz jedynie czym Bóg nie jest, a więc nie możemy rozwazac, jaki Bóg jest, ale tylko, jaki nie jest”. Wspomniałem wczesniej o komentarzu Tomasza odnoszacym się do “De Sancta Trinitate” Boecjusza, gdy mówi on, że najwazniejszym stopniem poznania Boga jest poznanie Boga jako nieznanego, tamquam ignotum. W swych “Quaestio Disputata de Potentia Dei” Tomasz mówi: “Oto co jest w ludzkiej wiedzy o Bogu ostateczne - wiedza, że nie znamy Boga”. Filozof ten uznany zostal za ksiecia teologów . Był mistykiem, a dziś jest kanonizowanym swietym. Możemy mu zaufac.

W Indiach sanskryt nazywa coś takiego “neti neti”.Znaczy to: “nie to, nie to”. Metoda Tomasza nazwana zostala “via negativa”, droga przez negacje. C .S.Lewis w czasie, gdy umierala jego zona, prowadzil dziennik. Nosi on tytul “Obserwowany zal”. Ozenil się z Amerykanka, która bardzo kochał. Powiedział kiedys swoim przyjaciolom: “Bóg dal mi w wieku lat szesscdziesieciu to, czego odmawial mi w wieku lat dwudziestu”. Wkrotce po slubie jego ukochana zona zmarla na raka, okropnie cierpiac . Lewis powiada, że cala jego wiara rozpadla się jak domek z kart. I oto wielki chrześcijanski apologeta, pod wplywem wlasnego nieszczęścia zadaje pytanie: “Czy Bóg jest milujacym ojcem, dokonujacym wiwisekcji?” Istnieje calkiem pokazna liczba dowodów na jedno i drugie. Pamietam, kiedy moja wlasna matka zachorowala na raka, moja siostra zapytala: “Tony, dlaczego Bóg pozwolil, aby to się jej przytrafilo?” Odparłem wowczas: “Moja droga, w zeszlym roku w Chinach susza spowodowala glod, w wyniku którego zmarlo milion osob i nie sklonilo cię to do postawienia podobnego pytania”.

Czasami najlepsza rzecza sklaniajaca nas do przebudzenia jest nagle nieszczęście, docieramy wowczas do wiary, jak mialo to miejsce w przypadku C.S.Lewisa . Nigdy przedtem, jak mówił, nie miał watpliwości co do życia po śmierci, ale kiedy zmarla jego zona, stracil tę pewność. Dlaczego? Poniewaz jej życie było dla niego tak ważne. Lewis, jak wiadomo, jest mistrzem porownań i analogii.

To jest jak lina. Ktoś cię pyta:

    - Czy utrzyma ona ciezar stu dwudziestu funtów?

    Odpowiadasz:

    - Tak!

    - Dobrze, spuscmy więc na tej linie twego najlepszego przyjaciela.

    Wtedy mówisz:

    - Chwileczke, sprawdze te line jeszcze raz. Tracisz pewność.

W swym dzienniku Lewis napisal także, że niczego o Bogu wiedzieć nie możemy, i nawet nasze pytania o Boga są absurdalne. Dlaczego? Bo to tak, jakby ktoś slepy od urodzenia zapytal:

    - Czy kolor zielony jest cieply czy zimny?

    - Neti, neti. Ani tak, ani tak.

    - Czy jest dlugi czy krotki?

    - Ani tak, ani tak.

Niewidoma osoba nie zna slów ani pojec koloru, którego sobie nie może wyobrazic, poczuc, ani doświadczyc. Można jej tylko o tym opowiedzieć poprzez analogie . Bez wzgledu na to, jakie postawi pytanie, odpowiem mu: To nie to. C.S.Lewis stwierdza, że przypomina to pytanie o to, ile minut mieści się w kolorze zoltym. Wszyscy to pytanie traktuja bardzo powaznie, tocza dyskusje i wioda spory. Ktoś sugeruje, że kolor zolty zawiera dwadzieścia piec marchewek, ktoś inny utrzymuje, że siedemnaście ziemniaków i zaczynaja nagle ze sobą walczyc. Ani tak, ani tak!

To, co w naszej ludzkiej wiedzy na temat Boga jest pewne, to wiedza o tym, że nic nie wiemy. Nasza wielka tragedia jest to, że wiemy zbyt duzo. Myślimy, że wiemy, i to jest nasza tragedia. A w rzeczywistości, jak to wielokrotnie powtarzal Tomasz z Akwinu (który jest nie tylko teologiem, ale i wielkim filozofem): “Wszystkie wysilki umyślu ludzkiego nie są w stanie wyczerpac istoty zwyklej muchy.”

 

Uwikłanie W Kulturę

Są takie słowa, które nie odnosza się do niczego. Na przykład: “Jestem Hindusem”. Przypuscmy, że jestem jencem wojennym w Pakistanie i mówią mi:

    - Zamierzamy cię dzisiaj zabrac za granice, abyś mógł rzucic okiem na swój kraj.

Przewoza mnie więc za granice, patrze poprzez nią i myślę: “Och, mój kraj, mój piekny kraj. Widze wioski, drzewa i wzgorza. To mój rodzinny kraj”. Po chwili jednak jeden ze strazników mówi:

    - Przepraszam, ale pomyliliśmy się. Musimy pojechac jeszcze z dziesiec mil.

Czego dotyczyla moja reakcja? Niczego. Miałem w umyśle slowo “Indie” . Ale drzewa to nie Indie. Drzewa to drzewa. W rzeczywistości nie istnieja granice pomiedzy krajami. To ludzki umysł je stworzyl. Zazwyczaj nalezacy do glupich, ograniczonych polityków. Kiedys mój kraj był jednym krajem, teraz są już z niego cztery. Gdybyśmy byli mniej czujni, byłoby ich szesc. Mielibyśmy wowczas sześć flag, sześć armii. Dlatego jeszcze nikt nie zlapal mnie na tym, bym oddawal honory fladze. Wszystkie flagi narodowe napawaja mnie odraza, gdyż są falszywymi bogami. Komu mam oddawać honor? Mogę oddac honor ludzkości, ale nie fladze otoczonej armia.

Flagi istnieja jedynie w glowach ludzi. W kazdym razie slownik nasz zawiera tysiace słów, które nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistości. Ale wyzwalaja w nas wielkie emocje! Zaczynamy więc widzieć coś, czego nie ma. Naprawdę widzimy indyjskie gory, podczas gdy ich nie ma i naprawdę widzimy Hindusow, którzy nie istnieja. Istnieja jedynie wasze amerykanskie uwarunkowania. Ale to nie jest coś specjalnie godnego podziwu. W krajach Trzeciego Świata wiele się dziś mówi o “inkulturacji” . Czym jest to, co zwiemy “kultura”? Nie jestem tym slowem zachwycony. Czy oznacza ono, że masz chec zrobic coś, poniewaz uwarunkowano ciebie tak, abyś to zrobil? Ze chcialbyś czuc coś, poniewaz tak cię uwarunkowano? Czy oznacza to mechanicznie podejmowane reakcje? Wyobrazmy sobie amerykanskie dziecko zaadoptowane przez rosyjska parę i wychowywane w Rosji. Nie ma pojecia, że urodzilo się w Ameryce. Wychowywane jest w kulturze rosyjskiej i umiera dla Matki Rosji. Nienawidzi Amerykanów. Dziecko to zostaje wpisane w okreslona kulture, nasycone literatura. Patrzy na świat oczyma nabytej kultury. Możesz nawet powiedziec, że nosi swą kulture ze sobą, tak jak ubranie. Kobieta hinduska nosi sari, amerykanska coś innego. Japonka nosilaby kimono. Nikt nie identyfikuje się z ubiorem. A wy chcecie nosic swą kulture z wiekszym zaangazowaniem niż ubranie. Szczycicie się swą kultura. Uczy się was, że macie być z niej dumni. Pozwolcie mi wyrazic to najdosadniej, jak umiem. Mam przyjaciela, jezuite, który powiedział mi kiedys:

    “Zawsze gdy widze zebraka lub biedaka, nie mogę nie dac mu jalmuzny . Nauczyla mnie tego matka.”

 

Jego matka czestowala posilkiem kazdego biednego, który stanal na jej drodze.

Powiedziałem mu:

    “Joe, to co robisz, to nie cnota. To jest jedynie przymus, calkiem mily z punktu widzenia zebraka, niemniej jednak przymus.”

 

Przypominam sobie też innego jezuite, który zwierzyl się na spotkaniu swego zgromadzenia w Bombaju: “Mam osiemdziesiat lat, jestem jezuita od lat szescdziesieciu pieciu. Ani razu nie zaniedbałem swej godzinnej medytacji, ani razu.” Może to być bardzo chwalebne, ale też może to być jedynie przymus. Nie ma nic wspanialego w tym, że pozostajemy jedynie mechanizmem. Piekno czynu nie polega na tym, że stal się on nawykiem, ale na jego wrazliwości, świadomości, jasności spostrzegania i celowości reakcji. Mogę powiedzieć “tak” jednemu zebrakowi, a innemu “nie”. Nie jestem zniewolony przez żadne uwarunkowania ani zaprogramowanie ze strony dotychczasowych doświadczen lub mojej kultury. Nikt niczego mi nie wdrukowal, a jeśli nawet - nie może to być podstawa moich reakcji. Jeśli ktoś miał złe doświadczenie z Amerykanami, albo pogryzl go pies, albo zatrul się jakims pokarmem, to do konca życia te zdarzenia mają wywierac na niego wplyw? I to jest złe! Trzeba się od tego uwolnic. Nie dzwigajcie brzemienia wszystkich swych przeszlych doświadczen. Nauczcie się, co to znaczy w pełni czegoś doświadczac, nastepnie zostawcie to i przejdzcie do nastepnej chwili nie skazonej chwila poprzednia. Bedziecie podrozować z bagazem tak lękkim, że zdolacie przejść przez ucho igielne. Poznacie, czym jest życie wieczne, poniewaz życie wieczne jest teraz, w bezczasowym “teraz”. Tylko tak osiągniecie życie wieczne. A ilez to rzeczy dzwigamy! Nigdy nie przystepujmy do zadania polegajacego na uwolnieniu siebie bez porzucenia tego bagazu. Wowczas bedziecie sobą. Przykro to stwierdzic, gdziekolwiek jestem, spotykam mahometan, którzy posluguja się swą religia, modlami, Koranem, aby uniemożliwic sobie spełnienie tego zadania. To samo dotyczy Hindusów i chrześcijan.

Czy potraficie sobie wyobrazic człowieka, który nie znajduje się już dluzej pod wplywem slów? Można zarzucic go dowolna ilością słów, a on nadal będzie traktować cię tak, jak na to zasluzyłeś. Moiesz mu powiedziec: Jestem kardynalem, arcybiskupem takim a takim - a on nadal będzie cię traktować jak zwyczajnego człowieka, będzie cię widzieć takim, jakim jesteś. Jego patrzenie na świat nie jest skazone etykietkami.

Przefiltrowana Rzeczywistość

Chcialbym powiedzieć coś jeszcze na temat naszej percepcji rzeczywistości. Posluze się analogia. Prezydent Stanów Zjednoczonych musi posiadac informacje zwrotna od swych obywateli. Papiez w Rzymie musi posiadac informacje zwrotna od calego Kościola. Istnieja miliony informacji, które można im przedlozyc, ale nie byliby w stanie takiej informacji przetrawic ani przyjac. Mają zaufanych ludzi, którzy informacje tę analizuja, podsumowuja, przesiewaja; w koncu niektore z nich trafiaja na ich biurka. To samo dzieje się z nami. Kazda zywa komorka naszego ciala, wszystkie nasze zmyśly dostarczaja nam informacji zwrotnych od rzeczywistości. My jednak nieustannie je filtrujemy. Kto (co) dokonuje tego? Nasze nastawienia? Nasza kultura? Nasze zaprogramowanie? Nawet jezyk może być filtrem. Tyle jest tych filtrow, że czasami tracimy z oczu rzeczy, które są przed nami. Wystarczy spojrzec na paranoika, który zwykle zagrozony jest przez coś, czego nie ma, który interpretuje rzeczywistość w kategoriach pewnych doświadczen z przeszlości lub pewnych uwarunkowań, którym go poddano.

Jest jeszcze inny demon, który stanowi filtr. Nazywa się go przywiazaniem, żądzą, nienasyceniem. Korzeniem smutku jest nienasycenie. Nienasycenie niszczy i zakloca percepcje. Lęki i żądze przesladuja nas. Samuel Johnson powiedział: “Wiedza o tym, że w przeciagu tygodnia ma się spasc z rusztowania, znakomicie koncentruje umysł człowieka”.

Odsuwasz wszystko inne i koncentrujesz się na tym lęku albo na jakims innym pragnieniu czy żądzy. W pewien sposób już za mlodu nafaszerowano nas narkotykami. Wychowano nas tak, abyśmy potrzebowali ludzi. Do czego? Do tego, by nas akceptowali, chwalili - czyli do tego wszystkiego, co nazywamy sukcesem. Są to słowa nie majace żadnego odniesienia w rzeczywistości. Stanowia pewna konwencje, czyli są czymś wymyślonym, ale nie zdajemy sobie sprawy, że nie mają nic wspolnego z rzeczywistościa. Czym jest sukces? Jest to decyzja jakiejs grupy ludzi, że coś jest dobre. Inna grupa może podjac decyzje, że ta sama rzecz jest zla. To, co uchodzi za dobre w Waszyngtonie, może być uznane za złe w klasztorze. Sukces w pewnych kregach politycznych, w innych uchodzic może za porazke. Są to konwencje. Ale traktujemy je jako rzeczywistość. Za mlodu zaprogramowano nas, ukierunkowano na szczęście. Nauczono, że aby być szczęśliwym, potrzeba pieniedzy, sukcesu, pieknego lub przystojnego partnera, dobrej pracy, przyjaciol, duchowości, Boga - czy jak inaczej to nazywacie. Dopóki tego nie bedziecie mieli, powiedziano wam, nie bedziecie szczęśliwi . I to jest to, co nazywam przywiazaniem. Przywiazanie, to wiara w to, że nie majac czegoś, nie można być szczęśliwym. Jeśli choć raz dasz się o tym przekonać - i stanie to się częścią twej podświadomości, wrosnie w korzenie twego jesteśtwa - jesteś skonczony.

“Jakże mogę być szczęśliwy, jeśli nie mam pieniedzy?” Ktoś, kto nie ma miliona dolarów na koncie, może czuc się biedakiem, podczas gdy ktoś inny, w zasadzie w ogole nie posiadajacy pieniedzy, czuje się bardzo bezpiecznie. Inaczej ich zaprogramowano, to wszystko. Tego pierwszego nie ma sensu pouczac, co ma robic, potrzebuje zrozumienia. Pouczanie na wiele się nie zda. Musi zrozumiec, że zostal zaprogramowany, że to, co wyznaje, to sąd nieprawdziwy. Musi dostrzec jego falszywość, spojrzec nań jak na fantazje. Co ludzie robia przez całe życie? Są zajeci walka, walka i jeszcze raz walka. Nazywaja to przetrwaniem. Kiedy przecietny Amerykanin mówi, że zarabia na życie, to nie nalezy tego rozumiec doslownie. Bowiem posiada znacznie więcej, niż potrzebuje do życia. Przyjedzcie do mego kraju, a wowczas to potwierdzicie. Do życia nie są niezbedne te wszystkie samochody, także telewizor też nie jest konieczny do życia. Bez makijazu też można żyć. Do życia nie jest potrzebna cala ta kolekcja ubran. Sprobujcie jednak o tym przekonać Amerykanów. Przeszli solidne pranie mózgu, zostali zaprogramowani. A więc pracuja i usiluja zdobyc pozadany przedmiot, który ich uszczęśliwi. Posłuchajcie tej wzruszajacej historii - twojej, mojej, nas wszystkich.

“Nim nie będę miał tego (pieniedzy, przyjazni, czegokolwiek) nie zamierzam być szczęśliwy. Muszę walczyc, by to uzyskac, a kiedy już będę miał, będę walczyl, by to utrzymac. Dzieki temu przezywam wspaniale ekscytujace chwile. Jestem podekscytowany, że zdobyłem to!”

Ale jak dlugo to trwa? Kilka minut, najwyzej kilka dni. Kiedy już zdobedziesz swój nowy, wspanialy samochod, jak dlugo się nim ekscytujesz? Aż do chwili, kiedy twe nastepne przywiazanie będzie zagrozone!

Natura ekscytacji jest taka, że wkrotce ogarnia nas zmeczenie. Powiedziano mi, że modlitwa jest czymss wspanialym, powiedziano mi, że Bóg jest czymś wspanialym, powiedziano mi, że przyjazn jest czymś wspanialym. Nie wiedzac, czym naprawdę jest modlitwa, czym naprawdę jest Bóg, czym naprawdę jest przyjazn, uda nam się jednak sporo odcyfrowac. Ale już po chwili znudziliśmy się nimi - zmieniliśmy modlitwe, Boga, przyjaznie. Czy to nie wzruszajace? I nie ma z tego żadnego wyjścia, po prostu nie ma wyjścia. Jest to jedyny model bycia szczęśliwym, jaki nam dano. Ani nasza kultura, ani nasze spoleczenstwo, i - przykro mi to stwierdzic - nawet nasza religia nie dostarczyly nam żadnego innego wzoru. Zostajesz kardynalem. Cóż to za zaszczyt! Zaszczyt? Nazwaliście to zaszczytem? Uzyliście niewlaściwego słowa. Teraz inni będą aspirować do tego tytulu. Wkroczyliśmy na obszar nazwany przez Ewangelie “światem” i grozi wam zatrata duszy. Świat, potega, prestiz, wygrana, sukces, zaszczyt itp. - to wszystko jest złudzeniem. Zdobywasz świat, a tracisz dusze. Całe twe życie było puste i bezduszne. Nie ma w nim nic. Jest tylko jedno wyjście - odprogramowanie! Jak to zrobic? - pytasz. Uświadom sobie zaprogramowanie. Nie możesz zmienic siebie wysilkiem woli, nie możesz zmienic siebie poprzez idealy, nie możesz zmienic siebie przez tworzenie nowych nawyków. Możesz zmienic swe zachowanie, ale nie siebie. Ty sam się zmienisz tylko poprzez świadomossc i zrozumienie. Kiedy widzisz, że kamien jest kamieniem, a kawalek papieru papierem, nie twierdzisz już, że kamien ten jest drogocennym diamentem i nie utrzymujesz, że kawalek papieru jest czekiem na bilion dolarów . Kiedy to dostrzezesz, zmienisz się. Nie ma wowczas miejsca na gwalt w probie zmieniania siebie. W przeciwnym razie, to, co nazwiesz zmiana, stanowi tylko przesuwanie mebli wokol ciebie. Zmienia się twe zachowanie, ale ty się nie zmieniłeś.

Niezależność

Jedyna możliwość, by zmienic siebie polega na odrzuceniu naszego dotychczasowego sposobu rozumowania. Cóż oznacza ten sposób rozumowania?

Pomyślcie, jak jesteście zniewoleni przez rozmaite zwiazki. Usilujemy zmienic świat w taki sposób, aby utrzymac te zwiazki, poniewaz świat ciagle im zagraza. Boje się, że którys z przyjaciol przestanie mnie lubic, może zaprzyjaznie się z kims innym. Muszę ciagle utrzymywać swą atrakcyjność, bo chcę ta droga zdobyc jakas osobe. Ktoś wbil mi do glowy, że koniecznie potrzebuje jej lub jej miłości. Ale w rzeczywistości wcale jej nie potrzebuje. Nie potrzebuje niczyjej milosści, potrzeba mi tylko kontaktu z rzeczywistościa. Potrzebne mi jest wydostanie się ze swego wiezienia wdrukowanych mi pogladów i tych wszystkich fantazji; potrzebne mi jest przedostanie się do rzeczywistości. Rzeczywistość jest wspaniala, jest absolutnie zachwycajaca. Życie wieczne jest teraz. Jesteśmy nim otoczeni jak ryba woda w oceanie, ale wcale o tym nie wiemy. Zbytnio jesteśmy skoncentrowani na zwiazkach emocjonalnych. Chwilami świat zmienia swe konfiguracje wpasowujac się w ten nasz zwiazek, mówimy wowczas: “Jak swietnie, wygralismy!” Ale poczekaj, to się zmieni, jutro będziesz znowu przygnebiony. Dlaczego trwamy w czymś takim?

Sprobujmy poświecic kilka minut na nastepujace cwiczenie. Pomyśl o czymś lub o kims, z kim jesteś zwiazany. Innymi slowy o czymś lub o kims, bez czego lub bez kogo - jak sądzisz - nie możesz być szczęśliwy. Może to być twoja praca, twoja kariera, twój zawod, twój przyjaciel, pieniadze, cokolwiek. Powiedz tej osobie czy temu czemuś: “Tak naprawdę to nie jesteś mi potrzebny do szczęścia. Oszukuje tylko samego siebie, twierdzac, że bez ciebie nie będę szczęśliwy. Mogę być szczęśliwy bez ciebie. Nie jesteś moim szczęściem, nie jesteś moja radościa.” Jeśli twój zwiazek dotyczy jakiejs osoby, to slyszac te słowa nie będzie zbytnio uszczęśliwiona, ale powiedz jej tak mimo wszystko. Możesz to zrobic tylko w swoim sercu. W kazdym razie, nawiaz kontakt z prawda, wowczas przedrzesz się przez iluzje. Szczęście nie jest stanem iluzoryczności, jest to stan odchodzenia od iluzji.

Możesz sprobować innego cwiczenia. Przypomnij sobie chwile, kiedy byłeś nieszczęśliwy, zalamany, kiedy sądziles, że już nigdy nie będziesz szczęśliwy (zmarl twój maz, twoja zona, opusścil cię twój najlepszy przyjaciel, straciłeś wszystkie pieniadze). Co się stalo? Minelo troche czasu i zwiazałeś się z czymś innym, znalazłeś kogos innego lub coś innego. Co stalo się ze starym zwiazkiem? Nie potrzebowałeś go, by stac się znowu szczęśliwy, prawda? Powinieneś był z tego wyciagnąć wnioski - ale my nigdy się nie uczymy. Jesteśmy zaprogramowani, jesteśmy uwarunkowani. Jaka to ulga nie być emocjonalnie zwiazanym z czymś lub kims. Gdybyś choć przez sekunde tego doświadczyl, wydostalbyś się ze swego wiezienia i ujrzalbyś blekit nieba. któregos dnia, być może nawet byś pofrunal.

Z pewna obawa wyznaje, że rozmawiajac z Bogiem, powiedziałem Mu, że go nie potrzebuje. Pierwsza moja reakcja było: Jak bardzo jest to sprzeczne z moim wychowaniem. Niektorzy ludzie pragna ze swego przywiazania do Boga uczynic wyjatek. Mówia: “Jeżeli Bóg jest tym Bogiem, którym wedlug mnie być powinien, nie będzie zadowolony, kiedy przestane czuc się z nim zwiazany.” Jeśli myślisz, że nie majac Boga, nie będziesz szczęśliwy, to ten bóg, którego masz na myśli nie ma nic wspolnego z prawdziwym Bogiem. Myślisz o czymś, co jest mrzonka, myślisz o swej wlasnej koncepcji. Czasem trzeba pozbyc się boga, by znalezc Boga. Mówi o tym wielu mistyków. Zasklepiono nas tak bardzo, że nie dostrzegliśmy podstawowej prawdy, że zwiazki emocjonalne bardziej kalecza, niż pomagaja w relacjach z innymi. Przypominam sobie, jak bardzo byłem przestraszony, mówiąc bliskiemu przyjacielowi: “Naprawdę nie potrzebuje ciebie. Mogę być calkowicie szczęśliwy bez ciebie. Mówiąc ci o tym - czuje zarazem, że twoje towarzystwo przynosi mi wielka radosc; wlasnie teraz nie ma we mnie żadnych obaw, zazdrości, prob zawladniecia tobą, uczepienia się ciebie. To wspaniale uczucie być z tobą, nie czepiajac się ciebie. Jesteśs wolny, tak jak i ja.”

Jestem jednak pewien, że dla wielu z was brzmi to jak mowa w zupełnie obcym jezyku. Aby w pełni ja zrozumiec, potrzebowałem wielu miesiecy, a pamietajcie, że jestem jezuita i wszystkie moje duchowe praktyki dotycza tego wlasnie. Dlugo mi to umykalo, gdyż moja kultura, spoleczenstwo w ogole, nauczylo mnie patrzec na ludzi w kategoriach zwiazków emocjonalnych. Zawsze bawi mnie, gdy czasem slysze jak ludzie, wydawaloby się dość obiektywni - terapeuci, duchowni - mówią o kims: “To swietny facet, swietny, naprawdę go lubie.” Pozniej odkrylem, że lubie go, gdyż on lubi mnie . Spogladam w głąb siebie i stwierdzam, że ciagle pojawia się to samo; jeśli jestem przywiazany do uznania i pochwal, to widze innych ludzi przez pryzmat tego, czy przywiazaniu temu zagrazaja czy też nie. Jeśli jesteś politykiem i chcesz być wybranym, pod jakim katem będziesz ocenial ludzi, w jakim kierunku twoje zainteresowanie ludzmi będzie zmierzalo? Bedziesz koncentrowal się na osobach, które będą na ciebie glosowaly. Jeśli zainteresowany jesteś seksem, to pod jakim katem będziesz ocenial mezczyzn i kobiety? Jeśli przywiazanie to dotyczyc będzie wladzy, twoje widzenie ludzi będzie odpowiednio zabarwione. Kazde przywiazanie niszczy miłość. Czym jest miłość? Miłość jest wrazliwościa, miłość jest świadomością. Podam przykład: słucham symfonii, ale jeśli wylawiam tylko odglosy bebnow, to nie slysze symfonii. Czym jest kochajace serce? Kochajace serce wsłuchane jest w życie jako calossc, we wszystkie osoby. Kochajace serce nie ogranicza samo siebie do jednej osoby czy rzeczy. A w chwili, w której pozwolisz sobie na przywiazanie, w sensie jakie temu slowu nadaje, blokujesz otwartość na wiele innych spraw. Dostrzegasz tylko przedmiot swego przywiazania, slyszysz tylko dzwiek bebnow; twoje serce twardnieje. Co więcej, staje się zaslepione, gdyż nie widzi już przedmiotu swego przywiazania obiektywnie. Miłość pociaga za sobą jasność percepcji, obiektywność widzenia. Nie ma nic jasniej widzacego ponad miłość.

Uzależnienie Się Od Miłości

Serce pełne miłości pozostaje miekkie i wrazliwe. Gdy zaś bywasz piekielnie zaangazowany w zdobycie czegoś, stajesz się okrutny, twardy, niewrazliwy. Jakże możesz kochać ludzi, jeśli potrzebujesz ich do wlasnych celów? Możesz ich tylko wykorzystywać i uzywac. Jeśli jesteś mi niezbedny, abym czul się szczęśliwy, muszę ciebie uzyc, manipulować tobą; muszę znalezc sposoby i srodki, aby cię zatrzymac. Nie mogę ci pozwolic, abyś był wolny. Tak naprawdę mogę kochać ludzi tylko wtedy, gdy oczyściłem z nich swoje życie. Kiedy umre dla swej potrzeby ludzi, stane na pustyni. Na poczatku będzie to okropne: poczujesz się opuszczony; jeśli jednak wytrzymasz choć przez chwile, nagle odkryjesz, że to wcale nie jest opuszczenie. To jest samotność, osamotnienie, ale pamietaj pustynia też zakwita. I wowczas w koncu poznasz, czym jest miłość, czym jest Bóg, czym jest rzeczywistość. Ale poczatkowo odstawienie narkotyku jest ciezkie - szczegolnie jeśli nie możesz liczyc na bardzo głębokie i przenikliwe rozumienie albo dostateczne cierpienie. To wielka rzecz, jeśli się cierpialo. Tylko wtedy masz naprawdę dość dotychczasowego życia. Możesz wykorzystac cierpienie do tego, by polozyc mu kres. Wiekszość ludzi po prostu cierpi. Wyjasnia to konflikt, którego czasami doświadczam - pomiedzy rola duchowego przewodnika a rola terapeuty. Terapeuta mówi: Cierpienie nalezy zlagodzic. Natomiast przewodnik duchowy twierdzi: Niech cierpi.

Kiedy wreszcie relacje z innymi ludzmi zaczna przyprawiać nas o mdlości, zdecydujemy się wyrwać z tego wiezienia emocjonalnej zalezności od innych.

    - Czy mam ci zaoferować srodek usmierzajacy bol, czy lekarstwo usuwajace nowotwor? Decyzja nie jest latwa.

Niektorzy z niesmakiem tę ksiazkę zamkna i odrzuca. Niech to zrobia . Nie podnos tej rzuconej ksiazki i nie mow, że nic się nie stalo. Duchowość jest świadomością, świadomością, świadomością i jeszcze raz świadomością. Kiedy twoja matka zlościla się na ciebie, nie mówiła, że coś z nią jest nie tak, mówiła natomiast, że z tobą dzieje się coś zlego. W przeciwnym bowiem razie nie dawalaby się ponieść zlości. Dokonalem, Matko, wielkiego odkrycia, że kiedy jesteś zla, to jednak coś z tobą jest nie tak. Zatem zamiast zlościc się na mnie, lepiej byłoby, byś zajela się sobą, problemem twojej zlości. Zastanów się nad nim i rozwiazuj go. To nie jest mój problem. To, czy ze mną dzieje się coś zlego czy też nie, przeanalizuje sam niezaleznie od twojej zlości.

Najzabawniejsze, że kiedy potrafie tak postepowac, bez negatywnych uczuć wobec innych, staje się obiektywniejszy także wobec siebie. Tylko osoba bardzo świadoma, potrafi odmówic przyjecia na siebie winy i zlości oraz odpowiedziec:

    - Wściekasz się, tym gorzej dla ciebie. Nie mam najmniejszej ochoty cię ratować i odmawiam ci swego poczucia winy.

    - Nie zamierzam nienawidzic siebie za to, co zrobilem, cokolwiek by to nie było. Tym wlasnie jest poczucie winy. Nie zamierzam fundować sobie negatywnych uczuć i biczować się za swe postepki, niezaleznie od tego, czy były one dobre czy złe . Jestem gotów to przeanalizowac, przyjrzec się temu i stwierdzic:

    - Jeśli uczyniłem źle, zrobiłem to nieświadomie.

Nikt nie czyni zla w stanie świadomości. Dlatego wlasnie teologowie mówią nam tak pieknie o tym, że Jezus nie mógł czynic zla. Ma to dla mnie głęboki sens, gdyż osoba oświecona nie może czynic zla. Osoba oświecona jest wolna. Jezus był wolny i dlatego nie mógł czynic zla. A poniewaz ty możesz czynic zło, nie jesteś wolny.

Więcej Słów

Doskonale wyrazil to Mark Twain, kiedy pisal: “Było tak zimno, że gdyby termometr był o cal dluzszy, zamarzlibyśmy na śmierć”.

Zamarzamy na śmierć z powodu slów. To nie zimno ma znaczenie, ale termometr. To nie rzeczywistość ma znaczenie, ale to co ty sam sobie na jej temat mówisz . Slyszałem swietna anegdotke o pewnym finskim farmerze. Kiedy przesuwano granice rosyjsko-finska farmer ten musial podjac decyzje, czy chcę mieszkac w Rosji czy w Finlandii. Po dluzszym namyśle powiedział, że chcę mieszkac w Finlandii, nie chcial jednak urazic rosyjskich urzedników. Przyszli oni do niego z pytaniem, dlaczego zdecydowal się na pobyt w Finlandii. Farmer odpowiedział:

    - Zawsze chciałem mieszkac na ziemi rosyjskiej, ale w moim wieku nie zdolalbym przezyc nastepnej srogiej rosyjskiej zimy.

Rosja i Finlandia są jedynie slowami lub pojeciami, ale nie w oczach tych ludzi, nie w oczach zwariowanych istot ludzkich. Prawie nigdy nie patrzymy na rzeczywistość. Pewien guru usilowal wyjasnic jakiemus audytorium, że ludzie silniej niż na rzeczywistość reaguja na słowa. Zyja wręcz slowami, zywia się nimi. Jakis mezczyzna wstal i zaprotestowal:

    - Nie zgadzam się z tym, że słowa wywieraja na nas aż taki wielki wplyw. -

    Na co guru odparl:

    - Siadaj, skurwysynie! -

    Zsinialy ze zlości mezczyzna wykrzyknal:

    - I to pan nazywa siebie osoba oświecona, guru, mistrzem, powinien pan się wstydzic! -

    Na co guru odparl:

    - Prosze mi wybaczyc, sir. Ponioslo mnie. Naprawdę, prosze o wybaczenie. To nie było zamierzone. Przepraszam. -

    Mezczyzna w koncu się uspokoil. Wowczas guru powiedział:

    - Wystarczyly dwa słowa, aby wywolac w panu burze i kilka słów, by pana uspokoic. Prawda?

Słowa, słowa, słowa - czyż nie są one prawdziwymi wiezieniami, jeśli nie uzywa się ich we wlaściwy sposób?

 

Ukryte Programy

Pomiędzy wiedzą i świadomością istnieje różnica taka, jak między informacją i świadomością. Powiedziałem już, że człowiek nie może czynić zła będąc świadomym. Ale może czynić zło wiedząc lub posiadając informacje, że coś jest złe: “Ojcze przebacz im, bo nie wiedza, co czynią”.

Przełożyłbym to raczej tak: “Nie są świadomi tego, co czynią”. Paweł powiedział o sobie, że jest największym z grzeszników, ponieważ zwalczał Kościół Chrystusowy. Nie omieszkał jednak dodać: “Czyniłem to nie będąc świadomym”. Albo: Gdyby byli świadomi, że krzyżują Chrystusa w Glorii, nigdy by tego nie uczynili. Czy też: “Nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu”. Nie będą świadomi, będą natomiast ofiarami wiedzy i informacji. Tomasz z Akwinu ujął to tak: “Ilekroć grzeszą, grzeszą pod płaszczykiem dobra”.

Sami się oślepiają: widzą coś jako dobre, choć wiedzą, że to jest złe. Racjonalizują, gdyż szukają czegoś pod płaszczykiem dobra.

Pewna kobieta wymieniła dwie sytuacje, w których bardzo trudno było jej zachować świadomość. Pracowała w jakimś przedsiębiorstwie usługowym, w którym było mnóstwo interesantów, dzwoniących telefonów - musiała z nimi dawać sobie radę, borykając się jednocześnie z rozgardiaszem spowodowanym przez nachalnych i zirytowanych petentów. Ciężko jej było zachować łagodność i spokój. Druga sytuacja dotyczyła jazdy samochodem, kiedy panował duży ruch, trąbiły klaksony, kierowcy klęli. Pytała mnie, czy ta jej nerwowość ustąpi i czy będzie w stanie zachować spokój.

Czy dostrzegliście jej przywiązanie? Spokój. Jej przywiązanie do spokoju i ciszy. Mówi:

    - Dopóki nie będę spokojna, nie będę szczęśliwa.

Czy kiedykolwiek przyszło wam do głowy, że możecie być szczęśliwi pomimo napięcia? Nim zostałem oświecony, byłem przygnębiony; po tym, jak zostałem oświecony, nadal jestem przygnębiony. Rozluźnienie i wrażliwość nie mogą stanowić celu. Czy słyszeliście kiedyś o ludziach, którzy stawali się napięci usiłując się zrelaksować? Jeśli jesteś napięty, po prostu obserwuj swe napięcie. Nigdy nie zrozumiecie samych siebie, jeśli będziecie usiłowali się zmienić. Im usilniej staracie się zmienić, tym gorzej to będzie wam się udawało. Jesteście wezwani, by stać się świadomymi. Poczuj dzwoniący telefon, poczuj szarpanie nerwów, poczuj kierownice w samochodzie. Innymi słowy, zbliż się do rzeczywistości, niech napięcie czy spokój sobie trwa. W istocie będziesz musiał im pozwolić na takie trwanie, bo zbytnio zaangażujesz się we wchodzenie w kontakt z rzeczywistością. Krok po kroku, pozwól, aby to co się dzieje, spokojnie się działo. Prawdziwa zmiana nastąpi we właściwym czasie. Nie dzięki twemu “ego”, ale dzięki rzeczywistości. Świadomość daje rzeczywistości możliwość zmienienia ciebie. Zyskując świadomość, zmieniasz się, ale musisz tego doświadczyć. Na razie po prostu uwierz mi na słowo. Masz, być może, już jakiś plan dotyczący tego, jak stać się świadomym. Twoje “ego”, na swój przebiegły sposób, usiłuje osiągnąć świadomość. Obserwuj je! Napotkasz na opór, będziesz miał kłopoty. Jeśli ktoś zbyt usilnie stara się być świadomym przez cały czas, to ujawnia pewien poziom lęku. Chcę być przebudzonym, ciągle sprawdza, czy już jest przebudzony, czy też jeszcze nie. Jest to forma ascetyzmu, a nie świadomości. Brzmi to dziwnie w kulturze, w której trening przygotowujący do osiągnięcia celów, docierania dokądś, jest celem nadrzędnym, choć w rzeczywistości nie mamy gdzie iść, bo tam, gdzie chcielibyśmy być, już jesteśmy. Japończycy bardzo ładnie dają temu wyraz w powiedzeniu: “W dniu, w którym zaniechasz podroży, dotrzesz do celu”. Twoja postawa winna być następująca: “Chcę być świadomy, chcę mieć kontakt z tym, co jest, czymkolwiek by to nie było i niech się dzieje to, co ma się dziać. Jeśli jestem przebudzony to dobrze, jeśli śpię, to też dobrze”.

Z chwila gdy uczynisz z tego cel i będziesz się starał ten cel osiągnąć, zaczniesz gloryfikować “ego”, umacniać je. Pragniesz miłego poczucia, żeś tego “dokonał”. Kiedy jednak naprawdę tego dokonasz, nie będziesz o tym wiedział. Twoja lewica nie będzie wiedziała, co czyni prawica.

“Panie, kiedyśmy to uczynili, nie byliśmy świadomi”. Czynienie dobra najpiękniejsze jest wówczas, gdy nie wiemy, że robimy dobry uczynek. - “Mówisz, że ja ci pomogłem. Była to moja przyjemność, tańczyłem mój taniec. Pomogło ci to, no to cudownie. Przyjmij moje gratulacje. Niczego mi nie zawdzięczasz”.

Kiedy już dotrzesz do tego punktu, kiedy wreszcie będziesz świadomy, coraz mniej będą obchodzić cię etykietki takie jak: “przebudzony” czy “pogrążony we śnie”. Duże trudności sprawiło mi wzbudzenie w was ciekawości, a nie duchowej chciwości. Przebudź się, to będzie cudowne. Po chwili nie będzie to już miało znaczenia - jesteś świadomy, zatem żyjesz. Nieświadome życie niewarte jest tego, by trwało. Pozostaw ból swemu własnemu losowi.

Poddanie Się

Im bardziej będziesz starał się zmienić, tym gorzej będzie ci to wychodziło. Czy znaczy to, że pochwalam pewna dozę bierności? Tak, im większy stawiasz opór, tym większą nadajesz moc temu, czemu się opierasz. Takie jest, jak sądzę, znaczenie słów Jezusa: “Lecz jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek, nadstaw mu drugi.” To ty dajesz moc demonom, które zwalczasz. Brzmi to bardzo po wschodniemu. Jeśli jednak popłyniesz razem z wrogiem, pokonasz go. Jak walczyć ze złem? Nie poprzez zmaganie się z nim, ale poprzez zrozumienie. Zło zniknie, jeśli tylko zostanie zrozumiane. Jak walczyć z ciemnością? Nie przy pomocy pięści. Nie można przegonić ciemności z pokoju za pomocą szczotki, trzeba włączyć światło. Im usilniej walczysz z ciemnością, tym bardziej staje się ona dla ciebie realna, tym bardziej wyczerpiesz samego siebie. Jeśli jednak włączysz światło świadomości, ciemność się rozprasza. Załóżmy, że ten skrawek papieru jest czekiem na bilion dolarów. Och, muszę go odrzucić, muszę, zgodnie z Ewangelią muszę się go wyrzec, jeśli pragnę życia wiekuistego. Czy zamierzasz zastąpić jedną chciwość inną? Chciwość dóbr materialnych chciwością duchowa? Poprzednio miałeś “ego” ziemskie, a teraz zyskałeś “ego” duchowe i pomimo wszystko jest to “ego” - subtelniejsze i takie, z którym znacznie trudniej walczyć. Kiedy czegoś się wyrzekasz, związujesz się z tym. Jeśli jednak zamiast aktu wyrzeczenia przyjrzysz się temu uważnie i powiesz: “No tak, to nie jest czek na bilion dolarów, ale kawałek papieru”, to nie ma już z czym się zmagać, nie ma czego się wyrzekać.

Zaminowane Obszary

W moim kraju wielu mężczyzn dorasta w przekonaniu, że kobiety są jak cielaki.

    - Ożeniłem się z nią - mówią - i jest moja własnością.

 

- Czy można ich za to winić? Przygotujcie się na szok: nie można. Podobnie jak wielu Amerykanów widzi w określony sposób Rosję. Okulary, przez które patrzą, zostały zabarwione w określony sposób i mamy właśnie określony skutek: w takim kolorze widzą świat, w jakim zabarwione są ich okulary. Jak przywrócić światu właściwe barwy, jak uświadomić patrzącym, że patrzą na świat przez kolorowe szkła? Beznadziejne, dopóki nie spostrzegą swych podstawowych przesądów.

 

Kiedy zaczniesz patrzeć na świat przez pryzmat ideologii, jesteś skończony. Żadna rzeczywistość nie wpasuje się w żadna ideologię. Życie jest bogatsze. Dlatego też ludzie ciągle poszukują znaczenia życia. A życie nie ma znaczenia, nie może mieć znaczenia, bo znaczenie jest formułą, znaczenie jest czymś, co jest sensowne dla umysłu. Zawsze, skoro tylko wyławiasz sens z rzeczywistości, napotykasz coś, co sens ten niszczy. Znaczenie może być odnalezione tylko wówczas, gdy poza nie wykroczysz. Życie nabiera sensu, kiedy patrzysz na nie jako na tajemnicę, której sens umyka konceptualizującemu umysłowi.

Nie twierdzę, że adoracja nie jest ważna, twierdzę natomiast, że wątpienie jest nieskończenie ważniejsze od adoracji. Ludzie wszędzie szukają obiektów adoracji, ale trudno spotkać ludzi, których postawy i przekonania byłyby wystarczająco dojrzale do tego aktu. Jakże bylibyśmy zadowoleni, gdyby terroryści mniej wielbili ideologię, a w zamian za to stawiali sobie więcej pytań. Nie lubimy jednak sobie samym przystawiać takiej samej miarki, którą stosujemy wobec innych. Sądzimy, że to my mamy rację, a nie terroryści. A ten, który jest terrorystą dla ciebie, przez innych może być widziany jako męczennik.

Samotność ma miejsce wówczas, gdy odczuwamy brak ludzi, samotniczość - kiedy wystarczamy sami sobie. Wspomnę tu dykteryjkę George'a Bernarda Shawa. Był obecny na coctail-party, nudnym, jednym z wielu, kiedy to w trakcie przyjęcia nie mówi się absolutnie nic ważnego. Ktoś zadał mu pytanie, czy zadowala go towarzystwo.

    - Tak, ale wyłącznie własne - padła odpowiedz.

Nigdy tak naprawdę nie będziesz odczuwał radości z powodu obecności innych, jeśli jesteś ich niewolnikiem. Społeczeństwo nie jest uformowane przez określoną liczbę niewolników. Społeczeństwo uformowane jest przez władców i królowe. To ty jesteś władcą, nie żebrakiem. To ty jesteś królową, a nie żebraczką. W prawdziwej wspólnocie nie ma żebraczej misy. Nie ma wzajemnego uzależnienia, lęku i strachu, zaborczości, żądań. Wspólnotę tworzą wolni ludzie, a nie niewolnicy. Ta prawda jest bardzo oczywista, ale zagubiona przez naszą kulturę, włączając w to kulturę religijna. Bowiem także kultura religijna może mieć bardzo manipulacyjny charakter, jeśli się nie jest na baczności.

Niektórzy ludzie postrzegają świadomość jako szczytowy punkt, plateau znajdujące się poza doświadczeniem codziennej chwili. Jest to potraktowanie świadomości jako celu. Ale prawdziwa świadomość donikąd nie dąży, niczego nie osiąga. Jak do tej świadomości docieramy? Poprzez świadomość. Kiedy ludzie mówią, że chcą przeżyć każdą chwilę, to tak naprawdę mówią o świadomości - z wyjątkiem tego “chcenia”. Świadomości doświadczać nie chcesz: masz ją albo nie.

Jeden z moich przyjaciół pojechał do Irlandii. Jak mi powiedział, pomimo iż jest obywatelem amerykańskim, ma prawo do posiadania paszportu irlandzkiego: I takim paszportem się posługuje, boi się bowiem jeździć za granicę na paszporcie amerykańskim. Na wypadek spotkania z terrorystami będzie mógł powiedzieć: “Jestem Irlandczykiem.” Ale ludzie, którzy usiądą obok niego w samolocie, nie będą widzieli etykietki; chcą doświadczyć osoby, takiej jaka ona jest naprawdę. Ilu ludzi spędza życie żywiąc się nie strawą, ale samym menu. Menu jest tylko wskaźnikiem czegoś, co można dostać. Chcemy zjeść stek, a nie słowa.

Śmierć “Mnie”

Czy można być w pełni sobą nie doświadczając tragedii? Jedyną rzeczywistą tragedią na ziemi jest niewiedza. To od niej pochodzi wszelkie zło. Jedyną tragedią istniejącą na świecie jest nieświadomość i trwanie we śnie. Stąd wyrasta strach, a ze strachu cała reszta. Śmierć nie jest tragedią w żadnym sensie. Śmierć jest piękna, przerażająca jest tylko dla tych ludzi, którzy nigdy nie rozumieli życia. Tylko wówczas gdy boisz się życia, lękasz się śmierci. Jeden z amerykańskich pisarzy ujął to bardzo pięknie. Napisał, że przebudzenie jest śmiercią wiary w niesprawiedliwość i tragedię. Dla mędrca koniec egzystencji gąsienicy oznacza narodziny motyla. Śmierć jest zmartwychwstaniem. Nie mówimy tu o zmartwychwstaniu, które kiedyś nastąpi, ale o tym, które teraz właśnie ma miejsce. Jeśli umrzesz dla swej przeszłości, jeśli umrzesz dla każdej minuty, to jesteś osobą w pełni żywą, ponieważ osoba w pełni życia jest osobą pełną śmierci. Zawsze umieramy dla rożnych rzeczy. Zawsze rzucamy wszystko, by być w pełni żywym i gotowym w każdej chwili na zmartwychwstanie. Mistycy, święci i inni czynią wielkie wysiłki, by przebudzić ludzi. Jeśli się nie obudzą, stale towarzyszyć im będzie zło, takie jak: głód, wojny, gwałt. Największym złem są ludzie - pogrążeni we śnie, pozbawieni wiedzy.

Pewien jezuita napisał kiedyś do Ojca Arrupe, swego przełożonego, pytając o względną wartość komunizmu, socjalizmu i kapitalizmu. Ojciec Arrupe dał wspaniałą odpowiedź. Powiedział: “Każdy system jest tak dobry i tak zły jak ludzie, którzy się nim posługują. Ludzie o złotych sercach sprawiliby, że kapitalizm, komunizm czy socjalizm funkcjonowałby bez zarzutu”.

Nie pros świata, aby się zmieniał - to ty zmień się pierwszy. Wówczas zobaczysz świat wystarczająco wnikliwie, by moc zmienić wszystko, cokolwiek uznasz za stosowne. Pozbądź się zaćmy na własnych oczach. Jeśli tego nie uczynisz, tracisz prawo do zmieniania czegokolwiek lub kogokolwiek. Póki nie jesteś świadom samego siebie, nie masz żadnego prawa poprawiać innych lub świata. Zło w próbach zmieniania innych ludzi czy świata - kiedy ty sam nie jesteś osoba świadoma - polega na tym, że zmiany te mogą służyć tylko twoim interesom, dumie, dogmatycznym przekonaniom, albo po prostu odreagowywaniu negatywnych emocji. Żywię negatywne uczucia, a więc radzę ci, byś zmienił się w taki sposób, bym poczuł się lepiej. Najpierw rozwiąż problemy swoich negatywnych emocji tak, abyś przystępując do zmieniania innych kierował się nie nienawiścią lub negatywizmem, ale miłością. Może wydawać się dziwne także i to, że ludzie bywają bardzo surowi wobec innych, a jednak są pełni miłości. Chirurg może być wobec swego pacjenta nad wyraz bezlitosny, a jednak wykonywać swe zabiegi z miłości. Miłość bywa doprawdy bezlitosna.

Wgląd I Rozumienie

Jakie warunki należy spełnić, by zmienić siebie? Choć poświeciłem tej sprawie już tak wiele miejsca, to jednak teraz pragnę tej kwestii przyjrzeć się z bliska. Po pierwsze - wgląd. Nie wysiłek, nie pielęgnowanie nawyków, nie posiadanie ideałów. Ideały wyrządzają dużo zła. Cały czas poświęcasz na koncentrowaniu się na tym, co być powinno, a nie na tym, jak jest. Narzucasz więc rzeczywistości swoje wyobrażenia, nie rozumiejąc najpierw, czym ona jest w rzeczywistości. Przytoczę przykład z własnej praktyki. Zgłosił się do mnie pewien ksiądz, twierdząc, że jest leniwy, ale pragnie być pracowity i bardziej aktywny. Tymczasem ciągle jest leniwy.

    Pytam go, co znaczy “leniwy”?

 

Dawniej powiedziałbym mu:

    - Sporządź listę rzeczy, które chcesz codziennie zrobić, a następnie co wieczór odfajkuj to, co udało ci się wykonać i w ten sposób poprawisz swe samopoczucie. Niech takie postępowanie stanie się twoim zwyczajem, nawykiem.

Albo zapytałbym go:

    - Kto jest twoim ideałem, świętym patronem? -

A jeśli odpowiedziałby na przykład, że Franciszek Ksawery, odpowiedziałbym:

    - Patrz, jak dużo pracował Ksawery. Musisz medytować nad nim, pomoże ci to. -

Jest to jeden ze sposobów rozwiązywania takich spraw, ale z przykrością muszę stwierdzić, że sposób ten jest powierzchowny. Angażowanie woli, wysiłku na długo nie pomaga. Zmienić się może zachowanie, ale nie osoba. Teraz radzę inaczej. Mówię mu zatem:

    - Leniwy, co to znaczy? Istnieje milion rodzajów lenistwa. Powiedz, na czym polega twoje lenistwo. Scharakteryzuj to, co nazywasz lenistwem. -

Na co odpowiada:

    - Dobrze, nigdy nie mogę niczego skończyć. Nie chce mi się nic robić.

    - Chcesz powiedzieć, że tak dzieje się od momentu, gdy wstajesz?

    - Tak, budzę się rano i nie ma nic, dla czego warto byłoby wstać.

    - Jesteś więc przygnębiony?

    - Tak można byłoby to nazwać. Jest to jakiś rodzaj apatii.

    - Czy zawsze taki byłeś?

    - No, nie, nie zawsze. Gdy byłem młodszy, byłem aktywniejszy. W seminarium pełen życia.

    - Kiedy więc to się zaczęło?

    - O, jakieś trzy... cztery lata temu...

Pytam go, co istotnego wtedy się wydarzyło. Myśli przez chwile, wobec czego przerywam to milczenie:

    - Jeśli aż tak głęboko musisz się zastanawiać, to pewnie nic szczególnego wówczas, przed czterema laty, się nie zdarzyło. A rok wcześniej?

    - No tak, tamtego roku przyjąłem święcenia kapłańskie - odpowiedział.

    - Czy coś jeszcze wydarzyło się tamtego roku?

    - Nic bardzo ważnego, chodzi o końcowy egzamin z teologii. Oblałem go. Byłem trochę rozczarowany, ale jakoś przebolałem. Biskup zamierzał wysłać mnie do Rzymu, miałem zostać wykładowcą w seminarium. Bardzo mi to odpowiadało, ale ponieważ oblałem egzamin, biskup zmienił zdanie i wysłał mnie do tej parafii. W gruncie rzeczy było to trochę niesprawiedliwe, bo...

Narastała w nim złość, złość której jeszcze nie przetrawił. Musimy przepracować tę swoja porażkę. W takiej sytuacji prawienie kazań nie ma sensu. Nie ma też sensu podsuwanie jakichś pomysłów. Musimy doprowadzić do tego, by człowiek stanął twarzą w twarz ze swoja złością i rozczarowaniem, by uzyskał wgląd w swe emocje. Kiedy zdoła to przepracować, powróci znowu do życia. Gdybym go surowo upomniał, to jedynie powiększyłbym jego poczucie winy. Wcześniej mówił, jak bardzo ciężko muszą pracować jego bracia i siostry. Brak mu wglądu w siebie, który by go uleczył. Jest to więc sprawa najważniejsza.

    - Wielkim zadaniem - powiedziałem mu - jest rozumienie. A jak sądzisz - czy to cię uszczęśliwi? Po prostu założyłeś sobie, że w ten sposób pozyskasz szczęście. Dlaczego postanowiłeś wykładać w seminarium? Ponieważ chciałeś być szczęśliwy. Sądziłeś, że bycie profesorem, posiadanie pewnego statusu i prestiżu, da ci szczęście. Czy tak się stało? Nie, jest ci potrzebne zrozumienie.

Ogromną pomocą w identyfikacji tego, co się dzieje, jest rozróżnienie pomiędzy “ja” i “mnie”. Pozwolę sobie przytoczyć przykład. Przychodzi do mnie młody ksiądz, jest uroczy i utalentowany. Ale w jakiś dziwny sposób zbzikowany. Był postrachem otoczenia. Zdarzały mu się nawet pobicia. Sprawa otarła się o policję. Do czegokolwiek się zabierał, na przykład do zarządzania gruntami rolnymi lub szkołą, zawsze po pewnym czasie pojawiały się problemy. Odbył nawet trzydziestodniowe rekolekcje w miejscu, które my jezuici nazywamy Tertianship, gdzie oddawał się codziennym rozmyślaniom o cierpliwości i miłości Jezusa wobec upośledzonych. Wiedziałem jednak, że to nie przyniesie efektów. Niemniej jednak powrócił do domu, a wyraźna poprawa trwała przez okres trzech czy czterech miesięcy (ktoś powiedział, że większość rekolekcji zaczyna się od “W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego”, a kończy je “jak było na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen”). Po upływie tego okresu zaczął się zachowywać jak dawniej. Przyszedł więc z tym do mnie. Byłem wówczas bardzo zajęty. Mimo iż przyjechał z innego miasta w Indiach, nie mogłem poświęcić mu czasu. Wystąpiłem więc z propozycja:

    - Idę na wieczorny spacer, jeśli chcesz, chodź ze mną, ale więcej czasu nie mogę ci poświęcić.

Poszliśmy razem. Znałem go już wcześniej, a kiedy spacerowaliśmy tknęło mnie dziwne przeczucie. Kiedy coś takiego mi się zdarza, konfrontuje to z konkretną osobą. Powiedziałem mu więc:

    - Mam jakieś dziwne przeczucie, że coś ważnego ukrywasz przede mną, czy to prawda? -

Zareagował gwałtownie. Poczuł się urażony.

    - Co przez to rozumiesz? Czy sądzisz, że udawałbym się w tak długa podroż i prosiłbym, abyś poświęcił mi trochę czasu po to, bym coś miał przed tobą ukrywać?- zapytał.

    - No, tak. Tylko że coś takiego przyszło mi do głowy, to wszystko. Pomyślałem, że będzie lepiej, jeśli to sprawdzę i po prostu ciebie o to zapytam.

Kontynuowaliśmy spacer. Niedaleko miejsca, w którym mieszkam, jest jezioro. Pamiętam tę scenę bardzo dobrze. Powiedział:

    - Czy moglibyśmy gdzieś tu usiąść?

    - W porządku - odpowiedziałem.

    - Masz racje. Coś przed tobą ukrywam - powiedział i wybuchnął płaczem. - Chcę powiedzieć tobie coś, czego nikomu nigdy nie mówiłem od czasu, gdy wstąpiłem do zakonu. Mój ojciec umarł, gdy byłem mały, a matka musiała iść na służbę. Jej praca polegała na sprzątaniu łazienek. Czasami musiała pracować po szesnaście godzin na dobę, aby nas utrzymać. Tak bardzo się tego wstydzę, że trzymam to w tajemnicy i wciąż irracjonalnie się mszczę.

Negatywne uczucia zostały przeniesione na służbę. Nikt nie mógł pojąc, dlaczego ten czarujący mężczyzna coś takiego robił. Jednak z chwilą, gdy on to pojął, nigdy już nie było z nim problemów. Nigdy. Był uleczony.

Nie Pchać

Rozmyślania połączone z naśladowaniem zewnętrznych zachowań Chrystusa nic nie dają. Nie idzie przecież o imitowanie Chrystusa, ale o to, by stać się tym, czym był Chrystus. Jest to kwestia stania się Chrystusem, uzyskania świadomości, zrozumienia tego, co dzieje się wewnątrz ciebie. Wszystkie inne metody mające służyć zmianie siebie można porównać do pchania samochodu. Przypuśćmy, że musisz udać się w podroż do odległego miasta. W drodze psuje ci się samochód. No tak, fatalnie. Samochód jest zepsuty, a więc zakasujemy rękawy i zaczynamy pchać nasz samochód. Pchamy i pchamy... aż do odległego miasta.

    - Uff - mówimy - dobrnęliśmy.

A następnie pchamy samochód droga do następnego miasta! Powiecie:

    - A jednak w końcu dotarliśmy. -

Ale czy to ma być życie? Wiecie czego wam potrzeba? Eksperta, mechanika, który podniesie maskę i wymieni świece. Przekręci klucz w stacyjce i samochód pojedzie. Potrzebny jest specjalista - potrzebne jest zrozumienie, wgląd, świadomość. I wtedy nie będziecie musieli pchać. Niepotrzebny wysiłek! To dlatego ludzie są tacy zmęczeni, obezwładnieni znużeniem. I mnie, i was nauczono niezadowolenia z siebie. I to jest psychologiczne źródło zła. Jesteśmy ciągle niezadowoleni, nieusatysfakcjonowani - ciągle pchamy. Pchaj, włóż w to jeszcze więcej wysiłku i jeszcze więcej. Ale wewnętrzny konflikt pozostanie i bardzo niewiele z niego zrozumiesz.

Stawanie Się Prawdziwym

Jeden z bardziej znaczących dni przydarzył mi się w Indiach. Był to naprawdę wielki dzień: dzień po tym, jak uzyskałem święcenia kapłańskie. Zasiadłem w konfesjonale. Mieliśmy w naszej parafii świątobliwego księdza, jezuitę, Hiszpana, którego znalem, zanim jeszcze znalazłem się w nowicjacie. W przeddzień wstąpienia do nowicjatu pomyślałem, że lepiej będzie najpierw pójść do spowiedzi, by móc wkroczyć tam z sumieniem lekkim i czystym i by nie było już potrzeby spowiadać się przełożonemu nowicjatu. Ten stary hiszpański ksiądz miał zawsze tłumy cierpliwie czekające w kolejce przed konfesjonałem. Posługiwał się fioletową chustką, którą zakrywał oczy, mruczał coś pod nosem, zadawał pokutę i odsyłał delikwenta. Spotkaliśmy się ledwie kilka razy, ale nazywał mnie Antonim. Stałem więc cierpliwie w ogonku, a kiedy nadeszła moja kolej, próbowałem w czasie spowiedzi zmienić glos. Wysłuchał mnie cierpliwie, zadał pokutę i dał rozgrzeszenie. A potem powiedział:

    - Antoni, kiedy udajesz się do nowicjatu?

W każdym razie poszedłem do tej parafii na drugi dzień po święceniach. Stary ksiądz mówi do mnie:

    - Chcesz posłuchać spowiedzi?

    - Dobrze - mówię.

    - Idź do mojego konfesjonału.

Pomyślałem sobie: Jestem świętym człowiekiem. Będę siedział w jego konfesjonale.

Słuchałem spowiedzi przez trzy godziny. Była to niedziela palmowa, wielkanocny tłum. Wyszedłem przygnębiony, nie tym, co usłyszałem, gdyż przygotowano mnie do tego i wiedziałem, czego oczekiwać.

Wiecie, co mnie przygnębiło? Świadomość, że częstowałem ich małymi, pobożnymi banałami: “Teraz módl się do Matki Boskiej, ona cię kocha”. Albo: “Pamiętaj, Bóg jest z tobą”. Czy te pobożne komunały były lekarstwem na raka? A to, z czym miałem do czynienia, to rak świadomości, brak poczucia rzeczywistości.

Tego samego dnia złożyłem sobie uroczystą przysięgę:

“Będę się uczył, uczył tak, aby nikt nie mógł mi zarzucić:

    - Ojcze, to wszystko, co mówisz, to najprawdziwsza prawda, ale całkowicie bezużyteczna”.

Świadomość, wgląd. Kiedy staniesz się ekspertem (a wkrótce będziesz ekspertem), nie będziesz potrzebował studiować psychologii. Kiedy zaczniesz obserwować siebie i patrzeć na siebie, wyławiać owe negatywne uczucia, znajdziesz własny sposób ich wyjaśnienia. I zauważysz zmianę. Wówczas będziesz musiał zmierzyć się z wielkim łotrem, nikczemnikiem. Tym łotrem jest samopotępienie, nienawiść do siebie samego, niezadowolenie z siebie.

Wybrane Obrazy

Pomówmy raz jeszcze o spontanicznej zmianie. Wymyśliłem metaforę ilustrującą ten proces. Jest to obraz żaglówki. Kiedy żaglówka łapie silny wiatr, mknie przed siebie, jakby woda nie stawiała jej żadnego oporu, a żeglarz prócz sterowania nie musi niczego robić, nie wkłada w żeglowanie żadnego wysiłku, nie musi popychać łodzi. Jest to obraz tego, co się dzieje wtedy, gdy zmiana następuje poprzez świadomość, zrozumienie.

Przeglądając moje notatki znalazłem kilka cytatów, które dobrze ilustrują to, co powiedziałem. Posłuchajcie choćby tego:

    “Nie ma nic równie okrutnego niż natura. Nigdzie we Wszechświecie nie ma przed nią ucieczki, jednak to nie natura zadaje nam rany, ale sam człowiek, swym sercem.”

Czy pojmujecie to? To nie natura zadaje nam rany, ale nasze własne serca. Jest taka historyjka o Paddym, który spadł z rusztowania. Pytają go:

    - Czy upadek wyrządził ci krzywdę?

    A on na to:

    - Upadek? Nie, ale moment w którym przestałem spadać.

Gdy tniesz wodę, nie ranisz jej; gdy tniesz ciało stale, rozcinasz je. Nosisz w sobie bardzo sztywne postawy, pielęgnujesz skostniałe iluzje; i one z hukiem zderzają się z naturą. To one wyznaczają miejsca, gdzie jesteś raniony, to one są źródłem twego bólu.

A oto następny piękny cytat, autorstwa któregoś z mędrców, choć nie pamiętam którego. Podobnie, jak w wypadku Biblii, autor nie ma znaczenia. Znaczenie ma treść.

    “Jeśli nic nie przeszkadza oku, widzisz; jeśli nic nie przeszkadza uchu, słyszysz; jeśli nic nie przeszkadza nosowi, czujesz; jeśli nic nie przeszkadza umysłowi, myślisz”.

Mądrość ujawnia się wówczas, gdy zburzycie zapory, które wznieśliście poprzez pojęcia i uwarunkowania. Mądrość nie jest czymś, co się nabywa, mądrość nie jest doświadczeniem, mądrość nie jest stosowaniem wczorajszych iluzji do dzisiejszych problemów. Kiedy przed laty studiowałem psychologię w Chicago, ktoś mi powiedział:

    - Często w życiu księdza doświadczenie pięćdziesięciu lat równe jest jednemu rokowi powtórzonemu pięćdziesiąt razy... -

Dysponujesz zestawem metod, do których sięgasz. Masz sposoby radzenia sobie z alkoholikami, księżmi, siostrami zakonnymi, rozwodnikami. Ale to nie jest mądrość. Mądrość to wrażliwość na tę sytuację, tę osobę; wrażliwość nie zmącona żadnym przeniesieniem z przeszłości, pozbawiona naleciałości z doświadczeń przeszłości. Jest to coś całkiem innego, niż przywykliśmy sądzić. Do tego, co powiedziałem, dodałbym jedno zdanie:

    “Jeśli serce nie przeszkadza, prawdziwie kochasz”.

 

Mówiłem podczas tych dni o miłości. Możemy mówić jedynie o niemiłości. Możemy mówić jedynie o nałogach, ale o miłości, jako takiej, niczego wprost powiedzieć nie można.

Nie Mówiąc Nic O Miłości

Jak ja opisałbym miłość? Postanowiłem przedstawić wam jedna z medytacji zamieszczonych w książce, która właśnie pisze. Przeczytam ja wam wolno, rozważcie treść w czasie czytania. Muszę ją tu niestety przedstawić w skróconej formie, tak by zmieścić się w trzech lub czterech minutach; w przeciwnym razie zajęłoby mi to więcej niż pól godziny. Jest to komentarz do Ewangelii. Pomyślałem najpierw o innym tekście, o cytacie zaczerpniętym z Platona:

    “Nie można uczynić niewolnikiem człowieka wolnego, gdyż człowiek wolny pozostaje wolny nawet w wiezieniu”.

 

W swej wymowie cytat ten przypomina zdanie z Ewangelii:

    “A jeśli ktoś zmusza cię do jednego tysiąca (kroków), idź z nim dwa tysiące”.

Może wydaje ci się, że mnie zniewoliłeś, każąc mi dźwigać ciężary na plecach, ale tak nie jest. Jeśli ktoś usiłuje zmienić zewnętrzną rzeczywistość, wydostając się z wiezienia, by być wolnym, to doprawdy pozostaje on nadal więźniem. Wolność nie leży w okolicznościach zewnętrznych. Wolność nosi się w sercu. Jeśli osiągnąłeś mądrość, któż cię zniewoli? Posłuchajcie jednak zdania z Ewangelii, o którym wspomniałem uprzednio:

    “Zaraz też nakłonił swoich uczniów, aby weszli do łodzi i popłynęli przed Nim, a On tymczasem rozpuści tłumy. Rozpuściwszy je wszedł na gorę, aby się pomodlić w samotności. A kiedy nastał wieczór, był tam zupełnie sam”.

Taka oto jest miłość. Czy kiedykolwiek przyszło wam do głowy, że naprawdę możecie kochać tylko wtedy, gdy jesteście samotni? Zapytacie, jakie to ma dla miłości znaczenie. Oznacza to widzenie osób, sytuacji, rzeczy takimi, jakimi są w rzeczywistości, a nie takimi, jakimi sobie wyobrażacie, że są. I reagowanie na nie w sposób, na jaki zasługują. Trudno mówić, że kochasz coś, czego nawet nie widzisz. A co nam przeszkadza, by widzieć? Nasze uwarunkowania. Nasze pojęcia, nasze kategorie, nasze przesady, nasze projekcje, etykietki, które przyjęliśmy z naszej kultury, z doświadczenia przeszłości. Widzenie jest jednym z najbardziej żmudnych przedsięwzięć człowieka, wymaga bowiem zdyscyplinowanego, czynnego umysłu.

Jednakże większość ludzi woli popaść w umysłowe lenistwo, niż wziąć na siebie trud widzenia każdej osoby, każdej rzeczy w świeżości jej chwili obecnej.

Utrata Kontroli

Jeśli chcecie zrozumiec, czym jest kontrola, wyobrazcie sobie małe dziecko, które nauczono zazywać narkotyki. W miare jak narkotyk przenika cialo dziecka, uzaleznia się ono od niego. Calym sobą domaga się narkotyku. Brak narkotyku staje się wielkim udreczeniem. Śmierć wydaje się czymś lepszym. Pamietajcie o tym obrazie - cialo uzaleznione od narkotyku. Dokladnie to wlasnie uczynilo z was spoleczenstwo, kiedy przyszliście na świat. Nie pozwolono wam cieszyc się konkretnym, wartościowym pozywieniem życia, jakim są: praca, zabawa, radosc, ssmiech, towarzystwo, przyjemności zmyślowe i umyślowe. Podano wam narkotyk, w którym zasmakowaliście. Narkotyk zwany: aprobata, uznaniem, szacunkiem.

Chcę tu zacytować wielkiego pisarza A.S.Neilla. Jest on autorem “Summerhill”. Neill twierdzi, że chore dziecko poznać można po tym, że zawsze krazy wokol rodzicow, a także po tym, że zainteresowane jest innymi osobami. Kiedy dziecko pewne jest miłości matki, zapomina o matce, wychodzi na zewnatrz i bada świat. Jest ciekawe. Szuka zaby i pakuje ja do buzi lub też wyczynia temu podobne rzeczy. Jeśli dziecko krazy wokol matki, jest to zly znak, nie czuje się bezpiecznie. Być może matka probuje pozbawic go miłości, nie dac mu tyle wolności i wsparcia, ile ono potrzebuje. Być może na wiele subtelnych sposobów grozi, że go opusści.

A więc pozwolono nam zasmakować wielu rozmaitych narkotykow: aprobaty, szacunku, sukcesu, bycia na samym szczycie, prestizu, umieszczenia nazwiska w gazecie, potegi, bycia szefem. Nauczono nas cenic sobie role kapitana zespolu, dyrygenta orkiestry itp. Kiedyśmy się już w tych narkotykach rozsmakowali, staliśmy się uzaleznieni i zaczeliśmy się bac, że je utracimy. Przypomnijmy sobie poczucie braku kontroli, przerazenie na myśl o niepowodzeniu, popełnieniu bledu, o perspektywie krytyki . Staliśmy się tchorzliwie zalezni od innych i straciliśmy wolność. Teraz inni ludzie posiadaja moc uszczęśliwiania lub unieszczęśliwiania nas. Pragniesz tych narkotykow, ale nienawidzisz cierpienia, jakie się z nimi wiaze, czujesz się calkowicie bezradny. Nie ma minuty, zebyś - świadomie czy też nieświadomie - nie dostrajal się do reakcji innych, maszerujac w rytm ich bebnów. Dobra definicja osoby przebudzonej: jest to osoba, która nie maszeruje w rytm bebnów spoleczenstwa; osoba, która tanczy taniec wydobywajacy się z jej wnetrza. Kiedy nie uzyskasz aprobaty i jesteś ignorowany, doświadczasz samotności tak nieznosnej, że czolgasz się do ludzi i zebrzesz o przynoszacy ulge narkotyk zwany wsparciem, dodawaniem otuchy, odwagi. Życie z ludzmi w takim stanie wymaga nigdy nie konczacego się napiecia. “Pieklo to inni” - powiedział Sartre. I jakie to jest prawdziwe.

Trwajac w takim stanie zalezności, trzeba być zawsze w pełnej gotowości, nigdy nie wolno pozwolic sobie na luz. Trzeba żyć tak, by zaspokoic oczekiwania. Być z ludzmi oznacza życie w hapieciu. Być bez nich oznacza udreke samotności, poniewaz brakuje ci ich. Utraciłeś zdolność widzenia ich takimi, jakimi są w rzeczywistości i adekwatnego reagowania na ich ruchy, gdyż twoja percepcja przycmiona jest potrzeba uzyskania narkotyku. Widzisz ich o tyle, o ile daja ci nadzieje otrzymania narkotyku lub stanowia grozbe jego utraty. Zawsze, świadomie czy nieświadomie, w taki wlasnie sposób patrzysz na ludzi. Czy dostane od nich to, czego chcę, czy też nie?

A jeśli nie mogą oni dostarczyc narkotyku, przestaja mnie interesowac . Zabrzmi to strasznie, ale nie wiem, czy jest tu choć jedna osoba, do której to się nie odnosi.

Wsłuchując Się W Życie

Potrzebujesz więc świadomości i pozywienia. Potrzebujesz pozywienia dobrego i zdrowego. Naucz się cieszyc solidnym pokarmem życia. Dobre jedzenie, dobre wino, dobra woda. Smakuj je. Strac rozum i dojdz do zmyślów. To jest dobre, zdrowe pozywienie. Przyjemność zmyślów i przyjemność umyślu. Poczytaj sobie dobra ksiazke, jeśli sprawi ci to radosc. Wez udział w dobrej dyskusji lub też pomedytuj. Takie zachowanie jest wspaniale. Niestety ludzie powariowali i staja się coraz wiekszymi nalogowcami, poniewaz nie potrafia cieszyc się zyciem. Siegaja więc po coraz wieksze dawki narkotyków.

W 1970 roku prezydent Carter zaapelowal do obywateli Stanów Zjednoczonych o wieksza surowość obyczajów. Pomyślałem sobie wowczas: Nie powinien apelować do nich o to, by byli bardziej surowi wobec siebie, powinni bardziej cieszyc się zyciem. Wiekszość z nich zatracila zdolność radowania się. Naprawdę sądzę, że wiekszość ludzi w krajach zamoznych utracila tę zdolność. Musza miec coraz więcej i więcej drogich gadzetow, nie potrafia czerpac radości z rzeczy prostych, jakie niesie życie. Byłem w miejscach, w których wszyscy mają dostep do najwspanialszej muzyki, można najwspanialsze nagrania nabyc bardzo tanio, jest ich mnostwo. Ale nigdy, nigdy nie widziałem, by ktoś ich słuchal. Nigdy. Są przestraszeni, nie mają więc czasu na radowanie się zyciem. Są przepracowani, predzej, predzej, predzej, predzej. Jeśli byście naprawdę cieszyli się zyciem i prostymi zmyślowymi przyjemnościami, zdziwiloby was, jakie to jest wspaniale. Musicie rozwinąć w sobie niezwykla dyscypline, podobna do tej, która posiadaja zwierzeta. Zwierzeta nigdy nie jedza więcej niż trzeba . Pozostawione w swych naturalnych warunkach, nigdy nie staja się otyle. Nigdy nie wypija ani nie zjedza niczego, co byłoby szkodliwe dla ich zdrowia. Nie spotkacie zwierzecia palacego papierosy. Biora tyle, ile potrzebuja - przyjrzyj się swemu kotu, co robi po spozyciu jedzenia, patrz, jak odpoczywa. I patrz, jak skacze, gdy przystepuje do działania, patrz na prezność jego czlonkow, zywotność ciala. Myśmy to zatracili. Zagubiliśmy w naszych umyślach, w naszych ideach i idealach, i tak dalej. I to ciagle predzej, predzej, predzej. Nosimy w sobie wewnetrzny konflikt - swoje “ja”- którego zwierzeta nie mają. Zawsze sami siebie potepiamy, wpedzamy w poczucie winy. Wiecie, o czym mówię, prawda? Mógłbym powiedzieć o sobie to, co parę lat temu powiedział mi mój przyjaciel jezuita:

    - Zabierz ten talerz pelen slodyczy, poniewaz wobec cukierków i czekolady trace swą wolność.

Odnosilo się to także i do mnie, bowiem traciłem swą wolność w obliczu najrozniejszych rzeczy, ale teraz już nie! Zadowalam się niewielka ilością rzeczy, ale ciesze się nimi bardzo intensywnie. Jeśli cieszysz się z czegoś intensywnie, potrzebujesz niewiele. Niektorzy ludzie bardzo skrupulatnie obmyślaja swe wakacje, planuja je miesiacami, a gdy już dotra na miejsce, zadreczaja się problemem rezerwacji biletu powrotnego. Robia przy tym mnostwo zdjec i pozniej pokaza ci je w albumie. Są to zdjecia miejsc, których nigdy nie widzieli, bowiem tylko je fotografowali. Jest to metafora wspolczesnego życia. Nie wiem, czy nalezy zbyt mocno bronic się przed tego rodzaju ascetyzmem. Zwolnij tempo i smakuj, wachaj, słuchaj, pozwol swym zmyślom powrocic do życia. Jeśli szukasz krolewskiej drogi do mistycyzmu, usiadz spokojnie i wsłuchaj się we wszystkie dzwieki wokol ciebie. Nie zatrzymuj się na żadnym z nich; staraj się uslyszec je wszystkie. Och, kiedy twe zmyśly zostana odblokowane, ujrzysz cuda. Jest to niezwykle ważne w procesie zmiany.

Koniec Analizy

Chcę, abyście dostrzegli roznice pomiedzy analiza i świadomością, jak też miedzy informacja z jednej strony a wgladem z drugiej. Informacja nie jest wgladem, analiza nie jest świadomością. Przypuscmy, że wszedłem tutaj z wezem pelzajacym na mym barku i zwrocilbym się do was w sposób nastepujacy:

    - Czy widzicie tego weza na moim ramieniu? Wlasnie przed moim przyjściem tutaj sprawdziłem w encyklopedii, że waz ten zwany jest zmija Russella. Jessli mnie ugryzie, umre w ciagu trzydziestu sekund. Czy mógłibyście powiedzieć mi, jak mam się pozbyc tego stworzenia?

Kto by coś takiego bredzil? Posiadam informacje, ale nie posiadam świadomości.

Albo, powiedzmy, rujnuje sobie zdrowie alkoholem.

    - Uprzejmie prosze o podanie mi sposobów i srodkow, przy pomocy których mógłbym się pozbyc nalogu.

Osoba, która by coś takiego powiedziała, nie ma świadomości. Wie, że sama siebie niszczy, ale nie jest tego świadoma. Gdyby to sobie uświadomila, nalog zniklby w tym samym momencie. Gdybym był świadom tego, jaki jest ów waz, nie strzasnalbym go z ramienia, on zostalby strzasniety. I o tym wlasnie mówię; na tym polega zmiana, o której mówię. Nie ty zmieniasz sam siebie, to nie “ja” zmienia “siebie”. Zmiana zachodzi poprzez ciebie, w tobie. Jest to najbardziej adekwatny sposób wyrazenia tego, co wtedy się dzieje. Dostrzegasz zmiane w sobie poprzez siebie, w twojej świadomości; ta zmiana po prostu się wydarza. Nie ty jej dokonujesz. Bowiem gdy ty ja realizujesz, jest to zly znak. Zmiana nie będzie trwala, ale dopóki trwa, niech Bóg ma w opiece ludzi, którzy z tobą zyja, gdyż będziesz wobec nich bardzo nieustepliwy i surowy. Nie sposób wytrzymac z ludzmi, którzy nawracaja się na bazie nienawiści i niezadowolenia wobec siebie. Ktoś powiedział: “Jeśli chcesz być meczennikiem, poslub swietego”. To przez świadomość zachowujesz delikatność, subtelność, lagodność, otwartość, elastyczność. Niczego nie wymuszasz, zmiana pojawia się sama.

Pamietam, jak pewien ksiadz w Chicago, gdzie studiowałem psychologie, mówił nam:

    - Posiadłem wszelkie informacje, wiedziałem, że alkohol mnie zabija i wierzcie mi, nic nie jest w stanie zmienic alkoholika - nawet miłość zony czy dzieci . Kocha ich, ale to go nie zmienia. Odkryłem jednak coś, co mnie zmienilo. Lezałem któregos dnia w rynsztoku, mzyl kapusniak. Otworzyłem oczy i zobaczylem, że to mnie zabija. Zobaczyłem to i nie miałem już ochoty nawet na krople alkoholu. I choć zdarzylo mi się potem troche wypic, to nigdy tak, by zaszkodzic sobie. Nie uległem alkoholowi i nie ulegne!

O tym wlasnie mówimy - świadomość. Nie informacja, ale świadomość.

Jeden z moich przyjaciol, nalogowy palacz mówił:

    - Wiesz, istnieje mnostwo dowcipów na temat palenia. Mówia, że tyton zabija, ale spojrz na starozytnych Egipcjan. Wszyscy nie zyja, a nikt z nich nie palil. -

 

Pewnego dnia, z powodu klopotcw z plucami, poszedl do naszego instytutu badań nad rakiem w Bombaju. Lekarz powiedział mu:

    - Ojcze, na plucach masz dwie plamki. Może to być rak, prosze przyjść za miesiac na powtorne badania. -

Od tego czasu nie tknal papierosa. Przedtem wiedziel, że to go zabija . Teraz był świadom, że może go to zabic. Na tym polega roznica.

Zalozyciel naszego zakonu, św. Ignacy, miał na to swietne okreslenie . Nazywal to smakowaniem i czuciem prawdy - nie znajomością jej, ale smakowaniem i czuciem. Kiedy uzyskasz poczucie prawdy - zmienisz się. Jeśli o niej tylko wiesz i jeśli jest ona wylacznie w twojej glowie - zmiana się nie dokona.

Najpierw Umrzeć

Często powtarzam, że na to, by żyć naprawdę, trzeba najpierw umrzeć. Najpierw należy wyobrazić sobie siebie w grobie, by uzyskać przepustkę do życia. Wyobraź sobie, że leżysz w trumnie, w dowolnej pozycji. W Indiach umarli mają podkurczone nogi. Zdarza się, że w tej pozycji niesie się ich na stos. Czasami jednak leżą. A więc wyobraź sobie, że umarłeś i leżysz martwy. A teraz spójrz na swoje problemy z tej perspektywy. Czyż wszystko nie ulega zmianie?

Cóż za wspaniała medytacja. Jeśli masz na to czas, powtarzaj ją codziennie. Może brzmi to niewiarygodnie, ale przywróci ci to życie. Medytację na ten temat zamieściłem w książce “U źródeł”. Zobacz, jak rozkłada się twoje ciało, zostają jedynie kości, potem proch. Ilekroć o tym mówię, ludzie oburzają się. - To wstrętne. - Ale co w tym jest takiego wstrętnego? Taka jest rzeczywistość, na miłość boską. Wielu z nas jednak nie chce widzieć rzeczywistości. Nie chce myśleć o śmierci. Ludzie nie żyją, większość z was nie żyje, jedynie podtrzymujecie swe ciało przy życiu. To jednak nie jest życie. Nie żyjecie tak naprawdę, dopóki nie będzie wam obojętne, czy jesteście żywi czy umarli. Dopiero wtedy żyjecie. Kiedy jesteście gotowi utracić życie - zaczniecie żyć. Ale jeśli zaczniecie chronić swe życie, jesteście martwi. Kiedy siedzisz na strychu, a ja mówię ci:

    - Zejdź na dół -

    możesz odpowiedzieć:

    - O nie, czytałem różne rzeczy o ludziach schodzących ze schodów. Potykają się i łamią karki, to zbyt niebezpieczne. -

Albo też nie mogę nakłonić cię do przejścia przez ulice, ponieważ mówisz:

    - Czy wiesz, ilu ludzi zostało przejechanych przechodząc przez jezdnie? -

A jeśli nie mogę spowodować, byś wychynął poza swe ciasne przekonania i poglądy i zajrzał do innego świata, to jesteś martwy, nie żyjesz; życie cię ominęło. Siedzisz w swym małym więzieniu, boisz się, tracisz swego Boga, swą religię, swych przyjaciół i wszystko. Życie jest dla hazardzistów, naprawdę. Tak mówił Jezus. Czy jesteś gotów, by je zaryzykować? Czy wiesz, kiedy będziesz gotów je zaryzykować? Wówczas gdy zrozumiesz, że to, co ludzie nazywają życiem, nie jest nim tak naprawdę. Ludzie wyznają błędny pogląd, według którego życie oznacza utrzymywanie ciała przy życiu. A więc pokochaj myśl o śmierci, pokochaj ja. Powracaj do niej ciągle. Myśl o tym, jak cudowne jest to martwe ciało, szkielet, kości obracające się w garstkę prochu. I wówczas poczujesz ulgę. Wielu z was zapewne nie wie, o czym mówię w tej chwili, nazbyt przerażeni jesteście tą myślą. Ale to wielka ulga spojrzeć z tej perspektywy na życie wstecz.

Albo odwiedźcie cmentarz. Jest to niezwykle piękne i oczyszczające doświadczenie. Patrzysz na czyjeś nazwisko i myślisz: “Żył tak wiele lat temu, dwa stulecia temu, musiał mieć te same problemy, co ja. Musiał przeżyć tyle bezsennych nocy. Cóż to za wariactwo, to nasze życie. Tak krótko żyjemy.” Pewien włoski poeta powiedział:

    “Żyjemy w blasku światła, nadchodzi wieczór, a po nim wieczna noc”. To tylko błysk, a my go marnujemy. Marnujemy go swym strachem, zmartwieniami, troskami, kłopotami.

Jeśli przeprowadzicie tę medytacje, zdarzyć się może, że po prostu zakończycie ją na poziomie informacji, ale może też się zdarzyć, iż uda wam się zakończyć ją na poziomie świadomości. I w tym momencie staniecie się nowi. Przynajmniej dopóki ten moment trwa. Poznacie wówczas różnicę pomiędzy informacją a świadomością.

Pewien zaprzyjaźniony ze mną astronom przekazywał mi niedawno niektóre fundamentalne twierdzenia z zakresu astronomii. Nie wiedziałem przedtem, że kiedy oglądam słońce, to widzę jego pozycję sprzed ośmiu i pól minuty. Tak więc nie widzimy słońca tam, gdzie ono aktualnie się znajduje, ale gdzieś indziej. Podobnie i gwiazdy, ślą nam światło sprzed setek i tysięcy lat. Kiedy na nie patrzymy, może ich tam już nie być, mogą znajdować się już gdzie indziej. Powiedział mi też, że jeśli wyobrazimy sobie galaktykę, cały Wszechświat, to nasza Ziemia byłaby zagubiona gdzieś w okolicach końca ogona Mlecznej Drogi, nawet nie w jej centrum, a każda z gwiazd jest słońcem. Zaś niektóre słońca są tak wielkie, że mogłyby pomieścić nasze Słońce i Ziemie wraz z przestrzenia miedzy nimi. Przy ostrożnym szacunku, istnieje sto milionów galaktyk! Wszechświat, o ile wiemy, poszerza się z prędkością dwóch milionów mil na sekundę. Wsłuchiwałem się w te informacje zafascynowany, a kiedy wyszliśmy z restauracji, w której spożywaliśmy posiłek, spojrzałem wzwyż i poczułem, że patrzę na życie z innej perspektywy. To jest świadomość. A więc wszystko to możesz przyswoić sobie jako zimny fakt (i będzie to informacja) albo nagle uzyskasz inną perspektywę widzenia - tego, czym jesteśmy, czym jest Wszechświat, czym jest ludzkie życie. Gdy odnajdziesz się w tej nowej perspektywie, będzie ona tym właśnie, co mam na myśli, mówiąc o świadomości.

Kraina Miłości

Gdybyśmy tak naprawdę odrzucili iluzje, wraz z tym co nam dają lub czego nas pozbawiają, bylibyśmy czujni. Konsekwencje niepodjęcia takiego działania są przerażające i nie do uniknięcia. Tracimy zdolność przeżywania miłości. Jeśli chcesz kochać, musisz na nowo nauczyć się patrzeć, a jeśli chcesz wiedzieć, musisz rzucić swój nałóg. Tylko tyle. Wyzwól się ze swej zależności. Rozerwij sieć, jaką omotało cię społeczeństwo dławiąc twe jestestwo. Musisz się uwolnić. Na zewnątrz wszystko będzie szło jak dawniej, ale pomimo iż nadal będziesz w świecie, nie będziesz już z tego świata. W głębi serca staniesz się wolny, w końcu całkowicie samotny. Twoja zależność od narkotyku całkowicie obumrze. Nie musisz iść na pustynię, jesteś pośród ludzi, ciesz się ich obecnością. Nie mają już jednak władzy nad tobą, która pozwala im uszczęśliwiać lub unieszczęśliwiać ciebie. To właśnie oznacza samotność. W takim odosobnieniu twoja zależność obumiera. Rodzi się zdolność do miłości. Nie spoglądaj już na innych jak na środek narkotycznego zaspokajania. Tylko ten, kto już tego próbował, zna okropności tego procesu. Jest jak zaproszenie do śmierci. Jest jak zabranie biednemu narkomanowi jedynej radości życia, jaką znał. Czy da się zastąpić ją smakiem chleba i owoców, czystym tchnieniem porannego powietrza, słodyczą wody z górskiego potoku? Walcząc z objawami głodu i pustką w sobie, które doświadcza teraz, gdy nie dostaje narkotyku, niczym tej pustki nie jest w stanie zapełnić. Czy moglibyście wyobrazić sobie życie, w którym wyrzekacie się przyjemności czerpanej z jednego choćby słowa uznania lub oparcia głowy na czyimś ramieniu, dodającego trochę otuchy? Pomyślcie o życiu, w którym nie jesteście emocjonalnie od nikogo zależni; tak, że nikt nie ma już mocy uszczęśliwiania lub unieszczęśliwiania was. Nie zgadzacie się na to, by potrzebować jakiejś konkretnej osoby, aby być kimś szczególnym dla kogoś, ani na to, by zwać kogoś “swoim”. Ptaki mają swe gniazda, lisy swe nory, ale ty nie będziesz miał gdzie schronić głowy w swej podroży przez życie. Jeśli kiedykolwiek dotrzesz do tego stanu, dowiesz się w końcu, co to znaczy widzieć w sposób jasny, nie zamglony lękiem ani pragnieniem. Każde słowo ma wówczas swoją wagę. Widzieć w sposób jasny i nie przyćmiony przez lęk i pragnienia. Poznasz wówczas, co to znaczy kochać. Aby jednak dojść do krainy miłości, trzeba przejść przez ból śmierci, gdyż kochać ludzi oznacza nie potrzebować ich, umrzeć dla tej potrzeby i być całkowicie samotnym.

Jak można tam się dostać? Dzięki nieustannej świadomości, poprzez nieskończoną cierpliwość i współczucie, jakie miałbyś dla narkomana. Przez rozwijanie w sobie chęci kosztowania tego, co w życiu dobre, jako przeciwwagi wobec narkotyku. Co zaś jest w życiu dobre? Umiłowanie pracy, którą lubisz wykonywać dla niej samej, umiłowanie śmiechu i bliskości z ludźmi, do których się nie przywiązujesz, nie uzależniasz emocjonalnie, choć ich towarzystwo przynosi ci radość. Dobrze jest oddać się takiemu działaniu, w które możesz zaangażować się całym sobą; działaniu, które samo w sobie przynosi ci tyle radości, że sukces, uznanie czy aprobata po prostu nie mają żadnego znaczenia. Pomocny może też okazać się powrót do natury. Porzuć tłum, idź w góry i w ciszy obcuj z drzewami, kwiatami, zwierzętami, ptakami, z morzem, chmurami, niebem i gwiazdami.

Mówiłem już wam o tym, jakim ćwiczeniem duchowym jest przypatrywanie się przedmiotom, uświadamianie sobie ich obecności wokół siebie. Trzeba mieć nadzieję, że słowa znikną, pojęcia rozpłyną się, a ty zobaczysz i wejdziesz w kontakt z rzeczywistością. Jest to lekarstwo na samotność. Zazwyczaj usiłujemy leczyć swą samotność poprzez emocjonalne uzależnianie się od innych ludzi, poprzez liczne towarzystwo i hałas. To nic nie daje. Wróć do przedmiotów, wróć do przyrody, idź w góry. Wówczas poznasz, że serce przywiodło cię na rozległą pustynie osamotnienia, że nie ma tam nikogo, kto by cię pocieszył, absolutnie nikogo.

Z początku będzie się to wydawać nie do zniesienia, ale tylko dlatego iż nie jesteś nawykły do samotności. Jeśli zdołasz wytrwać przez jakiś czas, pustynia nagle zakwitnie miłością. Twoje serce wybuchnie śpiewem. Będzie tam panowała wieczna wiosna, porzucisz narkotyk i staniesz się wolny. Pojmiesz wówczas, czym jest wolność, czym jest miłość i szczęście; czym jest rzeczywistość, prawda, czym jest Bóg. Będziesz wiedział, wiedza twa wykroczy poza pojęcia i uwarunkowania, nałogi i przywiązania. Czy pojmujesz sens tego, co mówię? Pozwól, bym zakończył ten wywód uroczym opowiadaniem.

    Był sobie człowiek, który wynalazł sztukę rozpalania ognia. Wziął więc swoje narzędzia i powędrował do pewnego plemienia żyjącego na północy, gdzie było bardzo zimno, dotkliwie zimno. Nauczył tamtejszych ludzi, jak rozpalać ogień Ludzie byli bardzo tym zainteresowani. Pokazał im, jak można wykorzystać ogień - do gotowania, ogrzewania itp. Byli tak wdzięczni, że nauczyli się sztuki krzesania ognia. Nim jednak zdołali swą wdzięczność wyrazić, mężczyzna zniknął Nie zależało mu ani na wdzięczności, ani na uznaniu. Zależało mu na tym, by im się lepiej wiodło. Następnie powędrował do innego szczepu, gdzie znowu zademonstrował wartość swego wynalazku. Tu także ludzie wykazali spore zainteresowanie, trochę zbyt duże, by mogło ujść uwadze kapłanów, którzy spostrzegli, że człowiek ten przyciąga wielkie tłumy, a oni tracą na popularności. Postanowili więc pozbyć się przybysza. Otruli go, ukrzyżowali - możecie ująć to, jak chcecie. Obawiali się jednak, że ludzie mogliby zwrócić się przeciwko nim, byli więc bardzo rozważni, a nawet podstępni. Wiecie, co zrobili? Umieścili portret tego człowieka na głównym ołtarzu świątyni. Narzędzia do krzesania ognia położono obok, a ludziom nakazano oddawać część portretowi i narzędziom do krzesania ognia, zaś oni czynili tak przez wieki. Trwał kult, ale nie było ognia.

Gdzie jest ogień? Gdzie jest narkotyk wykorzeniony z ciebie? Gdzie jest wolność? Tego właśnie dotyczy duchowość. Jest czymś tragicznym, że tracimy te sprawy z pola widzenia. Ich właśnie dotyczą słowa Jezusa Chrystusa. Ale my poświeciliśmy nadto uwagi słowom: “Panie, Panie” - prawda? Gdzie jest ogień? A jeśli kult nie daje ognia, jeśli adoracja nie prowadzi do miłości, jeżeli liturgia nie prowadzi do jasnej percepcji rzeczywistości i Bóg nie wiedzie do życia, to czemu służy religia? Poza tym ze tworzy jeszcze więcej podziałów, konfliktów i fanatyzmu? To nie z powodu braku religii - w zwykłym tego słowa znaczeniu - cierpi świat, ale z braku miłości, braku świadomości. A miłość rodzi się poprzez świadomość. Nie ma innej drogi. Nie ma. Pojmij, jakie zapory budujesz na drodze miłości, wolności i szczęścia, a wówczas one znikną. Zapal światło świadomości, a ciemności się rozproszą. Szczęście nie jest czymś, co możesz nabyć, miłość nie jest czymś, co możesz wyprodukować, miłość nie jest czymś, co możesz posiadać. Miłość jest czymś, co może cię posiąść. Nie możesz wejść w posiadanie wiatru, gwiazd lub deszczu. Nie posiadasz ich, poddajesz im się. Oddanie im może nastąpić jedynie wówczas, gdy świadom będziesz swoich iluzji, swoich nałogów, pragnień i lęków. Jak już mówiłem poprzednio, w pierwszej kolejności wielce pomocny może tu się okazać psychologiczny wgląd, ale nie analiza - analiza paraliżuje. Wgląd nie musi być analizą. Dobrze to ujął jeden z amerykańskich terapeutów: “Liczy się jedynie okrzyk: aha”. Samo analizowanie nic nie daje, dostarcza tylko informacji. Jeśli natomiast prowadzi do okrzyku “aha”, staje się wglądem. Oznacza zmianę. Po drugie, ważne jest zrozumienie swego uzależnienia. Potrzebujesz na to czasu. Niestety, ogromna ilość czasu poświeconego na przykład obrzędom lub śpiewaniu hymnów i pieśni, mogłaby być owocnie wykorzystana dla zrozumienia siebie. Wspólne obrzędy liturgiczne nie tworzą wspólnoty. W głębi serca wiecie o tym, tak jak i ja, że obrzędy te służą jedynie zamazywaniu różnic. Wspólnota tworzy się poprzez zrozumienie przeszkód, jakie stawiamy na jej drodze, poprzez zrozumienie konfliktów zrodzonych przez nasze lęki i pragnienia. W tym momencie powstaje wspólnota. Musimy zawsze mieć się na baczności, aby nie uczynić z obrzędów po prostu dodatkowej odskoczni od ważnych spraw życia. A życie nie oznacza pracy w rządzie ani bycia ważnym biznesmenem, ani zajmowania się dobroczynnością. To nie jest życie. Życie to odrzucanie wszelkich przeszkód i zanurzanie się w chwili obecnej z cala świeżością. “Ptaki (...) nie sieja i nie żniwuja, i nie zbierają do spichlerzy”... to jest życie. “Przypatrzcie się kwiatom polnym, nie pracują i nie przędą”

Zacząłem od tego, że ludzie pogrążeni są we śnie, że są martwi. Martwi zasiadają w rządach, martwi ludzie prowadza wielkie interesy, martwi ludzie nauczają innych. Obudźcie się! Ożyjcie! Obrzędy mają was przebudzić, ale są bezużyteczne. A coraz bardziej - wiecie o tym, tak samo jak i ja - tracimy młodzież. Nienawidzą nas, nie są zainteresowani tym, by dokładano im jeszcze więcej lęków i poczucia winy. Nie są zainteresowani kolejnymi kazaniami i napomnieniami. Są jednak zainteresowani nauką o miłości. Jak mogą być szczęśliwi? Jak mogą żyć? Jak mogą przeżyć te wspaniale chwile, o których mówią mistycy? Pojawia się więc tu druga sprawa - rozumienie. A trzecia - to “nieidentyfikowanie się”. Kiedy tutaj dziś szedłem, ktoś zadał mi pytanie, czy nigdy nie czuje się podle. Człowieku, czuję się teraz i czułem się tak niegdyś. Mam swoje ataki. Ale to nie trwa długo, naprawdę nie trwa. Co robię? Krok pierwszy: nie identyfikuje się z tym. Mam kiepskie samopoczucie. Zamiast się tym przejmować lub poddawać irytacji, staram się zrozumieć to, że jestem przygnębiony, rozczarowany, czy z rożnych powodów poobijany. Krok drugi: przyznaję się, że to uczucie jest we mnie, nie w innych. Na przykład nie w osobie, która nie napisała do mnie listu. Nie w świecie zewnętrznym, lecz we mnie. Dopóki myślę, że przyczyna tego stanu znajduje się na zewnątrz mnie, czuję się usprawiedliwiony w utrzymywaniu tego uczucia. Nie mogę powiedzieć, że każdy czuje w ten sposób; w rzeczywistości tylko idioci tak czują, tylko ludzie pogrążeni we śnie. Krok trzeci: jeszcze raz nie identyfikuj się z tym uczuciem. “Ja” nie jest tym uczuciem. “Ja” nie jest samotne.

“Ja” nie jest przygnębione. “Ja” nie jest rozczarowane. Rozczarowanie jest tam tylko obecne, istnieje, można je obserwować. Będziecie zdziwieni tym, jak prędko znika. Wszystko, czego jesteście świadomi, zmienia się. Zmieniają się chmury. Dokonując tej obserwacji, uzyskacie też wgląd w przyczyny, dla których chmury w ogóle się pojawiły.

Mam tu wspaniały cytat, kilka zdań, które zapisałbym złotymi zgłoskami. Pochodzą z książki A.S.Neilla “Summerhill”. Najpierw muszę objaśnić tło. Prawdopodobnie wiecie, że Neill przez czterdzieści lat pracował w szkolnictwie. Stworzył coś w rodzaju niezależnej szkoły. Przyjętym do szkoły dziewczętom i chłopcom dał całkowitą wolność. Chcecie nauczyć się czytać i pisać - dobrze, nie chcecie nauki czytania i pisania - też dobrze. - Możecie robić ze swym życiem, co chcecie, pod jednym warunkiem: nie może to w żaden sposób niszczyć wolności innych. Nie przeszkadzajcie innym w realizowaniu ich wolności, poza tym róbcie, co chcecie. Jak twierdzi, najgorsi przyszli ze szkół zakonnych. Było to oczywiście w dawnych czasach. Uczniowie ci potrzebowali około sześciu miesięcy, aby przezwyciężyć problem złości i poczucia krzywdy, które nosili w sobie i tłumili. Przez sześć miesięcy buntowali się i walczyli ze szkolnym systemem. Najwięcej kłopotu sprawiała pewna dziewczynka, która wsiadała na rower i jechała do miasta, uciekając od lekcji, od szkoły, od wszystkiego. Kiedy jednak bunt ucichł, wszyscy chcieli się uczyć; zaczynali nawet protestować, kiedy nie było lekcji. Ale uczyli się tylko tego, co ich interesowało. Zmieniali się. Na początku rodzice obawiali się posyłać dzieci do tej szkoły: Jak można ich czegokolwiek nauczyć bez dyscypliny? Trzeba ich uczyć zgodnie z programem, kierować nimi... W czym leżał sekret sukcesu Neilla? Miał do czynienia z najgorszymi dziećmi; takimi, których nigdzie już nie chciano. A w przeciągu sześciu miesięcy wszystkie te dzieci się zmieniły. Posłuchajcie, jak mówił na ten temat - wspaniale to, święte słowa:

    “Każde dziecko ma w sobie Boga. Nasze wysiłki, by je urobić, powodują, że Bóg przemienia się w diabła. Do mojej szkoły przychodzą dzieci podobne małym diablętom, nienawidzące świata, destruktywne, nie wychowane, kłamiące i kradnące, nie opanowane. W ciągu sześciu miesięcy stają się szczęśliwymi, zdrowymi dzieciakami, nie czyniącymi niczego złego”.

Te zadziwiające słowa pochodzą od człowieka, którego szkoła w Wielkiej Brytanii jest systematycznie odwiedzana przez inspektorów Ministerstwa Edukacji, przez dyrektorów i dyrektorki szkół i w ogóle wszystkich, którzy są tym dziełem zainteresowani. Zadziwiające. Człowiek z charyzmą.

Czegoś takiego nie można dokonać powielając czyjeś osiągnięcia. Żeby to osiągnąć, trzeba mieć szczególną osobowość. W wykładach dla dyrektorów szkół mówił:

    “Przyjedźcie do Summerhill, a zobaczycie drzewa w sadach uginające się od owoców, nikt ich nie obrywa; nie ma tu agresji wobec władz szkoły, dzieci są dobrze odżywione, pozbawione agresji i resentymentów. Przyjedźcie do Summerhill, a zobaczycie, że nie ma tu kalekich dzieci, które by przezywano (wiadomo, jak okrutne potrafią być dzieci wobec kogoś, kto się jąka). Nie spotkacie nikogo, kto by jąkale dokuczał. Nigdy. Nie ma w tych dzieciach agresji, ponieważ nikt wobec nich nie jest agresywny - oto przyczyna.”

Słuchajcie tych słów objawienia, świętych słów. Są jeszcze na świecie tacy ludzie. Bez względu na to, co mówią uczeni, księża, teolodzy - istnieli i nadal istnieją ludzie wolni od konfliktów, kłótni, zazdrości, wojen i wrogości! Żyją w moim kraju lub - choć to smutne - żyli do niedawna. Mam pośród jezuitów przyjaciół, którzy - jak mnie zapewniali - pracowali wśród ludzi niezdolnych do kradzieży czy kłamstwa. Jedna z sióstr zakonnych opowiadała, że kiedy pracowała w północnych Indiach, pośród pewnych wspólnot, ludzie ci nie mieli zwyczaju czegokolwiek zamykać na klucz. Nigdy niczego tam nie ukradziono ani nie kłamano - aż do czasu, kiedy pojawili się tam przedstawiciele rządu Indii i misjonarze.

Każde dziecko nosi w sobie Boga, nasze próby urobienia go przemieniają Boga w diabla.

Jest taki wspaniały włoski film w reżyserii Federico Felliniego, zatytułowany “Osiem i pól”. W jednej ze scen chrześcijański zakonnik wychodzi na wycieczkę lub piknik z grupa chłopców w wieku 8-10 lat. Idą plażą, ich opiekun zostaje z kilkoma chłopcami w tyle. Chłopcy z przodu spotykają starsza kobietę, która jest dziwką, pozdrawiają ją, na co i ona odpowiada pozdrowieniem. Pytają:

    - Kim jesteś?

    Na co ona odpowiada, że jest prostytutką.

    Nie wiedzą, co to znaczy, ale udają, że rozumieją. Jeden z chłopców wydaje się wiedzieć nieco więcej od reszty, objaśnia więc:

    - Prostytutka to taka kobieta, która robi rozmaite rzeczy, jeśli się jej zapłaci.

    - Czy zrobi to też dla nas, jeśli zapłacimy? - pytają.

    - Czemu nie - pada odpowiedz.

    Zbierają pieniądze, dają jej i pytają:

    - Czy zrobisz coś dla nas, jeśli zapłacimy?

    - Jasne, dzieciaki. Co chcecie, abym zrobiła?

    Jedyne, co im przychodzi do głowy, to prośba, aby się rozebrała. Kobieta ją spełnia. Patrzą na nią. Nigdy dotąd nie widzieli nagiej kobiety. Nie wiedza, czego żądać jeszcze, więc proszą:

    - Czy zatańczyłabyś dla nas?

    - Jasne - odpowiada.

    Gromadzą się wokół niej, śpiewają i klaszczą. Dziwka kreci tyłkiem i wszyscy bawią się doskonale. Dostrzega to braciszek zakonny. Przybiega i wrzeszczy na kobietę. Każe jej się ubrać, a narrator stwierdza:

    - W tym momencie dzieci zostały zepsute, do tej chwili były niewinne, piękne.

Nie jest to wcale rzadki problem. Znam w Indiach pewnego dość konserwatywnego misjonarza, jezuitę. Wziął kiedyś udział w prowadzonych przeze mnie zajęciach. Pracowaliśmy nad pewnym problemem przez ponad dwa dni, co wyraźnie sprawiało mu ból. Następnego wieczoru podszedł do mnie i powiedział:

    - Wiesz, Tony, nie potrafię wyrazić, jak bardzo męczy mnie ten problem, który poruszyłeś.

    - Dlaczego, Stan? - zapytałem.

    - Stawia to na nowo pytanie dręczące mnie przez dwadzieścia piec lat, straszne pytanie. Przez te lata wciąż pytałem siebie: Czy nie zdeprawowałeś ludzi czyniąc ich chrześcijanami?

Jezuita ten nie był żadnym liberałem, był ortodoksyjnym, pełnym oddania, pobożnym i konserwatywnym człowiekiem. Czuł jednak, że niszczy szczęśliwych, pełnych miłości, prostych, prostolinijnych ludzi, czyniąc z nich chrześcijan.

Misjonarze amerykańscy, którzy udali się ze swymi żonami na wyspy Mórz Południowych, byli przerażeni widząc obnażone do pasa kobiety w kościele. Ich żony nalegały, by kobiety te ubierały się przyzwoicie. Misjonarze dali im więc bluzy, by je narzuciły na siebie. W następna niedziele wszystkie kobiety pojawiły się odziane w te bluzy, ale powycinały w nich dwa otwory - dla wygody i lepszego chłodzenia ciała. To one miały racje. Misjonarze popełnili błąd.

Wróćmy raz jeszcze do Neilla. Pisze on:

    “Nie jestem geniuszem, jestem tylko człowiekiem, który odmawia kierowania każdym krokiem dziecka”.

 

A co z grzechem pierworodnym? Neill twierdzi, że każde dziecko ma w sobie Boga. Nasze wysiłki urobienia jego charakteru zmieniają Boga w diabła. Pozwala dzieciom ukształtować swe własne wartości i są one niezmiennie prospołeczne i dobre. Czy dacie wiarę? Kiedy dziecko czuje, że jest kochane (co oznacza: dziecko czuje, że jesteś po jego stronie) jest w porządku. Nie doznaje już gwałtu. Nie ma strachu, nie ma przemocy. Dziecko zaczyna traktować innych w taki sam sposób, jak samo jest traktowane. Musicie przeczytać tę książkę. To święta księga, naprawdę. Przeczytajcie ją. Zrewolucjonizowała moje życie i moje stosunki z ludźmi. Zacząłem dostrzegać cuda. Zacząłem dostrzegać wieczne niezadowolenie z siebie, jakie mi wpajano: współzawodnictwo, porównywanie się, to ciągle nie-tak-dobrze-jakby-należało itp. Możecie się sprzeciwić, mówiąc, że gdyby mnie w taki sposób nie popychano, nie byłbym tym, kim jestem. Ale czy naprawdę powinienem być tym, kim jestem? A zresztą, komu potrzebne jest to, czym ja jestem? Chcę być szczęśliwy, chcę być świętym, pełnym miłości, spokoju, chcę być wolny, chcę być człowiekiem.

Czy wiecie, jakie są przyczyny wojen? Ich źródłem jest projekcja konfliktów wewnętrznych na zewnątrz. Wskażcie mi osobę, która nie nosi w sobie wewnętrznego konfliktu, a ja pokażę wam osobę wolną od przemocy. Będą w niej konflikty, ale pozbawiona będzie nienawiści. Jeśli już podejmuje jakieś działania, działa jak chirurg, jeśli działa, to działa jak pełen miłości nauczyciel wobec niedorozwiniętych umysłowo dzieci. Nie obwinia ich, stara się je zrozumieć, ale podejmuje działanie. Z drugiej strony, kiedy przystępujesz do działania pełen nieukierunkowanej nienawiści i agresji, zwielokrotniasz szansę błędu. Próbujesz ugasić ogień za pomocą benzyny. Próbujesz przeciwdziałać powodzi dolewając wody. Powtarzam słowa Neilla:

    “Każde dziecko ma w sobie Boga. Nasze wysiłki zmierzające do urobienia jego charakteru, zmieniają Boga w diabla. Dzieci przychodzące do mojej szkoły, to małe diablęta, nienawidzące świata, destrukcyjne, niewychowane, kłamiące, kradnące, nieokrzesane. Po sześciu miesiącach są szczęśliwymi, zdrowymi dziećmi, nie czyniącymi zła. Nie jestem geniuszem, jestem tylko człowiekiem, który porzucił chęć kierowania każdym krokiem dziecka.

    Pozwalam im stworzyć własne wartości, a wartości te nieodmiennie są dobre i prospołeczne. Religia, która ma produkować dobrych ludzi, tworzy ludzi złych, a religia zwana wolnością czyni ludzi dobrymi, ponieważ usuwa wewnętrzny konflikt (dodałem słowo wewnętrzny), który przemienia ludzi w diabły”.

 

Neill pisze także:

    “Pierwsza rzeczą, jaka robię, kiedy jakieś dziecko przybywa do Summerhill, jest zniszczenie jego sumienia”.

Zakładam, że prawidłowo rozumiecie to, o czym mówi Neill.

Ja wiem. Nie potrzebujesz sumienia, kiedy jesteś świadomy, nie potrzebujesz sumienia, kiedy jesteś wrażliwy. Nie uciekasz się wtedy do przemocy, nie jesteś przepełniony strachem. Zapewne sądzicie, że jest to ideał nieosiągalny. No cóż, przeczytajcie tę książkę. Spotykam wszędzie osoby, które nagle poznały tę prawdę: korzenie zła są w tobie. Kiedy to wreszcie zrozumiesz - przestaniesz tyle od siebie żądać, tak wiele po sobie się spodziewać, zmuszać się, by rozumieć. Dbaj o siebie, dostarczaj sobie pełnowartościowego dobrego pokarmu. Nie myślę tu tylko o jedzeniu: myślę o zachodach słońca, o przyrodzie, o dobrym filmie i dobrej książce, o pracy dającej radość, o dobrym towarzystwie i... miejmy nadzieje, że uda ci się przełamać swoje uzależnienie od uczuć innych.

Jakiego rodzaju uczucia doznajesz, gdy zdarza ci się obcować z naturą albo kiedy pochłonięty jesteś pracą, która cię fascynuje? Albo kiedy, tak naprawdę - w atmosferze otwartości i bliskości - rozmawiasz z kimś, czyje towarzystwo sprawia ci radość, choć wzajemnie nie uzależniacie się od siebie? Jakiego rodzaju uczucia wówczas żywisz? Porównaj te uczucia z tymi, które pojawiają się w tobie, gdy zwycięsko wychodzisz z jakiejś kłótni, wygrywasz wyścig, stajesz się popularny lub kiedy wszyscy ci przyklaskują. Te ostatnie uczucia nazywam ziemskimi. Poprzednie nazywam uczuciami duszy. Wielu ludzi zdobywa świat zatracając swą dusze. Wielu ludzi wiedzie puste, bezduszne życie, ponieważ karmią się popularnością, uznaniem, pochwala: “Ja jestem O.K.”, “ty jesteś O.K.”, “spójrzcie na mnie! “, “zwróćcie uwagę na mnie! “, docencie mnie!”. Rządzenie, siła, zwycięstwo w wyścigu. Czy i ty się tym karmisz? Jeśli tak, to jesteś trupem. Zatraciłeś duszę. Posilaj się czymś innym, pożywniejszą substancją. Wtedy ujrzysz przemianę. Czyż osiąganie tego celu nie uczyniłem zadaniem całego twego życia?

Posłowie

Anthony De Mello S. J. jest zarazem znany i nieznany w Polsce. Wydano prawie wszystkie jego książki (Śpiew ptaka, Verbinum, 1989; Sadhana - Ścieżka do pana Boga, Verbinum 1989; U źródeł, WAM, 1991, Minuta mądrości, WAM, 1991), choć dystrybucja ich była dość istotnie zawężona. Nie każdy zainteresowany zawartą w nich problematyką mógł po nie sięgnąć. Podobny los, choć w mniejszym stopniu, dotknął Thomasa Mertona. Ze szkodą dla życia duchowego Polaków obydwaj autorzy nie weszli do głównego obiegu czytelniczego w stopniu, na jaki zasługują. A ich książki to niewątpliwie bestsellery.

Anthony de Mello, jezuita, urodził się w 1931 roku w Bombaju, ukończył studia filozoficzne, teologiczne i psychologiczne. W pracach swych łączył tradycyjna mistykę europejska - szczególnie hiszpańską - z filozofia i mistyką Wschodu. Wykorzystywał swe psychoterapeutyczne umiejętności w pracy duszpasterskiej. Wykraczał zdecydowanie poza tradycyjne metody psychoterapeutyczne wchodząc w obszar psychologii duchowości. W jego wypadku było to absolutnie uzasadnione. Był on bowiem w większym stopniu przewodnikiem duchowym niż psychoterapeuta. W pełni zasłużył na miano jezuickiego guru - jakże niekonwencjonalnego! Zmarł nagle w 1987 roku.

Przebudzenie jest zbiorem rekolekcji wygłoszonych przez Anthony'ego de Mello, których nie zdążył już zredagować. Dokonał tego jego współpracownik i spadkobierca J. Francis Stroud. Nie dziwmy się, że mają one taka, czasem może irytującą, formę. Pozornie nieuporządkowane myśli, wątki wielokrotnie powtarzane oddają najlepiej spontaniczność jego wypowiedzi. Niekiedy dość dowolnie cytuje słowa z Pisma Świętego czy słowa mistyków lub filozofów. Polski Wydawca tam tylko, gdzie ze stuprocentową pewnością mógł zidentyfikować cytowany fragment, przytacza polskie tłumaczenie odnośnego tekstu. W pozostałych przypadkach tłumaczono słowa de Mello. Postąpiliśmy tak, wychodząc z założenia, iż o wiele ważniejsze w tych rekolekcjach jest ich znaczenie dla przemiany duchowej czytelnika niż wierność tekstowi, na jakim Autor prowadzi swoje rozważania. Uzasadnia to pięknie de Mello w przypowieści, jaką przedstawił w Śpiewie ptaka.

Dialog pomiędzy nowo nawróconym ku Chrystusowi a jego niewierzącym przyjacielem:

    - Tak więc nawróciłeś się ku Chrystusowi?

    - Tak.

    - W takim razie na pewno dużo o Nim wiesz. Powiedz mi, w jakim kraju się narodził?

    - Nie wiem.

    - Ile miał lat, gdy umarł?

    - Nie wiem.

    - Wiesz przynajmniej, ile kazań wygłosił?

    - Nie wiem.

    - Prawdę mówiąc, wiesz bardzo mało jak na człowieka, który twierdzi, że nawrócił się ku Chrystusowi.

    - Masz racje. Wstydzę się, że tak mało o Nim wiem. Ale jednak coś o Nim wiem.

    Przed trzema laty byłem pijakiem. Miałem długi. Moja rodzina rozpadała się. Moja żona i dzieci bały się moich nocnych powrotów do domu. A teraz przestałem pić, nie mam długów, nasz dom jest szczęśliwym domem, dzieci z tęsknotą wypatrują co wieczór mojego powrotu. Wszystko to zrobił dla mnie Chrystus. I to jest to, co wiem o Chrystusie.

Znać naprawdę, znaczy zostać przemienionym przez to, co się zna.